Poprzednie częściTotalny kosmos - wstęp

Totalny kosmos - rozdział 17 część 1

Deszcz nie przestawał padać. Wyglądało na to, że rozlało się na dobre. Byłem już cały przemoczony, ale nawet nie drgnąłem. Nadal siedziałem na ziemi tuląc do siebie F, której stan nadal nie uległ zmianie. Jej piękne, kruczoczarne skrzydła leżały w błocie. Jak mogłem na to pozwolić? Zamiast zabrać ją z tego deszczu, siedziałem w błotnistej kałuży rozpaczy. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila i serce F uderzy po raz ostatni. Ten paraliżujący strach przejął nade mną kontrolę i jedyne, co mogłem zrobić, to tulić ją jeszcze bardziej. Jeśli ona umrze... to nie będę w stanie żyć bez niej. Już raz straciłem kogoś, kogo kochałem, albo raczej zdawało mi się, że kochałem. Ale z F jest inaczej. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. Wiem to, bo dotknąłem jej skrzydeł. Właśnie! Czemu nie pomyślałem o tym wcześniej? Podniosłem głowę i wyciągnąłem dłoń w stronę jej przemoczonych piór. Serce galopowało mi w piersi i miałem wrażenie, że zaraz z niej wyskoczy. Położyłem dłoń na skrzydle i... nic. Kompletnie nic. Spodziewałem się tego, co stało się ostatnim razem. Dlaczego teraz, do cholery, jest inaczej? Czemu teraz nie czuję tego, co wtedy? Żołądek zacisnął się w supeł jeszcze bardziej, o ile to możliwe, na samą myśl, że może być za późno. Przejechałem dłonią w rękawiczce po kruczoczarnych piórach. K, ty skończony debilu! Rękawiczka! Jedną ręką nadal obejmowałem F, więc zębami złapałem materiał rękawiczki na wolnej dłoni i zdjąłem ją w mgnieniu oka. Teraz to serce na pewno wyskoczy mi z piersi, bo tak się w niej tłucze. Sięgnąłem do skrzydła F i dotknąłem jej piór. Czułem jakbym dotykał jej duszy. Wciąż tam była.

- F... oddaje ci całego siebie... wróć do mnie... - szepnąłem. - Nie zostawiaj mnie... kochanie...

Czułem, że byliśmy blisko. Dużo bliżej niż zwykle. To wykraczało poza normalne określenie fizycznej bliskości. Oddałem jej moje serce, duszę i ciało. Całego siebie. A ona całą siebie oddała mnie. Wiedziałem to i czułem już poprzednim razem. Ale teraz miałem wrażenie jakby nasze uczucia wybuchły na nowo. Ciało ani drgnęło. Naprawdę myślałem, że dotknięcie jej piór pomoże. Że jak za dotknięciem magicznej różdżki przestanie być tą pieprzoną lalką. Że do mnie wróci...

- F, ja...

Zmarszczyłem brwi. Co właściwie chciałem jej powiedzieć? Znowu mam prosić? Może nie mam pojęcia o stanie, w jakim się teraz znajduje, ale dość już tego.

- F, do jasnej cholery, wracaj do mnie natychmiast. Nie wiem, gdzie jesteś, ale znajdę cię i skopię ci dupę, jeśli zaraz się nie ockniesz!

Chyba zwariowałem, jeśli sądzę, że to cokolwiek zmieni. Nagle poczułem jak dłoń F sunie po moim torsie, a potem karku. Moje serce ponownie oszalało i poczułem jak po moim ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Wplotła palce w moje włosy podnosząc się lekko i obejmując mnie za szyję drugą ręką. Jej policzek dotknął mojego.

- Myślisz, że by ci się to udało? - usłyszałem.

Poczułem, że się uśmiecha. Przeniosłem dłoń z jej piór na talię. Jej skrzydła znikły jak tylko zabrałem rękę. Chciałem ją odsunąć, żebym mógł spojrzeć jej w oczy, ale nie pozwoliła mi na to. Naparła swoim ciałem na moje i runęliśmy do tyłu. Wylądowałem plecami w błocie, ale jakoś mi to nie przeszkadzało, bo ona leżała na mnie.

- Korzystaj póki możesz. - powiedziała cicho.

Objąłem ją i przytuliłem przyciskając do siebie jeszcze bardziej, jakby zaraz miała mi gdzieś uciec. Nie mam pojęcia ile tak leżeliśmy nie odzywając się do siebie, ale deszcz przestał w końcu padać. Chociaż to obchodziło mnie w tym momencie najmniej.

- Dziękuję... - szepnęła przyciskając swój policzek do mojego. - Że mnie stamtąd wyciągnąłeś...

- F... - zacząłem, ale zamknęła mi usta pocałunkiem.

- Cicho. - powiedziała z ustami na moich i znowu mnie pocałowała. - A teraz idziemy dokończyć misję.

Wyplątała dłoń z moich włosów, poklepała mnie po policzku i zeszła ze mnie. Usiadłem zaskoczony.

- Nie ma mowy. - zaprotestowałem. - Zabieram cię do kwatery głównej.

- Niby po co? - zapytała krzyżując ręce na piersi.

- Na badania. Zrobią ci jakąś tomografię czy rezonans, muszą sprawdzić czy ten psychol ci czegoś nie uszkodził.

W sumie to głównie ja muszę się upewnić, że wszystko z nią w porządku, tam w środku.

- Nic mi nie jest. Czuję się wyśmienicie.

Wywróciłem oczami. Oczywiście standardowy tekst. Czy ona kiedyś się przyznała, że źle się czuje? Wstałem i bez ostrzeżenia porwałem ją na ręce.

- Co ty wyprawiasz, K? - warknęła.

- Zabieram cię na badania. - odpowiedziałem ruszając w stronę naszego statku.

- Przecież powiedziałam, że nic mi nie jest.

- Ale ja z tobą nie dyskutuję na ten temat. Zabieram cię i już.

- Puszczaj. - warknęła.

- I zaryzykować, że mi uciekniesz? Nie zachowuj się jak dziecko, F. To tylko badania.

- Puść mnie do cholery, K!

- Uspokój się, bo będę musiał cię sparaliżować, a tego bym nie chciał.

- Nie odważysz się.

- Założymy się? - spojrzałem jej w oczy.

Wyglądała jakby chciała coś odwarknąć, już otworzyła usta, ale po chwili je zamknęła. Odwróciła wzrok z fochem na twarzy. Czy ona naprawdę myśli, że nie wiem co wykombinowała? Jestem pewny, że gdybym tylko ją puścił, zaraz rozłożyłaby skrzydła i odleciała w cholerę.

- Uparty jak osioł. - burknęła.

- Odezwała się ta potulna i uległa.

Dotarliśmy do statku. F nie odezwała się ani słowem, kiedy postawiłem ją na nogi na pokładzie. Zapowiadał się kolejny lot w milczeniu. Jednak ku mojemu zdziwieniu, jak tylko wystartowaliśmy F zapytała co się stało, kiedy świr wdzierał się do jej głowy. Odpowiedziałem jej zgodnie z prawdą, zerkając w jej stronę. Była zaskoczona, że udało mi się przebić przez jego tarczę, ale nie skomentowała tego. W milczeniu spędziliśmy resztę lotu, a w kwaterze głównej zaprowadziłem ją do skrzydła szpitalnego. Dopiero kiedy lekarz zabrał ją na badania, poszedłem złożyć raport. Dam sobie rękę uciąć, że gdybym tylko spuścił ją na moment z oczu, zaraz by się ulotniła unikając badań.

 

 

Jak tylko wróciłam z kwatery głównej, udałam się prosto do apartamentu mojego brata. W MAO nic nie wyszło w badaniach, ale wolałam, żeby sprawdził to ktoś stąd. Nie zdążyłam się nawet przebrać. Kiedy Ryan otworzył drzwi i mnie zobaczył, tylko westchnął.

- Co, znowu kłopoty z facetem?

- Co? Niee. - odparłam przeciągając ostatnią samogłoskę i wepchałam się do środka.

- Widzę, że ci się spieszy. - powiedział zamykając drzwi.

- Mam sprawę. Do Destiny.

- Czemu akurat do niej? - zdziwił się.

- Chciałabym, żeby... - zdjęłam maskę i przez chwilę patrzyłam na niego. - Zbadała mój umysł.

- Że co? A po co? Potrzebujesz iść do psychiatry? Do tego nie jest Destiny potrzebna.

- Nie wyjeżdżaj mi tu z psychiatrą. - warknęłam zaciskając dłonie w pięści. - Potrzebuję Destiny.

- Nie rozumiem tylko czemu akurat jej. Twoja koleżanka ma podobne zdolności.

- Nie mogę iść do Toby. Poza tym ona nie jest tak doświadczona jak Destiny. Chcesz żeby mi coś uszkodziła?

- Oczywiście, że nie. Powiedz mi tylko, co się stało. - patrzył na mnie tymi swoimi zielonymi oczami chcąc zmusić mnie do gadania. - Dobrze wiesz, że i tak się dowiem. Wolałbym jednak to usłyszeć od ciebie.

Westchnęłam i opadłam na kanapę. Ryan usiadł obok mnie.

- Będziesz później szorować tą kanapę z błota. - powiedział tak spokojnie, że zaczęłam się bać.

Zupełnie zapomniałam, że cały mój strój i buty były zabłocone. Ale po Ryanie spodziewałam się darcia mordy i wyzywania, że ubrudziłam mu kanapę z jakiegoś rzadkiego materiału albo innych pierdół.

- Tak po prostu? Bez krzyków? - zapytałam zaskoczona.

- Możesz krzyczeć, nikt ci nie broni. Ale obawiam się, że krzykiem błota nie wyczyścisz.

- Popatrz, popatrz, jaki z ciebie się śmieszek zrobił. Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.

Opowiedziałam mu spotkanie z psychicznym, biologicznym ojcem Toby. Powiedziałam mu też, że to z tego właśnie powodu nie chciałam do niej iść. Nie chcę, żeby się martwiła albo co gorsza, zaczęła go szukać. Najlepiej jak będzie trzymać się od niego z daleka.

- Nie mogłaś tak od razu? - zapytał brat, kiedy skończyłam mówić. - Wezwę Destiny, ale nie możesz spotkać się z nią w takim stanie.

- Niby jakim? - oburzyłam się.

- Jesteś cała spięta, siostrzyczko. Idź się wykąp, zrelaksuj. W mojej szafie są jeszcze jakieś twoje ciuchy.

No tak. Pozostałości po mojej żałobie po Raito. Westchnęłam i poszłam do sypialni brata. Moje ciuchy zajmowały w szafie całe dwie pułki. Wzięłam jakiś pierwszy lepszy t-shirt i krótkie spodenki. W łazience czekał już na mnie czysty, mięciutki ręcznik. Nalałam pełną wannę wody, dorzuciłam jakieś sole do kąpieli i zaczęłam się rozbierać. Swoją drogą mój brat ma większą kolekcję różnych płynów i soli do kąpieli niż ja. Może często ma gości płci pięknej. Oby. Bo jeśli jest gejem, to go zabiję. To on jest królem i musi przedłużyć ród, a nie ja. Pomińmy to, że ja prawdopodobnie nie będę mieć dzieci, bo ich nie lubię. Weszłam do wanny i zamknęłam oczy. Mogłabym zasnąć w tej ciepłej wodzie. Mam się zrelaksować, żeby Destiny mogła mi pogrzebać w głowie. Trochę stresująca myśl. Postaram się myśleć o czymś innym. Albo w ogóle nie myśleć. Udało mi się i kiedy byłam już na granicy snu, w mojej głowie pojawił się głos K:

- Nie zostawiaj mnie... kochanie...

Z wrażenia aż usiadłam otwierając oczy. Czy on powiedział do mnie wtedy "kochanie"? Serce oszalało. Bogowie, on to naprawdę powiedział? Z jednej strony się cieszyłam, ale z drugiej... to zaszło za daleko. To coraz bardziej wszystko komplikuje. Niedługo nie będziemy w stanie już razem pracować. K nie może przerywać misji za każdym razem, kiedy coś mi się stanie. To niedorzeczne. No i nie jestem jakimś pieprzonym słabeuszem. Westchnęłam. I co ja mam z nim zrobić? Może lepiej będzie, jeśli już teraz przestaniemy być partnerami. Tyle, że ja chyba tego nie przeżyję. Dobra, koniec. Muszę wyłączyć myślenie, bo oszaleję. Wzięłam się za szorowanie ciała, włosów i skrzydeł. Z tymi ostatnimi były problemy, ale obyło się bez zalewania całej łazienki, bo zalałam tylko pół. Kiedy powycierałam się do sucha i ubrałam, rzuciłam ręcznik na podłogę zostawiając łazienkę bratu. Skoro nie zabił mnie za zabłocenie kanapy, to za to tym bardziej tego nie zrobi. Destiny już na mnie czekała. Przeszedł mnie dreszcz, jak tylko spojrzałam w jej białe oczy. Nie miała ani źrenic ani tęczówek. Puste oczy podkreślał mocny, czarny makijaż.

- Wasza Wysokość. - powiedziała z lekkim ukłonem.

- Jestem Tina, nie żadna wysokość. Miejmy to już za sobą. - odpowiedziałam i ruszyłam do sypialni brata.

Destiny podążyła za mną bezszelestnie mimo długiej do ziemi sukni i kiedy już byłyśmy same, przyłożyła swoje dłonie do moich skroni. To było najgorsze kilka minut mojego życia. Dlaczego się na to zgodziłam? Dlaczego to w ogóle wymyśliłam? Nigdy więcej. Destiny zabrała dłonie, a ja upadłam na łóżko ciężko dysząc. Czułam się jakby ktoś wbijał mi gwóźdź w czubek głowy i skronie. Poza tym kręciło mi się w głowie i było mi niedobrze. Zamknęłam na chwilę oczy, ale było jeszcze gorzej, więc natychmiast je otworzyłam.

- Myślałam, że to będzie bezbolesne... - jęknęłam.

- Samo badanie jest bezbolesne. Wszystko jest w porządku. Chciałam nałożyć ci blokadę, żeby taka sytuacja się nie powtórzyła, ale nie udało mi się. - powiedziała marszcząc swoje idealne, czarne brwi, a ja usiadłam.

- Dlaczego?

- Do końca tego nie wiem, ale dowiem się.

- O nie, nie dam ci wejść ponownie do mojej głowy. Nie będę królikiem doświadczalnym.

- Nie potrzebuję cię do tego, Księżniczko.

- Nie? To zajebiście. A teraz zejdź mi z oczu.

Destiny się ukłoniła i dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Opadłam z powrotem na łóżko. Głowa dalej mnie bolała i byłam coraz bardziej wściekła. Po cholerę wymyśliłam jakieś durnowate sprawdzanie umysłu przez Destiny. Teraz będę się wściekać, że nie mogła założyć blokady, żeby mnie ochronić przed tym psycholem. Ciekawa jestem, co jest tego powodem. Przesunęłam się na środek łóżka i zakopałam pod kołdrą. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam i jak mi się to udało przez tykającą bombę w mojej głowie.

 

Biegłam przez łąkę pełną kwiatów. Słońce świeciło na bezchmurnym niebie, a włosy rozwiewał mi ciepły wiatr. Przede mną biegł wysoki, dobrze zbudowany, czarnowłosy mężczyzna. Po chwili wyprzedził mnie czarnowłosy chłopak, który wyglądał na mniej więcej dwanaście lat.

- Zostajesz w tyle! - rzucił zerkając na mnie swoimi zielonymi oczami.

Zacisnęłam dłonie w pięści. A właściwie piąstki, bo dłonie miałam malutkie jak u sześciolatki. Przyspieszyłam i zrównałam się z nim. Razem dogoniliśmy czarnowłosego mężczyznę i rzuciliśmy się na niego powalając go na ziemię. Wybuchnął śmiechem i przewrócił się na plecy, żeby nas objąć i przytulić. Spojrzałam na jego pokrytą kilkudniowym zarostem twarz i roześmiane czekoladowe oczy. Tata.

- Mamy cię, tato. - powiedziałam głosem sześcioletniej dziewczynki.

- Znowu wygraliście. - odpowiedział z uśmiechem.

- Chciałeś powiedzieć, że znowu dałeś nam wygrać. - odezwał się zielonooki chłopak. Ryan.

- Tak myślisz? - zapytał tata i zaczął nas łaskotać. - Jesteś pewny?

Wybuchnęliśmy śmiechem próbując złapać dłonie taty, żeby go powstrzymać.

- Tato, przestań! - krzyknęłam chichocząc. - On tak wcale nie myśli!

- A właśnie, że myślę! Zawsze daje nam wygrać! - zachichotał Ryan.

- Zawsze? Jesteś taki pewny? - zapytał z uśmiechem tata.

- Nie! On żartuje, tato! Powiedz mu, Ry!

Brzuch bolał mnie już od śmiechu i myślałam, że dłużej nie wytrzymam. Ryan chyba też, bo krzyknął:

- Dobra, dobra! Żartowałem, przestań już!

Tata w końcu przestał nas łaskotać i mogliśmy odetchnąć. Leżeliśmy w trójkę na trawie patrząc w niebo. Nagle tata objął nas przyciągając do siebie i przytulił mocno. Najpierw pocałował mnie w czoło, a potem Ryana.

- Muszę już iść. - powiedział wypuszczając nas ze swoich objęć i wstał.

- Co? Jak to? Gdzie? - zapytałam siadając.

Tata tylko uśmiechnął się smutno.

- Kocham was. - powiedział i odwrócił się do nas plecami.

Ruszył przed siebie szybkim krokiem. Zerwałam się na równe nogi gotowa za nim biec, ale złapał mnie brat.

- Puść mnie, Ry! Tato! Nie odchodź! - zaczęłam wrzeszczeć. - Nie zostawiaj nas! Tato!

- Przestań, Tina. Nic nie możemy zrobić, już za późno. - powiedział Ryan obejmując mnie.

- Nie! Puszczaj! - krzyknęłam próbując się wyrwać. - Tato! Wracaj! Tato! TATO!

Poczułam jak łzy spływają mi po policzkach, a serce pęka na pół.

- Tato... - zaszlochałam. - Nie zostawiaj nas... Tatusiu! Ja chcę do taty... Ry! Puść mnie do taty!

- Tina, przestań... - jęknął Ryan tuląc mnie do siebie.

 

- Już dobrze, Tinka, już dobrze. - powiedział łagodnie brat głaskając mnie po włosach.

Gdzie ja jestem? Co się stało? Czułam się jakbym się ocknęła z jakiegoś transu. Staliśmy przy oknie w sypialni Ryana, a on tulił mnie do siebie tak mocno, jakbym miała zaraz sobie coś zrobić. Czy to był sen? A może wspomnienie? Nie, to nie mogło być wspomnienie. Taka sytuacja nigdy nie miała miejsca.

- Już dobrze, nie płacz. - usłyszałam i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że twarz mam mokrą od łez.

- Ry... - jęknęłam i spojrzałam w górę na niego.

Patrzył na mnie szklistymi oczami. Przełknął ślinę jakby chciał się pozbyć guli rosnącej mu w gardle.

- Nie mówiłaś tak do mnie od... - zaczął i zamilknął.

- Śmierci taty... - dokończyłam za niego.

- Co się stało? - zapytał po chwili ciszy.

- Ja... nie wiem... śnił mi się tata... i ty... ale czemu nie jestem w łóżku?

- Nie wiem... darłaś się jak opętana, wołałaś go... chciałaś wyskoczyć przez okno, gonić go... bałem się, że w takim stanie skrzydła... Bogowie, dobrze, że zdążyłem cię złapać!

Miał łzy w oczach. Przytulił mnie mocno, pewnie żebym nie zobaczyła jego łez. Co to było? Czy ja lunatykowałam? Zaczynałam się bać. Co się ze mną dzieje? Nigdy nie lunatykowałam, a tym bardziej nie chciałam rzucać się z okna, żeby gonić ducha...

- Zostaniesz u mnie. Muszę się upewnić, że nie zrobisz czegoś takiego jeszcze raz. - powiedział Ryan.

Kiwnęłam tylko głową. W tej sytuacji to było najlepsze rozwiązanie. Istniało ryzyko, że gdybym rzuciła się z okna w takim stanie, skrzydła mogłyby się po prostu nie rozłożyć. Mimo, że podświadomość powinna wkroczyć do akcji.

- Połóż się i odpocznij. - podszedł ze mną do łóżka. - Destiny powiedziała, że broniłaś się przed założeniem blokady w umyśle.

- Co takiego? Mnie nie wspomniała ani słowem o czymś takim.

- Mogłaś zrobić to nieświadomie. Ona dopiero po chwili doszła do tego, że to ty na to jej nie pozwoliłaś.

Spuściłam głowę. Nie pozwoliłam? Ale ja nawet o tym nie wiedziałam. Co się ze mną, do cholery, dzieje? Zakopałam się pod kołdrą, a brat położył się obok mnie. Przez następne kilka dni i nocy Ryan miał mnie na oku, a jeśli nie mógł osobiście, to zawsze ktoś mnie pilnował. Tamta sytuacja nie powtórzyła się. Sen również nie powrócił. Ale obawy nadal zostały. A przynajmniej do czasu, kiedy byłam sama. Jednak jak tylko mnie wezwali i stanęłam obok K, wszystko znikło. Przy nim niczego się już nie obawiałam. Mieliśmy lecieć na kilkudniową misję. W miejsce, gdzie K był jeszcze zanim się poznaliśmy. Naszym zadaniem była obrona mieszkańców przed czyhającym zagrożeniem. Jakim? Nie było sprecyzowane. Cóż, przekonamy się, kiedy się pojawi.

- Jak się czujesz, F? - zapytał K siedząc za sterami.

Byliśmy już w drodze, ale nie miałam pojęcia jak daleko jeszcze do celu.

- Martwisz się o mnie, K? - zapytałam rzucając mu przelotne spojrzenie.

- Zawsze. - odparł zatrzymując na mnie swój wzrok na dłuższą chwilę.

Bogowie, jak on na mnie patrzył. Zaczynałam tonąc w jego niesamowitych oczach. Już nie zaprzeczał. Mówił w prost, że się martwi, że mu zależy. Jeszcze nie tak dawno by się wyparł wszystkiego. Dlaczego teraz tak otwarcie o tym mówi? Co się zmieniło? Czy to przez to, że dotknął moich skrzydeł?

- Patrz, gdzie lecisz, K.

- Wątpisz w moje umiejętności pilota? - zapytał z lekkim uśmiechem.

- Zawsze.

Zaśmiał się. Bogowie, jak ja uwielbiam jego śmiech. Odwróciłam szybko głowę w stronę okna, bo też bym się roześmiała.

- Widziałem. - powiedział K.

- Niby co?

- Ten uśmiech.

- Nie wiem o czym mówisz. - rzuciłam uparcie wpatrując się w przestrzeń kosmiczną ciągle się uśmiechając.

- Twój uśmiech odbija się w szybie.

- Radziłabym ci patrzeć w przednią szybę, a nie boczną.

- Dzięki, ale wiem co robię, skarbie.

- Słucham? Chyba coś ci się pomyliło.

- Nie, skądże znowu.

- Nie pozwalaj sobie, K. Ostrzegam cię.

- Nie składaj gróźb bez pokrycia, F.

Prychnęłam. Nie bierze mnie na poważnie. Jeszcze się przejedzie na swojej pewności siebie. Jeszcze mu pokażę. Zapanowała cisza, ale nie na długo. Do celu naszej podróży zostało kilka minut według komputera pokładowego. Gdy wylądowaliśmy i opuściliśmy statek, czekał już na nas komitet powitalny. Grupa osób w różnym wieku wyglądających na ludzi. Chociaż u niektórych zauważyłam ogony albo dziwne łuski na skórze. Maskowali się? Chcieli wyglądać jak Ziemianie? Na widok K, wszyscy krzyknęli radośnie i zaczęli biec w naszą stronę, żeby się przywitać. Wiedziałam, że K tu kiedyś był, ale co takiego zrobił, że traktują go jak bohatera narodowego? Jakieś dziecko podbiegło do mnie i uczepiło się mojej nogi patrząc na mnie pomarańczowymi oczami. Gdzieś z boku biegły inne dzieci z pistoletami na wodę i zaczęły we mnie strzelać. Gdy tylko woda dotknęła mojej skóry poczułam, że pojawiły się moje skrzydła, a na twarzy dziecka u mojej nogi pojawiło się przerażenie. Natychmiast mnie puściło i z płaczem pobiegło do reszty grupy. Inne dzieci również zaczęły płakać. Cała uwaga grupy skupiła się na mnie. Stałam zdezorientowana, bo skrzydła pojawiły się bez mojej woli. Jakim cudem? Mieszkańcy wpatrywali się we mnie w szoku. Po chwili jednak część z nich zaczęła się cofać z przerażeniem, a część dalej stała wpatrując się we mnie z mieszanką obrzydzenia i wściekłości.

- Przyprowadziłeś do nas Thanagariankę?! - krzyknęła z oburzeniem kobieta w średnim wieku piorunując wzrokiem K. - Przecież znasz naszą historię! Dobrze wiesz, co Thanagarianie nam zrobili!

Słowa "Thanagarianka" i "Thanagarianie" wręcz wypluła. Czułam się, jakby ktoś dał mi z liścia. Już dawno nie spotkałam się z takim traktowaniem. Schowałam skrzydła i wzięłam kilka głębokich wdechów starając się skupić na teraźniejszości, żeby powstrzymać falę koszmarnych wspomnień.

- To było dawno temu, za czasów jakiegoś tyrana, a nie prawowitego króla. F jest moją partnerką i pracuje dla MAO. Nie stanowi dla was zagrożenia. - powiedział spokojnie K. - Przyleciała, żeby wam pomóc. Nie skrzywdzi was.

Kobieta zaszczyciła mnie spojrzeniem przesiąkniętym nienawiścią, ale tylko na ułamek sekundy.

- Zobaczymy. - syknęła do K i odwróciła się do grupy.

Wszyscy razem z ryczącymi dzieciakami na rękach zaczęli iść w stronę budynku, który widniał w oddali. Spojrzeliśmy na siebie z K.

- Nie przejmuj się. - powiedział z przepraszającym uśmiechem. - Chodźmy.

Ruszyliśmy za nimi. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Nie wiedziałam, czy chciałam wiedzieć, co im zrobili Thanagarianie. Ale skoro K powiedział, że to było za jakiegoś tyrana, to nie mogło chodzić o mojego brata. Dotarliśmy do budynku, a w środku czekała na nas wielka uczta. Stoły zastawione różnymi rodzajami mięsa, warzyw, owoców i słodkości. Część miejsc była już zajęta. Nowo przybyli niemal od razu zasiedli do stołu i wymienili się informacjami z tymi, którzy już tam byli. Kilka osób rzuciło mi pełne pogardy spojrzenia. A potem było już tylko gorzej. Otoczyli K z każdej strony i razem z nim się śmiali, rozmawiali i jedli. Mnie traktowali jak powietrze. Jakby tego było mało, jeszcze zabierali mi jedzenie sprzed nosa. Wszystko wyglądało przepysznie i pachniało tak, że ślinka ciekła. Ale odechciało mi się jeść. Oddzielili mnie od K i skutecznie utrudniali mu jakikolwiek kontakt ze mną. Widziałam, że próbował na mnie chociaż spojrzeć, ale zaraz odwracali jego uwagę. Nie było mi przykro. Byłam wkurzona. Wstałam od stołu i niezauważona wyszłam na zewnątrz. Ciepły wiatr rozwiał mi włosy. Rozejrzałam się i zobaczyłam wzgórze całkiem niedaleko. Ruszyłam w jego kierunku. Gdy dotarłam na sam szczyt, moim oczom ukazał się piękny widok na dolinę pełną jezior. Na horyzoncie majaczyły szczyty krwistoczerwonych gór. Wzgórze kończyło się urwiskiem. Usiadłam na brzegu i zwiesiłam nogi ku przepaści. Trawa tutaj miała dziwny, miedziany odcień. Z początku myślałam, że to efekt zmieniających się pór roku, ale to chyba nie to. W dolinie również miała taki kolor. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w tafle jezior odbijających błękitne niebo, co dawało efekt fioletowej wody. Zaczęłam szukać wzrokiem jeziora najbliżej mnie. Spojrzałam w dół i zobaczyłam niewielki zbiornik z różową wodą. Ciekawe dlaczego ma taki kolor. Różowy odcień wody w połączeniu z błękitem nieba dawał fioletowy. Podobało mi się tu. Gdyby nie zachowanie mieszkańców, byłoby tu całkiem fajnie. Położyłam się na miedzianej trawie i patrzyłam w niebo. Nie mam pojęcia ile tak leżałam, ale nagle niebo zasłonił mi czarny łeb w masce.

- Hej. - powiedział K.

Usiadłam zaskoczona. Zauważył, że mnie nie ma i przyszedł.

- Co tu robisz? - zapytałam.

- Przyniosłem ci coś dobrego. - odpowiedział siadając obok z koszykiem owoców i słodyczy. - Odłożyłem dla ciebie najlepsze.

- Nie musiałeś. - odparłam i spojrzałam na góry czując, że się rumienię.

Słońce chyliło się już ku zachodowi barwiąc niebo na pomarańczowo i różowo.

- Prawie nic nie zjadłaś.

- Jakby mogli to by mi z gardła wyciągnęli. - prychnęłam nie patrząc na niego.

- Nie przejmuj się. Jeszcze się do ciebie przekonają. - położył mi dłoń na ramieniu.

- Nie przejmuję się. Jestem przyzwyczajona do takiego traktowania. - strzepnęłam jego dłoń. - Myślisz, że całe życie spędziłam na Thanagarze? - spojrzałam na niego. - Pozwól, że wyprowadzę cię z błędu. Ja się tylko tam urodziłam. Ja prawie nic nie wiem o Thanagarze, o tym kim jestem. - znów spojrzałam na krwawe szczyty. - Po śmierci mamy mieszkaliśmy wszędzie tylko nie tam. I wszędzie było tak samo. Wywalali mnie ze wszystkich szkół. Byłam chłopczycą, bitusem, wulkanem energii. Nikt nie mógł mnie opanować. Lądowałam u dyrektora co najmniej dwa razy dziennie. Chłopcy mnie nie lubili, bo byłam lepsza, silniejsza. A dziewczynki się mnie bały. Ale jak tylko dowiedzieli się kim jestem, zaczynało się piekło. Wyzwiska, obelgi, rzucanie kamieniami. W każdym pieprzonym miejscu, na pieprzonej Ziemi. Nie pamiętam ile razy się przeprowadzaliśmy, ile razy zmieniałam szkołę. Pamiętam ukrywanie się, powstrzymywanie się od rozłożenia skrzydeł, od bycia Thanagarianką. Zawsze jakimś cudem dowiadywali się kim jestem. Któregoś razu, nie pamiętam już gdzie, zaatakowali mnie całą grupą. Bili szklanymi butelkami. - odwróciłam na chwilę głowę w jego stronę i odsłoniłam grzywkę, żeby pokazać mu bliznę na skroni tuż przy brwi. - Po tym wydarzeniu tata zabrał mnie ze szkoły, opuściliśmy Ziemię i sam mnie uczył, zabierał ze sobą do pracy. Nauczył mnie wszystkiego... Na Thanagar wróciłam dopiero po jego śmierci...

- F, ja... - zaczął, ale mu przerwałam.

- Ani mi się waż. Nie chcę twojego współczucia, a tym bardziej litości. Uporałam się z tym już dawno temu. To przeszłość i nie ma sensu do niej wracać. Teraz jestem odporna. - powiedziałam przeszywając go spojrzeniem, a potem szybko odwróciłam głowę w stronę zachodzącego słońca.

Poczułam, że mnie obejmuje. Pewnie zaraz powie, że mu przykro i inne pierdoły, które ludzie mówią w takich sytuacjach. Spojrzałam na niego wściekła.

- Przecież nic nie mówię. Nie możesz się po prostu przytulić?

Przyciągnął mnie do siebie, a ja zaskoczona pozwoliłam mu. Zamknęłam oczy, kiedy oparł policzek o moje czoło. Wzięłam głęboki wdech rozkoszując się jego zapachem. Mogłabym tak zasypiać. Nagle poczułam, że coś dotyka moich ust. Natychmiast otworzyłam oczy chcąc się odsunąć od K, ale trzymał mnie mocno.

- Jedz. - powiedział. - Nie bój, nie ugryzie cię.

- Bardzo śmieszne. - ugryzłam owoc, który mi podsunął pod sam nos.

Kiedy zjadłam cały, K chciał mi wepchnąć następny, ale już nie pozwoliłam się karmić. Oglądając zachód słońca wyjedliśmy zawartość koszyka. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się jakby świat poza nami nie istniał. Miałam wrażenie, że nie byliśmy na misji, tylko na randce.

- Odsuń się od K, śmierciucho! - zawołał dziewczęcy głos.

Spojrzeliśmy na siebie z K zdziwieni, a potem odwróciliśmy się. W naszą stronę szła blondwłosa nastolatka. Zaraz, jak ona mnie nazwała? Zaśmiałam się i wstałam.

- Tego jeszcze nie słyszałam. - powiedziałam. - Brawa za kreatywność.

- Zostaw K w spokoju. - stanęła przede mną z zaciętą miną.

- A jeśli tego nie zrobię?

- To pożałujesz.

- Tak myślałam. Ale tak się zastanawiam, co takie dziecko jak ty może mi zrobić? - skrzyżowałam ręce na piersi i patrzyłam jak traci grunt pod nogami. - Ile masz lat dziewczynko? Dwanaście?

- Czternaście i pół.

- Czternaście?

- I pół.

- Masz coś do mnie, bo jestem Thanagarianką? Czy może podoba ci się K? - zapytałam, a ona spojrzała na niego i się zarumieniła. - Myślisz, że jak mnie wyeliminujesz, to zwróci na ciebie uwagę? Co sprawia, że myślisz, że masz ze mną jakiekolwiek szanse?

Stała przez chwilę zmieszana gapiąc się w ziemię. Nagle zacisnęła dłonie w pięści i spojrzała na mnie wzrokiem ciskającym pioruny.

- Nie zasługujesz na niego, śmierciucho! Masz zostawić go w spokoju!

- Urocze. - zaśmiałam się.

Skoczyła do mnie tak szybko, aż się zdziwiłam, ale byłam gotowa. I wtedy wkroczył K. Złapał jej pięść zanim mnie dosięgła. Dlaczego to zrobił? Przecież wiedział, że zrobię unik. W sumie wystarczyłoby, żebym zrobiła dwa kroki w tył i wylądowałaby twarzą w trawie.

- Co ty wyprawiasz, smarkulo? - warknął.

- K... j-ja... - dukała wpatrzona w niego, czerwona jak burak.

- F przyleciała tu, żeby was bronić, a wy jak ją traktujecie? Gdyby była taka zła jak mówicie to nie pracowałaby dla MAO, nie uważasz? Naprawdę myślisz, że MAO zatrudniłoby i przysłało do was kogoś takiego? - mówił tak lodowatym głosem, że sama zaczynałam się bać. - Zostaw ją w spokoju, rozumiesz? Jeśli zmusicie ją do odlotu, to ja lecę razem z nią.

Stałam zaskoczona nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. Stanął po mojej stronie i bronił mnie. Nikt nigdy tego nie zrobił. Oprócz taty i brata oczywiście. F, weź się w garść, bo się rozkleisz.

- Wracaj do łóżka, gówniarzu, bo już dawno po dobranocce. - powiedziałam.

- Pożałujesz tego, śmierciucho! - wrzasnęła i uciekła.

- Nie przejmuj się. - zwrócił się do mnie K już normalnym głosem.

- Przestań, K. Czy ja wyglądam jakbym się przejmowała? Mówiłam ci już. Mam to w dupie.

- Przede mną nie musisz udawać.

- Niczego nie udaję. - prychnęłam. - Przestań mnie traktować jakbym była ze szkła.

Szarówa ustąpiła miejsca ciemności i niebo zalśniło blaskiem gwiazd. Położyłam się na trawie, żeby móc podziwiać konstelacje, których nie widać ani z Ziemi, ani z Thanagaru. K położył się tuż przy mnie.

- F... - zaczął K.

- Zamknij się w końcu, K. Podziwiaj gwiazdy.

- Przecież podziwiam.

Kątem oka widziałam, że leżał na boku podpierając głowę na ręce i gapił się na mnie.

- Właśnie widzę.

- Podziwiam jak odbijają się w twoich oczach.

- K, czy ty mnie podrywasz? - spojrzałam na niego i to był błąd.

Tak na mnie patrzył, że moje serce przyspieszyło, a w brzuchu obudziły się motyle.

- A jeśli tak, to co? - leżał tak blisko, że wystarczyło, żeby się trochę pochylił i nasze usta złączyłyby się w pocałunku.

- To nie czas i miejsce na takie bzdury. - odpowiedziałam i szybko wstałam. - Lepiej chodźmy spać. Musimy być w pełni sił, bo atak może nastąpić w każdej chwili.

Musiałam to przerwać. Ktoś mógł nas obserwować. Nikt mnie tu nie chce, więc ktoś mógłby wykorzystać tą informację i donieść MAO. K zachowywał się jakby miał to gdzieś. Tak mu spieszno, żeby stracić pracę?

- Masz rację. - powiedział wstając i razem ruszyliśmy w stronę budynków.

W jednym z nich czekały na nas pokoje. K doskonale znał drogę, ja nawet nie wiedziałabym gdzie mam iść. Nasze pokoje były obok siebie. Były nawet oznaczone. Stanęliśmy przed drzwiami i spojrzeliśmy na siebie.

- Dobranoc, F. - powiedział K z uśmiechem.

- Dobranoc, K. - odpowiedziałam i otworzyłam drzwi do swojego pokoju.

Stanęłam w progu jak zamurowana. Wnętrze pokoju przypominało pobojowisko. Meble, a w szczególności materac zostały rozniesione na strzępy. W sumie mogłam się tego spodziewać. Nienawidzą mnie. Dlaczego miałabym spać na wygodnym łóżku?

- Co jest, F? - usłyszałam za plecami głos K.

Stał tak blisko, że poczułam jak wszystkie mięśnie jego ciała nagle się spinają.

- Śpisz ze mną. - rzucił wściekły łapiąc mnie za rękę.

- C-co? - zaskoczona pozwoliłam, żeby zaciągnął mnie do swojego pokoju.

- A gdzie niby zamierzałaś spać? - zapytał zamykając drzwi i wbijając we mnie wzrok. - Rozbieraj się i do łóżka.

Widziałam, że był wściekły, ale bez przesady. Nie będzie mi rozkazywał.

- Że co?

- Śpimy w ubraniu? Jak chcesz. - wzruszył ramionami i ruszył w stronę pojedynczego łóżka.

- To łóżko jest za małe. - powiedziałam patrząc jak siada i zdejmuje buty.

- Jakoś się zmieścimy. - odparł kładąc się na boku przy samej ścianie robiąc mi miejsce. - No chodź.

Mamy spać razem? Jak jakaś... para? Serce waliło mi w piersi jak oszalałe. Co mam zrobić? Nie mam gdzie spać, ale czy spanie z nim w jednym łóżku to dobry pomysł? Po tym wszystko będzie jeszcze bardziej skomplikowane. Co innego uprawianie seksu, a co innego spanie razem.

- Na co czekasz? No chodź. - patrzył na mnie trzymając kołdrę w powietrzu, żeby mnie przykryć, gdy tylko się położę. - Zaraz ręka mi zdrętwieje.

- Pod jednym warunkiem. Nie będziesz próbował... - zaczęłam, ale mi przerwał.

- Nie będę, no chodź już.

Nie miałam wyjścia. Ruszyłam w stronę łóżka zdejmując po drodze buty. Żebyśmy zmieścili się oboje na tym łóżku, musieliśmy spać na boku. Położyłam się więc na boku, tyłem do niego. Przykrył mnie kołdrą jednocześnie obejmując. Leżeliśmy "na łyżeczkę". Nasze ciała pasowały do siebie idealnie. Czułam bijące od K ciepło i było mi tak dobrze, że nawet nie wiem kiedy zamknęłam oczy.

- Dobranoc. - szepnął mi do ucha muskając ustami moją skórę.

Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Uśmiechnęłam się i odszepnęłam "dobranoc". Od tamtego dziwnego snu z tatą, obawiałam się zasnąć. Ale teraz, gdy K trzyma mnie w swoich ramionach, jestem bezpieczna. Mogę spokojnie zasnąć, bo on będzie mnie pilnował.

--------------------------------------------------------------------------------------

Nareszcie, po czterech miesiącach coś wrzucam :D niestety tylko pół, ale obiecuję, że druga część będzie szybko, a nie za dwa miesiące :D Przepraszam, że tyle mi to zajęło, ale byłam pochłonięta sprawami związanymi z organizacją wesela, do tego problemy zdrowotne, brak weny oraz czasu. Mam nadzieję, że stałe czytelniczki mnie nie opuściły :)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Ayano_Sora 30.03.2018
    Nareszcie! Zdążyłam się stęsknić za naszymi bohaterami <3 To pół rozdziału tak tylko na chwilę, by zaspokoić głód. Czekam na więcej :3
    Opis uczuć K bardzo przyjemny, zrobiło mi się ciepło na serduszku, motyw ze skrzydłami i jeszcze to "kochanie", aww. No nareszcie jakieś czułe słówka :D
    Jej, biedna F. Jest twarda, ale od początku życie ją nie rozpieszczało i jeszcze śmierć ojca, która do tej pory odbija się echem, jestem ciekawa jak rozwiniesz ten wątek dalej. Eh, aż mi się jej szkoda zrobiło, że nawet biedna nie mogła spokojnie zjeść, bo od razu szkalowanie, na szczęście K ją poratował i zjedli razem romantyczny posiłek we dwoje <3 No, gdyby nie ta mała od "śmierciuchy" - rozwaliło mnie to określenie, ale na poziomie takiego dziecka jak najbardziej pasuje + mega trafne xD Też jestem ciekawa jak dalej pociągniesz ten wątek. I zauroczenie tej małej w K - poważna sprawa :F
    Jeeeeej, spanie na łyżeczkę <3 przecież oni już praktycznie są razem nooo. "Kochanie", łyżeczka, troska K, nawet F jakaś taka mniej agresywna.
    Bardzo przyjemny rozdział <3 Czekam na ciąg dalszy! No juz mam nadzieję, że będzie szybciej :D
  • Paradise 30.03.2018
    uwielbiam Twoje komentarze <3 dziękuje bardzo i naprawdę postaram się drugą część dodać już niedługo :) w końcu w połowie jest już napisana :P
  • Tanaris 23.04.2018
    - Cicho. - powiedziała z ustami na moich i znowu mnie pocałowała. - A teraz idziemy dokończyć misję.
    Wyplątała dłoń z moich włosów, poklepała mnie po policzku i zeszła ze mnie. – mnie* zaimkami strzelasz co chwilę, czasami jest to naprawdę uciążliwe. Poza tym po "cicho" nie dajemy kropeczki. Liczne powtórzenia i źle zapisywane dialogi sprawiają, że zamiast skupiać się na treści, zaburzają całość i wychodzi z tego misz-masz. Jednakże nie do końca jestem na "nie", bo treścią się ratujesz. Jest zabawnie, ironicznie, coraz bliższe relacje bohaterów... Uważam, że ten rozdział na tle innych wypadł słabo. Nie ma tego "czegoś". Czasami takie momenty, które się powtarzają są uciążliwe, bo chciałoby się świeżości, może i odmienności. Zakończyłaś bardzo słodko i miodzio, ale nadal sądzę, że stać cię na więcej. O ile mój komentarz jest chaotyczny, za co z góry przepraszam, to mam nadzieję, że w jakimś stopniu nie zniechęciłam, a liczne refleksje zabierzesz ze sobą. Powodzenia, czekam na dalsze części. ;D
  • Paradise 23.04.2018
    Też uważam, że słabo wyszedł i zabrało tego "czegoś". Za długą przerwę miałam chyba, ale też za dużo się dzieje teraz w moim życiu. Poczekam aż się wszystko uspokoi i dopiero wezmę się za kolejną część. Dzięki za uwagi, doceniam i obiecuję, że się poprawię :)
  • katharina182 28.04.2018
    W końcu udało mi się do Ciebie zajrzeć;) co prawda czytałam chyba na 5 razy, ale dotarłam do końca.
    Ciekawie ciągniesz całą historię. Błędy są, ale dla mnie liczy się treść. Jak zwykle bardzo fajne dialogi i super opisy. Uwielbiam głównych bohaterów. Często się zdarza że postacie w opowiadaniach są nijakie, a u ciebie mają swój indywidualny charakter.
    Sorry, że się za bardzo nie rozpiszę, ale myślę, że zrozumiesz;)
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.
  • Paradise 28.04.2018
    Cieszę się bardzo, że Ci się udało znaleźć czas :) i cieszę się, że w dalszym ciągu lubisz moich bohaterów :D jasne, rozumiem :) dziękuje za komentarz i postaram się niedługo coś wrzucić :D
  • Tanaris 18.06.2018
    Paradise co to za przerwa? :P Raz-dwa do pisania proszę mi się brać :D
  • Paradise 22.06.2018
    Tanaris to przerwa weselna :D już kończy mi się urlop, więc biorę się ostro za pisanie :D
  • candy 22.06.2018
    W końcu i ja nadgoniłam :) a już myslałam ze jakiś seksik będzie na koniec, haha :D
  • Paradise 23.06.2018
    jak miło Cię tu widzieć! <3 oj no w każdym rozdziale musi być? :D nie mogę być taka przewidywalna :P
  • candy 24.06.2018
    Paradise haha no dooobraa.... ;D
  • Elorence 09.07.2018
    Gdzieś mi ten rozdział umknął :( Szkoda mi F. A ta małolata... Chryste Panie, siano w głowie. Przecież każdy wiedział, że rzucanie się na agentkę to jak strzał w kolano...
    Dobra, lecę dalej, bo dodałaś coś nowego :D <3
  • Paradise 09.07.2018
    Jak się cieszę, że wpadłaś :) Wiem, z moją systematycznością to mogą umykać niektóre rozdziały xD całkowicie rozumiem, ale ważne, że odnalazłaś :D d

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania