Poprzednie częściZabójczy (nie)przyjaciel 1

Zabójczy (nie)przyjaciel

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

 

W pośpiechu spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i uciekła. Chciała być jak najdalej od tego chorego miejsca, od tych ludzi. Wyłączyła telefon i jechała przed siebie, ciągle patrząc w lusterka obawiając się, że ktoś może ją obserwować. Kluczyła między ulicami, aż wreszcie znalazła się na drugim końcu miasta. Z bijącym sercem zaparkowała przed małym hotelem i weszła do środka. Przy recepcji stała młoda kobieta z uśmiechem od ucha do ucha. Marie wysiliła się na delikatne wygięcie ust i poprosiła o pojedynczy pokój. Przy okazji podsunęła o dwa banknoty więcej prosząc tym o anonimowość. Kobieta zmierzyła ją badawczym wzrokiem. Ryzykowała w tej chwili sporo. Jeżeli recepcjonistka okaże się nieprzekupna (jak na złość) to będzie musiała podać dane, a wtedy mogą ją znaleźć. Po długich sekundach, które ciągnęły się niczym godziny, kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- To już nasz ostatni wolny. Pokój numer czterdzieści sześć na trzecim piętrze.- Poinformowała ją dając kartę do pokoju i ukradkiem zabierając część pieniędzy dla siebie.

Wsiadła do windy ściskając w ręce wypchaną torbę. Z przyzwyczajenia sięgnęła po telefon, dopiero w ostatniej chwili uświadomiła sobie, że robiąc to ściągnie na siebie policję lub co gorsza swojego prześladowcę. Odgoniła od siebie przerażające myśli i powędrowała do swojego pokoju. Hotel był tylko niepozorny od zewnątrz. W środku powitało ją nowoczesne, magnetyczne wyposażenie. Korytarz urządzony w czarnych barwach z podświetlanym na biało sufitem, podłogą i szeregiem drzwi. W pokoju zastała niskie łóżko naprzeciwko okna przysłoniętego białymi żaluzjami, wąską szafę wbudowaną w ścianę i fioletowy stolik do kompletu z dwoma kształtnymi fotelami.

Wyjrzała przez okno. Nie dostrzegła niczego niepokojącego, więc ze spokojem legła na łóżko. Musiała wszystko przemyśleć. Nie może się ukrywać do końca życia. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przypomniała sobie każdy szczegół z tamtego feralnego dnia. Jak mogła zaufać komuś takiemu?! Była tak blisko, ten ktoś mógł zaatakować w każdej chwili. Miała niebywałe szczęście. Te miłe słówka, troska, propozycje, uśmieszki. To wszystko część gry. Niebezpiecznej gry, w której to ona była celem, to na nią polowano. A to wszystko przez pęd za zyskiem, po trupach, ale do celu.

Zapaliła papierosa krztusząc się na początku niemiłosiernie.

W końcu sama się wykończę.- Powiedziała sama do siebie i podskoczyła, gdy usłyszała pukanie do drzwi.

Sprawdziła. Zamknęła je na klucz. Punkt dla niej.

- Kto tam?- Zapytała modulując głos na beztroski.

- Obsługa hotelu!- Zawołał męski głos na zewnątrz.- Poczęstunek na powitanie.

- Proszę zostawić pod drzwiami, jestem w łazience!- Skłamała bez mrugnięcia okiem.

Mężczyzna przystał na to i po chwili już go nie było. Uchyliła dyskretnie drzwi. Faktycznie, korytarzem szedł ubrany na czarno biało mężczyzna. Widziała tylko jego plecy, gdy zniknął w drzwiach windy, wciągnęła wózek do pokoju. Dostała kawę, sok pomarańczowy, talerz naleśników i półmisek owoców. Odepchnęła go czując napływające mdłości i z zawrotami głowy wpadła do łazienki. Usiadła tuż przy wannie z głową pomiędzy kolanami. Głęboko wciągała powietrze i powoli je wypuszczała, chcąc jak najszybciej odzyskać nad sobą kontrolę. Gdy już doszła do siebie wróciła do pokoju. Zachodziła w głowę skąd Patrick o wszystkim się dowiedział. Chociaż dla niego to nie musiało być, aż takie trudne. Miał kontakty na mieście. Domyśliła się szybko, że chciał szantażować oprawców. To wszystko wyjaśnia, ale czemu był aż tak głupi? Z takimi ludźmi się nie zadziera. Im schodzi się z drogi.

Ale pozostawało jeszcze jedno pytanie. Kto napisał jej tę wiadomość? „UCIEKAJ”. Na początku sądziła, że to może głupi kawał, albo co gorsza pułapka. Ale intuicja podsunęła jej żeby jednak uciec. Więc uciekła, ale co teraz?

Miała na karku handlarzy żywym towarem i narkotykami. Sądziła, że jej zawód jest bezpieczny. Ale jak chemik może być bezpieczny? Dla NICH to przecież smakowity kąsek. Zaszlochała cicho i schowała głęboko pod kocem. Jej wścibstwo i talent doprowadziły ją do tego właśnie miejsca. Żądza przygód, przebojowość, pasja, chęć niesienia pomocy, to były przyczyny jej problemów. Ale czymże byłaby bez nich? Spokojnym, nudnym człowiekiem. Zostałaby farmaceutką jak wiele jej koleżanek i kolegów. Zyskałaby równowagę, bezpieczeństwo, ale wybrała inaczej. A raczej to ONI wybrali za nią.

Już zasypiała, gdy ponownie usłyszała pukanie do drzwi. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że nie zamknęła ich na klucz.

 

 

- Powiedzieli coś?- Zapytała Melanie.

- Oboje milczą jak zaklęci.- Warknął Eriksson.- On chyba serio nic nie wie, gdzie ona jest. Ale ta Anne... ona MUSI coś wiedzieć.

- Skąd ten wniosek?

- Upiła łyk mdłej kawy czekając na odpowiedź.

- Jest... jakaś dziwna... i na dodatek wyrzuciła telefon.

- Co?

- No normalnie, nasi dorwali ich na moście. Gdy tylko ich zobaczyła niby „przypadkiem” wysunął jej się prosto do rzeki.

- Może faktycznie... chociaż... nie wiem. To chyba na dziś koniec? Podwieźć cię?

- Jak już wychodzisz... nie mam dziś siły nawet prowadzić.

Machnął zrezygnowany ręką i ruszyli oboje do wyjścia. Malenie właśnie otwierała drzwi, gdy usłyszeli skrzeczący głos oficera dyżurnego.

- Czekajcie! Inspektorze?!

- Co znowu?- Rzucił wściekle.- Wychodzę, nie widzisz?!

Oficer skulił się podchodząc bliżej.

- Mamy trupa.- Powiedział, a raczej szepnął.

- To idź do Malweya!

- Ale... Ale... to chyba ta Johansen.

Eriksson wybałuszył oczy. O nie, tego to się na pewno nie spodziewał. Nie teraz, cholera jasna przecież to nie mogła być ona.

- Gdzie?! Czemu nie gadasz od razu!!!

Rozwścieczony postawił całą komendę na nogi.

- W hotelu. Opis pasuje do Johansen.- Dodał policjant i zniknął w swojej dyżurce.

Inspektor za to zabrał ze sobą dwóch podwładnych i popędził czym prędzej na miejsce zdarzenia, zabierając w ostatniej chwili adres od przestraszonego dyżurnego.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania