Poprzednie częściZabójczy (nie)przyjaciel 1

Zabójczy (nie)przyjaciel

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

 

 

- Pani brat jednoznacznie stwierdził, że wie kto stoi za zamachami na pani życie?- Inspektor zadał po raz kolejny to samo pytanie.

Siedzieli w pokoju Marie od jakiejś godziny. Sprawa coraz bardziej się komplikowała. Miał przed sobą młodą kobietę, która w ciągu ostatnich tygodni przeszła więcej niż nie jeden starzec. Tak kiepsko nie wyglądała nawet po wyjściu ze szpitala. Nie próbowała już nawet stwarzać pozorów silnej i odważnej. Skulona siedziała na łóżku, w za dużym, szarym, swetrze z angory i białych pogniecionych spodniach. Od czasu do czasu podniosła na niego oczy ukazując czerwone od płaczu spojówki i bladą jak kreda skórę. Ten widok zrobił wrażenie nawet na nim- zatwardziałym, nieczułym draniu, dla którego liczyło się tylko schwytanie zbrodniarza i postaranie się o surową karę.

Teraz jednak nie było czasu na rozczulanie się nad sobą. Zginął człowiek, kolejny był w niebezpieczeństwie. To była wystarczająca mobilizacja. On był zmotywowany, ale co z nią? Serio wypadków, teraz śmierć brata, nie dziwne, że nie miała ochoty na rozmowę z nim.

- Tak, był pewien tego co mówi.- Ku jego zaskoczeniu odpowiedziała.

- Czy miał jakiś wrogów? Odbierał przy pani jakieś dziwne telefony? Ktoś go zaczepiał?

- Przy mnie nie było tego typu ekscesów. Ale wrogów miał na pewno. Mówiłam panu, że chciał pieniądze, jeżeli miał dług to równoznaczne, że miał i wrogów. Do cholery, powiedziałam już wszystko co wiem!

- Rozumiem. Podejrzewamy, że zgon nastąpił chwilę po telefonie do pani. Możliwe, że zabójca słyszał waszą rozmowę, czy byłaby pani w stanie przypomnieć sobie, czy w tle było słychać jakieś charakterystyczne odgłosy?

Zamyśliła się na chwilę. Wspomnienie tamtej rozmowy, jak się okazuje ostatniej, z Patrickiem sprawiło jej wiele bólu. Nie rozpaczała na głos, nie krzyczała, nie zalewała się rzewnymi łzami, ale w tonie jej głosu, mimice zdawało się skupić całe cierpienie. Nie ponaglał jej, choć gdyby mógł to wybiegłby z tego domu, ale dokąd? Skąd miał wiedzieć, gdzie czai się morderca, czy zabójstwo Patricka było powiązane z usiłowanie zabójstwa Marie? Oto jest pytanie.

- Nie... chyba nic nie słyszałam poza Patrickiem. Zresztą byłam bardzo zdenerwowana, ledwie rozumiałam co mówi mój brat.

- Dobrze. Na tym skończymy. Możliwe, że w najbliższym czasie ktoś się z panią skontaktuje.

Ruszył do drzwi, gdy nagle Marie stwierdziła, że musi mu o czymś powiedzieć. Miał nadzieje, że coś sobie jednak przypomniała.

Wyznanie nie dotyczyło Patricka. Zamiast tego dowiedział się kilku istotnych faktów o przyjaciółce- Kate. To dolewało oliwy do ognia. Panna Kate będzie miała spore problemy. Chciała wygryźć koleżankę z projektu, nie udało się, więc może celowo, może w przypływie emocji zaatakowała ją, a teraz obawia się, że ta sobie wszystko przypomni. Całkiem dobry plan wydarzeń, a czas zweryfikuje co jest prawdą, a co nie.

Przez ramię spojrzał na Marie i wyszedł. Musiał przyznać, że już dawno nie miał tak trudnej zagadki do rozwikłania.

W korytarzu wpadła na niego Meg. Widocznie odetchnęła, gdy zamknęły się za nim wyjściowe drzwi. Ujęła tace na której znajdowały się parujące kubki z czekoladą i talerz kanapek- przekąsek z łososiem i ogórkiem.

- Nie powinnam tak siedzieć... ktoś musi... musi... zorganizować pogrzeb Patricka.- Rzuciła Marie, gdy współlokatorka weszła do pokoju.

- Jeszcze nie teraz, spokojnie. Zjedz.- Odpowiedziała otwierając okno.

W pokoju było duszno, ponurą atmosferę można było wyczuć z kilometra. Nie było sensu wyciągać dziewczyny na spacer, czy chociażby przed dom, to było za wcześnie.

- Prawda. Przecież wczoraj go znaleźli. Będą chcieli coś z niego jeszcze wyciągnąć... sekcja na pewno coś da...

- Nie myśl o tym. Musisz skupić się na sobie. Wyglądasz jak cień człowieka. Dzwoniłam na uczelnie, nikt cię nie będzie w najbliższym czasie nękał. Masz dwa tygodnie spokoju jak na razie.- Poinformowała ją rzeczowo.

Pierwszy raz widziała taką Marie. Bezbronną, przybitą, zrezygnowaną, taką jakby nagle uszło z niej życie. To było przeciwieństwo zaradnej, odważnej, szalonej i zadowolonej z życia Marie. Zawsze jej tego zazdrościła. Tego, że czasami lepiej dogadywała się z jej chłopakiem również. Ale teraz to nie miało znaczenia, Alex zawsze czuł się nieswojo w takich sytuacjach, więc teraz omijał Marie szerokim łukiem.

Poczekała aż ta dokończy swoją porcje napoju i poszła przygotować gorącą kąpiel. Nie zdążyła jednak jej zawołać, gdy ta niespodziewanie wsiadła do zastępczego samochodu z salonu i odjechała z piskiem opon.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania