Poprzednie częściPiekło to za mało - Prolog

Piekło to za mało - Rozdział XXIV 1/2

Jeszcze raz przepraszam, że rozdział tak późno, no i że taki krótki. Ostatnio brak mi czasu, ale postaram się dodawać w miarę regularnie :)

 

Od tamtej pory czas jakby przybrał własne tempo nie zważając na to, że zostawia mnie za sobą, jeszcze bardziej niż przedtem. Pozwoliłam Ance zasiać we mnie to ziarno nadziei, które do wykiełkowania potrzebowało tak niewiele światła. Choć może aż za dużo, sama nie wiem. Jedyne, czego byłam pewna, to to, że naprawdę chciałam by coś w końcu wróciło na swoje miejsce. Może dzięki temu wszystko jakoś się ułoży?

 

Ostatnie trzy dni nie wychodziłam z domu. Nie czułam żadnej zachęty, aby tam w ogóle iść. Może bałam się przekonać na własne oczy, że w rzeczywistości Anka nie zamierzała dotrzymać swojej obietnicy, a powiedziała tak tylko po to, by zamydlić mi oczy?

Westchnęłam ciężko, nie mogłam tak dłużej. Byłam za bardzo rozchwiana pomiędzy wiarą, a wątpliwościami. Mieszając się wywoływały w mojej, i tak już nazbyt obciążonej głowie, coraz to większy zamęt. Starając się znaleźć jakiś punkt, od którego mogłabym zacząć, nawet jeśli miałoby to znaczyć cofnięcie się o kilka kroków do tyłu, liczyłam sekundy patrząc na zegar. Minęło dwadzieścia minut, dość!

Wstałam z łóżka i zakładając papcie na stopy, ruszyłam w kierunku łazienki.

 

Dobrze znany gwar rozmawiających nastolatków uderzył we mnie, kiedy tylko przekroczyłam próg szkoły. Mimo że minęły dopiero trzy dni, zdążyłam się za tym stęsknić.

 

Ruszyłam przed siebie, starając się ignorować wrażenia, że każda para oczu kieruje się w moim kierunku. Głupi mózg próbuje mnie coraz bardziej zdołować, dodałam w duchu pokonując kolejne kroki.

 

- Ash! - Usłyszałam ciepły głos za plecami. Odwróciłam się i uśmiechnęłam nieco sztucznie. - Gdzieś ty się podziewała?

 

- Trochę źle się czułam.

 

- Trzy dni?

 

- Zatrułam się czymś. - Próbowałam ją zbyć najprostszą wymówką, która w tamtym momencie wpadła mi do głowy. Na szczęście nie nalegała na dalsze wyjaśnienia.

 

Gdy siedziałyśmy przed salą, oczekując dzwonka, zadała pytanie, które całkiem mnie zaskoczyło, choć może nie powinno.

 

- I jak tam rozmowa z przyjaciółką?

 

- Dobrze... - odpowiedziałam wymijająco.

 

- Ashley, posłuchaj mnie. Ty musisz coś z tym wreszcie zrobić. - Nie sprecyzowała, czego dotyczyło wypowiedziane przez nią zdanie, co spowodowało, że czułam się jeszcze bardziej zagubiona. Czyżby o czymś się dowiedziała?

 

- Nie wiem, o czym mówisz.

 

- Znamy się od niedawna, ale to nie znaczy, że nic dla mnie nie znaczysz. Martwię się o ciebie, wiem, że gadki typu "nie jesteś sama" nie

 

przekonają się. Straciłaś wiarę w ludzi, jednak tak nie można. Nie możesz tak dalej, ja jestem po twojej stronie.

Patrzyłam się w jej oczy, starając się dokładnie przeanalizować to, co właśnie powiedziała. Miała rację, musiałam się od tego wszystkiego uwolnić. Anka zrobiła krok do przodu, ja również muszę. Dla siebie, dla osób, które się o mnie martwią, bo, o dziwo, takie istnieją.

 

- Masz rację, Em. - Uśmiechnęłam się smutno. - Chyba w końcu nadszedł ten czas.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • candy 18.09.2016
    Jej! Dokończę ćwiczenia i czytam :D
  • candy 18.09.2016
    własne tępo - tempo*
    i tak już nazbyt obciążonej, głowie - tu ten przecinek dałabym dopiero po "głowie"
    Ale Cię ktoś jedynkami obdarowuje... no szkoda, że taki krótki, ale może Ashley w końcu coś z tym zrobi. Ode mnie 5 :)
  • little girl 20.09.2016
    Ach, te ćwiczenia, chyba też powinnam się za nie wziąć ;c
    Chyba polubił moje teksty, bo dość często pozostawia po sobie anonimowe 1, gdyby jeszcze chciał się ujawnić :((
    Dziękuję, zaraz poprawię ;*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania