Poprzednie częściZielona herbata #1

Zielona herbata#2

Stoję w miejscu i nie wiem co robić. Zaczynam rozglądać się w około. Idę kilkanaście metrów dalej. Widzę bijący po oczach podświetlany szyld małej kawiarni.

Wpadam do środka. Wydaje się być to przytulne miejsce. Zdejmuję kurtkę i siadam przy stoliku.

- Coś podać ? – zapytał wysoki szatyn , niewiele starszy od mnie

W sumie mam jeszcze sporo czasu. Może przez ten czas wyszukam w necie gdzie jest ta cholerna szkoła.

- Tak, poproszę zieloną herbatę

Kelner uśmiechną się po czym odszedł wolnym krokiem.

Połączyłam się z Internetem. Działał trochę wolno, ale trudno. Wpisałam nazwę szkoły. Po chwili wiedziałam mniej więcej gdzie się znajduje.

Tym razem podeszła do mnie kelnerka, która postawiła na moim stoliku filiżankę pełną gorącej herbaty. Pociągnęłam pierwszego łyka.

Cały czas myślałam o tym co mnie dzisiaj czeka. Mogłabym przysiąc , że myślałam o tym tylko chwilkę. A jednak upłynęło już 25 minut.

Poszłam zapłacić, wzięłam kurtkę i zaczęłam ją wkładać. Nagle miną mnie ten chłopak, który przyjął ode mnie zamówienie. Już otwierał drzwi, kiedy kobiecy głos wydobywający się z zaplecza zawołał:

- Oliver!

Chłopak odwrócił się.

- Tak mamo? – odpowiedział kobiecie

- Zapomniałeś kanapek - oznajmiła

- Mamo to nic kupiłbym coś na mieście – odrzekł chłopak

- Tak, nawet o tym nie myśl. Ja już widzę co ty byś kupił. Najpewniej jakieś Fast foody

- Mamo …

- No już. Idź do kuchni!

Chłopak poszedł, a kobieta zaczęła coś pisać.

Wzięłam torbę i wyszłam. Stałam przed kawiarnią. Po deszczu nie było śladu. Słyszałam otwieranie drzwi. Chłopak wyszedł i zaczął sprawdzać coś w telefonie. Stałam nieopodal i szukałam czegoś w torbie.

Przechyliłam ją i niefortunnie wypadło mi kilka drobiazgów. Łącznie z planem lekcji. Zaczęłam zbierać to wszystko z mokrego jeszcze chodnika. Byłam tak tym zajęta ,że nawet nie zauważyłam, że plan lekcji wypadł z zeszytu i poleciał wraz z wiatrem.

- Chyba ta herbata nie postawiła cię na nogi – zauważył chłopak

Nie podnosząc głowy zbierałam rzeczy. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać. Kto w ogóle coś do mnie powiedział. Głos wysoko osadzony i męski. Chyba gdzieś go słyszałam.

Podniosłam głowę, a moim oczom ukazał się pochylony nade mną chłopak . Dał mi zeszyt.

- Więc jak ? – zapytał

- Co jak odpowiedziałam zdziwiona ?

Chłopak uśmiechną się i odpowiedział.

- Pytałem się czy ta herbata postawiła cię na nogi. Bo wydajesz się roztargniona…

- Aaa tak trochę mi pomogła – odpowiedziałam zdziwiona

Gdy pozbierałam już wszystkie rzeczy, wstałam.

Chłopak patrzył na mnie. Wciąż się uśmiechał.

- Coś nie tak ? – zapytałam

- Nie nie tylko masz liścia we włosach.

- Co ? Jak to możliwe? – zdziwiłam się i machałam rękami wokół głowy, próbując wyciągnąć liścia.

- Poczekaj – powiedział chłopak

Sięgną ręka we włosy dziewczyny i po chwili pokazał piękny klonowy liść.

- Dzięki – powiedziałam

- A tak w ogóle to jestem Oliver

Podał mi rękę.

- Mam na imię Jane – odpowiedziałam

- Jane ? ładne imię – zauważył

- Takie sobie

- Gdzie idziesz ? – zapytał Oliver

- Do szkoły – odpowiedziałam po czy nerwowo wyciągnęłam telefon, aby sprawdzić godzinę.

- Coo ?!! - zdenerwowałam się.

Zauważyłam, że jest za piętnaście ósma. No super, nie ma jak moje szczęście. W piętnaście minut mam znaleźć tą szkołę, odnaleźć szatnię i trafić do klasy.

- Ok muszę lecieć – rzuciłam szybko i odeszłam

Szłam zgodnie ze wskazówkami z Internetu. Zatrzymałam się . W sumie to dlaczego by nie zapytać kogoś o to gdzie jest ta moja nowa szkoła.

Kolejna osoba nic nie wiedziała. Weszłam w wąską uliczkę. Ściany całe były wymalowane kolorowym grafiti , na ziemi porozrzucane butelki i niedopałki papierosów. Przeszłam kilka kroków. Zobaczyłam grupkę chłopaków gdzieś po dwudziestce ubranych w szerokie dresy. Palili coś. Momentalnie chciałam zawrócić. Jednak jeden z nich zawołał:

- Ej maleńka. Czego tu szukasz ??

Kretyn – pomyślałam. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść szybkim krokiem.

Pięknie za osiem ósma . Ale w końcu znalazłam tą szkołę. Ciekawe czy są tu zajęcia wychowania fizycznego, gdyż patrząc na taką ilość schodów wydają się być nie potrzebne.

Weszłam. Wystrój trochę stary, ale ok. Zastanawiające… taka duża szkoła , a nie widać żywej duszy.

- Cholera!

Jest już po dzwonku no super. Idę długim korytarzem. Szukam szatni. Na ławce siedzą jakieś dziewczyny. Widać , że damulki, ale może mi pomogą. Zbliżam się , a one głośno rechoczą. Strasznie się gapią i zaczynają szeptać coś między sobą. Obgadują mnie i nawet nie szczególnie się z tym kryją. Żałosne. Muszę poradzić sobie sama.

Mija chwilka. W granatowym fartuchu krząta się rudowłosa kobieta. Dobrze, że ją spotkałam. Po chwili jestem w szatni . Otwieram torbę żeby zobaczyć w jakiej Sali mam lekcję.

- Nie tylko nie to !

Nie mam planu. Z tego co pamiętam to pierwsza była matma. Ale gdzie to nie mam pojęcia. Wychodzę na korytarz. Zastanawiam się co teraz. Podchodzę do okna . Opieram się o parapet.

Słyszę za mną jakiś oddech. Nieśmiało odwracam się. To on… To ten Oliver. Trzyma w ręce mój plan. Daje mi go i każe szybko iść do klasy. Wskazuje mi drogę. A potem znika.

Wpadam do klasy z piętnasto minutowym spóźnieniem. Widzę około dwudziestu osób. Silver gapi się na mnie. Ale nie tylko ona. Każdy się gapi. Spoglądam w kierunku biurka nauczyciela. Siedzi na nim stara kobieta. Oczy ma zawistne, a głowę siwą. Zsuwa okulary i mówi:

- Kim ty jesteś?

- Jane …….

- Ach tak to ty miałaś dołączyć to klasy. No już siadaj na co się gapisz?! I jeszcze raz spóźnij się na moją lekcję to pogadamy inaczej!

Od razu wydała mi się jędzą. Siadam z tyłu. To nienormalne. Każdy siedzi z przodu. Jak oni mogą. Przecież ta baba jest straszna. Siadam w pustej ławce. Po drodze napotykam sarkastyczny uśmieszek Silver – tej czarnej małpy.

Mój spokój trwał zaledwie 10 minut. Nagle słyszę. …… do tablicy!

Nie tylko nie to ta starucha mnie zabije. Podchodzę. Biorę do ręki kredę. Piszę przykład. Nie umiem tego zrobić. Stoję tam chwilę. Czuję ,że wszyscy się gapią. Zapewne tak jest. Pani Donovan – bo tak nazywa się nasza matematyczka wyrywa mi kredę z ręki i każde usiąść. Wracając do ławki słyszę komentarze ,że przez takie jak ja traci się lekcje. W myślach uzmysławiam sobie, że matematyki nie cierpię od zawsze a tej baby od dzisiaj.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania