Poprzednie częściZabójczy (nie)przyjaciel 1

Zabójczy (nie)przyjaciel

ROZDZIAŁ SZÓSTY

 

Miała duże oczy. Takie o których marzy każda kobieta, ale po słowach inspektora miało się wrażenie, że zaraz gałka oczna wypadnie wprost w mężczyznę.

- No bez przesady! To co ja takiego nawyrabiałam, żeby mieć wrogów od groma?- Wściekła wstała z łóżka prowokująco wystawiając podbródek do przodu.

- W sumie... to nic takiego. Jest pani piękną, młodą kobietą, o sporym zapleczu finansowym, świetnym wykształceniu, które otwiera pani wiele furtek. Ponadto była pani zamieszana w obronę ofiary przemocy domowej. To wystarczające powody, aby liczne zastępy wrogów przewijały się przez pani życie.

- Drogi panie, gdyby każdy człowiek, który zazdrości komuś czegoś chciał postępować z nim, tak jak ze mną, to sorry, ale połowa ludzkości wąchałaby kwiatki od dołu, a druga połowa podziwiała świat zza krat.- Skwitowała słowa inspektora i wyjrzała przez okno.

Roztaczał się przed nią widok na ogród. Stała tam biała altana, idealnie komponująca się zresztą posesji. W tej chwili zapragnęła wybiec z domu i zaszyć się w niej. Przestać odpowiadać na bezsensowne pytania i wysłuchiwać jeszcze głupszych teorii inspektora. Fakt, wyglądał interesująco, nawet bardzo, ale chyba był za młody na to stanowisko.

- Więc... kto według pana miał motyw?- Zapytała z drwiącym uśmieszkiem.

- Każdy, DROGA PANI.- Podkreślił.- Proszę na siebie uważać i nikomu nie ufać. ŻEGNAM.

Gdy jego sylwetka zniknęła za drzwiami Marie runęła na łóżko jaka długa.

- Ma uważać na każdego, ale jak? Nie pamiętając nic, jest zdana na wiarę w słowa innych. Przygnębiające- pomyślała i wróciła na parter. Przy blacie kuchennym siedziała Meg. Kręciła płasko położonym nożem wkoło.

- Inspektor już poszedł.- Powiedziała Marie chcąc uprzytomnić Meg swoją obecność.

- O matko, ale mnie przestraszyłaś.- Podskoczyła na barowym stołku.- Nadal nic nie wiedzą? Czasami są tacy nieudolni. Może kawy?

- Poproszę.- Odpowiedziała siadając na parapecie.- Nawet nie wiem od jak dawna tu mieszkam...

- Od roku, gdy Twoi rodzice... zmarli, odziedziczyłaś ten dom. Zakochałaś się w nim od pierwszego wejrzenia...

- To znaczy, że to nie był rodzinny dom?

Meg zmyśliła się na chwilę.

- Trudno to określić. Sama mi o tym opowiadałaś. Ten dom należał do pradziadków twojej mamy. Ale następne pokolenia nie mieszkały tutaj. Tylko tamta starsza para. Dom przeszedł na twoją mamę już dawno temu, ale dopiero jakieś trzy, może cztery lata temu wpadła na pomysł aby go odnowić i podarować Ci go w prezencie. Byłaś tu kiedy byłaś mała, więc go nie pamiętałaś. A drugie spotkanie, było po odczytaniu testamentu.

Położyła parujące napoje na stole i z uwagą przyglądała się Marie. Dziewczyna siedziała niczym posąg i w ciszy analizowała nowe informacje. Kilka minut później obok niej pojawił się talerz z kawałkiem ciasta opływającego czekoladą.

- Nie żartowałaś z tym ciastem.- Z rozbawieniem popatrzyła na Meg.

- Nie, znajdę każdy powód, aby zjeść coś słodkiego. W sumie gdybym miała wybierać jak mogę zostać zabita, to chyba wybrałabym otrucie czymś słodkim... o przepraszam...- zwiesiła głowę uświadamiając sobie kontekst całej sytuacji.

Ku jej zdziwieniu Marie wybuchnęła gromkim śmiechem.

- W sumie... ono jest tak fantastyczne...- wskazała na talerz.- Chyba też bym wybrała taką opcję.- Skończyła wkładając kolejny kawałek do ust.

- Tak myślałem, że znajdę was tutaj.- Odezwał się męski głos dochodzący z wnętrza domu.

Po chwili do głosu, dołączyło i ciało. Ciało należące do rudowłosego mężczyzny koło trzydziestki z krzywą trójką, którą mimo to ukazywał w uśmiechu od ucha do ucha.

- Filip!- Wykrzyknęła Meg i rzuciła mu się na szyję.- To nasz fotograf.- Wytłumaczyła po chwili.

- Moja najlepsza modelka, w taaaakim stanie...- Przepchnął się koło Meg i przykucnął przy Marie.

- Niby jakim? Oszałamiającym?- Rzuciła sarkastycznie Marie i podeszła do stołu ignorując spojrzenie pozostałej dwójki.

Nie minęło 5 minut, a ona już nie lubiła tego gościa. Był pewny siebie, ale nie jak na mężczyznę przystało, a kompletnie jak dziecko. Taki rozwydrzony chłopczyk z aparatem- pomyślała Marie i zaproponowała panu soku.

Średnia ocena: 3.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Szalokapel 31.07.2016
    zaproponowała panu soku. - tutaj ze względów estetycznych napisałabym "mu"
    Oraz cyfry najlepiej zapisywać słownie, również liczy się estetyka.

    Wczoraj właśnie napisałam komentarz z zapytaniem o ciąg dalszy. Szybko działasz. Rozdział bardzo dobry i ciekawy. Hmm, może ktoś zazdrości jej domu? Nie ukrywam, że opowiadanie jest intrygujące. A w wolnych chwilach zapraszam do mnie, również "operuję" tajemniczością, a przynajmniej staram sie, hahaha. Pozdrawiam, 5.
  • detektyw prawdy 31.07.2016
    Dwa
  • Szalokapel 31.07.2016
    To jest bardzo chamskie. Zauważ, że zostawiając taką ocenę (taką, a nie inną) to powinienes/aś chociaż napisać co Ci się nie podoba. Wieśniackie zachowanie.
  • Nuncjusz 31.07.2016
    Szalokapel to troll albo detektyw dziura w dupie
  • Nemezis 31.07.2016
    Szalokapel być może osoba, która zostawiła taką ocenę
    stwierdziła po moim tekście, że nie zasługuję na choćby cień wyjaśnienia ;-) korona mi z głowy nie spadła, a tylko dała większą motywację do "ulepszania" swojej techniki pisania itp. Jednakże dziękuję za interwencję ;-)
  • Nemezis 31.07.2016
    Byłabym wdzięczna za uzasadnienie oceny.
  • Szalokapel 08.08.2016
    Hahha, Wy to zawsze potraficie poprawić mi humor. Nemezis wieczorem przeczytam cd opowiadania :)
  • Ńuncjusz 31.07.2016
    hej
  • Zagubiona 07.08.2016
    Hmmm, ciekawe. Kurczę! Teraz jeszcze ten koleś rudy jest dla mnie podejrzany, już sama nie wiem co myśleć :/ Bardzo ładnie opisujesz wszystko, choć nadal brakuje mi emocji? 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania