Jeszcze jedna tajemnica - Rozdział XVI

Patrzyłam na siebie w lustrzanym odbiciu, miałam na sobie piękną, czerwoną suknię. Włosy zaplecione w warkocz oplecione były siatką z białych perełek. Do całego obrazka nie pasowały oczy bez wyrazu i usta zaciśnięte w pionową kreskę. Serce bolało mnie tak jakby ktoś rozrywa je pazurami.

- Pięknie wyglądasz – Klaudia uśmiechnęła się do mnie.

- Dziękuje – tylko to byłam w stanie wykrztusić.

- Piotr na ciebie czeka – powiedziała cicho.

Skinęłam głową i poszłam za nią do sali, w której pierwszy raz go zobaczyłam. Był ubrany tak samo jak w południe, nawet stał w tym samym miejscu. Kiedy weszłam najpierw spojrzał na mnie przelotnie, a już po chwili pożerał mnie wzrokiem. Ja natomiast ze wszystkich sił starałam nie okazywać pogardy jaką go darzyłam. Dla Jurija, pomyślałam i uśmiechnęłam się lekko. Piotr podszedł do mnie i złożył pocałunek na mojej dłoni, wstręt ogarnął całe moje ciało. Mężczyzna podprowadził mnie do okna.

- Widzisz tamten las i te góry? – zapytał cicho.

W oddali majaczyła się ogromna puszcza i góry o gołębim odcieniu. Drzewa mieniły się wszystkimi kolorami żółci, zieleni i czerwieni. Gęsta mgła unosiła się nad tamtym obszarem.

- Co takiego tam jest? – zapytałam niby od niechcenia.

Piotr roześmiał się głośno i spojrzał na mnie jak na małe dziecko.

- Tam jest królestwo twojego wuja, jedynego człowieka, który mógłby wyrwać cię z moich rąk.

Jak bardzo pragnęłam tam uciec, chciałam by ktoś mnie uratował, całą sobą wołałam o ratunek.

- Dlaczego miałabym od ciebie uciekać? – zapytałam zamiast tego.

Piotr przyciągnął mnie do siebie i ujął pod brodę.

- Nie boisz się mnie?

Boję się ciebie jak owca lwa, pomyślałam.

- Myślisz, że jesteś taki straszny? – chwyciłam go za koszulę.

- Niektórzy tak twierdzą - wpatrywał się w moje usta.

Żołądek podchodził mi do gardła, kiedy myślałam, że zaraz mnie pocałuje. Kochałam Jurija i robiłam o tylko dla niego. Nasze usta się spotkały, jego dotyk mnie ranił, czułam jak miażdży moje wargi. Zamiast odepchnąć go od siebie oplotłam jego szyję rękami i zacisnęłam powieki. Nikt nie może widzieć moich łez, mojej śmierci, umarłam, gdy Piotr po raz pierwszy mnie dotknął. Mężczyzna odsunął się ode mnie, zachwiałam się na ścianę. Mój wróg uśmiechnął się zadowolony, podskoczyłam, gdy trzasnęły drzwi. Znów nie widziałam twarzy sługi, nie rozumiałam języka, w którym przemówił. Piotr nie spuszczał ze mnie wzroku, łzy paliły moje oczy. Zdradziłam Jurija, zdradziłam go, jaka była moja wartość? Byłam zerem, potworem…

Piotr szepnął mi na ucho, że na chwilę musi mnie opuścić, ale niebawem wróci,. Pragnęłam by zapadł się pod ziemię, bym nigdy więcej nie musiała go oglądać.

Gd y wyszedł upadłam na posadzkę, łzy kapały na pokryte brudem kamienie, wszystko tutaj się lepiło. Do tej pory uważałam, że to co robię to jedyna słuszna droga, ale teraz…teraz… Jak bardzo krzywdzę Juija? Przecież on nie zasłużył sobie na to wszystko, ja byłam straszna. Nie zasługuję na niego, byłam dnem. Nie potrafiłam nawet walczyć o swoją miłość, już nigdy więcej nie spojrzę mu w oczy.

***

- Ty dalej tu jesteś? – Klaudia stanęła nade mną. – Wszyscy cię szukają.

- I tak nie dałabym rady uciec – uśmiechnęła się ponuro. – Dobrze o to zadbałaś.

Kobieta puściła tę uwagę mimo uszu i usiadła obok mnie.

- Co się stało? – zapytała. – Piotr coś ci zrobił?

Pokręciłam głową, to ja sama sobie zrobiłam.

- To o co chodzi?

- O nic – wzruszyłam ramionami – uświadomiłam sobie jaka zdradliwa jestem.

Klaudia spojrzała na mnie jak na wariatkę.

- Kogo zdradziłaś?

- Jurija.

Wypowiedzenie jego imienia bolało jak uderzenie kamieniem. Ukochany powinien o mnie zapomnieć i to jak najszybciej.

- Ty go ratujesz – oznajmiła dobitnie – nie robisz tego dla siebie, a to jest różnica.

- Zdrada to zdrada – wpatrywałam się tępo przed siebie.

***

Oplotłam kolana ramionami, za oknem widziałam plac pokrywał biały puch. Wszystko było tutaj inne niż w domu, nie wyobrażałam sobie mojego życia tutaj. Bez Jurija, bez rodziny, będę całkiem sama. W moim wnętrzu ziała pustka, która zajmowała coraz więcej miejsca. Kiedy płaczemy zawsze musi nadejść moment, kiedy łzy przestaną płynąć, ogarnia nas spokój, przecież nic gorszego wydarzyć się nie może. Naiwnie chwytamy się nadziei, że jutro będzie lepiej, a gdy otwieramy oczy widzimy, że nic się nie zmieniło. Upiłam łyk herbaty, była podła w smaku, czułam jakbym piła błoto, śmierdzące i obrzydliwe, w konsystencji też nie było lepsze.

***

Prababcia ciągnęła mnie za rękę, chciała bym się obudziła. Nieprzytomna przetarłam oczy i usiadłam, za oknem panował mrok. Wiatr zawodził żałośnie, jakby niósł za sobą tęsknotę. Chciałam zapytać staruszkę dokąd mnie ciągnie, ale ona przyłożyła palec do ust. W milczeniu ruszyłam za nią, drzwi do mojej celi ustąpiły pod wpływem jej dotyku. Zeszłyśmy po schodach na dół, prawie cały ten zamek znajdował się pod ziemią, było to przerażające i działało na mnie odrażająco. Starałam się iść najciszej jak umiałam, babcia bezszelestnie szła po zalanej odchodami podłodze, ten korytarz musiał służyć tu za kanalizację . Zakryłam usta ręką by nie zdradzić swojej obecności. Piotr mi nie ufał i wpadłby w szał gdyby dowiedział się, co robię. Jeżeli on umiał się wściekać, ponieważ na twarzy zawsze miał maskę. Ścieki sięgały moich kostek, smród stawał się coraz bardziej nie do zniesienia, a kresu naszej wędrówki nie było widać. Prababcia z lękiem oglądała się co chwila za siebie, jej zachowanie mnie niepokoiło. Kiedy pierwszy raz do mnie przyszła była ostoją spokoju. Zsunęłyśmy się jeszcze niżej, moja suknia była zabrudzona do samych kolan. Okazało się, że były tutaj lochy, więźniowie spali skuleni na swoich pryczach. Z niektórych cel dochodziło kaszlenie albo ciche łkanie. Prababcia pociągnęła mnie za rękę, zatrzymałyśmy się przed ostatnimi kratami. Kobieta, która tam spała była przepiękna, z jej twarzy bił jasny blask. Kruczoczarne włosy opadły na lewy policzek, czerwone usta były lekko rozchylone, nawet poranione dłonie budziły zachwyt. Prababcia otworzyła drzwi do celi, niewiele myśląc weszłam do środka. Kobieta nie była niczym przykryta, drżała z zimna, jej kostki skrępowane były grubymi łańcuchami. Blada skóra pokryta była brudem, serce ścisnął mi żal, czym zasłużyła sobie na tak wielkie cierpienie?

Prababcia położyła mi rękę na ramieniu.

- To jest żona twojego wujka.

Słysząc to aż się wzdrygnęłam, jak to się mogło zdarzyć?

- Jak to? – mój głos odbił się echem od kamiennych ścian. – Przecież…

- Piotr to wszystko sobie uknuł – przerwała mi babcia. – Dwadzieścia lat temu porwał żonę Marka, a winę zrzucił na upadłych, czyli novich pozbawionych skrzydeł za haniebne czyny. Do teraz czekał na stosowny moment i nadszedł on właśnie teraz, kiedy całkiem przez przypadek wpadłaś mu w dłonie.

- Co chce zrobić? – bałam usłyszeć się odpowiedzi.

- Zabić Marka – babcia odgarnęła mi kosmyk włosów.- Musisz go powstrzymać, zakończ to co zaczęli twoi rodzice.

- Co takiego zrobili?

- Pokaż Piotrowi swoje skrzydła –prababcia zapatrzyła się na coś ponad moim ramieniem – są naprawdę piękne, tak samo jak ty.

Patrzyłam na nią niczego nie rozumiejąc, staruszka przez chwilę uśmiechała się do mnie łagodnie, a potem chwyciła mnie za dłoń. Nie wiem, skąd w jej ręce pojawił się nóż, delikatnie nacięła mi skórę i przyłożyła do swoich ust. Moja krew nie była czerwona tylko złota i to teoretycznie powinno mnie przerazić, ale ja… już nie bałam się takich rzeczy. Byłam inną osobą niż miesiąc temu, jestem silna i mogę to wszystko naprawić, tylko nie do końca wiedziałam jak.

- Nikt cię tu nigdy nie zauważy – przyciągnęła mnie do siebie. – Od teraz, musisz radzić sobie sama.

- Jak?

Odpowiedziało mi milczenie, staruszki już tu nie było. Kobieta ocknęła się i przetarła ręką oczy, przyglądała się mi z lekkim uśmiechem. Widocznie się mnie nie bała, ale ja owszem, nawet jej nie znałam. Dlaczego prababcia musiała zniknąć akurat teraz? Miałam ochotę pobiec za nią jak mała dziewczynka, ale i tak bym jej nie znalazła.

- Kim jesteś? – głos miała delikatny jak podmuch wiosennego wiatru. –Nie bój się, usiądź tutaj obok mnie.

Machinalnie podeszłam do czegoś, co było kiedyś łóżkiem i usiadłam. Kobieta delikatnie musnęła moją dłoń, ten dotyk obydwu nam dodał otuchy. Jej ciepło zachęciło mnie do tego, bym opowiedziała jej swoją historię. Słuchała w milczeniu przyglądając mi się ciekawie, kiedy skończyłam przytuliła mnie mocno do siebie.

- Moje biedactwo – kołysała mnie w ramionach – jak wiele na ciebie spadło.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania