Poprzednie częściZabójczy (nie)przyjaciel 1

Zabójczy (nie)przyjaciel

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

 

 

- Gdzie? Gdzie, ona do cholery mogła jechać?!- Meg krzyczała na inspektora ile sił w płucach.

Ten tylko patrzył przez kuchenne okno na zewnątrz. Tylko tego brakowało, aby pani Johansen znikała w takiej chwili.

- Wszystkie patrole w mieście i okolicach mają jej zdjęcie, numery rejestracyjne samochodu, niedługo się znajdzie.- Silił się na wiarę w swoje słowa, ale nie wyszło mu.

Całe to śledztwo mu nie wyszło. Przeczesał włosy nerwowym ruchem i poszukał swojego podwładnego. Przeglądał rzeczy Marie. Domyślał się, że nic tam nie znajdą, ale to zawsze jakieś zajęcie.

- Namierzyliście jej telefon?- Zapytał nad wyraz spokojnym tonem przechodzącego policjanta.

Pokręcił głową.

- Jest cały czas wyłączony. Ostatnie logowanie zarejestrowaliśmy na końcu ulicy, tam ślad się urywa.

- Była w kiepskim stanie, jeśli sobie coś zrobi?- Wypaliła nagle Meg.

- Kontrolujemy wszystkie szpitale, wiadukty, mosty. Mam nadzieje, że nie była taka głupia.- Rzucił i wyszedł przed dom.

Zegarek wskazywał dwunastą. Wsiadł do samochodu i popędził na komisariat. Czekała tam na niego aresztowana Kate. Tylko jej można było się teraz uczepić, a no i jeszcze tej dwójki Anne i Alexa. Niestety oboje mieli świetne alibi na dzień porwania, ale zwłaszcza on dobrze wiedział, że każde alibi da się podważyć. Najpierw przemagluje tę niby przyjaciółkę, a później zabierze się za Devorów. Kazał ich ściągnąć już rano, ale czy dotarli to zupełnie inna sprawa.

Pokój przesłuchań nie wyróżniał się niczym szczególnym. Drewniane biurko na środku z niewygodnymi krzesłami, podłoga z wyblakłego linoleum i depresyjnie szare ściany. Kate siedziała już przy biurku. Zgrabiona, z poważną, wręcz grobową miną.

- Czy wiesz coś na temat obecnego miejsca pobytu Marie Johansen?

- Nie.

- Gdzie wczoraj byłaś pomiędzy siedemnastą o dwudziestą trzecią?

Zamyśliła się.

- W domu. Oblewałam sukces, wywalili mnie z uczelni.- Odpowiedziała powoli z nutą ironii.

- Za co?

- Czy to ważne? Nie radziłam sobie i już. Koniec.

Spojrzał raz na nią, raz w dokumenty przyniesione ze sobą.

- Kłamiesz. Wywalili cię, za próbę podszycia się pod Marie Johansen. Uczelnia się bała, że będą mieć problemy za niezgłoszenie tego faktu policji. Najbezpieczniej było cie usunąć z listy studentów.

Opuściła z powrotem głowę. Inspektorowi żyłka na szyi pulsowała coraz bardziej.

- To dlatego chciałaś ją zabić? Zabrała ci sławę, pieniądze, prestiż. To frustrujące, świetny motyw do zabicia.

Pokręciła gwałtownie głową.

- Nie! Owszem byłam na nią wściekła, ale nie zabiłabym jej. Gdy nie wyszedł ten numer z projektem to chciałam się usunąć w cień, żeby nikt więcej o tym nie wiedział!

- Marie zawsze cie wyprzedzała, zawsze miała więcej punktów na start, ty zawsze w tyle. Czarę goryczy przelał ten projekt. Wybuchłaś.

Pojawiły się łzy, zaczerwienione policzki i zaciśnięte pięści. Mimo to zaprzeczała dalej. Eriksson każdym pytaniem wbijał kolejny gwóźdź do trumny. Wiła się pod jego ciosami, ale nie przyznała racji. Po raz pierwszy musiała stoczyć walkę w ręcz, nie unikami, podstępami, intrygami, ale oko w oko z policjantem.

- A w dniu porwania?

- Uczyłam się z koleżanką.- Odpowiedziała tym razem spokojniej.

Inspektor uśmiechnął się złośliwie.

- Owszem, ale koleżanka wyszła, a ty miałaś wystarczającą ilość czasu, aby podjechać pod studio i porwać Marie. Sprytna jesteś. Kamer nie ma z tyłu, ani na wlocie tej ulicy, tylko z drugiej strony. Nikt cię nie zauważył. Niestety Marie przeżyła. Ale nie odzyskała pamięci. Punkt dla ciebie, ale co jeśli odzyska? Byłaś przy tym jak sobie coś przypomniała, zaczął ci się palić grunt pod nogami. Kolejny atak to świetny pomysł. Zatrute ciasto... oryginalnie. Ale to nie wystarczyło. Uszkodziłaś przewody hamulcowe w jej samochodzie... Tylko, powiedz mi, dlaczego w takim razie ją podrzuciłaś na uczelnie? Stwierdziłaś, że za słabo to zrobiłaś i co najwyżej się trochę poobija?

Zdezorientowana gapiła się na zaciśniętą szczękę inspektora.

- Chyba pan zwariował! Nie dotykałam nawet jej samochodu!

- To czemu się tak zdziwiłaś, gdy do Marie zadzwoniła jej współlokatorka i powiedziała, że gdzieś jedzie tym autem?

- Skąd...

Postukał palcami w blat biurka.

- Pani Johansen złożyła wczoraj dokładne zeznania. No, więc?

- Och... cholera jasna! Meg kompletnie nie umie jeździć! Ostatnim razem koszt lakiernika i wymiana zderzaka wyniosła połowę nowego samochodu. Dlatego byłam w szoku, że Marie chce jej dać to auto!

- Czemu ją podrzuciłaś?

- Bo po waszym zatrzymaniu...- Zaczęła powoli.- No... chciałam z nią o wszystkim pogadać. Ten projekt to miało być moje dzieło, ale nie wyszło. Chciałam przeprosić i zapewnić ją, że to o co mnie oskarżacie to nie prawda.

- Znowu kłamiesz.- Westchnął głęboko.- A co z jej bratem? Byliście dość blisko z tego, co udało nam się ustalić. Pewnie domyślił się, że to ty za wszystkim stoisz, czyż nie? Szantażował cię? Groził? Był niewygodnym świadkiem, prawda? Zabiłaś go.

Kate nie wytrzymując napięcia wybuchnęła przeraźliwym płaczem, niczym noworodek. Wczepiła długie palce w potargane włosy, zasłaniając bordową twarz.

Nie takiej reakcji spodziewał się Eriksson.

- Nie zabiłam go... nie zabiłam...- wydusiła z siebie próbując zapanować nad ciałem.

- Więc kto?!- Ryknął policjant wstając.

Patrzył na podejrzaną z góry. Potargane włosy, pąsowa twarz, nerwowo drgająca powieka, zaciśnięte pięści, rozbiegany wzrok. Potarła prawą dłonią o dżinsy. Spocona, ale ze strachu przed karą, czy może dlatego, że to nie ona?

- Patrick... on był hazardzistą.- Szepnęła podnosząc zapłakane oczy na inspektora.

- Gdzie grał?- Zapytał rzeczowo.

- Gdzie się dało... kluby, w domach, gdziekolwiek. Automaty, karty, to było jego życie. Ale dobra passa się skończyła, przegrywał. Ciągle.

- Jak się dowiedziałaś?

Przetarła twarz i odrzuciła włosy do tyłu. Mówiła spokojnie, bez entuzjazmu.

- Pożyczał ode mnie pieniądze. Za którymś razem zapytałam, ale nie odpowiedział. Gdy ode mnie wyszedł... poszłam za nim. Tym razem grał w jakimś obskurnym klubie kilka ulic od mojego mieszkania.

Coś zanotował wracając na krzesło.

- Nie powiedziałaś o tym jego siostrze?- Zapytał zdziwiony.

- Chciałam. Ale on się bał jej o tym powiedzieć. Zupełnie nie rozumiem czemu. Była dla niego świetną siostrą, na pewno załatwiłaby mu dobry ośrodek i pomogłaby mu. Na pewno.

- To czemu jej sama nie powiedziałaś?

- Wtedy... gdy ktoś podrzucił to cholerne ciasto... właśnie wtedy do niej jechałam, ale... nie mogłam go zdradzić. Naiwnie wierzyłam, że może sam sobie da radę, a przecież Marie sama miała kłopoty...

- Ciekawa bajka. A to czy prawdziwa... to się okaże.- Rzucił na odchodne i zniknął za drzwiami.

Gdyby nie lata pracy w tej firmie może przystałby na taki plan wydarzeń, ale widział już w swoim życiu wystarczająco dużo. Kate była barwną postacią, to musiał przyznać. Raz rozhisteryzowana nastolatka, za chwilę obojętna matrona, czasami tak poważna i zamyślona. Osoba z takim charakterem mogłaby popełnić taki czyn jak zabójstwo, ale choć tego nie powiedziała widać, że zależało jej na Patricku. Po sposobie w jakim mówiła o Marie też można wywnioskować, że pomimo iż ciągle stała w jej cieniu, to i tak ją szczerze lubiła. I jak tu ją interpretować?

Zalał kawę wrząca wodą i ciężko spoczął na fotelu. Na biurku leżał stos dokumentów, raportów i zdjęć. Powoli stawał się pracoholikiem, pomyślał otwierając okno. Może to i lepiej, dodał do tego, gdy w drzwiach stanęła koleżanka po fachu.

Ubrana w czarne spodnie, koszulową bluzkę i ciężkie skórzane buty wyglądała jak typowa niepozorna miła policjantka, która potrafi pokazać na co ją stać gdy ktoś nadepnie jej na odcisk. Właśnie z tego słynęła w lokalnej policji.

Nie przejmując się, że nie raczyła zapukać zajęła miejsce naprzeciwko Erikssona.

- Dalej nic?

- No nic! Teoretycznie każdy miał motyw i każdy sposobność żeby dokonać tego wszystkiego, ale mi brakuje konkretnych dowodów!

- Namierzyli wreszcie Devorów, właśnie ich ściągają.

- No i jeszcze oni...- Mruknął pstrykając wściekle długopisem.- Macie jakieś informacje o nich?

Uśmiechnęła się słodko.

- Jasne. Są bez grosza przy duszy. Ta cała Anne nie brała żadnego urlopu tylko zwyczajnie jest bezrobotna. Jej braciszek to leń patentowany. Czeka na łatwe pieniądze i nic poza tym. Żadnej szkoły, pracy, doświadczenia, co najwyżej kurator za drobne występki typu wandalizm.

Inspektor się ożywił.

- Myślisz, że to mogli być oni? Ale po co...

- To proste. Marie odziedziczyła po rodzicach adopcyjnych spory majątek, zresztą tak jak i ten Patrick, (choć on mniejszy). Poza sobą nie mają żadnej rodziny. Gdyby tak zlikwidować Marie i Patricka cała sumka mogłaby dostać się w łapy Devora. Co prawda musiałby się trochę wysilić, żeby udowodnić, że jest bratem Marie, ale dla chcącego nic trudnego.

- Ale śmierć rodzeństwa w tak krótkim czasie byłaby podejrzana.- Zaznaczył policjant.

- Chyba, że na jaw wyszłoby uzależnienie od hazardu Johansena. Miał długi, więc najpierw zabili siostrę, a później jego.

- Skąd mogli wiedzieć o tym wszystkim?

Ziewnęła leniwie.

- Siedzieli u tej Marie kawał czasu, myślisz że nie pomyszkowali? Nie obserwowali co się dzieje? Mieli dostęp do wszystkiego.- Zakończyła i wyszła zostawiając kolegę sam na sam z myślami.

Melanie mogła mieć rację. Pieniądze to najczęstszy motyw. Trzeba to sprawdzić. Rozejrzał się wokół siebie i zamknął oczy. Należy mu się chwila przerwy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania