Poprzednie częściZabójczy (nie)przyjaciel 1

Zabójczy (nie)przyjaciel

ROZDZIAŁ DWUNASTY

 

 

Pół nocy próbowała skontaktować się z bratem, ale w słuchawce wciąż odzywał się ten sam monotonny głos mówiący, że abonent jest tymczasowo poza zasięgiem sieci.

- Powinnaś iść już spać.- Szepnęła Meg, gdy wybiła druga.

- Może masz racje, o ósmej muszę być na uczelni, a Patrickowi pewnie nic się nie stało.- Odpowiedziała hamując ziewanie.

Gdy tylko współlokatorka zniknęła za drzwiami Marie zanurkowała pod ciepłą kołdrą. Przed oczami miała las, strzykawki, kolby, blask flesza. Takie wspomnienia, bez ładu i składu, nawiedzały ją coraz częściej, nawet usilne myślenie o czymś innym nie pozwalało zniknąć tamtym obrazom.

Rankiem z wpółotwartymi oczyma stała przed domem w oczekiwaniu na Kate. Zadzwoniła przed siódmą oferując podwiezienie na uczelnie. Wobec tego Marie w błyskawicznym tempie rozczesała potargane przez noc włosy, nałożyła dżinsy i śnieżnobiałą bluzkę i wybiegła z pokoju. W kuchni sięgając po zimnego tosta z wczoraj uświadomiła sobie brak torebki. Kolejna rundka po schodach przyspieszyła bicie serca. Chwilę później niezagojona jeszcze w stu procentach rana na brzuchu odezwała się przeszywającym bólem. Uspokoiła oddech i powoli już wróciła na parter. Zawiązała szare botki, narzuciła płaszcz i wyszła.

Niepotrzebnie się śpieszyła. Kate przyjechała spóźniona o dobre pół godziny. Nie odezwała się słowem. Miała podkrążone oczy i blade usta. Jej koszula wyglądała jakby nigdy nie spotkała na swojej drodze żelazka. To nie pasowało do tej dziewczyny. Owszem była szalona i roztrzepana, ale wygląd był jej wizytówką, tak przynajmniej zawsze twierdziła.

Marie domyśliła się, że taki stan zawdzięcza wielogodzinnemu przesłuchaniu przez Erikssona. Nie wątpiła w jej niewinność, ale przecież jej wiara nie wynagrodzi kobiecie tego co przeszła na komisariacie.

- Kate... jak się czujesz?- Zadała głupie pytanie, aby przerwać choć na chwilę ciążącą ciszę.

- A jak mam się czuć? Oskarżono mnie o próbę zabójstwa przyjaciółki.

- To nie ja ich nasłałam, wiesz zresztą. Nie wierzę, abyś to mogła być ty. Przecież gdybym w to uwierzyła to bym z tobą nie jechała teraz. Prawda?

Kate rzuciła szybkie spojrzenie na Marie.

- Jasne.- Odpowiedziała cicho i skręciła w prawo na kolejnym skrzyżowaniu.

Ruch był niesamowicie duży, jak na tę porę. Ludzie przebiegali jak opętani, a kierowcy nie lepsi wciąż na siebie trąbili.

Wchodząc do obszernego kremowego budynku Marie odebrała telefon od Meg.

- Tak możesz wziąć samochód, kluczyki są u mnie na biurku. Zatankuj jak możesz, a pieniądze oddam ci jak wrócę. Cześć.

Kate popatrzyła na przyjaciółkę jakby tamta postradała zmysły.

- No co tak patrzysz?

- Nie boisz się dawać Meg samochód? Przecież ona... zresztą nieważne.- Nie dokończyła i weszła do sali na końcu korytarza.

Marie wzruszyła ramionami i uczyniła to co Kate.

W przestronnej sali z licznymi miejscami dla studentów i podeście dla prowadzącego zajęcia zgromadził się mały tłum uczestników projektu. W większości byli to studenci ostatniego roku, tylko Marie i Kate reprezentowały trzeci rok. Profesor przywitał jej jak zawsze z szerokim uśmiechem. Był człowiekiem zadowolonym z życia, kochającym pracę ze studentami. Taki nauczyciel jak on, trafiał się raz na milion.

- Mam świetną wiadomość dla kilku tu obecnych. Drodzy Państwo, jak wiecie Wasza młodsza koleżanka...- Zrobił typową dla siebie pauzę.- Pani Marie Johansen wpadła na genialny pomysł, który został zaakceptowany przez szanowne grono komisji. Cieszę się niezmiernie, gdyż współczesna biologia jak i chemia, mogą na tym wiele skorzystać. Będziemy poddawać próbie wiele związków, szukać nowych rozwiązań, wykorzystywać cechy roślin tak pospolitych i takich o których nie mieliście do tej pory zielonego pojęcia.- Zarechotał głębokim śmiechem wywołując uśmiech na twarzach studentów.- Jednakże! Tylko nieliczni mogą w tym uczestniczyć. Oto lista wybrańców!- Uniósł do góry kartkę, po czym zawiesił ją na korkowej tablicy u wejścia do sali i odsunął się, robiąc miejsce studentom.

Część z nich odchodziła z uśmiechem od ucha do ucha, inni z posępną miną, a sporą grupę stanowili jeszcze ci, którzy udawali że zupełnie im nie zależy na miejscu na tej liście. Marie mogła być spokojna. To ona była inicjatorką tego pomysłu, stała więc z boku przy profesorze i czekała na Kate.

Ta zamiast podejść do Marie wybiegła z sali.

- Kate się nie dostała? Dlaczego, przecież jej projekt był świetny, a to chyba znaczyło, że ma...

- Nie drogie dziecko. Owszem, część osób których pomysły zostały odrzucone są w twoim projekcie. Z Kate sprawa wygląda trochę inaczej.- Mówił cichym głosem profesor.

- Co to znaczy?

Profesor upewnił się, że nikt nie zdoła usłyszeć tego co właśnie chciał powiedzieć.

- Komisja dowiedziała się o zatrzymaniu twojej przyjaciółki. Winna czy nie... oni nie chcą przykrych incydentów i skandali. Poza tym... istnieje prawdopodobieństwo, że... Kate... chciała podszyć się za ciebie oddając w twoim imieniu projekt.

- Co?

- Sekretarka przyłapała ją na tym, że... podmieniała karty z podpisami z ostatnich stron projektów. Sprawę zatuszowali, a mnie powiedziano to dopiero kilka dni temu, abym się upewnił, że to na pewno twój projekt. Wiedzieli, że jestem twoim profesorem i będę miał pewność co do twoich umiejętności.

Słowa profesora ją powaliły. Jak mogła? Wiedziała, że Kate bardzo spodobał się jej pomysł, zauważyła nawet chwile zazdrości, ale jej ufała. W dniu dostarczenia projektów- niestety w wersji papierowej, złapała jakiegoś wirusa, albo się czymś struła, w każdym bądź razie, nie była w stanie sama dotrzeć na uczelnie, więc napisała upoważnienie Kate i poprosiła, aby ta oddała go za nią. Zaufała jej w stu procentach, a Kate okazała się taka fałszywa. Otarła łzę i wyszła przed uczelnie. Nigdzie jej nie było. Wściekła poszła w kierunku przystanku autobusowego. W dodatku dziwił ją fakt, że coś takiego wyszło dopiero teraz, po kilku miesiącach. Jak władze uczelni i komisja projektu mogła puścić płazem taki incydent?! Wzburzona usiadła na przystanku. Zerwał się zimny wiatr i zanosił deszcz prosto na nią. Żałowała, że nie pojechała swoim autem. Na szczęście nadjeżdżał jej autobus. Zajęła miejsce przy oknie, gdy odezwał się jej telefon.

- Słucham?- Rzuciła wściekle przyciągając uwagę starszej pani siedzącej naprzeciwko.

- Inspektor Eriksson. Mam dla pani złą wiadomość.- Powiedział grobowym tonem

Sądziła, że już nic gorszego nie może usłyszeć, więc w spokoju czekała na nowości od policjanta.

- Znaleźliśmy ciało młodego mężczyzny w pustostanie na obrzeżach miasta. Z dokumentów wynika, że to... Patrick Johansen. Bardzo mi przykro.

Telefon wypadł jej z ręki. Wszystko nagle stanęło w miejscu, cały świat przestał istnieć. Jakim cudem jej brat nie żyje? Przecież rozmawiali wieczorem, wszystko było w porządku. Działała jakby w amoku. Zabrała aparat z podłogi i wysiadła na najbliższym przystanku. Szła przed siebie nie zważając na zimno, deszcz, wiatr. Włosy przykleiły jej się do twarzy zupełnie zasłaniając pole widzenia. Przeszła przez ulice omal nie wpadając pod samochód. Mimo uszu puściła obelgi owego kierowcy i szła dalej. Zatrzymała się dopiero w parku. Usiadła przy fontannie.

- Dobrze się pani czuje?- Zapytała przechodząca kobieta.

Była wysoka i chuda. Na rude włosy narzuciła białą czapkę, a w ręce ściskała smycz. Jej pies obwąchiwał nogi Marie.

- Tak.- Rzuciła wracając do rzeczywistości.

Odeszła od fontanny i wybrała numer Meg.

- Gdzie jesteś? Przyjedź po mnie do parku w centrum. Proszę.- Starała się mówić wyraźnie, ledwie hamując łzy.

- Co się stało? Brzmisz strasznie... Marie???

- Przyjedź.

- Nie mogę. Twój samochód jest u mechanika. W połowie drogi wysiadły hamulce. Ktoś podobno przy nich majstrował. Marie... Marie? Słyszysz mnie?! Zamówię ci taksówkę! Marie?!- Krzyczała do słuchawki, ale nie doczekała się odpowiedzi.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania