Poprzednie częściOstatnia - wpis nr 1

Ostatnia - wpis nr 15

Chcąc nie chcąc musiałam się pospieszyć. Vea dała mi więcej, niż oczekiwałam: myślałam, że zachowa przyjazną neutralność, ale ona postawiła się w pozycji strażniczki i sędziny; teraz będzie stać nad piaskownicą i pilnować, żeby dzieci nie zrobiły sobie zbyt dużej krzywdy walcząc o zabawki. Może to śmieszne porównanie, ale dobrze oddaje sedno sprawy.

Wysłałam maile do dzieci (Dzieci! Wciąż jeszcze nie mogę się do tego przyzwyczaić) z opisem sytuacji. Wiedzieli, że będą musieli przejąć negocjacje w razie, gdybym nie wróciła. Ale to była bardzo niemiła ewentualność i wolałam o niej nie myśleć.

Miałam już przygotowany tekst traktatu, spisany w dwóch egzemplarzach na grubym papierze formatu A2 i schowany do tuby po plakacie. Pomiędzy kartki włożyłam pióra wyrwane zabitemu gryfowi i upewniłam się, że nie wystają i nie zostaną wykryte przy pobieżnej kontroli. Teraz pozostało tylko ubrać się jakoś bardziej reprezentacyjnie i wyruszyć.

Eh, ubranie! Problem pod tytułem "nie mam co na siebie włożyć" występuje równie często u ludzi, jak i u wampirów, niezależnie od wielkości posiadanej garderoby. Zdecydowałam się na bezpieczne i sprawdzone połączenie czarnej bazy z kolorowym akcentem. Wybrałam czarne botki, czarne kryjące rajstopy i również czarną krótką sukienkę z długimi rękawami bez absolutnie żadnych ozdób. Na szyi zawiesiłam nowy klanowy symbol, srebrno-czerwoną różę. Popatrzyłam tęsknym wzrokiem na najbardziej szalony ciuch w mojej szafie, czyli marynarkę zdobioną wielkimi cekinami mieniącymi się wszystkimi odcieniami szmaragdowej zieleni, ale jakoś gryzła mi się z czerwienią płatków róży. Jestem dość konserwatywna jeśli chodzi o modę, nie przepadam za łączeniem ze sobą wielu kolorów i wydaje mi się, że wyglądam głupio w pstrokaciźnie, wzięłam więc w końcu ciemnoczerwony aksamitny żakiet w stylu wiktoriańsko-pirackim, czy jak tam się to nazywało. Najważniejsze, że pasował mi do reszty, a jego srebrne guziki były wysadzane diamentami, więc mogłam też trochę błyszczeć. Dosłownie w ostatniej chwili poprawiłam włosy i porwałam ze szkatułki kilka srebrnych pierścionków: jeden ze sporym rubinem założyłam na jedną dłoń, dwa skromniejsze bez kamieni powędrowały na drugą. Wiedziałam, że wyglądam teraz poważniej niż zwykle, i na pewno zupełnie inaczej, niż wtedy, gdy udawałam Paulinę. Nie musiałam się ukrywać i maskować czarnych wampirzych oczu iluzją.

Za to musiałam sprawić wrażenie silniejszej, niż jestem w rzeczywistości. Uwolniłam część swojej aury, tę mroczną, odpowiedzialną za zastraszanie ofiar w trakcie polowania. Gdyby ktoś z was wszedł teraz do pokoju, na pewno poczułby się nieswojo i instynktownie oczekiwał czegoś złego. Na gryfy to tak nie zadziała, ale da im jasno do zrozumienia, że mają do czynienia z innym drapieżnikiem. Resztę bardzo dokładnie zablokowałam. Nie mogłam dopuścić, by jakikolwiek gryf przebił się do środka, musiałam reagować bardzo stanowczo na każdą próbę. Dobrze, że umiałam rozpoznawać ich magię, bez przygotowania nie miałabym szans. Cóż, może powinnam jeszcze coś przekąsić? Świeża krew by nie zaszkodziła, ale mogłabym po niej zrobić się senna. Teleporty do Londynu nie nadszarpnęły moich sił, stwierdziłam więc, że nie ma na co czekać, złapałam tubę z traktatem i przeniosłam się na drogę z Nowego Targu pod jedno z głównych wejść do Państwa Gryfów.

Granica w tym miejscu była ogrodzona, na szosie ustawiono zasieki, a przejścia pilnowali strażnicy - ludzie i gryfy. Obok drogi zbudowano dużą budkę wartowniczą. Za nią stały zaparkowane dwa pickupy, legendarnie niezawodne Toyoty. Podeszłam do pierwszego umocnienia i czekałam w milczeniu. Wiało, więc włosy malowniczo mi się unosiły. Pomyślałam, że wyglądam surowo i epicko, chociaż zapewne to nie była prawda.

- Paulina? Gdzie ty się podziewałaś? - zawołał jeden z ludzi na mój widok. Rozpoznałam go: miał na imię Krzysiek i czasem gadaliśmy ze sobą przy kolacji.

- Chcę rozmawiać z Szarą Skałą. I nie jestem Paulina.

- Martwiliśmy się o ciebie, ty i Niedźwiedź tak nagle zniknęliście - kontynuował strażnik, jakby moje słowa do niego nie dotarły. Niedźwiedź. Więc tak miał na imię... Ciemnobrązowe pióra i sierść, faktycznie jak u niedźwiedzia.

Jeden z trzech obecnych tu gryfów coś jednak usłyszał, bo zbliżył się i wskoczył na drewnianą zaporę. Górował nade mną, ale wyglądał zabawnie, jak przerośnięty kot na płocie. Jego też kojarzyłam, nazywał się Srebrny Strumień i miał bardzo charakterystyczne oczy: jedno brązowe, drugie bladoniebieskie.

- Najpierw porozmawiasz ze mną. Gdzie byłaś? - warknął gniewnie.

Gwałtownie zmieniłam aurę na jeszcze mroczniejszą i silniejszą, żeby na pewno do niego dotarło. Zadziałało, wzdrygnął się, a Krzysiek bezwiednie cofnął się o parę kroków. Teraz już wszyscy się mną zainteresowali, trójka gryfów i pięciu mężczyzn z bronią, którzy jednak nie znaleźli w sobie odwagi, by podejść bliżej.

- Zapomnijcie o Paulinie, którą znaliście. Nie jestem nią i nigdy nie byłam. Chcę porozmawiać z Szarą Skałą.

- Używasz magii... Jak... - mamrotał pod dziobem Srebrny Strumień, obwąchał mnie i oglądał badawczo to niebieskim, to brązowym okiem. Nachylił się naprawdę blisko i poczułam delikatny dyskomfort, ale ani myślałam ustąpić mu pola.

- Chcę to wyjaśnić twojemu władcy. Proszę, żebyście mnie do niego zaprowadzili. Mam pokojowe zamiary, przyszłam sama, nie wzięłam żadnej broni. - Na dowód tego rozłożyłam szeroko ręce. W lewej dłoni trzymałam tubę, ich spojrzenia od razu się na niej skoncentrowały. - A tutaj mam projekt umowy, ale to nie dla waszych oczu.

Gryfy popatrzyły na siebie, przekazały coś telepatycznie. Wyczułam to, ale nie byłam taką chamówą, żeby podsłuchiwać. Na razie miałam sytuację pod względną kontrolą.

- Otwórz to i wyjmij zawartość - rozkazała samica. Jej nie znałam. Delikatnie wyjęłam kartki nie rozwijając ich, po czym teatralnie potrząsnęłam tubą, żeby zademonstrować, że naprawdę jest pusta. Gryfini jeszcze dla pewności zajrzała do środka.

- Czyli używasz magii i chcesz zawrzeć umowę z Szarą Skałą. I jeszcze mamy cię zaprowadzić, może z asystą honorową? - podsumował szyderczo Srebrny Strumień. - A nie przyszło ci na myśl, że możemy cię do niego zawlec? W łańcuchach?

Delikatne mrowienie, nagła senność... Tak to chciały rozegrać. Za atakiem stała ona, była najbliżej, oczy zmrużyła w skupieniu. Odepchnęłam ją mocno, nie na tyle jednak, żeby wyrządzić jej prawdziwą krzywdę. Jak to mawiają wśród wampirów: nie ma krwi, nie ma żalu. Gryfią magiczką szarpnęło, jakbym zamiast mentalnego ataku posłała jej jak najbardziej fizycznego strzała pod dziób. Krzysiek i dwóch innych zareagowali automatycznie i wymierzyli we mnie karabiny, gryfy natomiast dosłownie zatkało. Gryfini otrząsnęła się i śmiesznie nastroszyła, po czym wymieniła intensywne spojrzenia i myśli z Srebrnym Strumieniem. Trzeci gryf przez chwilę również uczestniczył w naradzie, następnie poderwał się ciężko w powietrze i wylądował za mną, zapewne w odległości jednego szybkiego skoku. Korciło mnie, ale się nie obejrzałam. Niech myśli, że nie boję się mieć go za plecami.

Ewentualna walka nie przedstawiała się ciekawie, ich była trójka, a ja... cóż, naprawdę nie miałam broni. Magiczne zdolności wykraczające poza prostą telepatię najwidoczniej miało tylko jedno z nich. Ludzi nie brałam pod uwagę, nie wątpiłam, że gryfy będą chciały pokonać mnie osobiście i nie pozwolą im się mieszać.

- Jeśli bardzo chcecie, mogę się teleportować do zamku, wiem, gdzie to jest. Jeszcze raz powtórzę: to oficjalna wizyta, proszę zaprowadźcie mnie do waszego władcy. Nie będę rozmawiać z nikim innym.

Zamiast odpowiedzi dostałam kolejny mentalny atak, tym razem poprowadzony trochę inaczej. Natarły na mnie w trójkę, subtelnie próbując przeniknąć osłonę, którą otoczyłam umysł. Tak, jak myślałam, samica była najlepsza w te klocki, samce miały marny talent. Uszczelniłam osłonę i rozszerzyłam ją, co trochę ich przystopowało. Gryfini naparła znowu, o wiele mocniej niż za pierwszym razem. Jeśli to szczyt jej możliwości, to była tylko troszkę lepsza od Niedźwiedzia, a z nim poszło mi łatwo. Nie spodziewała się chyba, że ją zaatakuję, bo nie podniosła żadnej osłony. Błąd, wielki błąd, za który zapłaciła teraz padając nieprzytomna na ziemię. Zapanowałam nad nią równie łatwo, jak nad pierwszym lepszym człowiekiem, i kazałam jej zapaść w śpiączkę na dwie godziny.

Szelest piór i zgrzyt pazurów o asfalt usłyszałam w ostatniej chwili, ale miałam jeszcze czas, by postawić tarczę. Atakujący gryf odbił się od niej jak od solidnego muru. Jego też szybko uśpiłam, żeby nie tracić sił na walkę. Został tylko Srebrny Strumień, zszokowany i już nie taki pewny siebie.

- Tylko śpią, nic im nie będzie - wyjaśniłam szybko, żeby nie doprowadzić do niepotrzebnych nieporozumień. - No to gdzie masz te łańcuchy? Nadal uważasz, że dam się zakuć i gdziekolwiek zawlec?

- Już wezwałem posiłki - odwarknął.

- W takim razie ja sobie zaraz zniknę, ale zostanę gdzieś w pobliżu i będę na was polować. Tu jeden gryf, tam drugi, i znudzą wam się wycieczki poza wasze terytorium. No chyba, że podpiszemy pokój. - Zamachałam mu pod nosem papierami, które ciągle ściskałam w garści.

- Bzdura, żaden człowiek jeszcze nie zabił gryfa. I ty też potrafisz nas tylko uśpić.

- Tak? Ale ja nie jestem człowiekiem. I co, twoim zdaniem, stało się z Niedźwiedziem? Zniknęliśmy jednego dnia, i ja tu jestem, a on... w sumie też tu jest.

Wyciągnęłam ciemnobrązowe pióra spośród kartek. Gryf zeskoczył z barykady i obejrzał je bardzo dokładnie. Milczał przez dłuższą chwilę. Potem wysyłał gdzieś telepatyczną wiadomość tak niechlujnie, że prawie odczytałam jej treść w ogóle się nie wysilając.

- Obudź ich, a ja polecę do zamku i przekażę władcy, że prosisz o audiencję. Nie zaatakują cię, jeśli będziesz ich słuchać. Oddział, który zaraz tu będzie, też nic ci nie zrobi. Chyba, że sama zaczniesz.

- No widzisz, można było tak od razu. Ja tu przyszłam rozmawiać, a wy zaczęliście od gróźb i prób włamania do mózgu. - Trochę się z nim droczyłam, ale podeszłam do leżących nieruchomo gryfów i kazałam im się obudzić. Powoli, żeby nie pomyśleli, że walka nadal trwa. Dojście do siebie zajęło im tyle czasu, że wezwane posiłki w sile sześciorga gryfów zdążyły przybyć, wylądować i naradzić się z Srebrnym Strumieniem. Przewodził im nie kto inny jak Długie Pióro.

Zabrali mnie do wartowni, kazali trzymać ręce na widoku i nie wykonywać gwałtownych ruchów. Przez chwilę siedział ze mną Długie Pióro.

- A więc jesteś czymś innym, niż wszyscy myśleliśmy... Nie rozumiem, jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć - westchnął ciężko i wyszedł. Potraktowałam jego słowa jako komplement.

Potem pilnowała mnie magiczka, która jak wywnioskowałam z usłyszanych rozmów, miała na imię Alrauna, i nieduży młodziutki gryf z grupy Długiego Pióra. Był naprawdę młody, taki gryfi nastolatek. Czyli musiał być najbardziej utalentowany z całej tej bandy, inaczej nie kazaliby mu tu być.

Czekałam tam prawie półtorej godziny. Nikt nie zaczął ze mną rozmawiać, więc również się nie odzywałam. Nie był to jednak czas stracony. Odpoczęłam trochę i mogłam oszacować pozostałe siły. Teraz przydałby się solidny posiłek... Nie było tak źle, z powodzeniem mogłam udawać twardzielkę i uciec, gdyby ktoś potężny spróbował przejrzeć ten blef. Starć z takimi podrzędnymi magikami jak Alrauna mogłabym wygrać jeszcze ze trzy, i to nawet wtedy, gdyby stawiali opór, o czym ona najwyraźniej zapomniała.

W końcu usłyszałam poruszenie na zewnątrz. Srebrny Strumień wrócił z zamku i wydawał rozkazy. Mieli zawieźć mnie do władcy jednym z samochodów, z nim i Długim Piórem w roli eskorty.

- Szara Skała postanowił cię przyjąć - oznajmił wchodząc do środka. - Powiedz mi tylko, dlaczego mam wrażenie, że wiedział, że stanie się dziś coś dziwnego?

Następne częściOstatnia - wpis nr 16 (ostatni)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania