Gołodupce - O nauce języka angielskiego

Pod wieczór się przebudzili, najpierw wiedźma Malina. Otwarła lewe oko, potem prawe.

- A co wy tak śpią? – zawołała. – Roboty nie mają żadnej? Banię przygotować, drewna porąbać! Kola, lekcje ty aby odrobił?

- Nie było czasu, babciu – wyjąkał Kola, wybudzony z miłego snu po obiedzie.

- To już do zeszytów! Bo cię stary McDonald rózgą spierze!

Koli nie trzeba było powtarzać. Zerwał się z ławy, pomknął do sieni po rzucony tam plecak z zeszytami i po chwili rozłożył się na stole z zeszytami.

- O rany… - wyjęczał. – Obrazki stu warzyw i nazwy każdego z nich… Ten John McDonald przesadza!

- Sto warzyw? Po angielsku? – zdziwił się Mitia. – Myśmy mieli ostatnio warzywa. Dziesięć. Więcej pani nie znała.

- Nie ma stu warzyw! – odparł pewnie Dima. – To niemożliwe!

- Tak? To zobacz!

Kola wyciągnął ku niemu kilka plansz z podpisanymi obrazkami.

- Faktycznie, jest sto – Dima szybko policzył obrazki. – Że też tyle ludzie wymyślili! Co tam, naucz się marchewki i ziemniaków, a reszta nieważna!

- Zgłupiałeś? – Kola spojrzał na niego wstrząśnięty. – Ja swój tyłek lubię, do jutra wykuję wszystkie na blachę!

- Co to jest miechunka? A kiwano? A to wygląda jak ufo! – Mitia wskazał na obrazek patisona.

- No dobra, chłopaki, ja zaczynam się uczyć – mruknął Kola. – Wieczorem przychodzą chłopaki do bani, to sobie powtórzymy.

- Biedak – mruknął Dima. – Jak dobrze, że my nie musimy tego kuć…

- Jak nie! – wrzasnęła Malina. – Hujek nie będzie nieukiem! Siadać i uczyć się razem z Kolą! Jutro was zapisuję do szkoły! Dżonny nie będzie się przejmował waszym nieuctwem!

- Dżonny? – zdziwił się Mitia.

- Mister John McDonald – odparła Malina. – Wasz nauczyciel. A mój dawny uczeń. Zagląda do mnie czasami.

Kola tylko pokiwał głową. Chcąc nie chcąc, całą trójką zabrali się za naukę angielskiego. Matma okazała się prosta, z zadaniami nie mieli problemu. Z polskiego tylko opowiadanie do przeczytania. Malina wymogła, aby przeczytali na głos.

- Głupie – skomentowała. – Czemu nie dają wam prawdziwej literatury?

- No widzisz, mateczko, a my musimy to znosić – westchnął Mitia.

- Mitia to w ogóle jest analfabeta – Dima wykorzystał okazję, aby dogryźć bratu. – Pani z biblioteki za karę daje mu co tydzień nową książkę do przeczytania.

- O właśnie! – zawołał Mitia. – Tak szybko wyjechaliśmy, że nie zdążyłem oddać książki. Można by ją wysłać do biblioteki?

- Pokaż ty mi ją – zażądała Malina.

Po chwili zerkała z niedowierzaniem na trzymany w ręku tom.

- Kubuś wydał pamiętniki? Niemożliwe! Przecie on nieskory do pisania!

- Yyy… Wydaje mi się, że to pan Andrzej wymyślił taką postać – odparł Mitia. – Fajne to jest! Przeczytałem w pół nocy! A pani nie chciała mi jej dać, bo to tylko dla starszych!

- No ba, Kubuś ma ciekawe życie… - westchnęła Malina. – Może kiedyś zajedziem do niego.

- To mateczka go zna? – zdziwił się Mitia. – To nie jest wymyślona postać?

- Poznałam go kiedyś – przyznała Malina. – Jego kompan, Semen, smolił do mnie cholewki przed laty. Oj, to były czasy…

- Ty to przeczytałeś? – Dima patrzył się wstrząśnięty na gruby tom. – I to tylko w pół nocy? Ty czytałeś te wszystkie książki, które dostawałeś co tydzień?

- No… czasami wymieniałem książkę po jednym dniu, gdy zdążyłem przeczytać – przyznał Mitia.

- Nie znam ciebie! – wrzasnął Dima. – Odsuń się ode mnie! To może być zaraźliwe!

Demonstracyjnie przesiadł się na drugi koniec stołu.

Powrócili do wkuwania angielskich nazw warzyw.

Pod wieczór przyszło paru dalszych kuzynów, jak określiła ich wiedźma Malina.

- To jest Sasza, a to Szura – Kola przedstawił dwóch identycznych przedstawicieli rodu Hujków. – A to ich młodszy brat Misza, ale chodzi z nami do jednej klasy.

- Taki zdolny? – zdziwił się Dima.

- Nie, w tym samym roku się urodził, tylko Sasza i Szura w styczniu, a Misza w grudniu.

- Poznaliśmy się wczoraj na wieczorku – Misza wyciągnął rękę.

- Yyyy… - Tylu was było, że nie zapamiętałem – przyznał Mitia.

- No, chłopaki, idźcie do bani – przerwała im Malina. – Tu macie szarlotkę – wcisnęła Dimie wielką blachę ciasta, po czym wcisnęła Mitii wielki gar, i jeszcze mały Koli.

- Co to jest? – zaciekawił się Mitia na widok złocistych krążków.

- Krążki cebuli. Smażone. I do tego sos farmerski – wskazała na drugi garnek. – Chłopcy amerykańscy to lubią. A wy macie mleko – podała Saszy kankę pełną białego płynu. – No, już zmiatajcie do bani, nie pałętać mi się po chałupie.

Poszli na koniec sadu. W bani w pierwszej izbie było tak gorąco, że momentalnie zrzucili z siebie wierzchnie ubrania. Dima i Mitia pozostali w samych bokserkach. Kola i nowi goście… Sasza, Szura i Misza, jak się okazało, nie nosili bielizny.

Przez chwilę siedzieli w ciszy, skrępowani sobą nawzajem. Patrzyli na rozłożone na stole tablice z obrazkami warzyw, na jadło, które dała Malina, ale nie wiedzieli, co powiedzieć.

- Wy to tak… zawsze? – przełamał ciszę Mitia.

- Tak, czyli jak? – wyszeptał któryś z bliźniaków.

- No tak… bez gaci chodzicie. To trochę… dziwne?

- To są Gołodupce – odparł Misza. – Tutaj wszelkie spodnie i gacie spadają zawsze, a skoro pod długą koszulą nie widać… to po co ciągle podciągać?

- To czemu siedzicie jak skamieniali?

- Bo wy tak… miastowo – odparł Misza czerwieniąc się. – W eleganckich bokserkach z Kaczorem Donaldem… nie chcemy wyjść na wieśniaków…

- A, to… - Mitia zerwał z siebie bokserki i rzucił na drzwi. – Spoko! Ja ich nie lubię! Tylko mój starszy brat jest wstydliwy!

- Nie jestem wstydliwy! – oburzył się Dima. – Tylko dobrze wychowany! To, że mnie namówiłeś do biegu na golasa po osiedlu, nie znaczy, że będę wszędzie pokazywał się bez gaci! Mam swój rozum i godność człowieka!

- Na dupiaku też ściągasz! – odparł Mitia.

- Dupniak to co innego! – zaperzył się Dima. – Dupniak to… to… to DUPNIAK!

- Gracie w dupiaka? – ucieszył się Sasza.

Po chwili majty Dimy poszły w kąt. Perfekcyjnie zgadł, że dostał pasem od Koli. Po parunastu minutach to Kola płakał, oparty o stół.

- Zawsze przegrywam w dupniaka! Zawsze! – jęczał.

- No dobra – odezwał się Mitia, próbując pocieszyć kolegę. – Mateczka dała nam jakieś krążki. Jemy?

Krążki cebulowe okazały się niespodziewanie dobre. Zżarli cały przygotowany garnek.

- A czemu z całego grona chłopaków tylko wyście przyszli? – zapytał nagle Dima.

- My są kuzyni z Kolą – odezwał się Sasza.

A może Szura?

- Nasza mama i mama Koli to dwie siostry – dodał drugi bliźniak.

- I dlatego nie boi się nas puszczać do babci Maliny – uzupełnił ten pierwszy.

- Nie boi? – zdziwił się Dima.

- To przecież najpotężniejsza wiedźma we wsi! – zawołał jeden z bliźniaków.

- Ale wiadomo, że wiedźma nie zrobi krzywdy swoim dzieciom – dodał drugi.

- Ani praprawnukom – uściślił pierwszy.

- Więc nasza mama nie boi się nas puszczać tutaj – uzupełnił Misza. – Wie, że pod opieką Maliny nikt nas nie skrzywdzi. Dawaj to ciasto! I te tabelki dla McDonalda!

Przez chwilę opróżniali blachę szarlotki, powtarzając sobie angielskie nazwy stu warzyw.

- No to czas na banię – zawołał Kola, gdy opróżnili całą blachę.

- Przecież… jesteśmy w bani – zdziwił się Dima.

- To tylko przedsionek – odparł jeden z bliźniaków. – Cuda dzieją się po drugiej stronie drzwi.

Otwarł drzwi oddzielające ich od drugiego pomieszczenia. Uderzyła ich fala rozgrzanego do czerwoności powietrza.

Mitia chciał ruszyć do środka, ale zamarł bez ruchu. W drugim pomieszczeniu, przy piecu pełnym rozżarzonych, czerwonych kamieni stał starzec, odziany wyłącznie w filcową czapeczkę. Mitia był pewien, ze go gdzieś widział wcześniej. Ale gdzie?

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Trzy Cztery dwa lata temu
    Fajnie piszesz. Dobra lektura. Czytam kolejne części.
    (Co do cholewek - chyba raczej smalić niż smolić).
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Dzięki.

    A co do cholewek... Pytanie czy smalił czy smolił (https://nck.pl/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/smalic-cholewki,c,50028) :-)

    Choć kiedyś i Malina była młoda, więc kto wie...
  • Trzy Cztery dwa lata temu
    Domenico Perché, obstawiam, że jednak smalił. Wypowiedź Twojej bohaterki nie nosi znamion drwiny, a ma charakter zwykłego, sentymentalnego wspomnienia o Semenie, chłopaku, który zabiegał o jej względy. Ale to Ty decydujesz!
    Dzięki za namiary na ciekawie przedstawiony temat:)
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Trzy Cztery Masz rację, Semen by smalił cholewki, o smolenie bym bardziej podejrzewał Jakuba.
  • Bożena Joanna dwa lata temu
    Sto słówek w jeden wieczór, podobno nasz mózg na blachę może opanować tylko dziesięć. Zastanawia mnie, kim jest starzec odziany w czapeczkę...
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Pytanie, czy to było zadane z dnia na dzień... Ale owszem, trudne. Nawet po polsku sporządzić listę 100 warzyw nie jest łatwo...

    A o starcu będzie...
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Trudno zachęcić dzieci do nauki. Fajne, chociaż pomysł bardziej na krótszy tekst. Pozdrawiam 5
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Może to kiedyś pociacham trochę inaczej.

    Na razie staram się dojść do Wigilii Bożego Narodzenia. Tylko wstęp mi się rozrósł...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania