Poprzednie częściPiekło to za mało - Prolog

Piekło to za mało - Rozdział VII

Jak obiecałam, rozdział jest trochę dłuższy. Mam nadzieję, że się spodoba ;)

-----------------

 

Jak łatwo jest zburzyć domek z kart, który wcześniej budowano latami? Czy zwykły podmuch wiatru może stać się na tyle silny, by tego dokonać? A może to domek jest po prostu za słaby, aby przeciwstawić się choćby najprostszym przeszkodom? W takim razie, gdzie się podziały fundamenty... Zapomniano je wylać?

Jak powinnam się zachować? Na pewno nie mogę patrzeć w ziemię, to wszystko zepsuje. Zacznie coś podejrzewać, już coś podejrzewa, a jak odkryje mój sekret? Nie, nie, na pewno nie. Nie powiedziałam mu wtedy, nie powiem i dzisiaj, ale czy da się tak łatwo zbyć? Nawet nie mam na co liczyć, zbyt uważnie mi się przyglądał, zbyt wiele czasu miał pod moją nieobecność, żeby poukładać wszystko w całość. Wersja, którą mu przedstawiłam, nie trzymała się kupy... A mimo to wtedy uwierzył, nie miał powodów, żeby mi nie ufać. Teraz ma?

 

Otworzyłam drzwi wejściowe. Stał cały zdyszany, a kropelki potu spływały po jego czole. Spojrzałam dalej. No tak, przyjechał rowerem. Wariat.

 

- Wchodź.

 

Najodpowiedniejszym pokojem, do którego zresztą zdecydowałam się go zaprosić, była moja sypialnia. Tam czułam się najbezpieczniej.

 

Nie pamiętałam, kiedy ostatnio go u siebie gościłam. Gdy znaleźliśmy się na miejscu, uważnie przyglądał się wystrojowi, jaki tam panował.

 

- Skromnie tu.

 

- Jeszcze nie zdążyłam do końca umeblować...

 

- Przemaluj ściany. Są zbyt ponure.

 

Nie skomentowałam tego, co powiedział. Nie zamierzałam zresztą zastosować się do jego rad. Mnie jasny odcień szarego odpowiadał, przynajmniej nie jarzył po oczach i można się było w niego bezmyślnie patrzeć.

 

- Chcesz coś do picia?

 

- Chce ci się iść? - Uśmiechnął się.

 

- Nie chce mi się... Ale tak nakazuje gościnność.

 

Zaczęliśmy się śmiać. Tak dobrze się znaliśmy... kiedyś.

 

Chciałam jak najdłużej podtrzymywać tę gadkę szmatkę w nadziei, że może zapomni o powodzie dzisiejszej wizyty, ale jak na złość zdawał się czytać mi w myślach.

 

- Co się dzisiaj stało?

 

- Już ci mówiłam, że nic. Po prostu źle się poczułam...

 

- Mówiłaś, że coś ci wypadło...

 

On siedział na łóżku, a ja stałam naprzeciwko niego, oparta o zamknięte drzwi.

 

- O co tak naprawdę chodzi?

 

Westchnęłam cicho i spojrzałam mu w oczy.

 

- Na pewno nie chcesz niczego do picia?

 

- Ashley!

 

- No dobrze. - Włożyłam paznokieć do ust. Głupi nawyk, skarciłam się w myślach i schowałam ręce za plecy. - Miałam nieprzyjemną sytuację w szkole...

 

Czekał na to, co za chwilę powiem, a ja starałam się ułożyć w głowie słowa, żeby zabrzmiały w miarę wiarygodnie.

 

- Wiesz, że miałam ponad rok rehabilitację, żeby odzyskać sprawność ruchową?

 

Potwierdził kiwnięciem głowy, najwidoczniej coś o tym słyszał. Moja matka ma długi język.

 

- No i na WF-ie graliśmy w siatkę, a ja nie byłam w stanie skoordynować swoich ruchów i narobiłam strasznej siary. Wszyscy się śmiali, a ja po prostu nie mogłam wytrzymać. Tych spojrzeń. - Poznałam po wyrazie twarzy, że mi nie uwierzył. Przeklęty talent aktorski, dlaczego mi go poskąpiono? - Było tak jak po pożarze. Wszyscy patrzyli się na mnie, jak na sierotę, która nie potrafi sobie sama poradzić.

 

Pomijając fakt, że nie miałam w ten dzień WF-u, a poza tym moje zwolnienie widniało w dzienniku, historia mogła uchodzić za prawdopodobną. W końcu on tych wszystkich rzeczy przecież nie wiedział.

 

- Nie martw się, wszystko przyjdzie z czasem. Chodzisz już normalnie, a koordynacja... wyćwiczysz ją.

 

Pocieszał mnie! Czyli uwierzył! Odetchnęłam z ulgą i usiadłam obok niego na łóżku. Materac lekko ugiął się pod moim ciężarem, sprawiając, że usiadłam bliżej Michała, niż to miałam w zamiarze.

 

Położył dłoń na mojej i lekko ścisnął, chwilę później znowu ją rozluźnił. W pewnym momencie zaczął głaskać moją dłoń? Spojrzałam na niego zdezorientowana. Uśmiechnął się, nie był to jednak najweselszy uśmiech, o ile posiadał choć gram szczęścia.

 

- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć?

 

- Jasne, przecież zawsze ratujesz mnie z opresji. - Szturchnęłam go ramieniem, mając nadzieję, że tym samym rozładuję napiętą atmosferę.

 

- Ashley, nie żartuj. To poważna sprawa.

 

- Jaka poważna sprawa? Życie jest poważne? Serio zamierzasz mówić mi tu teraz o jakichś frazesach?

 

- Chcę ci pomóc.

 

Nie mogłam już tego znieść. Co prawda, sama nie do końca wiedziałam, o co byłam zła, ale to nie zaprzeczało faktowi, że w tamtym momencie mało co nie wybuchłam.

 

- Chyba lepiej będzie, jak już pójdziesz. - Stwierdziłam, analizując całą sytuację. Miałam naprawdę dość rozmowy z nim.

 

- Widzę, że nic tu nie wskóram. Jak coś... masz mój numer. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy.

 

Po tych słowach wyszedł, zostawiając mnie z masą przemyśleń. Dawniej lubił się bawić, a ta nadopiekuńczość — coś mi w niej nie pasowało. Tylko co? Może rzeczywiście się czegoś domyślał?

 

 

Zamarznięte jezioro, a wokół ogień. Choć czułam jego żar, nie spostrzegłam żadnych zmian w nadal grubym lodzie. To tak, jakby ogień działał wyłącznie na mnie, tylko dla mnie stwarzał jakiekolwiek zagrożenie. Poczułam czyjąś obecność i nawet nie musiałam się obracać, by domyśleć się, kto to. I tak też zrobiłam, nie odwracałam się w nadziei, że sen skończy się szybciej, niż się zaczął.

 

Zareagowałam dopiero wtedy, gdy kroki stały się na tyle wyraźne, bym mogła stwierdzić, że to coś znajduje się naprawdę blisko.

 

Tym razem postać miała zakrytą twarz, najwidoczniej również nie uśmiechało się jej wdychać dymu. Byłyśmy w tej samej sytuacji, oderwane od tego świata, z którego ogień próbuje się nas pozbyć.

 

Postawiłam krok w tył, lecz klon zrobił krok w przód, tak, że staliśmy w takiej samej odległości, co przedtem. Nie mogłam wydusić choćby jednego słowa, struny głosowe odmówiły mi posłuszeństwa. Niedługo potem do buntu przyłączyło się także moje ciało, tak, że nie mogłam ruszyć choćby ręką. Postać zbliżyła się do mnie i dotknęła mojego policzka, przybliżając jednocześnie twarz do mojego ucha.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Billie 11.07.2016
    Odprawiła chłopaka z kwitkiem... Widać, że to trudna sytuacja, ona sama nie może się w tym odnaleźć. No i jeszcze te koszmary... Cały czas trzymasz w niepewności i intrygujesz tymi rozdziałami, aż szkoda, że trzeba czekać na następny :p Zostawiam Ci 5 :)
  • little girl 12.07.2016
    Dziękuję bardzo, Billie ;)
  • candy 12.07.2016
    Czekam na autobus i wreszcie mam czas to przeczytać. Biedny Michał. Ciekawi mnie, czemu on jest taki typowo polski, a ona Ashley :D popieram Billie, odprawiła go nieźle. Bardzo fajnie, o ile można to tak nazwać, przedstawiłaś ten koszmar. 5 :D
  • little girl 12.07.2016
    W sumie imiona postaci nie są jakoś szczególnie przemyślane, jeśli chodzi o pochodzenie. Imię Michał podoba mi się samo w sobie, a Ashley, tworząc postacie, starałam się, żeby choć trochę kojarzyły mi się z jakimiś cechami. Tak było i w tym wypadku. Żadnej szczególnej historii w tym nie ma, może po prostu jej rodzicom bardzo się spodobało? Kto to wie ;P Dziękuję :)
  • candy 12.07.2016
    little girl ok, dobrze wiedzieć :D
  • Łowczyni 13.07.2016
    - "Chciałam jak najdłużej podtrzymywać tę gadkę szmatkę, w nadziei, że może zapomni o powodzie dzisiejszej wizyty, ale jak na złość zdawał się czytać mi w myślach." - w tym zdaniu po "szmatkę" bez przecinka.
    - "jakiś" - "jakichś", bo liczba mnoga :)
    - "I tak też zrobiłam, nie odwracałam się, w nadziei, że sen skończy się szybciej, niż się zaczął." - tak samo tutaj (po "nie odwracałam się" nie ma przecinka)
    - "Postać zbliżyła się po mnie" - "do mnie"

    Szkoda mi tego Michała. Naprawdę. Widać, że się stara, ale ona wciąż sama nie potrafi uporać się z przeszłością, dlatego też trudno jej zaufać i opowiedzieć o wszystkim chłopakowi. Poniekąd ją rozumiem. :)
    Zostawiam 5! Ten rozdział naprawdę fajny. :)
  • little girl 14.07.2016
    Cieszę się, że się podobał :) Dziękuję ;D
  • Paradise 31.03.2017
    o rany, co usłyszy od tej postaci? nie mogę się doczekać, aż przeczytam :D biedny Michał... tak się namachał na tym rowerze i został odprawiony z kwitkiem.. 5 i lecę dalej

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania