Jeszcze jedna tajemnica - Rozdział XXIII

To było niesamowite, wargi Michała pieściły moje usta. Pocałunek był delikatny, ostrożny, jakby proszący o pozwolenie. Chwyciłam mocniej jego szyję i przytuliłam się do niego. Przyparł moje plecy do ramy łóżka, jęknęłam cicho, mężczyzna odsunął się ode mnie. Nie chciałam by przestawał, pragnęłam jego bliskości. Michał opadł na łóżko, przysunęłam się do niego przytulając. Ukochany objął mnie i zaczął kreślić kółeczka na moim ramieniu. Leżeliśmy w milczeniu, bałam się cokolwiek powiedzieć, nie chciałam psuć tej chwili. Nie rozumiałam jak ktoś taki jak on mógł pokochać taką udzielną księżną. Przez tyle lat nie zwracał na mnie uwagi, traktował mnie jak powietrze.

- Michał – odezwałam się cicho – właściwie, dlaczego ty się mną zainteresowałeś?

Zaintrygowany uniósł brwi i uśmiechnął lekko.

- Czemu miałbym się nie zainteresować?

Znowu sprawiał, że czułam się onieśmielona, zaczęłam bawić się jego dłonią.

- Bo ja jestem okropna, wiecznie kłócę się z moimi rodzicami, uciekam od nich kiedykolwiek moje, jestem rozpieszczona, wiecznie muszę być w centrum uwagi.

Michał roześmiał się cicho i ścisnął mnie mocniej.

- Jesteś też wrażliwa i waleczna, kiedy wymaga teraz sytuacja.

-Waleczna? – prychnęłam. – Podaj przykład.

- Teraz – spojrzałam na niego zaskoczona. – Siedzisz tutaj ze mną, nie wiadomo na jak długo, nie wiemy jak zakończy się ta przygoda.

- Naszym ślubem – zażartowałam.

- To mi się podoba – pochylił się nade mną i pocałował.

Później była tylko ciemność.

***

Powoli wracała mi świadomość, nie pamiętałam, co tak właściwie się stało. Gdy otworzyłam oczy, Michał pochylał się nade mną zatroskany i głaskał mnie po włosach.

- Oj – westchnęłam.

- Oj to małe powiedziane – zauważył. – Nie sądziłem, że moje pocałunki aż tak na ciebie działają.

Zarumieniłam się lekko i spuściłam wzrok, jak miałam teraz z tego wybrnąć?

- Może za mocno mnie ściskałeś? – zapytałam zadziornie.

- Może – zgodził się. – Więcej nie będę cię przytulał.

- Słucham? – podniosłam głos o oktawę. – Musisz mnie przytulać, bym się uodporniła.

Przerwało nam pukanie do drzwi, jednak nikt nie wszedł.

- Czas na śniadanie – Michał podniósł się.

***

Ubrana w śnieżno białą suknię rozłożonymi, błękitnymi skrzydłami i upiętymi włosami w kok przestąpiłam przez próg przyozdobionej sali. Michał, który trzymał mnie za rękę ubrał biały frak, wyglądał w nim jak książę z bajki i ten jego łobuzerski uśmiech, z trudem udawało mi się stać na miękkich kolanach. Ogromna sala w odcieniach złota i kryształowe żyrandole zwisające z sufitów. Nie sądziłam, że takie bale odbywają się naprawdę. Michał pociągnął mnie delikatnie za rękę, racja, miałam się nie gapić. Zajęliśmy nasz miejsca, o ironio, obok Jurija i Adama a naprzeciwko króla Loliwii. Szykuje się niezła zabawa, pomyślałam i chwyciłam mocniej Michała za rękę. Ukochany był opanowany i nawet wdał się w pogawędkę z moim byłym, wątpiłam, czy wiedział z kim rozmawia. Wolałam na razie go nie uświadamiać, Adam też chyba nie chciał zdradzić mojej słodkiej tajemnicy, że nie jestem niczyją żoną. Gdyby powiedział o tym królowi, byłoby po nas. Siedziałam sztywno jakbym kij połknęła, pilnowałam by uśmiechać się wtedy, kiedy trzeba i potakiwałać. Wszyscy ubrani byli w balowe suknie lub fraki, skrzydła novich nadawały im anielski wygląd. Po kolacji rozpoczęły się tańce i była to zdecydowanie gorsza część balu. Werkeblena nigdzie nie było, podejrzewałam, że w ogóle się nie pojawi. Odetchnęłam z ulgą, gdy Michał poprosił mnie do tańca, przynajmniej na chwilę odeszłam od tego nietypowego towarzystwa. Walc był chyba tym rodzajem, który wszyscy lepiej lub gorzej mają opanowany.

Taniec z Michałem był chwilą, która mogłaby trwać wiecznie. Chciałam by był ze mną już zawsze, pragnęłam jego bliskości.

- Powiedz, że zawsze będziemy razem – poprosiłam cicho.

- Zawsze będziemy razem – pocałował mnie w głowę. – Nigdy nie pozwolę ci odejść.

- Nie pozwól – przytuliłam się do niego mocniej.

W tym momencie coś huknęło tak aż cały zamek się zatrząsł. Michał przytrzymał mnie bym nie upadła. Wszystkie światła zgasły, kryształowy żyrandol roztrzaskał się o podłogę. We włosach miałam pełno ostrych odłamków, wszyscy dookoła nas krzyczeli. Zaczęła unosić się biała mgła, podrażniała oczy, które zachodziły łzami.

- Zuzanna, musimy stąd wyjść – Michał przytulił mnie do swojego boku.

- Nic nie widzę –poskarżyłam się.

- Trzymaj się mnie.

Michał torował mi drogę do wyjścia, między poprzewracanymi stołami a leżącymi ludźmi. Ze wszystkich stron słychać było lamentacje i płacz. Na korytarzu pojawili się strażnicy, poganiali gości, by ci opuścili zamek. Wśród tego zamieszania dostrzegłam mężczyznę na oko w wieku czterdziestu lat, miał długie ciemne włosy i zielone oczy., górował nad innymi wzrostem. Wyróżniało go to, że nie uciekał tak jak inni a rozglądał się w poszukiwaniu kogoś. Michał również go dostrzegł, bo zaczął kierować się w jego stronę. Nie pytałam, dlaczego chce się do niego dostać, nie było na to czasu. Gdy stanęliśmy przed nim mężczyzna przyjrzał się nam i ruchem ręki nakazał iść za sobą. Spojrzałam zdenerwowana na ukochanego, a on przycisnął mnie mocniej do swojego boku. Mgła cały czas gęstniała, wypełniła już cały korytarz. W drzwiach tłoczyły się chyba z dwa tuziny gości, nieznajomy poprowadził nas do małego saloniku i otworzył drzwi balkonowe. Wyszliśmy na dwór, stały tutaj dwa czarne konie.

- Wsiadajcie – polecił nam nieznajomy – nie ma czasu.

Dziwiło mnie to, że widzi nas pierwszy raz w życiu, a każe nam jechać ze sobą. Michał wsadził mnie na konia i sam lekko wskoczył za mnie. Nie sądziłam, że potrafi robić coś takiego, dobrze, że pamiętałam by schować skrzydła, inaczej mogłoby się to dla niego żle skończyć. Michał zmusił konia do galopu i ruszył śladem nieznajomego. Nie podobało mi się to wszystko, kto stworzył tę mgłę, mogłam jedynie domyślać się, że było to dzieło Jurija. Jechaliśmy przez mroczny las, konie tutaj zwolniły, ponieważ wszędzie było pełno korzeni. Oparłam się o tors Michała, był umięśniony i to bardzo, mogłam wyczuć to nawet przez frak. W pewnym momencie ze wszystkich stron otoczył nas mrok, drogę oświecały nam jedynie gwiazdy na niebie. Tej nocy nie było księżyca, jakby nie chciał być świadkiem tych wydarzeń. Z łagodnego wzgórza dostrzegłam lekkie światło, prawie niezauważalne. Nie wiedziałam, co jest ich źródłem, dopóki nie zbliżyliśmy się do owego miejsca. Okazało się, że jest to obóz, zgadując po flagach, króla Loliwii. Parę metrów przed pierwszym namiotem zatrzymał nas wysoki strażnik z łukiem. Rozpoznawszy mężczyznę bez problemu nas przepuścił. Nasz przewodnik zeskoczył z konia, poszliśmy za jego przykładem. Michał przytulił mnie do swojego boku, nieznajomy poprowadził nas do jednego z namiotów.

- Dziewczyna może tutaj zostać – zwrócił się do Michała – a ty chodź ze mną.

Michał pocałował mnie w czoło i założył kosmyk włosów za ucho.

- Zaraz wrócę – obiecał i już go nie było.

Objęłam się ramionami i rozejrzałam się po namiocie. Było tutaj duże łóżko i mały stolik z dzbankiem pełnym wody, obok niego była puchowa poduszka. Usiadłam na niej i zaczęłam rozmyślać, dlaczego nie mogłam iść razem z Michałem. Może oni wszyscy byli szowinistami? Miałam nadzieję, że Michał opowie mi o wszystkim jak tylko wróci, jeśli wróci. Stop! Na pewno wróci, musi, jeśli nie, już ja się z nimi policzę.

***

Obudził mnie dotyk czyichś rąk, podniosłam głowę znad stolika. Michał pocałował mnie w szyję.

- Myślę, że Werkeblen nie miałby ci za złe gdybyś skorzystała z łóżka.

- Mmmm… -byłam zaspana - …czekałam…na ciebie…

Michał roześmiał się cicho i podniósł mnie.

- To teraz możemy iść spać.

Walczyłam by nie zasypiać, chciałam wiedzieć o czym rozmawiali.

- Co tam – stęknęłam, gdy położył mnie na łóżku – na tajnej naradzie.

- Tajnej naradzie? – pocałował mnie w ramię. – Rano ci opowiem, teraz śpij, mój aniele.

Nie miałam siły się z nim spierać, za bardzo chciało mi się spać. Zanim zasnęłam słyszałam jak nuci jakąś melodię, miał bardzo ładny, ciepły głos.

***

Michał pieścił moje ramię i cicho recytował cicho jakiś wiersz, dopiero po chwili rozpoznałam ten utwór:

- *„Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,

Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;

Jednakże gdy cię długo nie oglądam

Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam

I tęskniąc sobie zadaję pytanie:

Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?

Gdy z oczu znikniesz, nie mogę ni razu

W myśli twojego odnowić obrazu;

Jednakże nieraz czuję mimo chęci,

Że on jest zawsze blisko mej pamięci.

I znowu sobie powtarzam pytanie:

Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?

Cierpiałem nieraz, nie myślałem wcale,

Abym przed tobą szedł wylewać żale;

Idąc bez celu, nie pilnując drogi,

Sam nie pojmuję, jak w twe zajdę progi;

I wchodząc sobie zadaję pytanie:

Co tu mię wiodło? przyjaźń czy kochanie?

Po twą spokojność do piekieł bym zstąpił;

 

Choć śmiałej żądzy nie ma w sercu mojem,

 

Bym był dla ciebie zdrowiem i pokojem.

 

I znowu sobie powtarzam pytanie:

 

Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?

 

 

Kiedy położysz rękę na me dłonie,

 

Luba mię jakaś spokojność owionie,

 

Zda się, że lekkim snem zakończę życie;

 

Lecz mnie przebudza żywsze serca bicie,

 

Które mi głośno zadaje pytanie:

 

Czy to jest przyjaźń? czyli też kochanie?

 

 

Kiedym dla ciebie tę piosenkę składał,

 

Wieszczy duch mymi ustami nie władał;

 

Pełen zdziwienia, sam się nie postrzegłem,

 

Skąd wziąłem myśli, jak na rymy wbiegłem;

 

I zapisałem na końcu pytanie:

 

Co mię natchnęło? przyjaźń czy kochanie?”

 

Zrobiło mi się cieplej na sercu, ale i poczułam, o ironio, niepewność.

- Zdecydowanie kochanie- Michał pocałował mnie w czoło.

Przylgnęłam do niego mocniej, moje serce fiknęło koziołka, ale musiałam zejść na ziemię.

- Opowiesz mi, o czym wczoraj rozmawialiście?

Na chwilę zapanowało milczenie, podniosłam oczy na Michała, wpatrywał się w nicość.

- Klucz zaginął.

 

*Wiersz Adama Mickiewicza „Niepewność”

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania