Jeszcze jedna tajemnica - Rozdział XXV

- Przyprowadź tu dziewczynę – polecił Jurij Adamowi – już czas.

Mężczyzna odwiązał mnie od kolumny i poprowadził na środek jaskini. Klucz leżał na podłodze w małym wgłębieniu w kamieniu. Jurij trzymał w dłoni ogromny kielich, mężczyzna podrygiwał podekscytowany. Nie mogłam na niego patrzeć, nie wiedziałam jak tamta dziewczyna mogła się w nim zakochać. Co takiego w nim widziała? Adam położył mi rękę na ramieniu, dziewczynka lękliwie wyjrzała zza swojej kryjówki, była bardziej przerażona ode mnie.

Rosjanin przystawił mi kielich do ust.

- Wypij to – rozkazał, gdy cofnęłam głowę.

Jurij zerknął na Adama a ten wykręcił mi ręce do tyłu, krzyknęłam z bólu. Teraz nie miałam już pola manewru, musiałam przełknąć napój, który wlał mi do ust. Nie miał żadnego smaku, ani zapachu, wydawało mi się całkowicie bezbarwny, jak woda. Po kilkunastu sekundach zaczęła mi drętwieć cała twarz, czułam się jak po znieczuleniu u dentysty, tylko dużo, dużo mocniejszym. Nie mogłam skupić wzroku na jednym punkcie, upadłam na podłogę, chwilę później otoczyła mnie ciemność.

***

Powoli wracała mi świadomość, leżałam na zimnej posadzce, krew skapywała po mojej ręce. Czułam pulsujący ból w nadgarstku, obok mnie nikogo nie było. Jaskinia była pusta, panował tutaj półmrok, spróbowałam wstać, ale świat zawirował mi przed oczami. Ktoś łagodnie położył mnie z powrotem, Adam, patrzył na mnie zatroskany.

- Przepraszam – wyszeptały jego usta.

- Przygotujcie się – polecił Jurij – zaraz tutaj przybędą.

Adam pomógł mi wstać z ziemi, uważając na lewą rękę, oprócz bólu potwornie mnie mdliło. Jego ramię objęło mnie w pasie i wtedy się zaczęło. Zaczął wiać silny wiatr, gęsia skórka wystąpiła na moich rękach, wiedziałam, że zaraz wydarzy się coś bardzo złego. Jurij roześmiał się triumfalnie i wyrzucił ręce do góry.

- Kto mnie wzywał?! – rozległ się głos mrożący krew w żyłach.

Cofnęłam się o krok, Jurij też nie wydawał się taki pewny siebie, jednak cicho wypowiedział swoje imię.

- Czy wiesz, co zrobiłeś?! – głos ani trochę nie złagodniał. – Wiesz, że kiedyś poniesiesz tego konsekwencje?!

- Nie obchodzi mnie to, co kiedyś – odparł butnie.

- Więc jesteś głupcem! – wrzasnął głos. – Kiedyś nadejdzie dużo szybciej niż ci się wydaje!

Zapanowała cisza jak makiem zasiał, słychać było nawet sarnę w pośpiechu umykającą do swojej kryjówki.

- Jesteś pewien swojego wyboru?! – zagrzmiał głos.

- Jestem – powiedział pewnie Jurij.

- Zatem zgoda – westchnął duch. – Bracia, przybywajcie! – wrzasnął. –Bal czas zacząć!

W jaskini dało się słyszeć głośny hałas, podobny do szumu wodospadu. Adam chwycił mnie mocniej, mdłości powróciły ze zdwojona siłą. Przyłożyłam rękę do ust i podparłam się o filar. Przerażona dziewczynka podbiegła do Adama i chwyciła się nogawki jego spodni. Oczy miała pełne łez, zastanawiałam się skąd się tutaj wzięła? Gdzie byli jej rodzice? Czy jej nie szukali? Nagle wokół nas pojawiło się mnóstwo ludzi, a raczej to co z nich zostało i nie miałam więcej czasu na rozmyślania. Jurij skinął na Adama a ten podprowadził mnie do niego, mężczyzna pchnął mnie na wyjątkowo wygodne krzesło. Odetchnęłam z ulgą, przynajmniej teraz nie będzie mnie dotykał. Nie chciałam już nigdy więcej czuć jego dotyku, obrzydzał mnie. Przede mną ustawiła się kolejka duchów jak sądzę. Pierwszy z nich był mężczyzną w sędziwym wieku, z burzą siwych loków i pulchną twarzą. Nie byłoby w nim nic strasznego, gdyby nie siekiera stercząca z głowy, z której cały czas leciała krew. Uklęknął przy moim krześle i delikatnie odwinął opatrunek z rannej ręki. To co zrobił później było obrzydliwe, podstawił małą fiolkę, by ściekła do niej krew. Ohyda. Miałam ochotę stąd uciec, ale ręka Jurija wylądowała na moim ramieniu, ostrzeżenie było jasne. Kolejny w kolejce był wysoki, młody mężczyzna, o kruczoczarnych włosach, uśmiechnął się do mnie uroczo. Gdyby nie okoliczności, pewnie odpowiedziałabym tym samym, tak jak jego poprzednik, ukląkł obok mnie i podstawił fiolkę pod mój nadgarstek. Kiedy odwrócił się do mnie tyłem, zobaczyłam groty strzał sterczące z jego pleców, było ich z tuzin. Mężczyzna szedł jak gdyby nigdy nic a siadając przy długim stole (nie mam pojęcia skąd się tutaj wziął) puścił do mnie oczko. Co mnie zdziwiło to to, że następna w kolejce była rudowłosa kobieta, patrzyła na mnie z wyższością, w jej oczach dostrzegłam kpinę. Sina pręga na szyi odcinała się od jej jasnej karnacji. Gdy uklękła obok mnie, boleśnie ścisnęła moją rękę, widząc wzrok Jurija czym prędzej uciekła. W końcu przestałam zwracać uwagę, kto klęka przy moim krześle, dopóki do jaskini nie wszedł kot. Najprawdziwszy kot, na dwóch nogach, palący długą fajkę. Ubrany był w spodnie na szelkach, porośnięty był ciemno szarym futrem, na głowie miał czapkę taką jak rybacy. Wyglądał komicznie, jednak widząc go, wszyscy zebrani powstali. Kot powiódł po wszystkich żółtymi, świecącymi oczami. Wszyscy wstrzymali oddech, nowo przybyły gość machnął ręką i zebrani opadli na swoje miejsca. Kot nie śpiesznym krokiem podszedł do mnie i ujął mnie pod brodę, jego pazury kaleczyły moją brodę. Ni z tego ni z owego polizał mnie po policzku, powstrzymałam chęć otarcia twarzy.

- Dobrze smakujesz – odsłonił zęby ostre jak małe igiełki. – Świetny wybór - zwrócił się do Jurija.

Dreszcz przebiegł po moich plecach, chciałam się stąd wydostać, musiałam uciec. Jaka była szansa, że rodzice mnie tutaj znajdą? Żadna. Dlaczego to wszystko nie może okazać się snem? Koszmarem.

- Pozbądź się jej – Jurij krzyknął do Adama.

Mężczyźnie krew odpłynęła z twarzy, jednak posłusznie chwycił mnie pod ramię. Nikt nie zwrócił na nas najmniejszej uwagi. Wyszliśmy z jaskini, kamienie jeszcze bardziej poraniły moją bosą stopę, po chwili zgubiłam i drugi but. Cudownie. Szliśmy tą samą drogą, którą tutaj doszliśmy, spojrzałam zdziwiona na Adama, ale on unikał mojego wzroku. Do lasu zaczęły zaglądać pojedyncze promienie słońca, ptaki cicho witały nowy dzień. Otucha wstąpiła w moje serce, Adam nie potrafiłby mnie zabić, przecież on mnie kochał, chciałam w to wierzyć, musiałam w to wierzyć.

- Po co byłam potrzebna Jurijowi? – odważyłam się zapytać.

Adam roześmiał się niewesoło i odgarnął włosy z twarzy.

- Ty nigdy nie byłaś mu potrzebna – zakręciło mi się w głowie i poleciałam na mężczyznę – tylko twoja krew, chce zbudować sobie armię upiorów.

- Upiorów? – zapytałam z niedowierzaniem. – Po co?

- By podbić świat – znowu się zachwiałam.

Adam schylił się i wziął mnie na ręce.

- Daj spokój – zażartowałam – dobrze mi szło.

Ze wszystkich sił próbowałam pobudzić mój mózg do myślenia, och, myślenie czasem boli. Dlaczego Jurij chciał podbić świat? Głupie pytanie, zdobył klucz wszechmocności a ten już nim zawładnął. Nie rozumiałam jeszcze jednego, po co była mu moja krew, kiedy zapytałam o to Adama zawahał się na chwilę.

- Tylko twoja krew, jakby to powiedzieć, mogła ”uruchomić” klucz wszechmocności.

- Jak to? – zdziwiłam się. – A krew jego dziewczyny?

Znowu się zmieszał i uciekł wzrokiem.

- Dzięki niej to dziecko znalazło klucz, jej krew go przywołała.

- W takim razie, po co więzi tę dziewczynkę? – nadal niczego nie rozumiałam.

- Odpowiedzialna jest za pojawienie się duchów więźniów klucza.

- Słucham? – to wszystko brzmiało jak kiepska bajka. – Więźniów klucza?

Adam uśmiechnął się lekko zirytowany, pewnie nie wiedział, że nie mam bladego pojęcia na ten temat.

- Klucz bierze w niewolę duszę jego posiadaczy, to jest cena za władzę za życia.

Cudownie.

- Jurij też kiedyś do nich dołączy? – oparłam głowę na jego ramieniu, opanowała mnie senność.

Mężczyzna nie odpowiedział, mimo, że był draniem wciąż był jego wujkiem.

- Czy…-bałam się zadać to pytanie - czy…on mnie ugryzł?

Jeżeli tak było to znaczy, że miałam we krwi jego jad, który niebawem zaatakuje cały organizm. Jedynym skutecznym antidotum było przyjęcie jego krwi, która mogła mnie albo uleczyć, albo zmienić w takiego potwora jakim on był. Zacznę zabijać ludzi i czuć nigdy nie gasnące pragnienie, zdecydowanie lepsza była śmierć.

- Odpowiedz – poprosiłam, gdy długo milczał.

Ledwie zauważalnie skinął głową, ogłosił mój wyrok.

- Zuza, ja zdobędę dla ciebie jego krew – obiecał – wyciągnę cię z tego i będziemy już zawsze razem.

Drgnęłam słysząc jego słowa i pokręciłam głową.

- To nie ma sensu, nie chcę stać się potworem.

- Co ty bredzisz, dasz radę, jesteś silną kobietą – aż cały się zapieklił. – Nie pozwolę ci umrzeć, nie w taki sposób, bez ciebie zginę.

Musiałam powiedzieć mu, że nawet jeśli przeżyję, nie będziemy razem.

- Ja…kocham Michała - szepnęłam cicho.

Spojrzał na mnie skrzywdzonym wzrokiem i ruszył szybszym krokiem. Stąd było widać już mój dom, mam nadzieję, że rodzice będą. Ledwo zdążyłam o tym pomyśleć a drzwi otworzyły się z hukiem i wyszedł przez nie tata. Widząc mnie cały zbladł i ruszył biegiem w naszym kierunku. Poczułam ogromną ulgę, gdy go zobaczyłam.

- Mówiłeś, że nie wiesz, gdzie ona jest – powiedział oskarżycielskim tonem do Adama. – Daj mi ją – wyciągnął po mnie ręce.

Adam bez słowa protestu podał mnie tacie, gdybym nie czuła się tak okropnie pewnie bym zaprotestowała, że nie jestem żadnym przedmiotem. Weszliśmy do domu, z kuchni wybiegła mama i przeraziła się, gdy mnie zobaczyła. Tata wniósł mnie do swojego gabinetu i położył na kozetce, zalała mnie kolejna fala mdłości.

- Niedobrze mi – tata podstawił mi pod usta metalową miskę.

Wstrząsnęły mną torsje, mama przytrzymała mi włosy, a mój pusty żołądek wywrócił się do góry nogami. Po chwili opadłam na kozetkę, byłam wycieńczona, uniosłam lewą rękę i tata zauważył moją ranę zawiniętą w szmatę. Odwinął ją ostrożnie i zamienił się w lekarza i to tego typu, których szczerze nie znoszę. Panowała cisza jak makiem zasiał, tata w skupieniu zszywał ranę, nie mogłam na to patrzeć.

***

Gdybym mogła wyciągnęłabym sobie tę igłę z ręki, ale wolałam nie podpadać rodzicom jeszcze bardziej. Mama siedziała cały czas obok mnie i głaskała mnie po włosach, tata gdzieś zniknął. Po tym jak zobaczył ślad po ugryzieniu nawet nie podniósł na mnie głosu, a teraz przepadł. Miałam nadzieję, że zaraz wróci, chyba, że pójdzie szukać Adama, obawiałam się tego. Gdyby nawet istniała taka możliwość, nie zgodziłabym się na nią, nie chciałam ryzykować. Myśl, że mogłabym stać się potworem nie dawała mi spokoju.

***

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania