Poprzednie częściZabójczy (nie)przyjaciel 1

Zabójczy (nie)przyjaciel

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

 

Widząc znajomą salę szpitalną parsknęła śmiechem. Jak to możliwe, że znowu jest w tym samym miejscu? Głowa jej pękała z bólu, a kończyny były jak z plasteliny. Podniosła ostatkiem sił prawą rękę, po czym ta bezwładnie opadła na posłanie.

- Witamy wśród żywych.- Powiedział wesoło lekarz.- Za bardzo nas pani polubiła. Zaświecę pani teraz w jedno oko, a później w drugie. Proszę patrzeć na światło latarki.- Poinstruował ją unosząc małą, srebrną latarkę.

Jak miał w zwyczaju mamrotał coś sam do siebie, kręcąc głową.

- Wygląda na to, że tutaj jest wszystko w porządku.- Mruknął i zapisał coś w notatniku.

- A moje nogi i ręce?- Zapytała usiłując podnieść nogę.

- Zatruła się pani strychniną, proszę nie pytać mnie w jaki sposób.- Dodał szybko widząc pytające spojrzenie pacjentki.- Udało się na szczęście zniwelować jej działanie na tyle ile można. Po podanych lekach, jak i po samym zatruciu będzie miała pani przez najbliższe dni problem z poruszaniem kończynami. Odrętwienie jednak minie, proszę się nie bać. A teraz zostawiam panią z inspektorem.

W drzwiach pojawił się znajomy policjant. Zadał mnóstwo szczegółowych pytań, robiąc przy tym aluzje, że to któryś z bliskich znajomych mógł ją otruć. Kobieta dziękowała w duchu za ten paraliż, bo w przeciwnym razie mogłaby być oskarżona, o napaść na funkcjonariusza na służbie. Natrętny i niczym nie zrażony drążył dalej.

Gdy wyszedł Marie odetchnęła z ulgą, ale zaraz po nim pojawił się Patrick. Usiadł niezgrabnie na stołku i wyginął nerwowo palce, jak gdyby chciał je sobie wyrwać. Wyglądał dziwnie. Blady, z kropelkami potu na czole, choć temperatura nie mogła być wyższa niż 18 stopni. Zaczynał coś mówić i ucinał.

- Coś się stało?

- Niby co?- Warknął niespodziewanie.- Przepraszam, ale... przerasta mnie ta sytuacja... ty znowu tutaj i na dodatek...- Spuścił głowę na dół.

- Co na dodatek?- Zniecierpliwiła się Marie.

- Bo... chodzi o to, że... och... to tak głupio strasznie...

- No mówże, o co ci do cholery chodzi Patrick?!- Krzyknęła przyciągając uwagę pielęgniarki.

- Nie może się pani denerwować.- Przypomniała ostrym tonem kobieta.

Marie tylko kiwnęła głową i znowu spojrzała na brata. Miała, co do niego mieszane uczucia. Niby martwił się jej stanem zdrowie i tym co się dzieje, ale chwilami był jakby w innym świecie, pełnym problemów i tajemnic. Chodził ponury, zdenerwowany. Już od powrotu ze szpitala kilka razy przy niej wybuchnął, zaraz gorliwie przepraszając.

- Potrzebuję pieniędzy.- Wydusił z siebie wreszcie.

Osłupiała. Czyli to dlatego? Nie przyszedł, by zobaczyć jak czuje się siostra, ale po pieniądze.

- Ile?- Zapytała beznamiętnie.

- Dwa... dwadzieścia tysięcy... euro...- Wyszeptał łamiącym się głosem.

Jeżeli twierdziła, że prośba o pieniądze ją zszokowała, to teraz mogła śmiało powiedzieć, że ta kwota omal jej nie przyprawiła o zawał serca.

- Wychodzę na chwilę, gdy będzie pani czegoś potrzebować proszę nacisnąć ten czerwony guzik.- Pielęgniarka wskazała przycisk przy łóżku i opuściła salę.

Marie tylko czekała aż zamknie drzwi.

- Chyba zgłupiałeś! Po co ci tyle pieniędzy?!

- Nie ważne, pożycz mi. Oddam ci. Dla ciebie to tylko sto osiemdziesiąt tysięcy koron, a dla mnie stawka życia i śmierci.- Mówił przez zaciśnięte zęby i wstał przewracając stołek.

- TYLKO?! W coś ty się wplątał? Patrick! Spójrz na mnie.

Nie reagował, wyglądał przez okno nerwowo zaciskając pięści. Widziała tylko jego profil. Ostra szczęka, kilkudniowy zarost, poszarpane tłuste włosy, wymięta koszula, brudne buty.

- To przez ciebie!- Krzyknął nagle, odwracając się do niej.

Nie był już blady, ale bordowy ze złości.

- Miałem do spłacenia jeden pieprzony mały dług. Gdyby to JA, odziedziczył ten cholerny dom, sprzedałbym go, spłaciłbym dług i wszyscy byliby zadowoleni, ale jak zwykle na pierwszy plan wyszłaś TY! Pieprzona niewdzięcznica! Zabrałaś mi rodziców, a później całą resztę!

Wściekły potrącił w przejściu pielęgniarkę i wybiegł ze szpitala. Marie usiadła z wrażenia na łóżku. W jej głowie kłębiły się najgorsze scenariusze. Bała się, że to Patrick stał za tym wszystkim, albo że to ci ludzi którym winny jest pieniądze, może chcieli go w ten sposób ponaglić do spłaty? A może to wszystko bzdury, a ona powinna mu pożyczyć pieniądze i pomóc stanąć na nogi? Nie rozumiała, co miał na myśli, że zabrała mu rodziców. Otarła łzy i położyła się ignorując pytania pielęgniarki. Zamknęła oczy i zobaczyła siebie. Na uczelni, otoczona wianuszkiem znajomych. Ku własnemu zaskoczeniu rozpoznała każdą z nich. Alice, Kate, Louisa, Andre, profesor. Przypomniała sobie także Jo- jej ojca, wysokiego szatyna i Sylvie- matkę o błękitnych oczach i zarumienionych policzkach.

- Nareszcie.- Szepnęła do siebie ledwie hamując łzy szczęścia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Batman 08.08.2016
    Polecam
  • Zagubiona 08.08.2016
    Świetne i takie smutne, biedna dziewczyna :( A ten brat! Taki chamski, okrutny i ehh.. Opwiadanie świetne, wszystko bardzo ładnie ze sobą współgra. 5, czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania