Poprzednie częściMiłość w College'u ~ 1

Miłość w College'u ~ 13

Weszliśmy do jadalni trzymając się za ręce. Ryan już siedział przy stole.

- Co tak długo? - Zapytała macocha Lukasa.

- Pewnie się całowali - Powiedział za nas Ryan. Pani Walker oblała się rumieńcem.

- Musieliśmy porozmiawiać - Odpowiedziałam.

Po kolacji, która do końca była spokojna, Lukas odprowadził mnie do pokoju.

- Dobranoc.

- Dobranoc Em.

Przytuliłam się do niego.

- A co to za niedźwiedzi uścisk?

- Nie mogę się przytulić do mojego ukochanego niedźwiadka?

- Oj, możesz niedźwiadku.

Zaczęliśmy się śmiać.

- Kolorowych snów - Powiedziałam, a następnie weszłam do pokoju. Naszykowałam się do spania, położyłam się i usnęłam z uśmiechem na twarzy.

***

Rano

Wstałam, ubrałam się w jeansy i bluzkę w renifery. Zrobiłam kucyka i make'up. Uwielbiam świąteczną atmosferę. Zeszłam na dół na śniadanie. Wszyscy na mnie czekali oprócz Luka.

- Dzień dobry wszystkim - Powiedziałam.

- Dzień dobry Emma - Odpowiedzieli gospodarze.

- Nie wiesz co robi Lukas? - Dopytała pani Walker.

- Nie mam pojęcia. Myślałam, że jest tutaj. Mogę po niego pójść...

- Jeśli chcesz.

- Eee, tylko nie wiem gdzie jego pokój.

- Trzy pokoje po lewej od Twojego.

- Dziękuję - Odpowiedziałam po czym ruszyłam spowrotem na górę.

Zapukałam do jego sypialni gdy tylko tam dotarłam. Nikt nie odpowiedział. Weszłam do środka. Jego pokój był podobny do tego w którym mieszkałam. Tylko on zamiast puf i stolika miał biurko i dużą szafę na książki.

Zauważyłam śpiącego Lukasa. Leżał na plecach. Chciałam na niego skoczyć i wtopić się w jego usta. I się nie powstrzymałam. Siadłam na niego okrakiem i zaczęłam całować jego jednodniowy zarost.

- Co Ty tu robisz? - Spytał niemrawo.

- Nie mogłam się powstrzymać. Przepraszam, że Cię obudziłam.

- Nie szkodzi. Która godzina?

- Dziesiąta dwadzieścia trzy.

- Przysnęło mi się - Nagle poruszył się, teraz to on siedział na mnie. Złapał mnie za nadgarstki. Dopiero teraz zauważyłam, że spał bez koszulki.

- Hi hi - Zaśmiałam się.

- Z czego się śmiejesz?

- Masz cudne mięśnie - Powiedzałam śmiejąc się. Ten zrobił łobuzerski uśmiech.

- A czemu panienka tu przebywa?

- Przyszłam, ponieważ twoja macocha pyta się co robisz.

- Bawię się z tobą - Niespodziewanie póścił nadgarstki i zaczął mnie łaskotać.

- Przestań! - Krzyknęłam nadal się śmiejąc. Przestał.

- A jak nie to co?

- Zacznę krzyczeć!

- Nie zaczniesz - Przybliżył swoje wargi do moich. Długi, namiętny pocałunek.

- Ygmm - Usłyszeliśmy.

- Cześć tato - Powiedział Lukas, gdy się ode mnie oderwał.

- Zejdź z Emmy, bo ją zgnieciesz - Oblałam się rumieńcem.

- No właśnie zejdź! - Powiedziałam rozbawiona. Luk wstał i pomógł mi doprowadzić się do porządku.

- Co się stało tato?

- Claris martwiła się, że Emma się zgubiła. Jak widać nie.

- Eee, to ja już zejdę na śniadanie.

- Pójdę z tobą. Lukas Ciebie widzę na dole za dziesięć minut.

- Okej.

Gdy schodziłam z panem Walker po schodach powiedział:

- Chyba bardzo się kochacie, nieprawdaż?

- Eee, tak.

- Czym się zajmują twoi rodzice?

- Są prawnikami.

- To tak jak moja żona! Ja się zajmuję nauką i innymi takimi rzeczami. Jestem vice dyrektorem w tej co uczy się Luk. Wiesz o tym?

- Wiem. Lukas mi mówił. Po za tym widziałam pana kilka razy w szkole, choć się nie przyglądałam.

- A czy mogę wiedzieć... co się stało wczoraj wieczorem? Ryan ucichł i jest bez nastroju.

- Nie będę panu zmyślała. Nakrzyczałam na niego...bardzo.

- I słusznie. Dobrze, że Lukas Cię ma.

- Dobrze, że ja mam jego - Gdy to powiedziałam byliśmy już w jadalni.

- Co robi Lukas? Nie zgubiłaś się kochanie? Czemu tak długo Cię nie było? - Zaczęła pani Walker.

- Eee, Lukas się szykuje. Nie, trafiłam bez przeszkód. Nie było mnie, ponieważ Lukas mnie złapał i się trochę... powygłupialiśmy - Powiedziałam prawdę w ładniejszy sposób. Ojciec Luka zaśmiał się.

Zaczęliśmy rozmawiać o tym jak podoba mi się Londyn. W tym czasie dołączył do nas Lukas.

- Dziś Boże Narodzenie! - Powiedział na przywitanie. Zaśmialiśmy się.

Po śniadaniu wróciłam do ''swojego'' pokoju. Wyjęłam tableta i napisałam do Amy :

''Cześć Amy!

Wesołych świąt kochanie! Kupię Ci pamiątkę z Londynu! Tak jestem w Londynie z chłopakiem. Zapytaj się rodziców czy ja mogę z nim przyjechać do Was na tydzień!

Daj znać co w domu!

Kocham Cię!

~ Em

PS: Gdy tylko to odczytasz możesz zadzwonić! Nie mam narazie nic do roboty!''

Po trzech minutach usłyszałam dźwięk telefonu.

- Cześć Em! - Wykrzyczała.

- Hej Amy!

- Wesołych świąt!

- Nawzajem!

- Rodzice się zgodzili.

- Oh, to dobrze.

- Taaak! Poznam Twojego chłopaka! Joe też wie, że przyjeżdżasz!

- Jak Ci idzie w szkole?

- Dobrze. A jak Tobie w College'u?

- Całkiem dobrze. Miałam małe zaległości ale już je nadrobiłam.

- Nie mogę się doczekać Twojego przyjazdu. Szkoda, że dziś Cię nie będzie.

- Za rok będę. Obiecuję.

- Muszę kończyć, idę pomóc mamie.

- Pa skarbie! Wesołych świąt!

- Wesołych!

Rozłączyłam się i zeszłam na dół. Chwilę pobłądziłam zanim doszłam do kuchni. Siedziała tam pani Walker. Kleiła pierogi.

- Pomóc pani? - Spytałam.

- Jeśli chcesz Emma.

- Myślałam, że zajmują się tym kucharze nie pani - Wypaliłam.

- Lubię czasem posiedzieć w kuchni.

- To tak jak moja mama.

- Chciałabym mieć córkę taką jak ty.

- Eee, dziękuję.

- Mam nadzieję, że będziesz moją córką.

- Wszystko zależy od nas - Oblałam się rumieńcem - Dużo robimy pierogów?

- Bardzo dużo. Na kolacji będzie dwadzieścia osób. U Ciebie rodzina się zbiera czy jeździcie do każdego?

- Nie mamy za dużej rodziny. Dziadkowie z obu stron nie żyją. Jedynie siostra mamy z rodziną.

Moja rozmowa z panią Walker była przyjemna. Rozmawiałyśmy jak matka z córką. Pomogłam jej też w ciastach i babeczkach. Gdy skończyłyśmy była szesnasta.

- Dziękuję za pomoc. Idź się wykąpać.

- Nie ma za co. Uwielbiam gotować. Proszę pani?

- Tak?

- Na tą kolację... ubrać się bardziej elegancko czy bardziej ładnie ale nie bardzo elegancko?

- Ładnie.

- Dzięki.

Poszłam na górę, wzięłam długą kąpiel. Ubrałam się w bieliznę, którą wcześniej przyniosłam. Niestety nie miałam wybranych ciuchów. Ubrałam się w nią i weszłam do sypialni. Na łóżku siedział nie kto inny jak Luk.

- Lukas! Co Ty tu robisz?! - Krzyknęłam po czym wskoczyłam spowrotem do łazienki.

- Widzę, że muszę częściej przychodzić bez zapowiedzi - Powiedział śmiejąc się a ja wyszłam owinięta w ręcznik.

- Idiota.

- Nie przesadzaj. To Ty wyszłaś prawie naga pod obiektyw. Nie moja wina.

- Było tu nie przychodzić - Otworzyłam szafę - W czym idziesz? Chce ładnie wyglądać przed spotkaniem z resztą twojej rodziny.

- W garniturze. Ty zawsze jesteś piękna.

- Nie podlizuj się. Myślisz że ta? - Pokazałam mu niebieską sukienkę z odkrytymi plecami.

- Nie. Ta nie. Załóż ją za trzy dni.

- A co będzie za trzy dni?

- Idę z Tobą do kina.

- Nie zaprosiłeś mnie jeszcze, więc narazie o tym nie wiem i mogę się w nią ubrać.

- Em pójdziesz ze mną do kina?

- Chętnie - Zaczęliśmy się śmiać.

- No dobrze idź już i się naszykuj.

- Za godzinę u mnie?

- Okej.

Zdecydowałam się na czerwoną sukienkę z satyny sięgającą mi przed kolano i opinającą biust. Związałam włosy w idealnego kłosa przeżuconego na bok oraz zrobiłam mocniejszy makijaż. Założyłam kolczyki i ośmiocentymetrowe czarne szpilki. Pięć minut przed czasem. Poszłam do pokoju Lukasa.

- Skarbie? - Spytałam po czym zapukałam do drzwi.

- Wejdź.

- Gotowy? - Spytałam i rozejrzałam się po pokoju. Chyba był w łazience.

- Tak. Już wychodzę - Drzwi otworzyły się i wszedł Luk - Wyglądasz pięknie.

- Dziękuję. Ładna koszula.

- Dzięki - Szepnął. Pochylił się i pocałował mnie delikatnie w kąciki ust. Rozchyliłam wargi, więc odpowiedział głębokim, ognistym pocałunkiem. Trwaliśmy tak złączeni. Kiedy chciał się cofnąć przytrzymywałam go rękami które oplotłam wcześniej na jego karku. Przytuliłam się do niego - Kocham Cię - Pocałował mnie w czoło.

- Nie mam dla Ciebie prezentu. Nie zdążyłam kupić.

- To nic. Największym i najlepszym prezentem jesteś ty.

- Lukas?

- Hmm?

- Na ostatni tydzień jadę do rodziny. Chcesz pojechać ze mną?

- Jeśli chcesz.

- Chcę - Jeszcze mocniej się do niego przytuliłam.

Po chwili ktoś zapukał z drzwi.

- Proszę - Zawołał Luk. Chciałam się oderwać od niego, lecz mi nie pozwolił i mocniej ścisnął.

- Eee, przepraszam że wam przeszkadzam, ale to wy moglibyście witać rodzinkę - Powiedziała Pani Walker.

- Tak, już mamo - Zeszliśmy na dół.

Powitaliśmy piętnaście osób. Razem z nami było dwadzieścia. Weszliśmy do jadalni. Stół był rozłożony i obstawiony talerzami z potrawami.

- Wszystko wygląda pięknie - Zagadałam do pani Walker która siedziała po mojej lewej stronie. Lukas siedział po prawej. Po za tym nie odstępował mnie na krok. W sumie cieszyłam się z tego, że tak się o mnie martwi. Jednak Ryan już mi nie groził. Powiedziałam mu to jasno.

- Lukas puść. Chce w końcu coś zjeść - Szepnęłam do niego. Puścił moją rękę. Od godziny siedziałam tak trzymając go za dłoń i tylko raz miałam coś w ustach - barszcz którym wogule się nie najadłam.

Zaczęłam nakładać sobie na talerz rybę i paszteciki.

- Jaka Ty głodna - Odszepnął.

- Nie jadłam nic od śniadania.

- Oj, to jedz. Nie chciałem Cię puszczać.

- Nic się nie stało.

Gdy z mojego talerza wszystko znikło akurat podawali ciasta na stół.

- Em? - Szepnął Luk.

- Tak?

- Pójdziemy na spacer?

- Dobrze.

Wstaliśmy, założyłam cienką bluzę, komin i czapkę. Lukas wziął tylko kurtkę, lecz jej nie założył.

- Będzie Ci zimno - Powiedziałam.

- Nie będzie. Chyba bardziej tobie. Idź po jakąś kurtkę.

- Ygh. Zachowujesz się jak moja matka.

Poszłam na górę i wyciągnęłam kurtkę - Ty też powinieneś się w coś ubrać - Syknęłam gdy zeszłam na dół.

- Mam kurtkę.

- Jestem opatulona, idziemy? - Popatrzył na moje buty.

- W tych butach?

- Nie wzięłam nic innego oprócz szpilek i balerin.

- Poczekaj - Wszedł spowrotem do jadalni. Po chwili wrócił i wyjął z szafki ładne kozaczki - Zakładaj.

- Twojej mamy?

- Tak.

- Nie musiałeś dałabym radę iść w szpilkach.

- Nie dałabyś. Po za tym mama ma taki sam rozmiar jak ty.

- Skąd wiesz? - Pokazał mi łobuzerski uśmiech - Idiota! - Krzyknęłam rozbawiona.

- Nie nazywaj mnie tak.

Gdy już szliśmy, żartując, przyglądałam się ozdobom świątecznym przy domach.

- Stwierdzam, że wy macie najładniejsze.

- Co?

- Ozdoby. Ale nie trzeba mieć ozdób aby Boże Narodzenie było dobre. Wystarczy ktoś kto będzie blisko.

- Dokładnie.

- Do której zostaje twoja rodzina?

- Nie wiem, ale napewno długo. I oni idą na pasterkę.

- A my?

- Jak chcesz.

- Nie chcę. Jakoś chce iść wcześnie spać. Zmęczona jestem.

- Wracamy?

- Nie.

Zaczął padać śnieg.

- Wiesz, że już chodzimy godzinę? - Spytał.

- Jesteśmy dorośli. Nie będą się martwić.

- Nie znasz jeszcze mojej macochy.

- A nie mamy? Dlaczego raz mówisz tak a raz tak?

- Tak jakoś.

- Nie wiem jak o niej mówić przy Tobie.

- Obojętnie jak, tak i tak jest dobrze.

- Ehh.

- Usiądziemy? - Wskazał na ławeczkę pod bukiem.

- Dobra. Ale nie długo.

- Yhmm. Chciałem Ci coś dać. Ogólnie w naszej rodzinie dajemy prezenty jutro, ale jako, że jesteśmy dorośli to nam nic nie kupią.

- Jaka tradycja - Zaśmiałam się.

- Więc... - Wyjął z kieszeni pojemnik. Przełknęłam ślinę. Otworzył go. Moim oczom ukazał się śliczny delikatny naszyjnik cały ze srebra.

- Piękny.

- Mogę?

- Tak - Założył mi wisiorek. Dotknęłam niewielkiego, srebrnego liścia który był jedyną ozdobą - Dziękuję - Oparłam się o jego bark - Kocham Cię.

- Też Cię kocham - Patrzyliśmy na pustą ulicę i coraz wyżej sięgający śnieg.

- Pora iść. Zaczyna mi być zimno.

- Chcesz kurtkę?

- Nie. Sam byś ją założył zamiast nieść ją w ręku.

- Zrobię to tylko dla Ciebie - Uśmiechnął się po czym ją założył. Wzięliśmy się za ręce i powędrowaliśmy w stronę domu.

Wszyscy siedzieli nadal przy stole.

- Jak się udał spacer? - Spytała pani Walker - Ładny naszyjnik.

- Trochę daleko poszliśmy, dziękuję.

Gdy już wszyscy poszli na pasterkę, siedliśmy na kanapie przed telewizorem. Nie chciało nam się sprzątać, więc zostawiliśmy wszystko jak leży.

- To co oglądamy?

- Nie wiem.

- Ogólnie chyba nic nie będzie w telewizji.

- Raczej nie, ale można sprawdzić.

- Nie chcę nic oglądać. Idę spać - Wstałam po czym ruszyłam w stronę schodów. Nagle Lukas złapał mnie w talii - Luk puść mnie!

- Nie - Szepnął mi do ucha.

- Luk.. A! - Krzyknęłam bo niespodziewanie wziął mnie na ręce. Zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam się w niego.

- Luk gdzie idziesz? - Spytałam gdy zobaczyłam, że nie idzie w stronę mojej sypialni.

- Do mnie.

- Luk...

- Cii. Śpisz u mnie.

- Ehh, no dobrze.

Gdy doszedł do pokoju, położył mnie delikatnie na łóżku. Ani ja ani on nie mieliśmy butów więc od razu gdy położył się obok mnie, przykryliśmy się kołdrą.

- Dobranoc - Powiedziałam.

- Dobranoc, kolorowych snów.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • lea07 26.07.2016
    Cudowne opowiadanie <3 <3. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Oczywiście 5 :)
  • Zozole 26.07.2016
    <3 <3 A ja czekam na Piękne istoty <3 <3
  • laska14 27.07.2016
    Czekam na dalsze części
  • Zozole 27.07.2016
    Oh, nie wiedziałam że czytasz. Dziękuję bardzo za zerknięcie.
  • Zozole 27.07.2016
    I zapraszam do czytania mojego kolejnego opowiadania.
  • Szalokapel 31.07.2016
    - Dzień dobry wszystkim - Powiedziałam. - Jeżeli nie kończysz zdania kropką, to czasowniki typu: powiedziała, rzekła, wyszeptała piszemy z małej litery.
    spowrotem - z powrotem
    póścił - puścił
    Po za tym - poza tym
    - Lukas puść. Chce - chcę
    wogule - w ogóle
    - Dobra. Ale nie długo. - niedługo

    Sporo błędów. Tym razem więcej ortograficznych niż w poprzednim rozdziale. Interpunkcja też nieraz uciekała. Przyznaję, że słodki rozdział. 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania