Poprzednie częściOcena Bitwy Alfo- MrJ

Ocena bitwy Ausek – Nazareth

Witajcie. Tym razem będzie trochę krótko, za co przepraszam. Niestety, czasu brak ale zrobiłem co mogłem. Mam nadzieję, że nikt nie poczuje się urażony moją lakonicznością. Do dzieła:

 

 

Okropny - 10505 znaków o pułapce czasu, grawitacji i bicia w twarz

 

Technikalia (0 – 5)

 

„[...]zebrać gumki z podłogi, zanim jakaś napalona ciota nie wpadnie na pomysł zimnego drinka prosto z gumy z podłogi”. – Powtórzenie.

 

„[...]zimnej podłodze w kiblu i chlipać zimną spermę[...]”. – Powtórzenie.

 

„Zazwyczaj, gdy ktoś sika mi na klatę, nie umiem przestać się uśmiechać. To ich zazwyczaj peszy”. – Powtórzenie.

 

„[...]obrzydliwość, której się właśnie dopuściłeś, myśląc, że oto właśnie[...]”. – Powtórzenie.

 

„[...]stary przełknął dumę, wyprostował dumnie pierś[...]”. – Powtórzenie.

 

„[...]mistrzem Yoda miejscowych popierdoleńców”. – Yodą.

 

„[...]z tych cichych i bo, albo[...]” – i, bo, albo. Lub, Twoje sławetne: i/bo, albo.

 

Jeśli chodzi o stronę techniczną, to był to chyba najtrudniejszy do oceny tekst jaki się na razie trafił. Jak widzisz powyciągałem tylko powtórzenia i jakieś dwie literówki, mimo że było pełno innych dziwnych stylistycznie zapisów, które można było ze spokojem potraktować jako błędy. Jednak rozumiem, że mamy tutaj do czynienia ze stylizacją. Stylizacją chaotyczną, strumieniem świadomości pozbawionym jakichkolwiek zasad, co komponuje się z treścią i tematyką. Bardziej mógłbym się przyczepić w stylu, gdybyś historie o erotycznym defekowaniu na ludzi opowiadał metodycznie i ze spokojem księgowego. Nie mniej ciężko mi było rozróżnić, narysować wyraźną granicę między poprawnością i stylistyką, coś jednak muszę zrobić, gdzieś coś odjąć, coś dodać, bo zabawa ma jakieś zasady.

 

Ocena: 4

 

Styl (0–5)

 

Jak już wspomniałem, styl mnie zaintrygował, jest adekwatny do treści, chociaż miejscami trudny w odbiorze; opisy i sytuacje nie do końca jasne. Zdania są bardzo długie, wielokrotnie złożone, pełne wtrąceń i dygresji, a cały tekst zdaje się być wyjęty poza jakiekolwiek schematy fabularne, zawieszony pomiędzy czasem; i dobrze, bo taki był przecież temat. Generalnie mnie ten styl przypadł do gustu, ale jestem świadom, że jest to subiektywna kwestia, podczas gdy muszę pozostać obiektywny. Za to zagmatwanie więc i chaotyczną budowę ucinam punkt dla spokoju sumienia.

 

Ocena:4

 

Fabuła i Pomysł (0 – 10)

 

Nie wiem, czy kiedyś mówiłem Ci to wcześniej odnośnie całokształtu Koprkingla (chociaż tu jednak staram się brać pod uwagę jedynie tę pierwszą ocenianą część), że, czytając to, mam wrażenie, jakby Jim Jarmush próbował napisać scenariusz do filmu o korpoświecie inspirowany życiem Markiza de Sade. Łączysz klimat „Nieustających wakacji” i „Stu dwudziestu dni sodomy”, a to jest coś bardzo nowego, oryginalnego. Świerzy powiew egzystencjalnego turpizmu, jak zimny stęchły wiatr z głębi starego grobowca, w upalny letni dzień.

Jest to jednak monolog, prolog, wstęp, przedstawienie świata, a nie cała historia ze wszystkimi należnymi jej elementami i to czuć, a szkoda, bo miałeś zarówno miejsce i czas żeby rozwinąć ją w coś więcej, coś bardziej zajmującego i tłumaczącego, dlaczego zdecydowałeś się na taką formę ekspresji. Dopiero w dalszych częściach ukazuje się powoli prawdziwy zamysł i cel autora. One tłumaczą, dlaczego wszystko wygląda tak, a nie inaczej, niestety ich nie mogę jednak wziąć pod uwagę.

To, co mi się podoba, to filozofia, którą zawarłeś w tekście i ujęcie tematu, inne niż można się było spodziewać, zupełnie niespotykane. Czas jest względny, grawitacja występuje zarówno dosłownie jako zjawisko fizyczne, a także metaforycznie jako kurs kolizyjny ludzkich żywotów.

Najmocniejszą i przewrotnie najsłabszą częścią tego tekstu jest to, że zrobiłeś go po swojemu, nie oglądając się na żadne zasady ani normy, i odniosłeś tym samym (jak podejrzewam zamierzony) efekt – szok, pobudzenie myślenia u czytelnika. Jednak nie jest to tekst, który nadaje się do oceny, jaka jest celem tego „konkursu” – zunifikowanej, z wyznaczonymi kategoriami i prawidłami, którymi gardzi opowiadana przez ciebie historia.

 

Ocena: 7,5

 

Podsumowanie (0 – 3)

 

Podsumowując, myślę, że dostarczyłeś przesyłkę pod zły adres, panie listonoszu, albo w tym całym krzyku o to, żeby szybciej, za bardzo się pospieszyłeś. O ile ja uważam, że wiem, o co Ci chodziło, to być może wynika to bardziej z tego, że Cię znam niż z mojego zrozumienia tekstu, muszę to brać pod uwagę. A ty, moim zdaniem, powinieneś czasem przemyśleć tekst i go rozplanować, postawić się w pozycji czytelnika, odczekać. Proszę, nie mów mi tylko, że piszesz do tych, co rozumieją, bo, technicznie i realistycznie rzecz ujmując, piszesz do wszystkich, którzy będą Cię czytać i to właśnie od nich, od czytelników zależy, co stanie się później z twoim tekstem, dlatego dobrze jest się czasem zatrzymać i zastanowić, jak „zrobić im dobrze”. Spróbuj, może nie będzie najgorzej, może nawet znajdziesz kogoś, komu będziesz mógł jak Twój bohater nasikać na klatę.

 

Ocena: 2

 

Ocena całościowa: 17,5

 

 

Karawan – Najstarszy

 

Technikalia (0 – 5)

 

„Obrady pod przewodnictwem[...]lesie jeszcze dobrze nie zaczęły obrad[...]”. – Powtórzenie.

 

„[...]dla żyjącej na ziemi reszty”. – Reszty czego?

„Słonie ledwo nadążały z uspokajaniem przestraszonych”. – Przestraszonych kogo?

 

„[...]poderżnięto gardło siedmiu ludziom. Czterem; dla światów na drzewie, trzem; dla trzech Norn mieszkających na jednym z tych światów”. – Tu mamy spore błędy merytoryczne. Jeśli odwołujesz się do istniejącej mitologii, należy sprawdzić fakty. Ofiary z reguły składano w liczbie dziewięciu, przypisując tę cyfrę Odynowi. Yggdrasil oznacza „Drzewo Strasznego”, czyli właśnie Odyna, i łączy ono ze sobą wszystkie światy, których było właśnie dziewięć: Asgard, Alfheim, Wanaheim, Svartalfheim, Mitgard, Muspelheim, Niflheim, Jotunheim i Hel.

 

„I pomnę dziewięć światów i dziewięć

Świętego drzewa korzeni w głąb ziemi” - Völuspá

 

Faktycznie, jeden z korzeni Yggdrasil sięgał do studni Urd, która była norną, i wraz ze swymi dwiema siostrami, Verdandi i Skuld, dbają o korzeń i pielęgnują go, nie są to jednak jedyne norny. Każdy ze światów ma swoje, są norny olbrzymów, elfów, krasnoludów i tak dalej.

 

„Wiewiór, pełniący zwykle funkcję przekazywacza woli drzewa[...]”. – Po pierwsze: „przekazywacz” to nie słowo. „Który przekazywał”, herold, posłaniec, wieszczy – można było z powodzeniem użyć, zamiast tego neologizmu. Po drugie: Ratatosk nie przekazywał woli świętego jesionu, bo... to było tylko drzewo, które nie miało żadnej woli. Mogłoby mieć, gdybyś to zmienił, wcześniej zaznaczył, że ma świadomość, odzywa się, ale nic takiego nie miało miejsca. Ratatosk natomiast przekazywał wiadomości, ale najczęściej pomiędzy Wielkim Orłem siedzącym w koronie drzewa i smokiem Níðhöggrem. Łączysz Merlina z dębami i jesionem, i słusznie, bo druid, którym ponoć był, jak najbardziej może łączyć się z dębami, szczególnie z Irminsul – świętym dębem Sasów, które miało być odpowiednikiem Yggdrasill, więc skąd te elementarne błędy?

 

„Za każdym jednak razem, gdy przybywał ktoś z ludzi do Yggdrasila[...]” – szyk.

 

„[...]podszedł do Świerka”. – Świerku.

 

„Według ciebie święty jesion jest małolatem, co oznacza, że żadni bogowie ani boginie na nim nie mieszkają...” – Nie bardzo rozumiem ten wywód logiczny. Co ma wiek jesionu do bycia zamieszkiwanym przez bogów?

 

„Wałęsające się po lesie kurczaki[...]”. – Serio? Kury domowe nie wałęsałyby się po lesie, bo są domowe i gospodarz nie puszczałby ich tam, gdzie coś je może wtrynić. Kury dzikie nie występują. Kura domowa została udomowiona między IV a III w p.n.e. w Indiach i stamtąd została rozprowadzona dalej; z dzikich kurowatych w Europie najłatwiej o bażanta bądź przepiórkę, jednak nie są one bezpośrednio spokrewnione z „kurczakami” jak np. kur siwy lub kur bankiwa – oba gatunki rdzenne dla Indii i Azji.

 

Wymieniam tutaj błędy merytoryczne, ponieważ w mojej opinii zdobywanie wiedzy na temat, na który się pisze, to część techniczna tworzenia tekstu. Podejrzewam, że mogłem znaleźć ich więcej, chociażby sprawdzając Twoją linię czasu, król Uther, ojciec Artura miał żyć między V i VIw. Najstarszy ma według Ciebie w tamtym momencie siedem tysięcy lat (mimo że prawdziwy Old Tjikko to genet zygoty liczącej sobie 9550 lat, czyli w piątym wieku naszej ery miałby o tysiąc lat więcej) więc musiał być szyszką zagrzebaną w ziemi około II w. p.n.e. a człowiek rozumny pojawił się na świecie 35tyś. lat temu... A gdzie lodowce? Jak się do tego mają prawa fizyki, o których wspomniałeś? Czepiłem się tutaj tylko kilku rzeczy, o których mam jakieś pojęcie, a mógłbym pogrzebać dalej. Tyle że nie widzę potrzeby, pewnie zdajesz sobie już sprawę, o co mi chodzi. Kiedy czytam cokolwiek, w czym nie zgadzają się fakty, przestaję wierzyć autorowi, jego historia staje się zmyślona, a on czy ona nie są już autorytetami. Dlatego tak ważne jest, by nie dać się złapać na niewiedzy.

 

Ocena: 2

 

Styl (0 – 5)

 

Nietrafiony – to w wielkim skrócie. W narracji silisz się na jakąś stylizację, długie złożone zdania, w których zaczynasz się miejscami plątać i wychodzi koślawo. W dialogach zaś, nie mam po tym śladu, przedwieczny świerk i starożytny celtycki druid mają nawijkę jak dwóch nastolatków.

 

„Przestań się popisywać”.

„[...]idzie sobie młoda, śliczna, a ja tu czary mary-cyk. Czas zatrzymany. Panienka goła, leży, nie protestuje, czas, i nie tylko, stoi...”

 

To ujmuje klimatowi legendy, który chyba starałeś się tutaj osiągnąć.

Wszystko jest jednak zrozumiałe, to znaczy jako czytelnik wiem, gdzie się znajduję, kto tam jest, kto mówi i co się dzieje. To z kolei świadczy o przejrzystości i czepić się nie mogę, a nawet powinienem pochwalić, zatem chwalę. Mimo „dziwności” języka opisałeś świat plastycznie i uporządkowanie. Za to plus.

 

Ocena: 2,5

 

Fabuła i pomysł (0 – 10)

 

Mogły być rewelacyjne. Miały wszelki ku temu potencjał. Połączenie kilku mitologii, mitów, zjawisk naturalnych, fizyki, postaci legendarnych. Bardzo, bardzo ambitny projekt. Niestety zabrakło tak zwanego „researchu”. Wiem, odjąłem już za to punkty w technikaliach, ale wpłynęło to również na fabułę, która stała się naciągana i niewiarygodna, zamiast zajmującej i ciekawej. Nie wiem, co Cię powstrzymało przed sprawdzeniem wszystkich danych i aspektów związanych z twoim opowiadaniem. Nie mniej zemściło się to na Tobie bardzo, bo właściwie żeby wymotać się z tych wszystkich pomyłek i niedomówień, to trzeba by było zacząć pisać od nowa, zostawiając jedynie, no właśnie: pomysł i linię fabuły, które dalej uważam za dobre i obdarzone potencjałem.

Dopracuj szczegóły, zmień narrację, wystylizuj dialogi, dodaj im patosu właściwego legendom, tajemniczości, a sprawisz, że Twoja historia ożyje i będzie warta zapamiętania i refleksji na temat człowieka i jego roli na świecie.

 

Ocena: 6

 

Podsumowanie (0 – 3)

 

Cóż jeszcze pozostaje, o czym nie wspomniałem? Widać, że się starasz i że Ci zależy. Że wkładasz w swoje utwory nie tylko serce, ale i dużo pomyślunku. Wydaje mi się jednak, że gubisz się we własnych myślach i planach. W twoich tekstach chaos, gra o lepsze z namiętnością, brakuje w nich systematyczności i tak jak tutaj – wiedzy. „Pisz o tym, na czym się znasz” – mówi utarty slogan i zgadzam się z nim w zupełności. Nie twierdzę jednak przy tym, że nie należy pisać o tym, na czym się człowiek nie zna. Wręcz przeciwnie, można i należy! Pod jednym warunkiem jednak. Trzeba się wpierw na tym poznać.

 

Ocena: 1

 

Ocena całościowa: 11

 

 

KarolaKorman – Trzy dni

 

„Zakluczyłem zamki i szliśmy do bramy, jak to się stało”. – Czyżbyś była z Poznania?

 

„Dopóki nie przyszła, opowiadał tylko o miej”. – Niej.

 

„Wszyscy zgodnie przychylali się, że przyczyną wybuchu był gaz[...]”. – Przychylali do czego?

 

„Liczyła w myślach, na ile kolorów tonąc w oceanie, barwi wodę”. – Coś tu chyba zgubiłaś.

 

„Ona, siedząc na drewnianej ławce, w jak z mgły uszytej sukience” – szyk.

 

„[...]jak Maleństwo jest chore, to powinniśmy go odwiedzić”. – Maleństwo to rodzaj nijaki, więc „je odwiedzić”.

 

„Godziny mijały, małą, trójkątną przestrzeń zasypywał drażniący oczy i nos pył[...]” – szyk.

 

Bardzo czyste pod względem technicznym opowiadanie, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę jego długość.

 

Ocena: 4,5

 

Styl (0 – 5)

 

Pierwsze pytanie, które prześladowało mnie przez cały tekst: o co chodzi z tym narratorem? Kiedy dziewczyny są uwięzione, prowadzisz narrację, która prawie insynuuje, że jest tam ktoś poza nimi, a nikogo takiego nie ma. To dopowiadanie, analiza psychologiczna, kim jest tajemniczy narrator, a – co najważniejsze – po co?

Reszta scen natomiast bez zarzutu. Narracja ładna, styl poprawny, nie nużący, nie przekombinowany – przez całość przepłynąłem raczej gładko. Nie było brawury, wyszukanych metafor, krętych ścieżek. Prosta historia opowiedziana prostymi słowami, obrazowo i plastycznie. To bardzo w Twoim stylu i adekwatne do całości, chociaż trochę brakowało mi jakiegoś „zęba” miejscami, który pozwoliłby mi lepiej wczuć się w dramatyzm walącej się szkoły, cierpienie matki, która nie zna losu swego dziecka.

Podobało mi się to, że pocięłaś historię na sceny i przeskakiwałaś od dziewczynek do rodziców, retrospekcji, snutej przez jedną z bohaterek historii. To nadawało opowiadaniu dynamiki.

 

Ocena: 4

 

Fabuła i pomysł (0 -10)

 

Jak prosto można zatrzymać czas? Wystarczy odebrać człowiekowi wolność i światło, na przykład grawitacją, budynkiem walącym się dookoła niego. Sprytnie, bardzo sprytnie. Właśnie za to lubię twoje pisanie, Karola, oboje mamy zamiłowanie do prostoty, prostych rozwiązań i fabuł. Mówię to jako duży komplement, bo wiem, jak trudno ująć temat, który prosi się o podniosły tekst – fantastyczny czy epicki – w zwykłej historii ludzkich żyć i wypadków. Raz po raz udowadniasz, że nie istnieje temat zbyt trudny, zbyt skomplikowany, żeby nie można go było sportretować na przykładzie zwykłego życia, prawie-codziennych sytuacji.

Tym razem jednak czegoś mi zabrakło, nie wiem do końca czego, ale nie mogłem wczuć się w tekst całym sobą. Postaci dziewczynek nie przekonały mnie, nie czułem ich strachu, którego się spodziewałem, który w takiej sytuacji powinien być na pierwszym planie.

Reakcje rodziców też wydały mi się, bardzo umiarkowane. Rozumiem jeszcze tatę Magdy – alkoholika, wesołka w głębokim stadium problemów psychicznych wywołanych śmiercią żony. Jego zachowanie mogłabyś opisać jakkolwiek i było by do uwierzenia, właśnie przez te wszystkie wewnętrzne problemy. Ale Ewa? Przyszła pod szkołę, trochę ponarzekała i poszła do domu pokrzyczeć? Czemu nie na policję, czemu nie angażowała się bardziej, przecież pod gruzami było jej dziecko! Albo babcia Agnieszki, która dotarła tam dopiero po dwóch dniach – rozumiem, że jest stara i chora, ale jeśli wnuczka, która jest pod jej opieką, została uwięziona pod zgliszczami szkoły, chyba znalazłaby sposób, żeby się tam szybciej dostać, miała przecież telefon, mogła chociażby zadzwonić po taksówkę. Że o rodzicach Agi nawet nie wspomnę, gdzie oni byli i co takiego robili, że nie mogli przyjechać do własnego dziecka znajdującego się w śmiertelnym niebezpieczeństwie?! Psychologia postaci i logiczność fabuły były u Ciebie zawsze na bardzo wysokim poziomie. Co się nagle stało, skąd takie niedociągnięcia?

Nie mniej podobał mi się dramat zwyczajnego życia, zwykłych ludzi. Żałuję tylko, że nie udało mi się wczuć w niego tak mocno, jak bym chciał. Zawsze jednak jest następny raz.

 

Ocena: 7

 

Podsumowanie (0 – 3)

 

Przy Twoich historiach można zapomnieć, że czas płynie, ale jednocześnie sprowadzają one człowieka na ziemię. Dlatego myślałem, że będzie to temat dla Ciebie idealny. Było nieźle, ale zdecydowanie mogło być lepiej. Myślę, że skrócenie niektórych scen lub zastąpienie ich takimi, gdzie byłoby więcej akcji, wpłynęłoby korzystnie na całokształt. Na przykład rozmowa Mamy Wiktorii z Ryśkiem. Przerzucanie zwałowiska gołymi rękami, histeryczne rozmowy przez rozładowującą się komórkę. Jakaś wartka akcja, więcej emocji. Być może jednak to tylko moja subiektywna opinia.

Ponarzekałem sobie trochę, ale całość mi się podobała, łączyła z tematem i miała swój klimat.

 

Ocena: 2

 

Ocena całościowa: 17,5

Następne częściOcena bitwy Ausek – Skoiastel

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Antoni 10.05.2017
    Nazareth to zajebisty zespół kuuurde, pamiętacie ich pierwsze albumy?????
  • Okropny 10.05.2017
    Antoni, weź spierdalaj spamować gdzieś indziej
  • Nazareth 10.05.2017
    Ale Nazareth to jest zajebisty zespół a "Hair of the dog" wymiatało.
  • Skoiastel 10.05.2017
    Now you're messin' with a son of a bitch... ;)
  • Okropny 10.05.2017
    Skoiastel ekhem, czekamy!
  • KarolaKorman 11.05.2017
    ,, Maleństwo to rodzaj nijaki, więc „je odwiedzić'' - nie do końca się z tobą zgodzę, a dlaczego? O ile się zorientowałam Maleństwo jest rodzaju męskiego, dlatego go - chłopca. W bajce tej Puchatek też jest chłopcem, ale w oryginale nosi damskie imię, co nie przeszkadza, by wszystkie zaimki były męskie.

    ,,Pierwsze pytanie, które prześladowało mnie przez cały tekst: o co chodzi z tym narratorem?'' - wykorzystałam zabieg bajkowy, tam narrator rozmawia z bohaterami. Pytasz po co? I tu odpowiem. By żadna z małoletnich nie wyciągała wniosków o bohaterach, ich przypadłościach i wadach, bo być może ktoś uznałby to za śmieszne w ustach piętnastolatki. Dla mnie bardzo ważne było to, by poruszyć tę kwestię, że każdego z bohaterów Kubusia Puchatka można zakwalifikować do pewnej grupy problemów zdrowotnych :)

    ,,Że o rodzicach Agi nawet nie wspomnę, gdzie oni byli i co takiego robili,'' - tego dnia wyjechali do syna do Anglii, wspomina o tym dziewczynka zanim dzwoni do babci, prosząc ją, by nic nie mówiła rodzicom, bo jej uwolnienie, to tylko kwestia czasu. Później babcia wspomina, że rodzice umierają ze strachu.

    Z tym skróceniem, to masz rację, ale bałam się przesadzić, by nie przeciągnąć kolejny raz :) Bajkę wstawiłam już w całości, a tutaj naniosę poprawki.

    Dziękuję za cenne uwagi, wszystkie wykorzystam. Serdecznie pozdrawiam :)
  • KarolaKorman 11.05.2017
    Jeszcze muszę odnieść się do jednej z Twoich wątpliwości: ,,Ale Ewa? Przyszła pod szkołę, trochę ponarzekała i poszła do domu pokrzyczeć?'' - pod szkołą była policja, pogotowie, służby ratunkowe, wszyscy, ale zawierzyli dyrektorowi i woźnemu, że szkoła była pusta. Po drugie nie wszyscy mają tak silną psychikę, by walczyć gołymi rekami. Ona ubolewała nad tym, że traktują ją jak wariatkę i czekała w wielkim cierpieniu i niewiedzy. Może w tej kwestii też coś więcej dopiszę.
  • Skoiastel 11.05.2017
    Kurczę, wypomniałam to samo ;)
    Pewnie masz rację (a nie sprawdzę, bo siostra zwinęła mi moje prywatne "Przygody Kubusia Puchatka"), to z góry przepraszam, jakoś tak automatycznie w odmianie mi to Maleństwo nie siadło ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania