Gołodupce - O tym, jak wygląda obejście gospodarstwa wiedźmy Maliny
Za chałupą z jednej strony ciągnął się stary sad. Mimo zimy, w resztkach trawy pasły się swobodnie kozy. Co chwilę któraś próbowała pyskiem zagarnąć gałązkę i obgryźć. Jeśli dobrze widzieli, to sad wychodził z jednej strony na cmentarz, z drugiej przechodził w las. Nie szli do samego końca, ale zdumiał ich wielkością. Z drugiej strony, odgrodzony płotkiem, był ogród. Większość grządek była równo przekopana, ale gdzieniegdzie sterczały różnorodne rośliny.
- Mateczko, macie zimą warzywa w ogródku? – zdziwił się Mitia. – Przecież tu na wschodzie jest większy mróz jak u nas!
- A co ty tam w mieście wiesz o uprawie ogródka? – zdziwiła się Malina.
- Zapisałem się do kółka ogrodniczego w szkole – z dumą pochwalił się Mitia. – Pan mówił, że wysiejemy na wiosnę rzodkiewki i sałatę i szczypiorek, ale że zimą nic nie urośnie.
- No to pan wszystkiego nie wie – uśmiechnęła się Malina. – A ty – zwróciła się do bliźniaka – też jesteś w tym całym kółku ogrodniczym?
- Też się zapisałem – potwierdził Dima – ale szybko się zorientowałem, ze pan ściemnia, i się wypisałem.
- Naprawdę? – zdumiała się Malina, patrząc na niego podejrzliwie…
- No… - potwierdził Dima czerwieniąc się. – Mieliśmy też różne podejście co do obcinania malin…
- A jakież to można mieć różne podejście? – zdumiała się Malina. – Toż to stare pędy się wycina, a młode zostawia, co w tym można zepsuć?
- Takie były przy płocie od strony boiska – przytaknął Mitia. – A pan kupił też takie inne, co trzeba je całe wycinać co rok, i posadził z drugiej strony od strony Orlika… No i mieliśmy pójść i obciąć te nowoczesne, a Dima poszedł pod boisko i obciął te stare zupełnie. No i pan go wyrzucił.
- Dobrze, żeście mi przypomnieli – stwierdziła Malina, gdy już przestała się śmiać. – Maliny trza przeciąć – wskazała pas krzaczorów oddzielających ogródek od lasu. – Ale starannie, tylko stare pędy wycinamy. I wszystkie patyki staranie zbieramy i układamy przy chałupie, będą do wędzenia.
- Wędzenia? – zdziwił się Mitia. – Mówiłaś, że nie jadasz mięsa.
- Sery wędzę.
- Sery? – zdziwił się Dima. – To tak można?
- Wielu was jeszcze rzeczy nauczę…
- Czy to brukselka? – Mitia wskazał na dziwne warzywo, pokryte zielonymi kuleczkami. – Myślałem, że to zwykła kapusta jest, tylko zanim dorośnie…
- Nie znasz się, a jesteś w kółku ogrodniczym – Dima wydął wargi z pogardą.
Sam też pierwszy raz w życiu widział rosnącą brukselkę, ale wolał się nie przyznawać.
- Tam zobacz, jaka duża sałata u mateczki pod płotem – wskazał palcem.
- To chrzan – sprostowała Mateczka. – A to? – wskazała na dziwne, zielono – fioletowe rośliny o mocno powykręcanych liściach.
- Coś się zepsuło? – zasugerował cicho Dima.
- To jarmuż! – roześmiała się Malina. – Czego oni w mieście was uczą?
- Zepsuł się? – nie zrozumiał Mitia. – Mamy powyrywać i rzucić kozom? Chyba od tego nie zdechną?
- Kozy? Z radością by cały pożarły – rzucił jakiś szesnastoletni z wyglądu chłopak, nadchodzący z Pintinio z tyłu ogrodu.
- Ja już zabieram kozy i będę szedł. Jutro spróbuję zajść z kolejnymi – szybko pożegnał się Brazylijczyk.
- Sierioża, to weź chłopaków i pokaż im resztę obejścia, ja muszę zabrać się za obiad – mruknęła Malina i zawróciła do chałupy.
- Ty jesteś Sierioża? – zdziwił się Mitia, gdy zostali sami. – Malina mówiła, ale myślałem, że będziesz okropnie stary, ze sześćdziesiąt lat…
- Głupi jesteś – wytknął mu Dima. – To jasne, że ma tylko tak samo na imię, jak ten brat mateczki, o którym opowiadała.
- To żem ja – potwierdził Sierioża. – Mam osiemdziesiątkę. Chyba.
- Niemożliwe! Wyglądasz na szesnaście! – wrzasnął Dima. – Nie dam się oszukać!
- Tyle żem miał, gdy mnie Krampus porwał, i gdy mnie zwrócił, tożem miał tyle samo z wyglądu. I od tamtejszego dnia nie postarzał się ja ani o dzionek.
- Jak było u Krampusa? – zainteresował się Dima. – Wieczna młodość, to jest to!
- Nic żem nie spamiętał – skłamał płynnie Sierioża. – Nawet żem nie wiedział, że więcej jak noc minęła, gdy mnie do kosza wsadził. Wsadził i wyjął, a tu lato dookoła! I matuchna mi mówi, że ćwierć wieku mnie nie było!
- To i tak nieźle – ocenił Dima. – Za wieczną młodość, co to jest tych pare lat…
- Nikt więcej nigdy nie wrócił – smutnym głosem dodał Sierioża. – A co rok ze dwóch czy trzech porywał, aż się wszyscy nauczyli, że trza być wyspowiadanym na Wilię, bo to jedyna obrona. Chodźcie, pokażę wam banię – zmienił temat.
Ruszyli przez sad na tyły obejścia.
Dima się czujnie rozglądał.
- A gdzie ten słynny kozioł, najlepszy w całej wsi? – zapytał w pewnym momencie.
- Pewnie gdzieś polazł – wzruszył ramionami Sieroża. – Kto go tam upilnuje…
Na skraju między sadem a lasem stała maleńka drewiana chałupka.
- Ty tu mieszkasz? – zaciekawił się Mitia.
- W bani? Ino bannik mieszka – odparł Sierioża. – Bani nie widzieliście nigdy?
- U nas bania to taka beczka – wzruszył ramionami Dima.
- I niektórzy tak mówią na dynię. Albo na głowę – uzupełnił Mitia.
- A to jest prawdziwa nasza bania. Czarna bania, najlepsza ze wszystkich – pochwalił się Sierioża, otwierając drzwi.
Pierwsze pomieszczenie, sionka, zastawione było ławami wokół, po środku stół, i kilka haków na odzież wbitych w ścianę. Wisiał tu czyjś stary filcowy kapelusz i ze dwie miotełki z brzozy. Dima zajrzał do drugiego pomieszczenia i zamarł.
- CO tam jest? – wrzasnął Mitia, przepychając się przez brata.
Spojrzał i rzucił się na ziemię z zachwytem w oczach.
- Sauna – wyszeptał niedowierzając. – Mateczka ma tu prawdziwe SPA!
- Nie sauna a bania – skorygował Sierioża. – Był ja kiedyś w mieście w saunie, z wycieczką żeśmy jechali do akwaparku, to taka nędzna podróbka bani, ta cała sauna.
- Będziemy mogli z niej korzystać?
- No a jak! – zaśmiał się Sierioża – nie ma nic zdrowszego niż czarna bania! Wszystkie choroby przegania. Dobrze, chodźcie, pomożemy Malinie przy obiedzie.
Malina wysłała Dimę z koszem nazbierać brukselki, a Mitia z Sieriożą poszli łupać drewno. Gdy zostali sami, Mitia zaryzykował pytanie, które mu się od jakiegoś czasu pałętało po głowie.
- Sierioża… - zaczął niepewnie.
- Tak?
- No… Ale się nie śmiej, co? I się nie obraź…
- No mów że, co ci na wątrobie ciąży.
- Ale się nie obrazisz? – upewniał się Dima.
- Ja żem się dość naobrażał, jak żem był dzieckiem – skwitował Sierioża. – Teraz żem wyrósł z obrażalstwa.
- No bo… ten kozioł, najlepszy w całej okolicy, to ty, prawda? Umiesz się zmieniać w kozła? Nauczysz mnie?
- Naucz się lepiej swojej własnej magii – skwitował Sierioża. – A najpierw łupania drewna.
- Kiedy ja nie jestem magiczny – westchnął Mitia. – Jestem nudnym do zanudzenia człowiekiem. Chociaż Wacunio mówił, że nie jestem człowiekiem.
- A kim niby miałbyś że być?? – zdziwił się Sierioża. – Żadna krew biesów słowiańskich czy afrykańskich tego nie zmieni. Ksiądz w kościele ochrzcił? Ochrzcił. Czyli żeś człowiek. Demon czy bies by chrztu nie przeżyli.
- Mówisz, jakby to było coś normalnego – wytknął Mitia.
- A nie jest? No, ty z miasta, to tam się o tym nie mówi pewnie – mruknął. – Tu masz całe wioski zamieszkałe przez latawice czy inne biesy. To nie dziwota, że się czasem gdzieś krew wymiesza. Albo i częściej. Tutaj najwięcej dzieci rodzi się w marcu, po Nocy Kupały akurat. Mało które z nich ma dwoje ludzkich rodziców…
- Bajki – rzucił Dima, nadchodząc z koszem brukselki. – To naukowo niemożliwe!
- Tak, masz rację, zwykłe bajania – zgodził się Sierioża. – Takie ludowe opowieści…
- Kiedyś ludzie, gdy nie umieli naukowo czegoś wytłumaczyć, to wymyślali takie bajki – tłumaczył z mądrą miną Dima, gdy wchodzili do chaty. – I wymyślali krasnoludki, elfy czy różne demony.
Postawił kosz z brukselką na stole w izbie i weszli do alkierza.
- Na, a ja, to jestem wymyślonym krasnoludkiem, elfem czy różnym demonem? – usłyszeli głos dobiegający od strony łóżka.
Komentarze (5)
Faktycznie, w trakcie powprowadzałem drobne zmiany imion i nazw własnych, zanim mi się wyklarował ostateczny (mam nadzieję) układ.
Moze i błędem była tak szybka publikacja, ale to m. in. dzięki Waszym komentarzom wykrystalizowała mi się wizja postaci...
Bo tak naprawdę, to żadnego z rozdziałów, które są opublikowane, miało nie być. A co było planowane, jeszcze nie jest opublikowane... :-(
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania