Poprzednie częściTotalny kosmos - wstęp

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Totalny kosmos - rozdział 17 część 2

Paradise wraca zaobrączkowana i pełna pomysłów :D Mam nadzieję, że uda mi się systematycznie dodawać rozdziały. Jednak nie mogę nic obiecać ze względu na mój stan zdrowia. Starałam się, naprawdę się starałam napisać krótszy rozdział, ale nie wyszło. No nie umiem. Nie będę przedłużać, więc miłego czytania!

 

 

W środku nocy obudził mnie jęk F. Otworzyłem zaspane oczy, ale w pokoju panował mrok. F drżała w moich ramionach.

- F? Co jest?

- Puść mnie... - jęknęła.

Już miałem to zrobić, ale zawahałem się. Dlaczego chciała, żebym ją puścił?

- Co się dzieje, F?

- Puść mnie... puszczaj, Ry! - obróciła się gwałtownie na plecy i zobaczyłem, że śpi.

Coś jej się śniło. Ale co? I kim, do cholery, jest Ry? Poczułem ukłucie zazdrości.

- Ry! - jęknęła z rozpaczą w głosie.

- F, obudź się. - powiedziałem próbując ją obudzić, ale dostałem z łokcia w nos i wypuściłem ją z objęć.

F spadła na podłogę, a ja złapałem się za nos mając nadzieję, że mi go nie złamała. Ostrożnie dotknąłem palcami kości, ale nie wyczułem nic niepokojącego. Poza pulsującym bólem. Podniosłem się spoglądając na F. Właśnie zbierała się z podłogi i ruszyła w kierunku okna, żeby je otworzyć. Do pokoju wpadło blade światło księżyca i chłodne, nocne powietrze. F oparła się o parapet i wzięła kilka głębokich wdechów.

- Wszystko w porządku, F? - zapytałem wstając.

Spojrzała na mnie zaskoczona. Na jej policzkach błyszczały łzy. Szybko odwróciła twarz. Podszedłem do niej i położyłem jej dłoń na ramieniu.

- Co się stało? Miałaś zły sen? - spytałem cicho.

- Sen? - powtórzyła niemal drwiąco kładąc dłonie na parapecie. - Nawiedza mnie wspomnienie, które nigdy nie miało miejsca. Zaskakująco realne. Wiesz jakie to uczucie widzieć co noc zmarłego ojca? - spojrzała na mnie na ułamek sekundy. - Zawsze to wygląda tak samo. On odchodzi zostawiając mnie, a ja próbuje go zatrzymać. Ale nie mogę, bo zawsze trzyma mnie...

- Ry. - dokończyłem za nią.

Chciałem zapytać kto to do cholery jest, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili.

- Skąd wiesz? - spojrzała na mnie zaskoczona. - A no tak. Krzyczałam? I co jeszcze robiłam?

- Walnęłaś mnie z łokcia w nos.

- Przynajmniej nie próbowałam się rzucić z okna. - westchnęła. - Tym razem.

- C-co takiego?

- Przeważnie lunatykuje podczas tego... koszmaru. Przeważnie chcę się rzucić z okna, żeby gonić tatę...

Patrzyłem na nią w szoku. Myślałem, że to tylko głupi, zły sen. Nie spodziewałem się, że to coś tak skomplikowanego. Wygląda na to, że to co powiedziała mi wtedy na wzgórzu, to tylko wierzchołek góry lodowej jej osobistego piekła.

- Nie tego się spodziewałeś, co? - spojrzała na mnie. - Nic o mnie nie wiesz, K. Nie masz zielonego pojęcia kim jestem.

- To mi powiedz! Chcę wiedzieć.

- Uwierz mi, nie chcesz. - powiedziała cicho odwracając wzrok.

Ująłem jej twarz w swoje dłonie zmuszając, żeby na mnie spojrzała.

- Chcę wiedzieć o tobie wszystko. - powiedziałem patrząc jej w oczy. - Nie zniechęcisz mnie, F. Przecież wiesz, że mi na tobie zależy. Z każdą chwilą coraz bardziej...

W jej oczach zabłyszczały łzy.

- Jestem zmęczona. Nie mam już siły. Chciałabym w końcu się wyspać.

- Nie martw się. Przy mnie jesteś bezpieczna. - powiedziałem wycierając kciukiem łzy z jej policzków. - Nie puszczę cię dopóki się nie obudzisz.

Z jej pięknych oczu wypłynęło jeszcze więcej łez, ale kiwnęła głową. Wróciliśmy do łóżka, ale tym razem leżałem na plecach, żebym mógł ją obejmować obiema rękami, a ona praktycznie leżała na mnie. Tuliłem ją do siebie głaskając po włosach. Zasnąłem dopiero, kiedy jej oddech stał się spokojny. Kiedy się obudziłem, nie było jej w moich ramionach. Zerwałem się na równe nogi z sercem dudniącym w piersi. F jak gdyby nigdy nic stała na środku pokoju i rozciągała się. Nic jej nie jest. Stała tyłem do mnie i chyba nie zauważyła, że dosłownie wyskoczyłem z łóżka. Usiadłem na brzegu i zacząłem zakładać buty obserwując jej perfekcyjne ciało. W pewnej chwili zrobiła mostek i nasze spojrzenia się spotkały. Zarumieniła się zaskoczona i wróciła do pozycji stojącej.

- Prawie zawału dostałem przez ciebie. - powiedziałem.

- Bo zrobiłam mostek? Nie przesadzaj, K. Kręgosłup się wygina w tą stronę, wiesz? - odparła kładąc ręce na biodrach i uśmiechnęła się tak jak lubię.

- Ktoś tu ma dobry humor widzę. Czemu mnie nie obudziłaś?

- Kto wie?

Skończyłem zakładać buty i podszedłem do niej.

- Już wszystko w porządku? - zapytałem stając tak blisko niej jak tylko się dało.

- Oczywiście. Czemu miałoby nie być w porządku?

- A więc udajemy, że tamto zdarzenie nie miało miejsca? - objąłem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie.

Nie pozwoliła mi cieszyć się bliskością naszych ciał, bo niemal od razu wyślizgnęła się z moich objęć.

- Nie zasłużyłeś. - powiedziała.

- Słucham?

- Powiedziałeś, że mnie nie puścisz, pieprzony kłamco.

- F, ja... - zacząłem chcąc się jakoś wytłumaczyć.

Ale co jej miałem powiedzieć? Nie mam pojęcia jak to się stało. Zawaliłem na całej linii.

- Będziesz musiał jakoś odpokutować. - powiedziała to jak groźbę i ruszyła w stronę łazienki zdejmując po drodze buty.

Zatrzymała się tuż przed drzwiami i spojrzała na mnie zirytowana.

- Na co czekasz? Mam ci wysłać specjalne zaproszenie z tygodniowym wyprzedzeniem?

Miała na myśli wspólny prysznic? Moje serce oszalało, a w bokserkach zrobiło się bardzo ciasno. Dwa razy nie musiała mi powtarzać. Gdy wszedłem do łazienki, F właśnie zdejmowała kombinezon. W środku nie było za dużo miejsca. W jednym rogu prysznic ze szklanymi ścianami i deszczownicą, w drugim toaleta, a w trzecim umywalka. Nie miałem czasu się rozglądać, bo F właśnie zdjęła stanik i rzuciła go pod moje nogi.

- Zostajesz w tyle, K. Chyba jednak będę musiała umyć się sama. - powiedziała odwracając się do mnie tyłem, ale nie spuściła ze mnie wzroku.

Może jeszcze chwilę temu stałem lekko zamurowany, bo dawno nie widziałem jej nago, ale sekundę później stałem już nagusieńki. F nie zdążyła nawet majtek zdjąć.

- Potrzebujesz pomocy, piękna? - zapytałem.

- Nie, dzięki. - odparła sunąc dłońmi od piersi w dół. - Nie spieszy mi się.

- Teraz ci się nie spieszy? Zdejmuj ten kawałek materiału albo go rozerwę.

Każda komórka mojego ciała płonęła z pożądania, a ona będzie się jeszcze teraz ze mną droczyć.

- Kusząca propozycja, ale biorąc pod uwagę, że nasza misja ledwo co się zaczęła, nie jest to zbyt mądry pomysł. Nie będę potem latać z gołym tyłkiem.

Miała rację. Nikt nie będzie oglądał jej nagiego tyłka. Poza mną, rzecz jasna. Chce się droczyć? Proszę bardzo. Podszedłem do niej tak blisko jak się dało, byle by nasze ciała się nie stykały. Odsunąłem jej włosy z karku i przybliżyłem usta do jej skóry. Jej oddech przyspieszył. Nawet przekręciła lekko głowę odsłaniając swoją szyję. Jeśli czeka na pieszczotę, to się nie doczeka. Chociaż wiedziałem, że szyja to jej słaby punkt i bardzo chciałem go wykorzystać, to ze wszystkich sił powstrzymywałem się przed złożeniem pocałunku na jej skórze. Przeciągałem ile się dało. Któreś z nas w końcu się podda.

- Na co czekasz? - zapytała zirytowana.

- A ty? - szepnąłem jej do ucha.

- Myślisz, że poddam się pierwsza?

- Tylko ty w dalszym ciągu masz coś na sobie. Jeśli tak dalej pójdzie będę musiał umyć się sam. - zamruczałem jej do ucha i przygryzłem lekko jego płatek.

I to był błąd. Chciałem doprowadzić ją do szaleństwa czekaniem na mój dotyk, ale przegrałem sam ze sobą. Moje usta znalazły się na jej szyi, moje dłonie na jej biodrach, ale nie na długo. Lewą przesunąłem w górę, by złapać jej lewą pierś. Prawa znalazła się na jej brzuchu, żeby zaraz zjechać w dół chcąc dostać się do łechtaczki. Prawie jęknąłem, gdy moja dłoń znalazła się w jej majtkach i poczułem jaka jest mokra. F jęknęła z rozkoszy, gdy tylko ją dotknąłem i dopiero po chwili złapała moją dłoń zmuszając do powrotu na brzuch.

- K, do cholery, nie chce zakładać potem mokrych majtek.

- Teraz już za późno. Trzeba było zdjąć je wcześniej.

F wyrwała się z moich objęć i stanęła do mnie przodem ze wzrokiem mówiącym "pożałujesz tego". Patrząc mi w oczy zaczęła zdejmować w końcu majtki powoli kucając. Nie zdawałem sobie sprawy, co kombinuje dopóki jej głowa nie znalazła się na wysokości mojego nabrzmiałego penisa. Zanim zdążyłem zareagować, polizała jego główkę. Ale na tym się nie skończyło. Wzięła go całego do ust. Zalała mnie fala przyjemności. Aż musiałem się oprzeć ręką o ścianę prysznica.

- F... - jęknąłem i zaraz tego pożałowałem.

Rzuciła majtkami gdzieś w kąt i zabrała usta od mojego penisa. Na jej twarzy pojawił się triumfalny uśmieszek. Wstała zadowolona z siebie. Dotknęła palcem mojego torsu patrząc mi w oczy.

- Może kiedyś dostaniesz więcej. - zamruczała. - Jak będziesz grzeczny. - oblizała wargi.

- Nie zadzieraj ze mną, F. - złapałem ją za podbródek i pochyliłem się do niej. - Nie tylko ty masz uzdolniony język, ale to zapewne już wiesz. Jak będziesz grzeczna, to może poczujesz go też w innym miejscu.

Zobaczyłem w jej oczach pragnienie i teraz to na mojej twarzy pojawił się triumfalny uśmieszek. Musnąłem kciukiem jej dolną wargę, a ona rozchyliła lekko usta. Przybliżyłem się, żeby ją pocałować, ale położyła mi palec na ustach.

- Taki niecierpliwy. - powiedziała sunąc dłonią od mojego policzka, przez ramię, aż do dłoni.

Złapała ją i pociągnęła mnie za sobą pod prysznic. Staliśmy dokładnie pod deszczownicą. F przekręciła kurek i zaczęła lecieć na nas ciepła woda. Kiedy byliśmy już cali mokrzy, F popchnęła mnie na ścianę, na szczęście nie szklaną, i wpiła się w moje usta. Nasze języki zderzyły się ze sobą i rozpoczęły taniec. Koniec droczenia i gierek. Złapałem ją za uda, a ona podskoczyła i objęła mnie nogami w pasie jednocześnie oplatając ręce wokół szyi. Obróciłem się z nią, żeby to ona opierała się plecami o ścianę. Kiedy w nią wszedłem, wbiła mi paznokcie w plecy. Nie powiem, bo zaczęło mnie to nakręcać jeszcze bardziej. Narzuciłem dość szybkie i ostre tempo. F zaczęła ruszać biodrami i bez problemu dostosowała swój rytm do mojego. Co jak co, ale podczas seksu jesteśmy zgrani jak nigdy. Gdybym tylko miał ją na dłużej, gdzieś daleko od MAO, to nie wychodzilibyśmy z łóżka. Jej jęki tłumiły nasze gorące pocałunki. Czasami mnie też się wymsknął jęk czy dwa. Uwielbiałem to, jak drapała mi plecy. Uwielbiałem jak jej ciało dopasowywało się do mojego w każdej sytuacji, jak jej wnętrze zaciskało się na moim penisie, kiedy dochodziła. Tak jak w tym momencie.

- Zaczekaj. - wydyszała.

- Nie. - wydyszałem nie zwalniając tempa.

- Zwolnij na chwilę...

- Nie.

- K! - krzyknęła dochodząc drugi raz razem ze mną i właśnie o to mi chodziło.

Dysząc oparłem swoje czoło o jej nadal trzymając ją za biodra.

- Jesteś uparty jak osioł, ale dobrze, że mnie nie posłuchałeś. - uśmiechnęła się.

- Jak dobrze? - zapytałem całując ją w kącik ust.

- Zapewne tak dobrze, jak tobie. - odparła nie przestając się uśmiechać. - Może nawet lepiej.

- Tak mówisz? - złożyłem pocałunek w drugim kąciku jej ust.

- A co, ogłuchłeś? - zapytała i złapała moją dolną wargę zębami.

Delikatnie ją przygryzła i puściła.

- Nie masz dość droczenia się? - spytałem wychodząc z niej i postawiłem ją na podłodze.

- Z tobą nigdy. - uśmiechnęła się tak jak lubię, ale nogi się pod nią ugięły, więc szybko ją złapałem.

- W porządku?

- Tak, tylko nogi mi się trochę trzęsą. - odparła.

- Dasz radę stać o własnych siłach?

- Za kogo ty mnie masz, K? - odepchnęła mnie lekko i weszła pod strumień wody.

Wzięła żel pod prysznic i zaczęła się myć, a ja stałem jak zaczarowany i patrzyłem.

- To trochę krępujące, nie uważasz? - odezwała się nagle F.

- Co?

- Nie stój tam i nie gap się jak jakiś psychol, tylko chodź tu.

Posłusznie wykonałem polecenie. Gdy tylko stanąłem przed nią, zaczęła mydlić mój tors. Zaskoczony nie wiedziałem jak mam się zachować.

- Nie umyłam jeszcze pleców. - powiedziała F patrząc na mnie znacząco.

Nie czekając wziąłem do rąk żel, wycisnąłem trochę na dłoń i zacząłem mydlić jej plecy. Szybko mydlenie przerodziło się w dotykanie, a nasze ciała zaczęły się o siebie ocierać zmniejszając przestrzeń między nimi do zera. F podniosła głowę i spojrzała na mnie wzrokiem przepełnionym pożądaniem.

- Jeszcze raz? - zapytała.

- Chcesz jeszcze raz? - chciałem się upewnić.

- A ty nie? - ruszyła w kierunku ściany. - Nie musisz odpowiadać, twój penis mówi za ciebie.

- To po co pytasz?

Oparła dłonie o ścianę i wypięła pośladki w moją stronę. Jak mógłbym się oprzeć? Zawsze chciałem wziąć ją od tyłu. Podszedłem do niej i położyłem dłonie na jej biodrach. Prawie krzyknęła, kiedy w nią wszedłem.

- K! - obróciła głowę w moją stronę.

- Coś nie tak? Za ostro?

- Nie. Kontynuuj. - odparła i uśmiechnęła się tak, że napewno by mi stanął, gdyby już teraz nie był zwarty i gotowy.

Wedle życzenia kontynuowałem. Zabrałem jedną dłoń z jej biodra i złapałem ją za włosy. Ona podrapała mi plecy, to ja ją trochę wytargam za te kruczoczarne włosy. Doszliśmy oboje w tym samym czasie i oboje niemal krzyknęliśmy. Było szybko i ostro, ale nasz "prysznic" trwał już wystarczająco dużo czasu. Musieliśmy się ogarnąć i iść na śniadanie. Odwróciła się do mnie, kiedy z niej wyszedłem.

- To było... - zacząłem szukając odpowiedniego słowa na to jak zajebiście mi było.

F oplotła swoje ręce wokół mojej szyi, a jedną z dłoni wplotła w moje mokre włosy.

- O tak. - zamruczała patrząc mi w oczy. - Zdecydowanie musimy to powtórzyć.

Pocałowała mnie namiętnie, a ja natychmiast oddałem pocałunek obejmując ją. Wiedziałem, że kończy nam się czas i będziemy musieli wziąć się w końcu do roboty. Oderwaliśmy się od siebie i F stanęła pod deszczownicą, by umyć włosy. Chwilę później już się wycierała, a ja myłem włosy. To znaczy próbowałem, bo cały czas patrzyłem na nią. Zakręciłem wodę i wyszedłem spod prysznica, żeby się powycierać. F w tym czasie założyła bieliznę i zaczęła suszyć włosy stojąc przed lustrem. Chciałbym oglądać ją taką codziennie. W mojej łazience. W moim łóżku. W moim mieszkaniu. Już zawsze. Zobaczyła w lustrze, że na nią patrze i wystawiła język. Uśmiechnąłem się kręcąc głową. Skończyła suszyć włosy i przekazała suszarkę mnie, po czym wzięła swój kombinezon i wyszła z łazienki po drodze klepiąc mnie w tyłek. Niech no tylko poczeka aż się ubiorę. Błyskawicznie wysuszyłem włosy i wmaszerowałem do pokoju w kombinezonie i butach. Od razu podszedłem do F i łapiąc w pasie przyciągnąłem do siebie. Chciałem ją pocałować, ale nie tylko w usta. Chciałem wycałować każdy centymetr jej idealnego ciała. Ale to nie czas i miejsce na takie myśli. Już mieliśmy całkiem długą chwilę dla siebie w łazience. Tylko, że ciągle było mi mało. Zbliżyłem swoją twarz do jej. Byliśmy tak blisko, że nasze nosy prawie się stykały. I kiedy już miałem ją pocałować, rozległo się pukanie do drzwi. Trochę zbyt nachalne. Zawahałem się myśląc czy otworzyć drzwi, czy to olać. Zdecydowanie druga opcja. Już prawie nasze usta się złączyły, gdy znów rozległo się pukanie, a raczej walenie. Westchnąłem. Muszę otworzyć te cholerne drzwi. Zobaczyłem rozczarowanie w oczach F zanim ją puściłem. Pewnie w moich było widać to samo. Nigdy nie będę miał jej dosyć.

- Czego? - warknąłem, kiedy otworzyłem drzwi.

Na korytarzu czekał komitet powitalny. Zaczynało mnie to denerwować.

- Przyszliśmy zabrać cię na śniadanie, K. - odpowiedziała kobieta w średnim wieku, Celine.

- Znam drogę. Nie potrzebuję przewodnika, a tym bardziej komitetu powitalnego.

- Wszystko już gotowe. Zapraszamy. - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Westchnąłem i wyciągnąłem rękę do F.

- Chodź, F.

Podeszła do mnie, ale nie złapała mojej dłoni. Na korytarzu zapanowała cisza. Miny komitetu powitalnego wyrażały zaskoczenie zmieszane z oburzeniem. A we mnie zawrzała złość.

- Jakim prawem śmierciucha spała w twoim pokoju?! - wrzasnęła smarkula z wczoraj.

- A gdzie, kurwa, miała spać? - wyszedłem na korytarz i otworzyłem szeroko drzwi do zdemolowanego pokoju.

Wyglądali na zaskoczonych stanem pomieszczenia. Rozległy się między nimi szepty, kto mógł to zrobić.

- Na zewnątrz! Tam jest miejsce śmieci i potworów! - krzyknęła smarkula.

- A więc to twoja sprawka? Co ona wam takiego zrobiła, że tak ją traktujecie?! Jakby to ludzie wam wyrządzili krzywdę to mnie też byście tak traktowali?! Jeszcze jeden taki wybryk i rzucam misję!

- Porzucisz misję? Serio? Nie przeginaj, K. Nie ma takiej potrzeby. Niech traktują mnie jak chcą. Mam to w dupie. - odezwała się F. - A teraz idę na śniadanie zanim mi wszystko zabiorą sprzed nosa.

Komitet powitalny rozstąpił się robiąc jej miejsce. Chyba byli zbyt zszokowani, żeby zareagować.

- Nie użyjesz swoich skrzydeł, śmierciucho?! - krzyknęła za nią smarkula.

- Nie, dzięki. Mam nogi. - rzuciła F schodząc po schodach nawet się nie odwracając.

Ruszyłem za nią, ale zanim zdążyłem dojść do schodów zatrzęsła się ziemia. Ale nie tak jak przy trzęsieniu ziemi. To było dziwne. Zatrzęsła się jeszcze raz i potem kolejny. To brzmiało bardziej jak kroki. Jakby coś wielkiego i ciężkiego szło wzdłuż budynku. Nagle rozległ się krzyk dziecka. Wszyscy razem zbiegliśmy po schodach i wypadliśmy na zewnątrz. Naszym oczom ukazał się wysoki jak budynek android trzymający za nogę dziecko. Uniósł je wysoko w górę ponad swoją głowę i puścił. Tak po prostu. Wśród tłumu zgromadzonego przed budynkiem rozległy się krzyki przerażenia. Zanim zdążyłem zlokalizować F, ona już była w powietrzu i złapała dziecko. Coś do niego mówiła, pewnie żeby go uspokoić, ale mały rzucał się jak ryba wyjęta z wody i prawie wypadł jej z rąk. Nagle znieruchomiał i pozwolił się przytulić. F pogłaskała go po włosach. Android ruszył ręką, ale za późno to zauważyła. Zdążyła tylko owinąć siebie i dziecko skrzydłami tuż przed uderzeniem. Głos zamarł mi w gardle. Ale nawet jeśli wcześniej bym krzyknął, chcąc ją ostrzec, zwróciłaby swój wzrok na mnie. Odwróciłbym tylko jej uwagę od zagrożenia. Poza tym nie byłem pewny czy z tej odległości by mnie usłyszała. F spadała z taką szybkością, że nie zdążyłaby wyhamować, gdyby rozłożyła skrzydła. Z impetem uderzyła o ziemię, ryjąc plecami podłoże. Nie ruszała się. Serce waliło mi w piersi. Nie, to się nie dzieje. Tłum wstrzymał oddech i nastała przerażająca cisza. Android nie zwracał na nas najmniejszej uwagi, jego wzrok skierowany był na leżącą na ziemi F. Jakby czekał na to, czy się podniesie.

- F! - wrzasnąłem i puściłem się biegiem w jej stronę.

Kiedy już upadłem przy niej na kolana, serce waliło mi jak oszalałe, a przyspieszony puls huczał w uszach.

- Pani Anioł? - usłyszałem przytłumiony głos chłopca.

- Nie wychodź jeszcze. - odpowiedziała F. - Poczekaj chwilkę.

- F? F! Jesteś cała? - zapytałem.

Kruczoczarne skrzydła rozchyliły się ukazując F i przytulone do niej dziecko.

- Nic mi nie jest, K. Takie coś to za mało, żeby mnie załatwić. - powiedziała.

- Nie ruszałaś się, myślałem, że...

- Zabierz go w bezpieczne miejsce. - przerwała mi siadając i przekazując chłopca.

Wziąłem go na ręce, a ona wyjęła broń. Magazynek z paraliżującymi pociskami wylądował na ziemi. A do broni F wsadziła ten z prawdziwymi.

- Ja się nim zajmę. - powiedziała patrząc mi w oczy.

Kiwnąłem głową, bo jej spojrzenie mówiło, że nie mam się co sprzeciwiać. Poza tym miałem dziecko na rękach. Machnęła skrzydłami i wzbiła się w powietrze celując w robota. Ruszyłem w stronę grupy zebranej przy budynku obserwując F. Strzeliła kilka razy, ale wszystkie pociski odbiły się od jego pancerza.

- Nie strzelaj, F! Dostaniemy rykoszetem! - krzyknąłem.

W oka mgnieniu znalazła się przy mnie przyjmując pociski na siebie. Jej skrzydła zadziałały jak tarcza osłaniając nas. Rzuciła broń na ziemię zirytowana.

- Nie wtrącaj się. Skoro broń na niego nie działa, to nie masz z nim szans. - rzuciła do mnie i wzbiła się w powietrze.

Ta to wie jak urazić męskie ego. Co ona sobie wyobraża? A ona ma z nim jakiekolwiek szanse? Jedynym plusem jest to, że może latać. Dobiegłem do tłumu przed budynkiem i przekazałem komuś chłopca. Co teraz? Co mogłem zrobić? Jak pokonać tego robota? Co mogłem zrobić bez broni? Jestem bezużyteczny. F latała dookoła niego szukając pewnie słabych punktów. Android machnął wielką ręką trafiając F, która poleciała w stronę budynku. Wbiła się w ścianę. Widziałem, że zabrakło jej tchu. Jednak bardzo szybko się pozbierała. Sięgnęła do buta i wyjęła laserowy sztylet. Odepchnęła się od ściany i zmieniła taktykę. Nie latała już bez celu. Z niesamowitą prędkością doleciała do ramienia androida i wbiła się w nie sztyletem. Jej skrzydła znikły i teraz sunęła w dół wzdłuż ramienia robota rozpruwając jego pancerz. Gdy dotarła do dłoni, wyrwała sztylet odpychając się nogami od pancerza i skoczyła w dół. Rozłożyła skrzydła i poleciała w górę. Zatoczyła koło nad androidem i wbiła się się w jego drugie ramię powtarzając sytuację z przed chwili. Jej skrzydła pojawiały się i znikały. Była niesamowicie szybka i zwinna. Robot próbował ją złapać, ale bez szans. Rozcięła mu pancerz na nogach i brzuchu. Nigdy nie widziałem jej tak naprawdę w akcji, w której wykorzystywała swoje skrzydła. Nigdy bym nie powiedział, że może tak szybko latać i tak zwinnie zmieniać kierunki. F przeleciała tuż przy ziemi przed nami i wzbiła się w górę. Poleciała wysoko ponad robota i potem pikując ostro w dół wbiła się sztyletem w jego kark. Ale coś poszło nie tak. Sztylet chyba wszedł za głęboko i nie mogła go wyjąć. Oparła nogi o pancerz kolosa i z pomocą skrzydeł próbowała wyjąć sztylet. Android machnął ręką uderzając w budynek. Odłamki ściany spadły na nas raniąc część tłumu. Ja stałem najdalej od ściany, więc byłem cały. Mechaniczny kolos sięgnął ręką do karku i złapał F nadal próbującą wyrwać sztylet. Nie zauważyła, nie miała szans uciec, a teraz zgniatał ją w pięści. Zaczęła wrzeszczeć z bólu. Co robić? Co mam zrobić? Jak jej pomóc, skoro cholerne pociski na niego nie działają? Ja nie noszę przy sobie sztyletu, ale chyba czas najwyższy zacząć. Ale nawet gdybym go miał, co mógłbym zrobić? Jestem tylko człowiekiem, nie potrafię latać. Myśl, K, myśl. F nagle przestała się drzeć, a moje serce stanęło. Żołądek zacisnął mi się w supeł. Nie ruszała się. Czy ona... nie żyje? Zgniótł ją ten pieprzony android? Tłum zamarł razem ze mną. Wszyscy wpatrywali się w F.

- Myślisz, że mnie zabijesz czymś takim pieprzona kupo złomu? - wrzasnęła wściekle F podnosząc głowę. - Wiesz, kurwa, z kim masz do czynienia?! Jestem pieprzonym Aniołem Śmierci!

Nie wiem jakim cudem uwolniła ręce i otworzyła pięść robota, ale zrobiła to samą siłą fizyczną. Była naprawdę wściekła i wydawało mi się, że wydobywa się z niej coś pomiędzy płomieniem a dymem koloru zielonego. Przetarłem oczy i zamrugałem kilka razy. Dalej to widziałem. Nagle uderzyła we mnie fala bólu w okolicy łopatek tak silna, że prawie upadłem. Co jest, kurwa? Nigdy ten ból nie był tak silny. Czemu akurat teraz?

- Kogoś ty do nas sprowadził, K... - odezwała się przerażona Celine. - Ona nas wszystkich pozabija...

Zerknąłem na nią zaskoczony. Co to miało znaczyć?

- O czym ty mówisz? Też widzisz to zielone coś?

Kiwnęła głową.

- Wiesz co to jest?

- Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że nikt kto zobaczył Thanagarianina w takim stanie nie przeżył.

- Skoro nikt nie przeżył, to skąd to wiesz? Ona nam nic nie zrobi.

- Jesteś jej zbyt pewny. Kiedyś cię to zgubi.

Nie odpowiedziałem. Zalała mnie kolejna fala bólu. Ale w tej chwili interesował mnie najmniej. Skupiłem się na F. Właśnie odepchnęła się nogami od nosa androida i leciała w przeciwną stronę oddalając się od niego. Co ona wyprawia? Chyba nie ucieka? Kiedy odleciała już na, wydawałoby się, wystarczającą odległość zawróciła nagle i przyspieszyła. Leciała tak szybko, że wyglądem przypominała czarno-zielony pocisk. Uderzyła w twarz kolosa. Rozległ się huk roztrzaskanego metalu i robot runął do tyłu.

- Do tyłu! - wrzasnąłem. - Schowajcie się do budynku!

Tłum ruszył biegiem do wejścia do budynku, ale nie zdążyliśmy. Kiedy android uderzył w ziemię, fala uderzeniowa zbiła nas z nóg. Podniosłem się z ziemi, ale w powietrzu wciąż unosił się kurz. Nie było nic widać. Co z F? Gdzie ona jest? Miałem gdzieś czy inni są ranni, czy nie. Byłem w stanie myśleć tylko o F. Spojrzałem w górę, ale nie zobaczyłem choćby cienia. Co się, do cholery, stało? Kurz zaczynał opadać i zobaczyłem robota leżącego na ziemi. Laserowy sztylet F przeszył go na wylot po zderzeniu z podłożem, co musiało doprowadzić do spięcia i tak już uszkodzonej elektroniki w jego wnętrzu. Wykończyła go. Zacząłem szukać jej wzrokiem. Zauważyłem ciemny kształt wśród resztek unoszącego się pyłu. Ruszyłem w tamtą stronę. Gdy tam dotarłem, stanąłem jak wryty. F siedziała na ziemi ze spuszczoną głową. Jej skrzydła były nienaturalnie powyginane. Jej prawa ręka zwisała bezwładnie wzdłuż ciała. Z otwartego złamania w okolicy łokcia wystawała kość i mięśnie. Zrobiło mi się słabo. Jednak ją zgniótł. Tylko jak ona w takim stanie zdołała się uwolnić i go pokonać? Musiała czuć niewyobrażalny ból. Upadłem przy niej na kolana.

- F... rany boskie... - wykrztusiłem.

- Załatwiłam go? - zapytała nie podnosząc głowy.

- Tak, ale twoja ręka...

- Mój prawy sierpowy jest zabójczy. - spojrzała na mnie z bladym uśmiechem, a z ust pociekła jej stróżka krwi.

- Twój prawy sierpowy złamał ci rękę, prawie cała kość wylazła na wierzch, a mięśnie...

- Ale wygrałam. - uśmiechnęła się szeroko pokazując zęby całe we krwi.

Patrzyłem przerażony jak zaczyna się krztusić własną krwią. Splunęła na ziemię. Jej oddech stał się szybki i rzężący.

- Lekarza! - wrzasnąłem spoglądając w stronę tłumu gapiącego się na nas. - Macie tu lekarza?!

Celine pokręciła głową na znak, że nie.

- Najbliższy szpital?

- Nie zdążysz. - odparła.

- Zdążę. Muszę, kurwa, zdążyć. Gdzie jest ten pieprzony szpital?

- Po drugiej stronie planety. Nie zdążysz.

Już miałem jej coś odwarknąć, ale rozległ się wrzask chłopca, którego uratowała F:

- Pani Anioł!

Biegł w naszą stronę. W połowie drogi zaczął się zmieniać. Zniknęła skóra i włosy człowieka. Pojawiły się łuski koloru piasku, ogon jak u jaszczurki, uszy jak u kota, dwie pary ciemnofioletowych oczu i kupka ciemnobrązowych włosów na czubku głowy. Co do...?

- Pani Anioł... Rhani uratuje Pani Anioł... - wydyszał klękając przy nas.

Nie dość, że kosmita to jeszcze mówi o sobie w trzeciej osobie? Co tu się wyprawia? Chłopiec wyciągnął dłoń zakończoną pazurami i wbił ją w brzuch F, która zaczęła wręcz wymiotować krwią.

- Co ty, kurwa, robisz?! - wrzasnąłem zszokowany.

- K, pozwól mu. On ma... dar. - powiedziała Celine podchodząc.

- O czym ty do mnie mówisz, kobieto? - warknąłem.

- Po prostu patrz.

- Zgniecione kości skrzydeł, złamana lewa ręka, złamana prawa, połamane żebra, przebite i stłuczone płuco... - wyliczał chłopiec.

Jak ona z takimi obrażeniami zdołała go powalić? Pieprzony, kurwa, cud. Jest dużo gorzej niż myślałem. To są poważne obrażenia. Jeśli nie zabiorę jej zaraz do szpitala... udławi się własną krwią. Zacisnąłem dłonie w pięści. Nawet nie wiem gdzie jest najbliższy szpital. Jestem beznadziejny.

- Rhani wyleczy Pani Anioł. - powiedział chłopiec.

- Jak to wyleczy? - zapytałem zaskoczony.

- Mówiłam ci, że ma dar. - odpowiedziała Celine.

Spodziewałem się jakiegoś magicznego światła czy coś, ale nic takiego nie miało miejsca. Rhani nadal trzymał dłoń w brzuchu F, ale po dłuższej chwili w końcu ją wyciągnął, a rana natychmiast się zagoiła.

- Żebra i płuco wyleczone. - oznajmił spoglądając na mnie, gdy F pluła resztkami krwi.

- Nadal żyjesz, śmierciucho?! - wrzasnęła smarkula. - Ty mały gnojku, leczysz ją?!

- Śmierciucho... - zaśmiała się niemal bezgłośnie F. - Nie no, serio sama na to wpadłaś? Czy ktoś ci pomagał?

- Jakim cudem jeszcze żyjesz, szmato?! Przecież mój android cię zgniótł! Powinien cię zmiażdżyć!

- Twój android? - powtórzyła F. - Chciałaś mnie zabić?

- Mówiłam, że pożałujesz, śmierciucho. Powinnaś zgnić w piekle, potworze.

Miałem interweniować, ale gdy spojrzałem na F, natychmiast się odsunąłem. Jej oczy płonęły żądzą mordu. Lepiej nie wchodzić jej teraz w drogę. Podniosła się na trzęsących się nogach, a jej prawa ręka zwisała bezwładnie wzdłuż ciała. Z resztą lewa też. Jeśli ma zmiażdżone skrzydła to nie może ruszać rękami. Chyba.

- Pani Anioł, Rhani jeszcze nie skończył leczenia! - zawołał mały.

- Próbowałaś zabić niewinne dziecko, ale to ja jestem ta zła? - warknęła F robiąc krok w jej stronę ignorując chłopca.

- Należało mu się. Jest pieprzonym oczkiem w głowie wszystkich wokół. A ty zapłacisz mi za to, co zrobiłaś!

- A co takiego zrobiłam? Może mnie oświecisz? - znowu zrobiła krok w stronę smarkuli ciągnąc za sobą skrzydła. - Zabrałam ci K?

- Myślisz, że nie wiem ile niewinnych osób zabiłaś? Myślisz, że ujdzie ci to na sucho? Thanagarianie zabili mi rodziców, a ty mi za to zapłacisz! - smarkula nie dawała za wygraną. - A K to swoją drogą. Naćpałaś go i nie jest świadomy, że zadaje się z takim potworem?

- Niewinnych? - wycedziła przez zaciśnięte zęby F. - Nigdy nie zabiłam niewinnego. Masz jakieś dowody, gówniarzu? - zrobiła kolejny krok w jej stronę. - Ojej, zabili ci mamusie i tatusia? Nie tobie jednej. I niby naćpałam K? Jebnięta jesteś, dziewczynko.

- Cwana jesteś. Thanagarianie po tobie posprzątali, nikt o tym nie wie. Nikt tego nie widział. Oprócz mnie. Widziałam jak urywasz głowę sędziemu podczas procesu. To był mój ostatni żyjący krewny, ty pierdolony potworze!

F się zaśmiała. Po prostu się zaśmiała. Jak jakiś psychol. Patrzyłem na nią w szoku. Tak samo jak cała reszta.

- I żeby dopaść mnie chciałaś zabić wszystkich tutaj? - zapytała patrząc na smarkule. - Nie jesteś lepsza ode mnie.

- Nie porównuj mnie do siebie, śmierciucho! - wrzasnęła blondynka wyciągając nóż.

- Co chcesz zrobić tym scyzorykiem? - zadrwiła F.

- Zarżnę cię jak świnie!

- Droga wolna. Ale jesteś pewna, że dobrze to przemyślałaś? Naprawdę myślisz, że masz szansę mnie zranić? - F zbliżała się do niej coraz bardziej. - Z przebitym płucem rozjebałam tą kupę złomu. - wskazała ruchem głowy na robota. - Myślisz, że z połamanymi rękami nie poradzę sobie z takim smarkiem? Bardzo chętnie ci pokażę jak to jest krztusić się własną krwią.

Dziewczyna trzymała nóż w trzęsących się dłoniach przed sobą. Straciła pewność siebie. Nie dziwie się. Wiem jaki wzrok ma teraz F i nawet ja się jej boję, kiedy jest w takim stanie. Muszę coś zrobić, bo ona zaraz ją zabije. Nie mam pojęcia jak, ale jestem pewny, że to zrobi. Wyjąłem broń. Nagle dziewczyna rzuciła się z nożem do F, nie myśląc strzeliłem do niej. Padła sparaliżowana na ziemię. Chcąc nie chcąc, broniąc F jednocześnie uratowałem smarkuli życie. Wszyscy spojrzeli na mnie zszokowani. Łącznie z F.

- Spokojnie, to tylko pocisk paraliżujący. - powiedziałem i podszedłem do F. - Co ty odpierdalasz? Zachowujesz się jak psychol. - warknąłem tak, żeby tylko ona słyszała. - Poprzestawiało ci się we łbie od tego bólu?

- Jakiego bólu? Nic mnie nie boli. - odparła patrząc na mnie jak na wariata.

Na szczęście żądza mordu już zniknęła z jej spojrzenia. Adrenalina pewnie buzowała jej jeszcze w żyłach i dlatego nic nie czuła. Albo to ten mały jej coś zrobił. Wziąłem F na ręce i ruszyłem w stronę chłopca. A smarkulą zajęła się Celine i reszta.

- Co ty robisz? - zapytała jakby otumaniona.

- Trzeba cię poskładać. Nie widzisz w jakim jesteś stanie?

Coś mruknęła, ale nie zrozumiałem co. Posadziłem ją na ziemi, tuż przy chłopcu.

- Pani Anioł. - jęknął.

- Możesz kontynuować, mały. Już nie ucieknie. - powiedziałem. - Najpierw skrzydła. Jeśli one są zmiażdżone, to rękami nie będzie ruszać. Pewnie ich nawet nie czuje.

Zaraz, skąd ja to wiem? Mały kiwnął głową i zrobił dwa kroki w kierunku jednego ze skrzydeł.

- Będzie bolało. - powiedział cicho, po czym wbił szpony między pióra.

F wrzasnęła tak głośno, że chyba na chwilę straciłem słuch. A więc już czuje ból. Chłopiec zacisnął mocno dwie pary swoich ciemnofioletowych oczu, z których popłynęły łzy. Widać było, że nie chciał jej zadawać bólu, ale inaczej nie mógł jej wyleczyć. Zanim przeszedł do drugiego skrzydła odezwał się cicho:

- Rhani zrobi przerwę... Pani Anioł odpocznie...

- Nie. - wydyszała F. - Nie. Żadnej przerwy. Albo wszystko naraz albo wcale.

- Jesteś pewna? Może poszukamy czegoś przeciwbólowego i...

- Jestem pewna. - wycedziła przez zęby.

Mały spojrzał na mnie jakby wątpił w świadome myślenie F. Westchnąłem i z bólem serca skinąłem głową. Rhani wbił swoje szpony w drugie skrzydło i ciszę zakłócił wrzask F. Nim leczenie dobiegło końca, F była ledwo przytomna z bólu i zachrypnięta. A przed nią jeszcze lewa ręka i najgorsze - otwarte złamanie prawej. Jej skrzydła zniknęły. Przy leczeniu lewej ręki zaciskając zęby spojrzała w niebo i zobaczyłem łzy płynące po jej policzkach. Czemu nie chciała przeciwbólowych? Może mogłem ją uderzyć w tył głowy i pozbawić ją przytomności, żeby oszczędzić jej tego cierpienia? A może jej się wydaje, że to jakaś pieprzona pokuta za to co zrobiła? Właśnie wydała z siebie jakiś dziwny dźwięk, coś jak zachrypnięte jęknięcie. Skuliła się i oparła czoło o ziemię. Nie mogłem patrzeć jak cierpi. Jak mogę jej pomóc? Gdy tylko Rhani skończył leczyć jej lewą rękę, od razu zacisnęła dłoń w pięść tak mocno, aż jej kłykcie zbielały.

- F... - wyciągnąłem do niej rękę.

- Słabo mi... - jęknęła.

- Rhani zrobi przerwę. - powiedział chłopiec.

- Nie, żadnej przerwy...

- Cicho, F. Robimy przerwę. - zarządziłem widząc Celine niosącą wodę. - Usiądź, F. Napijesz się wody. - powiedziałem obejmując ją, żeby pomóc jej usiąść.

Nie protestowała, ale nie była w stanie siedzieć samodzielnie. Podtrzymywałem ją nie zamierzając wypuścić z objęć. Celine podała F szklankę z wodą, ale zanim F wyciągnęła po nią lewą rękę, ja chwyciłem szklankę. Wiedziałem, że jeśli ona ją chwyci to ją zaraz zgniecie wbijając sobie szkło w dłoń.

- Czemu... - zaczęła.

- Pij. - przerwałem jej przystawiając jej szklankę do ust.

Wzięła łyka, ale zamiast łyknąć, wypłukała usta i wypluła resztki krwi. Z kolejnym łykiem powtórzyła czynność i dopiero potem zaczęła pić.

- Słabo mi... - powtórzyła.

- Może się położysz? - zaproponowałem od razu sadzając ją między swoimi nogami tak, żebym dalej mógł ją obejmować, ale żeby Rhani miał dostęp do jej prawej ręki i mógł zacząć leczenie.

Może nie była to całkiem leżąca pozycja, ale F chyba odpowiadała.

- Nie puszczaj... - powiedziała niemal szeptem.

- Nie puszczę cię, nie bój się. - odpowiedziałem cicho odgarniając jej włosy z twarzy.

Spojrzałem na Rhaniego i kiwnąłem głową, by zaczął leczenie. Nawet nie zauważyłem, kiedy razem z Celine rozcięli kombinezon na prawej ręce F, żeby usunąć materiał z i dookoła rany. Chłopiec rozpoczął leczenie, ale F już nie krzyczała. Była wykończona. Oczy jej się same zamykały.

- K?

- Tak?

- Dziękuję. - powiedziała walcząc ze zmęczeniem, żeby na mnie patrzeć.

- Nie masz za co dziękować.

- Za przespaną noc. - drgnął kącik jej ust jakby chciała się uśmiechnąć, ale przestała walczyć i straciła przytomność.

Następne częściTotalny kosmos - rozdział 18

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Elorence 09.07.2018
    To było... ZAJEBISTE <3
    Tyle się działo! wow! Akcja za akcją, no i ta głupia gówniara. Szkoda, że K nie pozwolił F jej zabić. Tylko narobiła kłopotów, prawie zginął przez nią chłopiec. No szkoda gadać, idiotka ma siano zamiast mózgu... Czemu nikt jej nie przywołał do porządku? Skoro uważali się za takich fajnych, gościnnych i kulturalnych, czemu nie wyciągnęli konsekwencji z tego gównianego zachowania?
    Ale dobra, nie będę się już wkurzać.
    K i F <3
    Mam nadzieję, że dane im będzie być razem. I boję się, co się stanie, jeśli ich więź wyjdzie na jaw... Nie wiem, kto doniesie, ale wiem, że pewnie to się stanie...
    Gratuluję zaobrączkowania! :*
    Pozdrawiam ciepło i czekam na więcej :D <3
  • Paradise 09.07.2018
    Łał, aż tyle miłych słów po wielkim powrocie? Nie spodziewałam się :) Co do wyciągania konsekwencji zachowania smarkuli - no właśnie, powiem Ci, że też się nad tym zastanawiam xD Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi ;) Może kiedyś w końcu będą razem, ale prędko to nie będzie. Też się boję, co się stanie jak to wyjdzie na jaw, bo co chwilę zmieniam koncepcje xD I ja już wiem, kto doniesie i w jakich okolicznościach... Ale ciiii, na razie nikt nic nie wie :) Dziękuję za komentarz, gratulacje i ogólnie, że wpadłaś ;* również pozdrawiam gorąco i biorę się za pisanie :D
  • Ayano_Sora 14.07.2018
    "Śmierciucha" ->" Sama to wymyśliłaś, czy ktoś ci pomagał?" - tak, to było dobre <3 xD ostatnio też mnie to określenie rozbawiło, mimo że sytuacja była poważna. Dobry zabieg :D Akcja z tym chłopcem bdb, i to leczenie tak samo. Fajnie to wymyśliłaś i wprowadziłaś napięcie. Opisy w tym rozdziale były płynne, przez co bardzo "lekko" przeszło się przez sporą ilość tekstu. Poważnie, nawet nie wiem, kiedy to przeczytałam. :D Sen i zachowanie F zaintrygowały mnie juz na samym początku.
    Opisy... no właśnie. Hehe. K i F <3
    No niezłe nam smaczki zafundowałaś, nie powiem, świetnie mi się czytało także opisy ich wspólnych chwil *zboczuszek* xd Niech mają coś od życia, ot co! Należy im się. Życzę im jak najlepiej ;>
    Mam nadzieję, że na następny rozdział nie będziemy aż tyle czekać :D
    Pozdrawiam! :*
  • Paradise 14.07.2018
    Dziękuje <3 kolejny rozdział już się pisze, więc 4 miesięcy mi to nie zajmie :D Pozdrawiam cieplutko ;*
  • candy 23.07.2018
    - K, do cholery, nie chce zakładać potem mokrych majtek. - zdanie rozdziału nr 1 :D
    Nie tylko ty masz uzdolniony język, ale to zapewne już wiesz. - numer 2
    Nie musisz odpowiadać, twój penis mówi za ciebie. - i zdanie rozdziału nr 3! Idealnie podsumowuje wszystkich facetów, haha :D

    Aż i mnie zaczęło wszystko boleć xd btw, zawsze mnie to zastanawiało, czy oni się nie wywalają pod tym prysznicem jak sobie tak harcują? Ja bym się zaraz poślizgnęła i kark złamała xD oczywiście 5 ^^
  • Paradise 23.07.2018
    Aż trzy zdania rozdziału? Haha, poszalałam :D super, że wpadłaś. Wiesz co, nigdy mi to do głowy nie przyszło xD ja pewnie też bym zaraz się wywaliła i połamała xD dzięki :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania