Poprzednie częściPiekło to za mało - Prolog

Piekło to za mało - Rozdział X

Anka od rana mi się przyglądała, ale dopiero, gdy zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję, w końcu się przemogła i zapytała:

- Coś się tak dzisiaj wystroiła?

 

- Wcale nie... Wyglądam głupio?

 

- Czyżby randka? - Poruszyła znacząco brwiami i wskazała na moją jasnoróżową sukienkę.

 

Co prawda nie ubierałam się tak za często, ale to nie powód, żeby od razu mieć jakieś podejrzenia. No tak, to rzeczywiście było podejrzane...

 

- Coś ty. Mam przecież za dużo obowiązków.

 

- Obowiązków, mówisz?

 

- Anka!

 

- No nie, Ashley. Teraz to musisz mi wszystko powiedzieć.

 

- Nie ma o czym. - Uśmiechnęłam się i już miałam odchodzić, ale przyjaciółka złapała mnie za ramię.

 

- Nie rób nic głupiego.

 

- Wiem, wiem.

 

 

Sala służąca jako pracownia biologiczna, nie przypominała w jakiś znaczący sposób miejsca związanego z biologią. Co prawda, na półkach szafki na końcu sali znajdowało się kilka zwierząt w słoikach, aż mnie ciarki przechodzą, kiedy pomyślę, jak musiała wyglądać ich śmierć, to poza nimi była to zwyczajna sala o białych ścianach, prostych ławkach i tablicy.

 

Starałam się jak najdyskretniej rozejrzeć po sali, w sumie sama nie wiem po co. Wiedziałam jednak, kto był obiektem moich poszukiwań — profesor Jocker. Siedział, zanurzony w masie papierów. Jedną ręką drapał się po głowie, a w drugiej trzymał jakieś kartki. Z jego miny można było łatwo wywnioskować, że niezbyt przepada za tym zajęciem. Nie należał również do osób uporządkowanych, stwierdziłam, patrząc na bałagan panujący na biurku.

 

Mogłabym tak stać i przyglądać się godzinami, ale niestety nie było to możliwe. Przeklęłam w duchu, kiedy wchodząc przez drzwi, zahaczyłam o próg i o mało co nie wywaliłam się.

 

- O, już jesteś. - Spojrzał na zegarek. - Wybacz, długo czekasz?

 

Pokręciłam przecząco głową, ale sądząc po jego minie, odkrył prawdę.

 

-Trzeba mi było przerwać. To nic ważnego.

 

- Nie chciałam przeszkadzać...

 

- No już dobrze, następnym razem przeszkodź. - Uśmiechnął się i wskazał na pierwszą ławkę, na której były rozłożone różne rzeczy. - Podejdź i przejrzyj to. Jeśli uznasz, że coś z tego jest interesujące, powiedz.

 

Zaczęłam przeglądać kartki z opisanymi doświadczeniami, informacjami na temat różnych roślin i wieloma różnymi rzeczami, o których nie miałam zielonego pojęcia. Co ja robię na biol-chemie?

 

Przekładałam kartki w dłoniach, starając się cokolwiek zrozumieć, by nie wyjść na kompletną idiotkę, gdy poczułam oddech na karku. Aż przeszły mnie dreszcze.

 

- Spokojnie, to tylko ja - powiedział mi do ucha.

 

Czułam się tak zawstydzona, oddech przyśpieszał z każdą chwilą i ani myślał się uspokoić, a moja twarz przybrała barwę buraka, dosłownie. Nauczyciel zachował się o tyle stosownie, że nie skomentował mojego stanu słowami. Czułam, że się uśmiecha, jednak nie zamierzałam się odwracać, o nie.

 

- I co, znalazłaś coś interesującego?

 

Rękami, które z niewiadomych powodów zaczęły coraz bardziej drżeć, starałam się wybrać kartkę, którą mogłabym mu pokazać.

 

- Spokojnie, mamy czas. Powolutku do wszystkiego dojdziemy...

 

Nie wiedziałam, czy to moja wyobraźnia, ale wyczułam w jego głosie nutkę czegoś... niebezpiecznego?

 

- Myślę, że to będzie interesujące - odezwałam się w końcu, podając mu kartkę, na której przedstawione było doświadczenie dotyczące wykrywania skrobi.

 

- Chyba nie będzie nam pasować do tematów zajęć... Ale niech będzie.

 

W tamtym momencie poczułam się jeszcze głupiej. Zbłaźniłam się. Chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść, ale nie wiedziałam jak. Odwróciłam się w kierunku stojącego za mną nauczyciela i poczułam cudowny zapach jego perfum.

 

- Przepraszam, ale ja się nie bardzo na tym znam. Może lepiej będzie, jeśli weźmie pan do pomocy kogoś, kto jest bardziej obeznany...

 

- Nie martw się, Ashley. Wszystkiego się nauczysz. Tylko powoli. - Położył swoją dłoń na mojej i lekko ścisnął. - Nie ma się czego bać.

 

 

***

 

W końcu weekend, chwila odpoczynku przyda mi się. Musiałam poskładać wszystko, co się w ostatnim czasie stało do kupy, przeanalizować kawałek po kawałku i wyciągnąć wnioski. Zrobić coś. Ech, dlaczego nie może być tak dobrze, że ktoś podejmowałby za mnie decyzje, a ja nie nosiłabym na sobie takiej odpowiedzialności. Łatwiej, jak ktoś podejmuje za ciebie decyzję, wtedy zawsze ma się wymówkę, że to nie z naszej inicjatywy, to ktoś inny zadecydował...

 

Próbowałam odkryć, co łączyło Michała i Olgierda, ale nijak mi to szło. Jak mogli się wcześniej poznać, skoro Olgierd przyszedł do szkoły niewiele wcześniej niż ja? I o co, do cholery, chodziło z tą kłótnią. Nie udało mi się niczego wyciągnąć od Michała... Starałam się później jeszcze go zagadać, ale mnie zbył.

 

Zeszłam z łóżka i związałam gumką włosy w kucyk. Westchnęłam i ruszyłam w kierunku drzwi. Głupi zwyczaj jedzenia w weekendy rodzinnych posiłków. Na tygodniu nikt nie miał czasu dopasowywać się do określonej godziny i jadł, kiedy chciał. Weekendy były jednak inne, bo z racji, że rodzice kończyli wcześniej pracę, a córka miała dzień wolny, to czemu by nie zjeść razem? Kolejne utrapienie.

 

 

Weszłam do jadalni i usiadłam na swoim miejscu, gdzie już czekał na mnie talerz z rosołem. Spojrzałam na niego z niechęcią, co nie obyło się bez komentarza ze strony mojej kochanej rodzicielki.

 

- Jedz, nie marudź.

 

Siedzieliśmy rozstawieni najszerzej, jak się dało. Ja miałam miejsce naprzeciwko matki, a ojciec gdzieś z boku.

 

Z niechęcią wzięłam łyżkę do ust. Szybko przełknęłam i by odwrócić uwagę od smaku, który łagodnie ujmując, nie należał do moich ulubionych, zaczęłam przyglądać się domownikom. Moją uwagę przykuł ubiór ojca, który miał na sobie garnitur. Kto normalny ubiera garnitur do obiadu?

 

- Wybierasz się gdzieś?

 

Spojrzał na mnie, jakby badając sedno mojego pytania, po czym na jego twarzy odmalowała się ulga. Myślał, że coś wiem... ciekawe, o co chodziło? Do pudełka z pytaniami dołączyły kolejne, czekając na dzień, w którym uda mi się znaleźć na nie odpowiedź.

 

- Mam spotkanie biznesowe. Potem może mnie nie być... przez kilka dni.

 

Po usłyszeniu jego słów mama aż się zakrztusiła. Dwie pary oczu zwróciły się w jej kierunku, a ona tylko wzruszyła ramionami.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Julsia 18.07.2016
    Kurde miało być 5. Rozdział ciekawy. Ojciec i być może jakies brudne sprawki, hmmm może być ciekawe :) Traktuj 4 jako 5. Szkoda, że taki krótki, ale przez moje ględzenie pisałaś wszystko od nowa. Zapowiada się interesująco, czekam na ciąg dalszy i dzięki za rozdzialik :)
  • little girl 19.07.2016
    Twój komentarz stanowił dla mnie motywację, za co dziękuję :) Mam słabe nerwy i jak raz mi usunęło, to straciłam kompletnie zapał, a Tw. komentarz w niemałym stopniu przyczynił się do tego, że ten rozdział tak szybko powstał. Dziękuję i cieszę się, że nadal czytasz ^^
  • candy 19.07.2016
    - Obowiązków (przecinek) mówisz?
    Co prawda (przecinek) na półkach
    Kurczę, na każdym kroku coś niepokojącego. Cały czas rozdziały trzymają w takim "niebezpiecznym" napięciu. Najpierw chłopaki, potem nauczyciel, teraz ojciec... DŁUŻSZE ROZDZIAŁY! :* 5
  • little girl 19.07.2016
    Dziękuję, Candy :)
  • Billie 21.07.2016
    To zakończenie zostawia mnóstwo pytajników w mojej głowie... Ech, ten nauczyciel... jego zachowanie jest podejrzane, szkoda, że zauroczona tego nie widzi... Zobaczymy, jak to się dalej rozwinie... 5 :)
  • little girl 21.07.2016
    Ten nauczyciel będzie jedną z bardziej złożonych postaci, przynajmniej tak mi się wydaje :D Dziękuję :)
  • Paradise 31.03.2017
    robi się coraz ciekawiej :D najpierw nauczyciel, teraz ojciec i krztusząca sie matka, nie wiem co myśleć :D 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania