Poprzednie częściZabójczy (nie)przyjaciel 1

Zabójczy (nie)przyjaciel

ROZDZIAŁ SIÓDMY

 

- Zwinęli tego paskudnego sąsiada!- W padła do domu niczym burza Kate.- To

on cię tak urządził! Już jesteś bezpieczna!- Rozradowana ścisnęła Marie.

- Kto to?

- Ten koleś co mieszka kilka domów dalej, bił swoją żonę, a ty pomogłaś jej się z tego wyrwać. Uciekła od niego i ułożyła sobie życie z dala od tego tyrana, ale on ci wciąż groził.- Zakończyła ze smutną nutą.

- Ale... czemu dopiero teraz?

- Nie wiem... Ale ważne, że to już koniec. Muszę się czegoś napić!

Zniknęła w kuchni zostawiając zdezorientowaną Marię na środku korytarza. Niewiele myśląc wybrała numer inspektora. Po kilku nudnych sygnałach w słuchawce rozległ się poważny, ostry głos mężczyzny.

- To prawda, że macie już sprawce?!- Wystrzeliła niczym z procy.

- Pani Johanson?- Chwila ciszy.- Tak, mamy podejrzanego. Na razie będzie przesłuchiwany, gdy będziemy wiedzieć coś więcej skontaktuję się z panią. Do zobaczenia.

- Ale...- Nie zdążyła dokończyć, gdy ten odłożył słuchawkę.

Pieprzony ignorant- pomyślała i wyszła przed dom.

Jej miasteczko miało wiele uroku, ale było jednym z najbardziej deszczowych. Otuliła się szczelnie miękkim kardiganem i przeszła do altany. Skuliła się na jednej z ławek i odpłynęła myślami gdzieś daleko.

Deszcz wystukiwał swój rytm uderzając o drewniane ściany, wsłuchiwała się w to jak w koncert najlepszego muzyka. Czyżby zawsze była taką melancholiczką? Zmieniła pozycję, gdy jej ciało przeszył ostry ból. Zupełnie zapomniała o przebytej operacji i o konieczności oszczędzania się. Byle skłon czy skręt ciała nie w tę stronę co trzeba objawiał się czymś nieprzyjemnym. Minął już tydzień od wyjścia ze szpitala, a ona wciąż tkwiła w tym samym miejscu.

- Marie! Tu się schowałaś.- W progu stała zmoknięta Kate.- Przyjechał profesor Gellart.

- Kto?

- Uczestniczysz w pewnym projekcie... mówiłam ci o tym... przyjechał przekazać, której z nas pomysł udało się zakwalifikować do konkursu.

Faktycznie, w salonie siedział starszy, siwy pan, palący śmierdzącego papierosa, a wokół niego było mnóstwo teczek i papierów.

- Moja droga Marie... zawsze przyciągałaś kłopoty, ale ty jesteś jak kot, zawsze spadasz na cztery łapy.- Zaśmiał się nie jak profesor, ale jak troskliwy ojciec z nutą pobłażliwości w starych oczach.

Miała coś odpowiedzieć, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.

- Pójdę otworzyć.- Niczym duch Meg przemknęła przez salon do wyjścia.

- To znowu ja!- Krzyknął Filip.

- O Boże...- Mruknęła Marie.- Nie pamiętam profesora, ale dużo o panu słyszałam od Kate.- Powiedziała ignorując fotografa.

- Chciałem tylko powiedzieć, że to twój pomysł Marie przeszedł dalej, niestety Kate, ale to co zaprezentowałaś komisji... było dość słabe, więc... no, to tyle! Nie przeszkadzam, widzimy się za dwa tygodnie.

Miał już wychodzić, gdy w ostatniej chwili uratował Marie przed upadkiem. Wszyscy stłoczyli się wokół niej. Krzycząc na siebie, wydając bezsensowne instrukcje, których nikt nie słuchał.

- Wszystko... ok.- Powiedziała wreszcie Marie, trzymając się za głowę.- Chyba mi się coś przypomniało... o Boże... jak mnie boli głowa...

- Co ci się przypomniało?- Wyrzucił z siebie fotograf.

- Nie wiem... jakieś urywki... sala wykładowa... błysk flesza... nie wiem co to było... a na końcu trzask, bagażnika? Wszystko przeleciało jak w kalejdoskopie.

Ukryła twarz w dłoniach chcąc pohamować wzbierające pod powiekami łzy.

Nim się obejrzała a po chwili przy niej została tylko Meg i Kate. Wyprosiły wszystkich gości i zaprowadziły ją do sypialni.

Chciała zostać sama, zaciągnęła rolety i zakopała pod kołdrą. Słyszała jak ktoś pukał, później chyba Anne i Alex rozmawiali przed jej drzwiami. Nie miała siły ich nawet uciszyć.

 

Obudziła się dopiero następnego dnia z jeszcze bardziej bolącą głową. Trzymając się poręczy zeszła na dół. W kuchni krzątała się Meg i je chłopak Alex. Ciągle myliła tego Alexa ze swoim bratem- też Alexem.

- Kiepsko wyglądasz... zrobię ci kawy.- Odezwał się chłopak wypuszczając z objęć Meg.

Dziewczyna nie była tym pocieszona i przez ułamek sekundy widać było jakiś wyrzut do Marie. Przeszkodziła im.

- Ktoś rano zostawił to pod drzwiami.- Wyjęła z lodówki szare pudełko.

- Co to?

- Torcik dla ciebie. Podpisano tylko, że dla ciebie i tyle.

Przysunęła go do siebie i obejrzała z każdej strony. Mały, okrągły, czekoladowo- śmietankowy z migdałami na wierzchu.

- Może to Kate.- Pomyślała zlizując polewę.- W sumie... zjedzcie go... ja biorę tylko kawę i wracam do łóżka.

- Zjedz kawałek, czekolada poprawi Ci humor!- Zachęcała ją Meg.

Widząc niezdecydowaną minę współlokatorki odkroiła część ciasta, przełożyła go na talerz i podała Marie.

Ta uśmiechnęła się blado i szurając nogami powędrowała do siebie.

Rozsiadła się na łóżku i wypiła kawę szybciej niż myślała, z niechcianym ciastem też poszło jej zdumiewająco dobrze, choć ostatnie dwa kawałeczki odstawiła.

Ułożyła się wygodnie.

Zasypiała już, gdy z jej ciałem było coś nie tak. Kawa była mocna, ale nie na tyle, żeby jej serce tak wariowało. Zrzuciła kołdrę. Było jej duszno, gorąco, pot spływał jej strużką między łopatkami. Skurcze wykrzywiły jej twarz. Z trudem łapała oddech poddając się drgawkom. Runęła na podłogę. Bolało. Wszystko. Każdy centymetr ciała, rzucała rękami i nogami na oślep. Gdy uderzyła kolejny raz głową o podłogę straciła przytomność.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Zagubiona 07.08.2016
    O.o Co się z nią dzieje?! Jezuuu, niech ją ktoś uratuje, biedna dziewczyna. Ode mnie 5 i lecę dalej

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania