Jeszcze jedna tajemnica - Rozdział XX

Gdy skończyłam opowiadać, Jurij wyszedł bez słowa, nawet na mnie nie spojrzał. Poczułam bolesne ukłucie w sercu, a jeśli on mnie teraz odrzuci? Może nie powinnam mu mówić o tym wszystkim? Prędzej, czy później i tak poznałby prawdę. Nie wiem, ile godzin na niego czekałam, ale to, co wydarzyło się później warte było mojego czasu.

W pewnym momencie Jurij wszedł do komnaty i upadł przede mną na kolana.

- Augusto Kukułko – głos mu lekko zadrżał – nie obchodzi mnie, czyją jesteś córką, ani czego byłaś przyczyną. Liczy się tylko to, że jesteś dla mnie najważniejsza i każdy dzień bez ciebie jest dla mnie stracony. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Serce załomotało mi jak szalone, nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę. Czy on właśnie mi się oświadczył? Żołądek fiknął mi żołądka. Dopiero teraz dotarło do mnie, że Jurij czeka na odpowiedź, kilka razy skinęłam głową. Marzyłam tylko o tym by być jego żoną. Ukochany chwycił mnie w objęcia i okręcił kilka razy.

- Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem.

Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam, moje łzy nadawały całusom słony posmak. Po chwili poczułam w plecach przeszywający ból. Coś mokrego zmoczyło moją suknię, krew, Jurij przytrzymał mnie bym nie osunęła się na ziemię. Ostrożnie położył mnie na łóżku, ktoś wszedł do środka, kobieta. Klaudia. Uśmiechała się mściwie.

- Nie spisałeś się – zwróciła się do Jurija. – Co z naszą umową?

- Mówiłem ci, że się wycofuję – jego oczy zaszły łzami – miałaś odpuścić.

Klaudia roześmiała się perliście i odrzuciła czerwone włosy na plecy.

- Odpuścić?! Tak po prostu, odpuścić?!

Stanęła nade mną i posłała mi spojrzenie pełne wyższości.

- W sumie to ci nawet współczuję, jesteś tylko głupiutką dziewczyną, której wydaje się, że może go mieć, ale on jest mój. MÓJ, ROZUMIESZ?!

Szukałam wzrokiem Jurija, ale on unikał go, chciałam by stanął przy mnie, by mnie obronił. Wyciągnęłam w jego stronę rękę, a on ochoczo postąpił krok naprzód.

- Pamiętaj – Klaudia pogroziła mu palcem – co się stanie z twoją małą siostrzyczką, jeśli ona przeżyje.

- Wybacz mi – Jurij spojrzał na mnie błagalnie. – Ja…

Miałam wrażenie jakby serce rozpadło mi się na milion kawałków. On mnie zdradził, nie miał odwagi by mi pomóc. Poczułam złość, przed chwilą wyznawał mi miłość, a teraz…

Nie wierzyłam, że drzwi rzeczywiście się zamknęły, Jurij odszedł. Do oczu napłynęły mi łzy, miałam coraz mniej siły. Oczy ciążyły mi coraz bardziej, a ta światłość wyglądała bardzo kusząco.

***

Wyszłam z sali treningowej i wpadłam wprost w ramiona Adama. Ciągle nie mogłam nadziwić się jego urodzie, był wysoki, miał ciemne włosy i niesamowite zielone oczy. Byłam w nim zakochana po uszy. Mężczyzna pocałował mnie w policzek, zawsze tak cię ze mną witał a mi to nigdy nie wystarczało. Stanęłam na palcach i zbliżyłam się do jego ust.

- Co chcesz dziś robić? – wymruczał mi do ucha.

- Zgadnij – przytuliłam się do jego ręki.

Udał, że się zastanawia.

- Najpierw obiad a później deser, musimy porozmawiać.

Wyczułam, że chce przede mną coś ukryć, już od kilku dni mnie blokował. Spojrzałam na niego zaniepokojona, ale on na mnie nie patrzył.

- Powiesz mi o co chodzi? – udałam obojętność. – Jestem ciekawa.

Adam zerknął w bok i poprowadził mnie do ławki, bawił się naszymi splecionymi rękami. Milczał przez dobre piętnaście minut, zaczęłam się już niecierpliwić.

- Muszę wyjechać na jakiś czas- oznajmił nie patrząc mi w oczy.

Udałam, że niczego nie rozumiem.

- Zaczynają się wakacje, to normalne.

Roześmiał się gorzko i pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Nie wyjeżdżam na wakacje, tylko na stałe.

Serce we mnie zamarło, nie docierało co do mnie mówi.

- Mój daleki wujek z Rosji, pamiętasz mówiłem ci o nim – spojrzał mi w oczy –ma na imię Jurij, ma kłopoty, muszę mu pomóc.

Wspominał mi o nim, umarła mu narzeczona, zabiła ją jakaś kobieta nieszczęśliwie w nim zakochana. Straszna historia.

- Dlaczego akurat ty masz mu pomagać? – zapytałam jak każda inna dziewczyna. –Nie ma bliższej rodziny?

- Ja już postanowiłem – powiedział dobitnie – chciałem cię tylko poinformować.

- Poinformowałeś – zdenerwowana wstałam z ławki.

Nawet nie zauważyłam rowerzysty, nie spodziewałam się go , ponieważ nie było tu nawet dla drogi przeznaczonej do jazdy na rowerze. Uderzenie zabolało i to mocno, poleciałam kilka metrów dalej. Adam w parę sekund znalazł się przy mnie, sprawca wypadku stał nieopodal, rękami trzymał się za głowę. Zaczął mnie gorączkowo przepraszać, przy ich pomocy udało mi się wstać na nogi. Problem w tym, że okropnie bolały mnie żebra, Adam jak na troskliwego mężczyznę przystało objął mnie w pasie.

- Może jednak zadzwonię na pogotowie – zaproponował.

- Nie jestem umierająca – szepnęłam przez zaciśnięte zęby – po prostu mnie tam zawieź i jedź sobie do tej Rosji.

Jazda starym maluchem nie była dobrym rozwiązaniem dla moich biednych żeber. Miałam nadzieję, że nie są połamane. W szpitalu przyjął mnie starszy lekarz, który był dobrym przyjacielem mojego taty (czytaj: zaraz do niego zadzwoni). Wysłał mnie na prześwietlenie i zatrzymał w szpitalu, moje trzy żebra jednak były połamane, fantastycznie, mama będzie mnie niańczyć przez następne półtora miesiąca, płynęła w nas błękitna krew. Dawało nam to „bonusowe” siły na przykład ja, gdy tylko kogoś dotknęłam wiedziałam jakie ma zamiary względem mnie. Natomiast mój tata z łatwością leczył ludzi, pewnie dlatego został lekarzem, a moja mama miała doskonały wzrok, była perfekcjonistką. Przy odrobinie szczęścia, dzięki moim zdolnością żebra zrosną się szybciej. Moi rodzice byli novimi, ze szlacheckiego rodu Oprócz tego miałam stłuczony jak pięknie nazwał to pan doktor ”kuperek”, choć z tym nie może już nic zrobić. I tak oto leżałam sobie na korytarzu, gdyż w sali nie było dla mnie miejsca. Cudownie. Przynajmniej rodzice nie będą mieli problemu ze znalezieniem mnie. Adam wiernie trwał przy moim boku, choć nie przestawałam go wyrzucać. Nie chciałam mieć z nim już nic wspólnego, w końcu mnie zostawił. Jakaś uprzejma pielęgniarka podłączyła mi kroplówkę ze środkami przeciwbólowymi, jeszcze długi czas będę czuć jak wbijała mi igłę. Marudziła przy tym na moje anorektyczce kości, wolałam nie wdawać się z nią w rozmowę, tylko grzecznie podziękowałam. Po lekach zachciało mi się spać, powieki same mi opadały. Miałam nadzieję w końcu się wyspać, ostatnio nawet nie miałam czasu porządnie wypocząć. Mama będzie wściekła jak zobaczy mnie w takim stanie i na pewno każe mi wracać do domu.

Moi rodzice wiele lat temu założyli nieformalny przytułek dla takich jak my. Obecnie było ich czworo, Weronika, ciemnowłosy chochlik, jej mąż Janek, który był typem siłacza, jestem przekonana, że kiedyś był karkiem. Choć jak na niego był zbyt przystojny, ciemne włosy i roziskrzone jasne oczy. Byli jeszcze Michał, kiedyś mi się podobał, ale nie wykazywał mną zainteresowania, jego kasztanowe włosy iskrzyły się w słońcu, on natomiast miał złote oczy oraz, o ironio, Adam. Temu ja się podobałam, był nawet uroczy z tymi jasnymi lokami, ale jak dla mnie za grzeczny. Zawsze denerwował mnie jego spokój, nic nie było w stanie go zdenerwować.

 

Gdy się obudziłam rodzice rozmawiali z moim lekarzem, a powinnam wypełnić pole o nieudzielaniu informacji o stanie zdrowia. Moja mama i tak była nadopiekuńcza, gdyby mogła nigdy nie wypuściłaby mnie z tej dziury, w której mieszkali. Codziennie do mnie dzwoniła, a czasami nawet dwa razy, połowy połączeń nie odbierałam, czym doprowadzałam ją do szewskiej pasji. Chciałam mieć prawo do swojego życia, a poza tym sama była sobie winna, od zawsze mnie rozpieszczała. W okresie buntu tylko tata potrafił utrzymać mnie w ryzach, to on dawał mi szlaban, wygłaszał kazania, których nigdy nie słuchałam, zamykał w domu, odbierał w nocy od przyjaciółki, do której ” niespodziewanie” przyszli goście. Taa… On mnie nigdy nie rozpieszczał, bałam się mu podskoczyć. Jednak, gdy tylko wyprowadziłam się z domu postanowiłam ograniczyć moje kontakty z rodziną do minimum, tylko na jakiś czas. Pojawiałam się w domu regularnie raz na dwa miesiące, natomiast co miesiąc miałam organizowane naloty, w postaci moich rodziców. Nieraz po wielkiej awanturze wracałam z nimi do domu i spędzałam tam weekend. Nie to żebym ich nie kochała, ale oni dusili mnie tym swoim ciepełkiem, nigdy nie popierali mojej miłości do akrobatyki cyrkowej. Uważali, że powinnam iść na ”normalne” studia, najlepiej wyjść za mąż ( za Adama) urodzić dzieci i wiecznie młoda żyć u jego boku. Tak, niektórzy z nas w ogóle się nie starzeją i do tego zaszczytnego grona zaliczamy się wszyscy, którzy mieszkamy z moimi rodzicami. To taki przywilej, a raczej przekleństwo.

Rodzice skończyli rozmawiać z lekarzem i podeszli do mojego łóżka, udałam, że śpię.

Nie miałam na razie ochoty na rozmowę, a raczej na awanturę, że nie mam zamiaru wracać z nimi na wakacje do domu, bo świetnie dam sobie radę sama. Choć wiedziałam, że jest to nieuniknione.

- Zuziu – mama delikatnie potrząsnęła mnie za ramię – Zuziu, moje małe biedactwo.

Nie chcąc narazić się na kompromitację otworzyłam oczy.

- Obudziłaś się - odetchnęła z ulgą.

Uśmiechnęłam się lekko.

- Tak się o ciebie martwiłam – nie wątpiłam w to. – Jak dobrze, że tylko tak to się skończyło.

- Dobrze? – zirytowałam się. – Przez całe wakacje nie będę mogła ćwiczyć.

. - Znajdziesz sobie coś innego - mama pogłaskała mnie po głowie. – Spędzimy razem trochę czasu.

Puściłam mimo uszu bagatelizujące akrobatykę zdanie, miałam na głowie większe zmartwienia.

- My? – udałam zdziwienie.

- No tak – mówiła takim tonem jakby stwierdzała fakt – przecież ktoś musi się tobą zaopiekować.

- Sama się sobą zaopiekuję – ostrożnie usiadłam na łóżku, strasznie kręciło mi się w głowie. – Nie mam pięciu lat.

Na moje nieszczęście w tym momencie wrócił tata, niosąc ze sobą mój wypis ze szpitala. Jednym spojrzeniem uciszył nas obie, chwycił mnie ostrożnie w talii i pomógł dojść do samochodu. Zdziwiłam się, gdy zatrzymaliśmy się pod moją kamienicą, mama cała zdrętwiała.

- Pójdę po rzeczy Zuzki – zabił we mnie nadzieję.

Mama odetchnęła z ulgą, a ja wręcz przeciwnie.

- Słucham?! - krew się we mnie zagotowała. – Ja zostaję tutaj.

- Zgadza się – uchylił drzwiczki – zostajesz w tym samochodzie.

- Nie! – tupnęłam nogą, co zabolało i to bardzo.

- Spróbuj mocniej –zachęcił tata.

Założyłam ręce na piersi i zrobiłam podkówkę.

- Te sztuczki nie działają na mnie odkąd skończyłaś podstawówkę – puścił do mamy oczko. – Zaraz wracam i jedziemy do domu

- Kocham cię – kobieta rozpromieniła się.

Widać tylko moje prawa i zachcianki nie są tutaj respektowane. Fantastycznie. Nie ma to jak rodzinka.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania