Zabójczy (nie)przyjaciel 1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Krążyła gdzieś pomiędzy jawą a snem, światłem a ciemnością. Gdy wreszcie jej ciałem wstrząsnął silny dreszcz podniosła ociężałe powieki. Wszystko zawirowało jak na diabelskim młynie. Leżała tak całą wieczność rozglądając się na prawo i lewo. Jej pole widzenia było ograniczone. Z obydwu stron tylko drzewa, były wysokie, patrząc w górę miała wrażenie że stykają się z niebem. Ścisnęła palce. Wyczuła mokrą glebę. Była w lesie. Z trudem wstała ledwie panując nad swoim ciałem. Miała na sobie... suknie ślubną. Niegdyś białą, długaśną z delikatnymi falbanami- teraz zdobiło ją błoto, przyklejone liście, plamy krwi. Czyżby uciekła sprzed ołtarza? Pomyślała usiłując przypomnieć sobie cokolwiek. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że nie wie nawet jak ma na imię.
Zrobiła krok do przodu gubiąc przy okazji kremowego pantofelka. Założyła go wciąż rozglądając się za jakąkolwiek żywą duszą. Kluczyła tak między chaszczami drżąc z zimna, aż wreszcie w oddaliła zobaczyła zarys czegoś co przypominało drogę. Była zaledwie kilka metrów gdy silny zawrót głowy sprowadził ją na glebę. Słyszała gdzieś warkot silnika. Może to jedyny przejeżdżający tędy samochód w najbliższym czasie? Zaciskając zęby i pięści do granic możliwości, nie zważając na zimne uderzenia porywistego wiatru czołgała się w stronę szosy... Rąbki sukni zahaczały o najróżniejsze gałęzie wyrastające jak na złość akurat na jej drodze. Wreszcie wyczuła twardość asfaltu, ryk silnika zbliżył się niemiłosiernie blisko nasilając straszliwy ból głowy. Wiertarka która co rusz próbowała przedrzeć się przez czaszkę w głąb mózgu. Coraz silniej. Coraz mocniej. Wszystko wibrowało, zlewało się, po raz ostatni rzuciła wzrokiem w górę i znowu zapadła w bezdenną pustkę.
Szpitalna sala nie odznaczała się niczym szczególnym. Trzy łóżka ustawione obok siebie, zasłane białą pościelą, a nad każdym najróżniejsza aparatura. W powietrzu unosił się zapach środków do dezynfekcji. W rogu siedziała ubrana w bladoróżowy uniform pielęgniarka. Co jakiś czas spoglądała na jedyną pacjentkę na sali i za każdym razem wyobrażała sobie że to jej córka. Twarz jej pochmurniała, w oczach poza współczuciem można było dostrzec wyraz ulgi. Jej córka była bezpieczna a leżąca dziewczyna zupełnie obca.
Przywieźli ją w poniedziałek w południe, akurat zaczynała swój dyżur, weszła do sali akurat wtedy gdy serce dziewczyny przestało bić.
Pacjentka miała liczne obrażenia i przeszła kilkugodzinną operację w wyniku krwotoku wewnętrznego. Na dodatek nic nie było wiadomo na temat jej tożsamości. Podłączona do respiratora spała spokojnie z rozrzuconymi blond włosami na poduszce. Pielęgniarka podeszła aby zmienić kroplówkę. Przy okazji przyjrzała się jej dokładnie. Miała drobną jasną twarz o regularnych rysach, może tylko lekko zadarty mały nos odbiegał od normy. Na czole kwadratowy opatrunek i jeszcze na łuku brwiowym, za to lewą kość policzkowa zdobił fioletowy siniec, zresztą tak jak prawe oko. Cud że ten bandyta nie złamał jej szczęki- pomyślała kobieta podpinając wężyk do wenflonu. Ręce też miała pokiereszowane, skórę na palcach pozdzieraną. Biedna dziewczyna. Mogła mieć dwadzieścia lat, może trochę więcej.
Spojrzała na nią jeszcze raz i się odwróciła, gdy nagle po sali rozniosło się charczenie i krztuszenie.
Komentarze (7)
Całość jest bardzo dobra. Zrobiłaś super atmosferę, taki mrok. Mam nadzieję, że bohaterce nic się nie stanie. Szybko przeplynelam przez ten tekst. 5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania