Poprzednie częściOcena Bitwy Alfo- MrJ

Ocena bitwy Arysto – Skoiastel

Bitwa literacka 14: Korposzczuriada – Uczeń Victora

Autorka: KarolaKorman

 

– TECHNIKALIA (od 0 do 5)

„Przychodził wówczas i przybierał postać ciemnej plamy, jakby złożonej z drobnych punktów, taki bukiet plam, rój [przecinek] i groził mi palcem, powtarzając, bym wreszcie stał się mężczyzną”.

 

„Od jakiegoś czasu upodobał sobie utwór Killing In the Name zespołu Rage Again The Machine (…)” – brak cudzysłowu przy tytule utworu.

 

„(…) szczęśliwego 2012 roku” – cyfry nie są jakoś wybitnie mile widziane w prozie. Obowiązuje zapis słowny.

 

Błąd dialogowy:

„– To jak dziesięć przykazać pana Kota. – Zauważył jeden z siedzących obok czytającego”. Wypowiedź nie powinna tym razem kończyć się kropką, a dopisek narratorski musisz zacząć małą literą („zauważyć” w tym przypadku jako „wspomnieć/napomknąć”). Podejrzewam, że to jednorazowa wpadka, bo generalnie jesteś poprawna i widać, że znasz zasady.

 

„Klepanie tej samej regułki przez cały dzień, często bezefektywne, nie sprzyjało dobremu samopoczuciu”. – Coś mi nie leży to „bezefektywny”; nie potrafię znaleźć żadnego źródła potwierdzającego istnienie tego połączenia i jego rzeczownikowej wersji (bezefektywność). „Efektywny” na pewno łączy się z zaprzeczeniem „nie” i mamy: „nieefektywny” (rzeczownik: nieefektywność). Ewentualnie można odjąć sobie zmartwień i zastosować „bezskuteczny” (bezskuteczność).

 

„(…) w naczyniu pochylonym 45 stopni” – słownie.

 

„(…) tylko czekała [przecinek] aż woda przestygnie”.

 

„(…) do najbliższego McDonald” – nazwy własne się deklinują. McDonalda.

 

„Jeden z chłopaków Kocim skokiem udał się do najbliższego McDonald i zanim koleżanka przecedziła przez sitko wywar, ten wrócił z dwoma garściami jednorazowych słomek. Kosztowaliśmy ostrożnie. Miała trawiasty smak (…)” – kto? Garść? Koleżanka? Brak podmiotu. Dlaczego „kocim” wielką?

 

„Kuba z Kaską [ś] mieli ochotę na jakiś wyjazd”.

 

„– Mówisz, jak byłem mały, to kiedy umarł?” – środkowa część to cytat, więc potrzebny cudzysłów. Gdyby to było zwykłe wtrącenie, byłby on zbędny, ale wtedy musiałabyś odmienić „być” w drugiej osobie: byłeś.

 

„Była pierś z kurczaka we francuskim cieście, schabowe w panierce z dodatkiem żółtego sera, spaghetti z przepisu Kaśki, mniam [przecinek] i codzienne wieczorne glinowanie przy piwie”. – Podejrzewam, że „mniam” to w tym wypadku wtrącenie, a nie jakaś potrawa? Jeśli się mylę, to sugerowany przecinek zbędny.

 

„Rozmawialiśmy czasem przez skype (…)” – nazwa własna odmienna – Skype’a (+ wielką).

„– To znaczy – dopytała”. – Brakuje znaku zapytania.

– ,,Jestem malarzem nieszczęśliwym, co poty mnie nękają wciąż, bo choćbym nie wiem, co malował, spod pędzla mi wychodzi słoń’’ – Roześmiałem się. – „Roześmiałem się” – sugeruję małą literę.

 

„Robota nie zając [myślnik bądź przecinek] nie ucieknie” – „Robota nie zając” posiada domyślne orzeczenie: jest. Wymaga oddzielenia od czasownika „uciekać”.

 

„(…) – gdyby nie ona [przecinek] ode mnie byś się tego nie dowiedział”.

 

„To jej w takich, niezręcznych sytuacjach przypadała rola pocieszycielki (…)” – przecinek zbędny.

 

„(…) kupiłem nowe wężyki, bo te, które były [myślnik bądź przecinek] sparciały [przecinek] i zostało mi tylko wszystko złożyć w całość, zarejestrować mojego mustanga i planować podróż życia”. – „Sparciały” to nie orzeczenie, ale przymiotnik. Więc sugeruję: „(…) kupiłem nowe wężyki, a te, które były sparciałe, wyrzuciłem, i zostało mi tylko (…)”.

 

„(…) zalewana sokiem jabłkowym, lub pomarańczowym” – „lub” jest spójnikiem niewymagającym przecinka.

 

„(…) lunch time zaczynał się koło południa” – nie mam stuprocentowej pewności, ale czy lunchtime nie pisze się łącznie?

 

„(…) prześcigali się we wszystkim [przecinek] co z żurnalu mód [przecinek] i kopiowali nawzajem”. – Żurnala. Swoją drogą pleonazm, bo każdy żurnal poświęcony jest modzie.

 

„(…) i [przecinek] suma summarum, wychodziły historie nie z tej ziemi”. – Summa summarum potraktowałaś jak wtrącenie, więc przecinki są wymagane z obu stron.

 

„(…) – Włazi we mnie z buciorami – Roześmiałem się”. – Dopowiedzenie narratorskie zacznij małą literą. Coraz częściej widzę ten błąd.

 

„Czyli teraz, kiedy skończyłeś studia [przecinek] to tylko czekać, kiedy ulotnisz się z firmy”.

 

„Na ten moment, już nie wiele mi brakuje (…)” – niewiele.

 

„Słyszałem w koło przeróżne informacje, ale żyłem dniem codziennym i marzeniami na przyszłość, ale faktu, że dwudziestego pierwszego grudnia Słońce ma nie zaświecić, nie brałem pod uwagę”. – Powtórzony spójnik w jednym zdaniu wypada słabo.

 

„Jedni w Ufo i kosmitów, inni w wampiry (…)” – UFO tudzież ufo.

 

„– Boisz się? – dopytałem, a jej oczy się zaszkliły.

– Każdy w coś wierzy. Jedni w Ufo i kosmitów, inni w wampiry, Szkoci w Kamień Przeznaczenia, a ty hm… mam nadzieję, że twoja wiara okaże się nieprawdą.

– Ale w telewizji mówią… – Nie mogła wydusić z siebie nic więcej”.

Pogubiłam się w tym dialogu. Pierwsza wypowiedź należy do Witka, druga do Magdy, trzecia więc znów powinna być Wiktorowa, ale po myślniku następuje dopowiedzenie narratorskie dotyczące Magi. To wprowadza zamęt, powinnaś przenieść je do nowego akapitu.

 

„Zero przygotowań i sprzątania [przecinek] tylko zabawa”.

 

„Donia obiecała przedstawić swojego, nowego faceta”. – Przecinek zbędny.

 

„– Macie wole [wolne] miejsce? – wysyczała zdenerwowana i nie czekając na odpowiedź,

usiadła na wolnym krześle”. – Zbędne wcięcie akapitowe.

 

„Odsapnąłem z ulgą, kiedy zatrzasnąłem za nią drzwi samochodu i pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to to, co ona zrobi w poniedziałek w pracy i jak na jej poczynania zareaguje Magi”. – Była to konkretna myśl, nie „jakaś”, więc „która”. http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/b-jaki-b-ktory;10624.html

 

„Losowaliśmy, kogo mamy obdarować [przecinek] i w poniedziałek dziewiętnastego szykowaliśmy małą imprezkę”.

 

„A Magi, która też już była w kurtce i biegła w moją stronę [przecinek] dodała (…)”.

 

Czasem zdarza ci się błędnie zapisywać dialogi. Nie wypisałam wszystkich potknięć, ale mam przykłady. Wydaje mi się, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że w dopowiedzeniu narratorskim wyrażenia, które odnoszą się stricte do wypowiedzianej kwestii (zaznaczają ją, podkreślają jej wydźwięk), zaczynamy małą literą. Wtedy też części dialogowej nie kończymy kropką. Twoje przykłady:

„– Jesteś motorem? Jeździsz? Teraz w zimie? – Strzelała pytaniami”.

„– Czyli masz mi dużo do opowiedzenia. – Rozchmurzyła się”.

„– I zapomniał na śmierć. – Zachichotała”.

„– Widzę, że musisz się napić – Roześmiałem się – ale najpierw coś wam pokaże”.

Wychodzę z założenia, że bohater mówi coś zabawnego, śmiejąc się, a niekoniecznie najpierw mówi, a potem dopiero (jakby miał spóźniony zapłon niczym diesel zimą) śmieje się sam z siebie. Mam rację?

 

„– Zwariowaliśmy – stwierdziła i wskazała plecak, jakby pytając, co ma z nim zrobić?” – znak zapytania na końcu zbędny.

 

„Dzień dwudziesty pierwszy grudnia nazwany dniem orgazmu obfitował w orgazmy, euforie i szczytowania” – obfitował w synonimy…

 

„Nie chciałem, by borykał się z dylematem [przecinek] czy jego imię bardziej pasuje do wolności, czy raczej brzmi jak ofiara”.

 

Nic więcej nie zwróciło mojej uwagi. To, co wypisałam, jest praktycznie niczym, bo tekst jest naprawdę długi. Aczkolwiek nie mogę dać maksymalnej noty, gdzieniegdzie brakło przecinków, kilka było też zbędnych, coś nie tak w dialogu… Punkty?

TECHNIKALIA: 3,5

 

– STYL (od 0 do 5)

„W wolnych chwilach szedłem nad rzekę za domem i układałem się wygodnie pod rozłożystą wierzbą nad nią rosnącą”. – Ostatnie dopowiedzenie logiczne. Bohater chodzi nad rzekę, układa się pod wierzbą. To gdzie ta wierzba miałaby rosnąć? W środku lasu? W górach skalistych?

 

„Sam nie wiem które, bo zamiast cyfr przy guzikach widniały nazwy. Wcisnąłem przycisk obok mnie interesującej i znalazłem się na odpowiednim poziomie”. – „przycisk obok mnie interesującej” brzmi strasznie kulawo. Zmień szyk.

 

Twój bohater to egocentryk. Ostatnio mam wrażenie, że znajduję podobne babole w coraz większej ilości tekstów pisanych narracją pierwszoosobową. Odbiera to naturalność, spójrz:

„Trochę też głupio się czułem ze względu na mój ubiór. Ostatnie dni grudnia ratowały sytuację, bo kurtka zasłaniała zwykłą bluzę i plecione z rzemyków bransoletki, którymi ozdabiałem swoje nadgarstki”. – Wiadomo, że mówi o swoim ubiorze (w końcu on sam głupio się czuł) i tak samo wiadomo, że chodzi o jego własne nadgarstki. Staraj się następnym razem unaturalnić narrację jeszcze bardziej, wyzbywając się niepotrzebnych zaimków.

Ale ta uwaga nie ima się tylko głównego bohatera. Chociażby taki przykład:

„No to mamy przechlapane, pomyślałem, a moja nowa znajoma wyznała mi swoje zdanie (…)” – skoro wyszeptała, to wiadomo, że swoje zdanie, a nie czyjeś, czyimiś innymi ustami. „Moja” też zbędne.

 

„Hm, pomyślałem, musi im świetnie się kręcić interes i jacy są wyrozumiali – odciążają pracowników”. – Znajdujemy się w głowie głównego bohatera. Nie musi myśleć, że pomyślał to i tamto. Niech konstruuje myśli od razu tak, jak o nich myśli. Do końca utrzymujesz podobną tendencję, na przykład:

„Dumałem, analizowałem, aż wreszcie, machnąłbym ręką, gdybym mógł, ale nie mogłem, więc tylko skwitowałem w myślach: „a chuj z nim”. Raz się żyje, a to są być może nasze ostatnie podrygi, toteż nie ma się czym przejmować”.

Swoją drogą „chuj z tym” brzmiałoby lepiej. Nie mam pojęcia, do czego odniosłaś „nim”.

 

„– Jak w komunie – skomentowała szeptem moja sąsiadka. (…)

– I społeczne – dodała moja towarzyszka. (…)

– Kierownictwo, ale tego nie mówi głośno. – Znów, swoją ripostę, szepnęła mi w ucho czarnulka”. – W miejscach nawiasów są wypowiedzi Przemysława Kota. Jest to typowy dialog jeden na jeden, więc kompletnie nie rozumiem zamysłu, w którym co wypowiedź bohater jakoś wymyślnie określa swoją towarzyszkę, aż zaczyna brakować mu synonimów. Gdy przeczytałam „czarnulka”, to aż ręce mi opadły. Wystarczyło raz „sąsiadka”, czytelnik sam sobie dopowie resztę.

 

„Kiedy szliśmy spacerkiem, dziewczyna zadała mi niedyskretne pytanie”. – O nie, nie i nie. Znają się już kilka dobrych miesięcy, a on ją określa dziewczyną? Nie imieniem, nie ksywą, nie zdrobniale, nie pieszczotliwie, tylko tak… sucho? Takie rzeczy w pierwszoosobówce przechodzą tylko na początku znajomości, a to i tak nie zawsze dobry pomysł. Ludzie tak nie myślą o znajomych i przyjaciołach. „Dziewczyna mojego życia”, „moja dziewczyna” – jak najbardziej, ale to chyba jeszcze nie ten etap opcia. Twoja wersja jest nienaturalna.

 

Styl masz lekki, przyjemnie się czytało. Zmęczyło mnie kilka drobnych powtórzeń:

„Przychodził wówczas i przybierał postać ciemnej plamy, jakby złożonej z drobnych punktów, taki bukiet plam, rój i groził mi palcem, powtarzając, bym wreszcie stał się mężczyzną”. – To była to jedna plama czy bukiet plam? Dwa te same określenie obok siebie nie robią dobrego wrażenia.

 

„Sam nie wiem, skąd się wzięła, ale wyglądała na, równie jak ja, niepasującą do wszystkich innych i chyba szukała bratniej duszy.

– Tak, na to wygląda, choć nie widzę siebie wśród nich wszystkich(…)”. – Powtórzenia: wyglądać i wszystkich.

 

„– Jak masz na imię? – spytałem w windzie. Chciałem wiedzieć, jak mam się do niej zwracać przy następnym spotkaniu”. – Jak masz, jak mam. To źle brzmi tak blisko siebie.

 

„Miała trawiasty smak i mimo cedzenia była mętna i mulasta, ale efekt był”. – Był, był.

 

„Nasze firmowe kobiety chyba umówiły się na szpilki i różowe złoto. Chyba trzymały je na tę okazję, bo wcześniej nie zwróciłem uwagi, żeby któraś pokazała się w nim w pracy”. – Powtórzone „chyba”.

 

Na szczęście było tego naprawdę niewiele.

Twoją mocniejszą stroną są opisy uczuć, naturalne i proste dialogi. Nie mam nic szczególnego do zarzucenia. Odwaliłaś kawał dobrej roboty, chociaż miałam wrażenie, że się ślimaczysz okropnie. W opisach ważną rolę odgrywają wszystkie zmysły i skupiasz się na nich, piszesz dość plastycznie. Nie wykorzystujesz przy tym zbyt wielu środków stylistycznych, tworzysz w sposób mocno uproszczony, a to jak najbardziej pasuje do wybranej przez ciebie pierwszoosobowej męskiej narracji.

STYL: 4

 

– FABUŁA I POMYSŁ (od 0 do 10)

„Pragnął, bym był jak on, bym szedł własną drogą (…)” – na pierwszy rzut oka to się wyklucza.

 

„– Ty też na to spotkanie? – spytała dziewczyna z włosami w kruczym kolorze postawionymi we wszystkie strony świata”. – Narratorem jest mężczyzna, a my (jak w narracji pierwszoosobowej wypada) jesteśmy w jego głowie. Dlaczego nie po prostu „czarny”? Kruczy kolor to wymuszony synonim; od razu sugeruje, że mężczyzna w jakiś wyraźniejszy sposób zainteresował się bohaterką. Gdyby była jedną z wielu, jej włosy byłyby zwyczajnie czarne. Nie udziwniaj, bo przesadzisz.

Dalej masz: „Sam nie wiem, skąd się wzięła”. – Bohaterka była duchem? No bo spójrz, główniak siedział w windzie już dłuższy czas i rozmyślał o swoim niedopasowaniu, a przegapiłby tak bardzo zwracającą uwagę, równie niedopasowaną, babeczkę? Coś mi tu śmierdzi naciąganiem.

 

„– Pewnie, że zrobimy – przytaknąłem. – Skoczymy tylko do Biedronki i będziemy grillować.

– Kocim skokiem – dodał Kuba, a my skwitowaliśmy jego słowa gromkim śmiechem”. – Być może się czepiam, ale ekipa trzyma ze sobą z dobre pół roku. Pewne żarty nadal są śmieszne nawet po dłuższym okresie, lecz żeby gromko śmiać się z czegoś, co powtarza się praktycznie codziennie? Moim zdaniem te reakcje masz czasami grubo przesadzone.

 

„– Nie rozumiem cię, mów jaśniej – żachnęła się Magda”. – To było wysoce niestosowne z jej strony. Witek mówi o swojej przyszłości i trudnym dzieciństwie, a ona się oburza? (Żachnąć się – gwałtownym ruchem wyrazić oburzenie, sprzeciw bądź zniecierpliwienie).

 

„Sebastian wyglądał przy nich jak książę wśród… no, może bym przesadził, nazywając ich żebrakami, ale jak wśród plebsu”. – Wcześniej pisałaś, że wszyscy zaczęli dobrze się ubierać, wypłaty poszły na ubrania z drogimi metkami. Można nie mieć gustu, ale drogie ciuchy wiele potrafią zatuszować. Wątpię, by plebs był odpowiednim określeniem dla pracowników korpo.

 

Przy dziewiątym przykazaniu odrobinę się zniesmaczyłam… znowu impreza? Tak, jest Noc świętego Andrzeja. I naprawdę jestem w stanie sobie to wyobrazić, bo przecież tym również żyją szczury w korpo – integracją – ale wystarczył na to już jeden czy dwa przykłady, które znalazły się wcześniej. Jak gdybyś marnowała potencjał i monotonnie trzymała się tylko kilku motywów pracy w korporacji. A przecież na pewno znalazłoby się dużo więcej możliwości na stworzenie sceny.

Doceniam przeprowadzony research – trzydziesty listopada w dwutysięcznym dwunastym naprawdę wypadał w piątek.

 

Scena z firmową „gwiazdką” wydaje mi się strasznie naciągana. Niby dlaczego nie można było zawiadomić wcześniej pracodawców o imprezie? Mogli też być zaproszeni. Albo faktycznie zrobić gwiazdkę po pracy, skoro wszyscy w firmie mieli świadomość, że szefostwo jest nieustępliwe i sztywne? Przecież nie znają się od dziś, pracują już tak prawie rok. Albo pracownicy wyszli na zwyczajnie głupich i na tę jedną scenę nagle im coś rozum odebrało, albo wkradł się imperatyw.

 

Witek naprawdę nie wiedział, co oznacza „motherfucker”? XXI wiek, student, pracownik korpo słuchający Rage Against The Machine? Coś mi się nie wydaje…

 

Podsumowując i już nie korzystając z cytatów:

Jeżeli chodzi o bohaterów – Witek, Magda, Kuba, Kaśka, Dominika, święta Kamila, Łukasz i ten skurwysyn Sebastian – tych zapamiętałam najlepiej, każdy ma od początku swój własny charakter i spójnie kreujesz ich aż do końca. Och, oczywiście nie są to głębokie, wielopoziomowe sylwetki psychologiczne, ale to miniatura na kilkadziesiąt tysięcy znaków, a takie postacie, ich ilość i jakość ich stylizacji mi absolutnie wystarcza. Wyszli naprawdę realistycznie i za nich ci dziękuję.

 

Z jednej strony jednak opisujesz tłum korpo, co chwilę zaznaczasz te drogie zegarki, świetny ubiór i dbałość o detale, a potem gdzieś to na chwilę zanika, by znowu się pojawić na stanowiskach pracy. Nie wiem, czy opisywałaś w pracy ogólny tłum, a potem skupiałaś się na tych „normalnych” znajomych jednej ekipy, poza pracą, czy raczej chciałaś przedstawić, że w korpo (poza Magdą i Witkiem) ścigają się wszyscy, a po pracy ci sami zmieniają się jak za dotknięciem magicznej różdżki. To moje pytanie na dziś.

Podobają mi się wtrącone refleksje, najczęściej przedstawione za pomocą dialogu Magdy i Witka. W ogóle pomysł i przedstawiony rozwój bohatera bardzo mi się spodobał, ale jakoś za mało mi było Victora w Wiktorze. Za rzadko się odzywał, czasem jakbyś zapominała o nim na rzecz czegoś innego. Przedstawiasz sceny z życia Wiktora, a Victor pojawia się jak na lekarstwo. Jest go tak mało, że czasem ciężko mi w niego uwierzyć i zaczynam zastanawiać się, czy Wiktor czasem zwyczajnie nie przesadza.

 

Nie podobał mi się początek. Jest to dla mnie nie bardzo smaczna ekspozycja – przekomarzania Victora z Wiktorem opisałaś za pomocą ogólników, streszczeń przeszłości, a chyba wolałabym scenę, która pokazuje ten spór. Dokumentuje i go, i tę walkę, o której później wspomina Wiktor. Dalej na przestrzeni tekstu, Witek wraca myślami (i w rozmowie z Magdą) do motywu Victora, ale my nie dostaliśmy na niego żadnego dowodu. Umyka gdzieś, robi się trochę sztuczny.

Natomiast podobały mi się odniesienia do religii i wspomnienia pokazane w bardzo naturalnej narracji. Również motyw wierzby jako miejsca, do którego się wraca – miodzio.

 

Korpo w korpo było dużo, ale trochę mnie ten temat zmęczył, niczym nie zaskoczył. Ubarwiłaś go też nieco – jak zauważył ktoś w komentarzach. Od samego początku czułam, że Wiktor dobrze skończy, miałam przeczucie, że nie wyniknie żadna tragedia, całość będzie raczej spokojna – na to wszystko wskazywała mocno ślamazarna, ale szczegółowa w opisy narracja.

 

Spodziewałam się czegoś bardziej mocnego, charakternego. Może jednej postaci dalszoplanowej, której się powinęła noga (święta Kamila nadałaby się całkiem nieźle)? Chociaż jednego elementu, który sprawiłby, że bardziej wciągnęłabym się ten świat, a nie tylko przeczytała o nim i… tyle. Poznałam czyjąś historię, prostą, wzruszającą. To nie jest złe, tylko każdej historii przyda się jakiś punkt kulminacyjny. A ja się waham, czy tutaj było to zaproszenie Dominiki, czy raczej rzucenie pomysłu z Paryżem… To opowiadanie to takie trochę ciepłe kluchy bez puenty, która porusza temat. Jakby korpo spadło na dalszy plan.

 

Zdecydowanie zaczęło się lepiej, niż skończyło. Ot, student, którego charakter rozwija się na przestrzeni całej historii, zaczyna pracę w korporacji. Od samego początku nie traktuje jej jakoś wybitnie, bo wie, że to tylko dla studiów (swoją drogą on w ogóle studiował? Bo nie zauważyłam nawet… Suchy wątek), więc i tak samo czytelnik zaczyna traktować korpo – z przymrużeniem oka. Nie o to chodziło w temacie. Wolałabym więcej różnorakich scen właśnie związanych z samą pracą, ty odskoczyłaś od tematu głównego i skupiłaś się na dodatkowym, ale jednolicie – jak pisałam o tych imprezach – nie bardzo mnie to pochłonęło i zachęciło, a już na pewno nie zaskoczyło.

 

Sama nie bardzo wiem, co myśleć o tym tekście. Kilka razy odeszłam od komputera, na chwilę musiałam zająć się czymś innym, odsapnąć. Nie pochłonęło mnie, a to zwykle największy wyznacznik. Da się machnąć ręką na interpunkcję, gdy historia porywa, a w tym przypadku jest dokładnie odwrotnie. Spędziłam trochę czasu przed komputerem, bo musiałam ocenić twoją pracę, ale sama od siebie raczej bym do niej nigdy nie wróciła. Gdybyś kiedyś chciała opisać innym zlepkiem scen dalsze lub wcześniejsze losy Wiktora, to raczej już bym nie wpadła. Muszę jednak oddzielić grubą linią moje gusta i guściki od faktycznego wykorzystania pomysłu i zrealizowania tematu. A to ci się nawet jakoś udało. Trochę na pół gwizdka, ale jednak.

FABUŁA I POMYSŁ: 6,5/10

 

PODSUMOWANIE (od 1 do 3)

Przede wszystkim nie zmieściłaś się w limicie. W tej bitwie zakres wynosił 8000-50000 ze spacjami włącznie, natomiast ty poleciałaś odrobinę za mocno – lekko ponad 64 tysiące. Już samo to sprawia, że nie mogę wlepić ci tu maksimum, dotarły do mnie również informację, że nie pierwszy raz ten limit przekraczasz. I tylko za to minus dwa. Doceniam jednak długość i czas, który poświęciłaś tej historii. Od razu widać, że przyłożyłaś się do swojej pracy i to jest piękne.

Spodziewałam się czegoś bardziej oryginalnego, a dostałam niby korpo, ale właściwie to bardziej sielankę. I świetnego, naprawdę wartościowego bohatera ze zmarnowanym potencjałem swojego alter ego – takie mam wrażenie. Aczkolwiek imponuje mi twoja poprawność i lekkość narracyjna, która sprawia, że tekst przyswaja się naprawdę przyjemnie.

PODSUMOWANIE: 1

 

RAZEM: 15/23 (65%)

 

 

Bitwa literacka 14: Korposzczuriada – Dziesięć Przykazań

Autorka: Ellie Victoriano

 

– TECHNIKALIA (od 0 do 5)

„(…)ukrywając tajemnicę mieszkańców”– jedną i tą samą, hmm?

 

„Mężczyzna szedł ulicami i mijał liczne billboardy z jego twarzą oraz nazwą firmy”. – Ze swoją twarzą.

 

„Adrian przeszedł obok niej i szybko skierował w stronę windy” – Skierował się.

 

„— Przepraszam za… — zaczęła, ale przerwała, gdy zobaczyła rozmówcy. — O, to ty”. – Rozmówcę (chociaż właściwie słowem się facet jeszcze nie zdążył odezwać…).

 

„Zegar wskazywał godzinę ósmą, więc powinien być w firmie od co najmniej godziny”. – Biedny, spóźniony zegar.

 

„— Dzięki, ale teraz muszę już iść. — Honorata wykorzystała fakt, że winda stanęła — dziewczyna zgrabnie wyplątała się z uścisku mężczyzny. — Do zobaczenia wieczorem. — Nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem”. – W takich chwilach warto przemyśleć wykorzystanie obu form myślnika. Poprawnie wykorzystałaś pauzy i nie mam zamiaru za to obcinać żadnych punkcików, ale mam małą sugestię. Co powiesz na używanie pauzy (—) w dialogach, a w pozostałych przypadkach półpauzy (–) [Alt+0150]? Wtedy tekst staje się jeszcze bardziej estetyczny, spójrz:

„— Dzięki, ale teraz muszę już iść. — Honorata wykorzystała fakt, że winda stanęła – dziewczyna zgrabnie wyplątała się z uścisku mężczyzny”. – Łatwiej rozróżnić, co jest dialogiem, a co dalszą narracją, w której oddzielono myślnikiem dopowiedzenie.

„Szklana ściana biura wpuszczała nikłe, przenikające się przez mgłę, światło padające na Dziesięć Przykazań wiszących na ścianie”. – Zbędne „się” oraz równie zbędny drugi przecinek. Poza tym długie to zdanie jakieś. Mogłaś śmiało podzielić na dwa.

 

„(…) kryjąc się za nikotynowym dymem jak miasto tamtego poranka”. – Ktoś podpalił hurtownię papierosów… Niedobrze.

 

„Miał ochotę zamordować samego Boga w akcie zemsty za zniewagę. Ręce mu świerzbiły, domagając się uchwycenia ostrego narzędzia i zatopienia w bożym ciele (…)” – dlaczego „Bóg” piszesz wielką, a „boże ciało” – małą? Obydwie formy, jeżeli mowa o bogu chrześcijańskim, powinny zapisane być wielkimi literami.

+ Ręce świerzbią kogoś (go), a nie komuś.

 

„Co dzieje się z resztą pieniędzmi?” – pieniędzy.

 

„Podszedł do niej jeszcze bliżej, a Honorata ponownie cofnęła, niemal zderzając się ze ścianą”. – Co cofnęła? Się cofnęła. Swoją drogą chyba lubisz unikać tych zaimków zwrotnych. Zrobiły ci kiedyś jakąś krzywdę?

 

„(…) zapytał i odchylił ozdobny szaliczek wokół jej szyi”. – Wychodzi na to, że szaliczek odchylił wokół jej szyi… chyba nie o to ci chodziło? Raczej ten szaliczek był już tam zawiązany wcześniej.

 

„Westchnął i ponownie zasiadł w fotelu i spojrzał na wiszące na ścianie przykazania”. – Brak przecinka przed zdublowanym spójnikiem.

 

To by było na tyle. Nie za dużo, ale tekst też nie grzeszy długością. Dodatkowo niektóre babole były strasznie banalne. Wiem, że zawsze coś umyka, ale bez przesady.

TECHNIKALIA: 3

 

– STYL (od 0 do 5)

„Cisza została przerwana przez jego nieregularny oddech”. – Sugeruję unikać mimo wszystko strony biernej, gdy po niej od razu następuje krzyk głównego bohatera i czuć akcję. Zwykłe: „Jego nieregularny oddech przerwał ciszę” też brzmi całkiem spoko, nawet naturalniej, i na jedno zdanie nie musisz zmieniać podmiotu, kiedy kontynuujesz w następnych wypowiedziach.

 

„Pozbyć się największej przeszkody na drodze ku celowi”. – I po co tak kombinować? To nie brzmi po polsku… Na drodze do celu.

 

„Miał ochotę zamordować samego Boga w akcie zemsty za zniewagę. Ręce mu świerzbiły, domagając się uchwycenia ostrego narzędzia i zatopienia w bożym ciele (…)” – pierwsze zdanie wydaje się być ekspozycją. Skoro miał ochotę zamordować, to samo uchwycenie narzędzia już daje na to dowód. Nie dopowiadaj za dużo czytelnikom, bo psujesz zabawę.

 

Lubisz czasem przekombinować, ale generalnie czyta się ciebie lekuśko. Wprost, bez owijania w bawełnę – bez ozdobników i pierdółek, żadnych problemów z wystylizowaniem bohaterów… Przyjemnie, całkiem poprawnie.

Lecz mam też jedno „ale”: za szybko i za sprawnie (to właściwie dwa „ale”, przepraszam za niezgodność). Nawet sobie niczego nie wypunktowałam, żadnego cytatu nie uchwyciłam, bo kompletnie nie zdążyłam się wczuć przez tempo narracji. Nim się obejrzałam, to już się skończyło. Wiem, że „Korposzczuriada” kojarzy się głównie z wyścigiem, ale tutaj popadłaś chyba w niezdrowy przesadyzm. Oszczędziłaś słów i to ostro, parłaś w przód jak na złamanie karku, nie pozwalając mi się wczuć. Nie rozwinęłaś takim sposobem żadnego napięcia, nie stworzyłaś nastroju (jakkolwiek to brzmi – tak, akcji też towarzyszyć powinien jakiś nastrój). Gdzie jakiś punkt kulminacyjny, gdzie droga do niego? Jakbyś pisała bez planu, jednym ciągiem wylała wszystko, sprawdziła błędy i kliknęła z marszu: „dodaj opowiadanie”.

STYL: 3,5

 

– FABUŁA I POMYSŁ (od 0 do 10)

„Zamiast tego wziął z biurka spinacz i cisnął w stronę Dziesięciu Przykazań. (…) Szkło ramki pękło z głośnym brzękiem”. – Zszywacz. Spinacz co najwyżej zrobiły ryskę na szkle, a i to jest wątpliwe.

 

„Po raz kolejny odpowiedziała mu cisza, która powoli zamieniała się w nienawiść”. – Nope. To nie cisza zmieniała się w nienawiść. Cisza panowała wciąż i przez to Adrian zaczynał czuć nienawiść. Nienawiść to uczucie, a cisza – brak dźwięku.

 

Nie potrafię oprzeć się porównaniu do Wielkiej Improwizacji Konrada z trzeciej części Dziadów. Kondzio prowadził monolog dłużej, ale skończył podobnie. Wrzeszczał: „Odezwij się!!!” i „Ja wydam Tobie krwawszą bitwę niźli Szatan!”, a odpowiadała mu cisza, co Konrada napędzało jeszcze bardziej, wzmagało jego agresję. U ciebie podobnie: „Nie ignoruj mnie!” przeciwko takiej samej ciszy. Inspirowałaś się czy to zbieg okoliczności?

Trafiłaś w moje gusta, gdyż uwielbiam monolog Kondzia, praktycznie na pamięć znam dwieście osiemdziesiąt wersów z niego wyciętych, ale nie tylko o gustach tu rozmawiamy. Podoba mi się, jak ubrałaś ten motyw wyzwania Boga na pojedynek w temat „Korposzczuriady”. Odświeżyłaś mi go, pokazałaś z nowej perspektywy. Pasuje jak ulał, brawo.

 

Wszystko byłoby pięknie i przyjęłabym do wiadomości taką wersję wydarzeń, ale Adrian zachowuje się irracjonalnie. Za szybko się wścieka (poniekąd ma na to wpływ to, o czym pisałam w poprzednim punkcie), mogłabyś przynajmniej stworzyć scenę, w której wcześniej wciąga kreskę albo dwie, szprycuje się jakimś dopalaczem. Ludzie o ósmej rano, przed kawą, nie wyklinają do tabliczki, którą mijają w gabinecie codziennie. Serio, mam wrażenie, że dałaś dojść do głosu imperatywowi:

http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2015/03/imperatyw-nie-dla-bo-tak.html

Bardzo musiałaś się spieszyć. Zwyczajnie nie widzę sensu dla takiego rozwoju wydarzeń. Adrian wrzeszczy na Boga, bo co? Bo dziewczyna odmówiła mu w pracy? To jakoś mnie nie przekonuje, naprawdę. Chyba że to jakiś pieprzony rytuał, który odprawia co poranek, ale warto byłoby gdzieś o tym wspomnieć, bo inaczej to nie brzmi realistycznie. Konrad w Dziadach prowadził narastający z wersu na wers monolog z Bogiem i wściekał się coraz bardziej, ale trwało to prawie dziesięć stron. U ciebie nie ma wzburzenia, emocje nie fermentują.

Mam braki, jeżeli chodzi o rozwój postaci i motywy jego działania, a to ważne nawet w miniaturkach. Poza tym aby wyjść z takiego szału i się uspokoić, gdy krzyczysz do tabliczki, raczej jeden papieros ci nie styknie. Jakby Adrian wszedł za mocno w jakąś fazę i nagle miał zwykłe zejście, zajął się oglądaniem miasta już na spokojnie, nawet niczego nie mamrocząc pod nosem. Intrygująco mocny ten ostatni papieros.

 

„— Pojęcia nie mam! — kobieta również uniosła głos. — Honorata…

— Ona?!

— Tak, to ona zajmuje się sprawami finansowymi firmy (…)” – to prezes nie wie takich rzeczy? Nie wie, czym zajmuje się jego kobieta w jego własnej firmie? Wiem, że chciałaś ukazać fakt, że prezes może sobie pozwolić na „miecie” wszystkiego w dupie, ale to chyba też lekko przesadzony obraz.

 

Fabuła, pomysł, zarys historii bardzo mnie wciągnął. Podoba mi się, że wykorzystałaś temat główny, jak i uwzględniłaś dość mocno ten poboczny – dostałam poniekąd wszystko, czego oczekiwałam po „Korposzczuriadzie”, ale jednocześnie za mało to wszystko rozbudowałaś. Rozumiem, że publikowałaś na ostatnią chwilę, lecz gdybyś dołożyła chociaż kilka akapitów – wyszłoby to na dobre. Mam wrażenie, że nie dopieściłaś tego dzieciątka. Nie wydoiłaś krowy do końca. Jakbyś już na gwałt chciała jak najszybciej skończyć, używając możliwie jak najmniejszej ilości słów. A przez to nie potrafię przejść obojętnie obok tego upierdliwego imperatywu. Wielu elementów fabuły nie jestem w stanie sobie dopowiedzieć, niestety. Póki czegoś nie napiszesz – tego najzwyczajniej w świecie nie ma.

 

Nie chcę interpretować, nie chcę spoilerować ani streszczać; obie dobrze wiemy, o czym napisałaś. Miej świadomość, że za sam pomysł i końcowe zdanie kłaniam ci się w pas. Jednak brakło mi rozwoju sytuacji, napięcia. Bardzo chciałabym gdzieś wziąć oddech, by potem ze zdwojoną mocą uderzyła mnie ta rozpędzona ambicja Adriana. Właściwie to nawet spodziewałam się, że dostanę srogi wpieprz mentalny, a to był tylko taki policzek…

FABUŁA I POMYSŁ: 7

 

PODSUMOWANIE (od 1 do 3)

Nie zaimponowałaś długością – ledwo, ledwo zmieściłaś się w progu, ale nie widzę w tej historii żadnej możliwości dla lania wody, faszerowanie kolejnymi scenami byłoby też przeciąganiem tematu i oddalaniem od najważniejszego wątku. Historia jednego bohatera, jednej sceny, jednego miejsca akcji. Spodobała mi się. Za szybko jednak nastąpił punkt kulminacyjny, nie miałam szans wczuć się, bo za szybko narosło napięcie (Bór Najzieleńszy wie czemu), a zanim się obejrzałam – tekst się skończył.

W temat trafiłaś, w temat dodatkowy również.

Tyle dziś ode mnie. Przepraszam, że tak niewiele, ale nie mam czego więcej wypocić, bo i sama historia nie była przesadnie rozwinięta.

PODSUMOWANIE: 2

 

RAZEM: 15,5 (67%)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Ellie Victoriano 03.12.2016
    Ten uczuć, kiedy piszesz komentarz i otworzysz podany link w tej samej karcie... </3
    Co do pauz i półpauz - jakoś mi nie pasuje ;-; Poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń i dziękuję za wytknięcie facepalmowych baboli (teraz boli mnie i czoło, i ręka przez te banalne błędy...) :D
    "Dziady"? Czytałam tylko to z duchami, resztę nawet nie w całości, nawet nic już z tej lektury nie pamiętam ;-; Więc wszelkie podobieństwa przypadkowe, pisane raczej pod temat dodatkowy.
    Dziękuję pięknie za ocenę! Widać, że się natrudziłaś, dałaś mi też wskazówki, by kolejna bitwa poszła mi lepiej! Naprawdę jestem bardzo wdzięczna, bo właśnie taka krytyka pozwala mi stać się lepszą w tym, co lubię robić. No i moje serduszko się raduje, że podobało Ci się chociaż trochę :3
    Tak więc dziękuję raz jeszcze ♥
  • Skoiastel 03.12.2016
    Nie dziękuj <3 cieszę się, że mogłam pomóc. I szok, że nie inspirowałaś się dziadami, bo naprawdę powiązanie jest dość mocno odczuwalne :D
  • KarolaKorman 03.12.2016
    ,, co z żurnalu mód [przecinek] i kopiowali nawzajem”. – Żurnala. '' - forma użyta przeze mnie czyli żurnalu jest poprawna

    ,, suma summarum, wychodziły historie nie z tej ziemi”. – Summa summarum '' - określenie: suma summarum jest slangiem, a cała narracja zawiera tego typu wyrazy i nie powinien ten być wytknięty jako błąd

    ,,„(…) – Włazi we mnie z buciorami – Roześmiałem się”. – Dopowiedzenie narratorskie zacznij małą literą. Coraz częściej widzę ten błąd.
    '' - odpowiadam tutaj przytaczając zapis z forum Opowi: http://www.opowi.pl/forum/poradnik-zapis-dialogow-w250/
    ,, KarolaKorman 10 miesięcy temu
    Skoro już tu weszłam, zapytam.
    Jak traktuje się: uśmiechnął, roześmiał, parsknął śmiechem. Czy to też należy do czynności związanych z mówieniem i zapisujemy je w dialogu z małej litery?

    Czekam na odpowiedź :)

    Slugalegionu 10 miesięcy temu
    Wielką, nie wiem czemu, ale wielką.

    KarolaKorman 10 miesięcy temu
    Tak się domyślałam szczerze mówiąc, bo chyba traktuje się radość jako: coś uczynił. Czyli zrobił głupią minę albo wykrzywił usta w grymasie, ale nie będąc pewną, unikałam takiego zapisu w dialagach jak ognia :)

    Dzięki wielkie :)

    Slugalegionu 10 miesięcy temu
    Nie ma sprawy, od tego jest Opowi. :)'' - od tej pory już nie unikam, ale okazuje się, że odpowiedź na moje pytanie była błędna :(

    ,,„Odsapnąłem z ulgą, kiedy zatrzasnąłem za nią drzwi samochodu i pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to to, co ona zrobi w poniedziałek w pracy i jak na jej poczynania zareaguje Magi”. – Była to konkretna myśl, nie „jakaś”, więc „która”. http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/b-jaki-b-ktory;10624.html'' - tutaj nie przekonuje mnie inna forma. Taka myśl - jaka myśl

    ,,„– Widzę, że musisz się napić – Roześmiałem się – ale najpierw coś wam pokaże”.
    Wychodzę z założenia, że bohater mówi coś zabawnego, śmiejąc się, a niekoniecznie najpierw mówi, a potem dopiero (jakby miał spóźniony zapłon niczym diesel zimą) śmieje się sam z siebie. Mam rację?'' - tutaj bohater śmiał się z faktu, że Kuba twierdził iż po alkoholu przestaje się jąkać, ale zanim by to uczynili chciał im jeszcze coś pokazać. Może zapis jest niejasny, ale taki był mój zamiar :)

    ,,„Dumałem, analizowałem, aż wreszcie, machnąłbym ręką, gdybym mógł, ale nie mogłem, więc tylko skwitowałem w myślach: „a chuj z nim”. Raz się żyje, a to są być może nasze ostatnie podrygi, toteż nie ma się czym przejmować”.
    Swoją drogą „chuj z tym” brzmiałoby lepiej. Nie mam pojęcia, do czego odniosłaś „nim”.'' - wyjaśniam: Wspomniałem pana Kota i wczorajszą sytuację. - dlatego ,,z nim"

    ,, Znajdujemy się w głowie głównego bohatera. Nie musi myśleć, że pomyślał to i tamto. Niech konstruuje myśli od razu tak, jak o nich myśli.'' - ja traktuje narrację jak opowieść nie jak myśli bohatera dlatego opowiadając nam tę historię mówi: pomyślałem, dumałem.

    ,, Kruczy kolor to wymuszony synonim; od razu sugeruje, że mężczyzna w jakiś wyraźniejszy sposób zainteresował się bohaterką. Gdyby była jedną z wielu, jej włosy byłyby zwyczajnie czarne. Nie udziwniaj, bo przesadzisz.'' - tu celowo napisałam ,,w kruczym'', ponieważ bohater jest malarzem i czernie, które widzi mają różne odcienie - czarny nie jest tylko czarnym

    ,,Dalej masz: „Sam nie wiem, skąd się wzięła”. – Bohaterka była duchem? No bo spójrz, główniak siedział w windzie już dłuższy czas i rozmyślał o swoim niedopasowaniu, a przegapiłby tak bardzo zwracającą uwagę, równie niedopasowaną, babeczkę? Coś mi tu śmierdzi naciąganiem.'' - Odpowiadam: Korytarz był pełny młodych,... i dalej: Stanąłem gdzieś w kącie, nigdy nie przepadałem za tłumami. - on nie był już w windzie, kiedy Magi do niego podeszła :)

    ,,„– Nie rozumiem cię, mów jaśniej – żachnęła się Magda”. – To było wysoce niestosowne z jej strony. Witek mówi o swojej przyszłości i trudnym dzieciństwie, a ona się oburza? (Żachnąć się – gwałtownym ruchem wyrazić oburzenie, sprzeciw bądź zniecierpliwienie). - tu właśnie chciałam podkreślić jej zniecierpliwienie i bark konkretów, co wspólnego mają wszystkie przytoczone wywody Wiktora.

    Tu zakończę i wrócę z resztą, bo obawiam się, że wygaśnie mi komputer i nie wyślę, a muszę wyjść :)
  • Skoiastel 03.12.2016
    1. Żurnal – ło faktycznie, PWN dopuszcza. Szukałam definicji jako modowego czasopisma i tam była tylko jedna odmiana, ale nie potwierdziłam jej. Zwracam honor.

    2. Summa summarum nie jest slangiem. To normalne wyrażenie, ale ty wykorzystałaś je jako wtrącenie, więc wymaga przecinka z dwóch stron.

    3. Dialogi – http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2015/03/dialogi.html – te na pewno są poprawne.

    4. Była to konkretna myśl (o robocie w poniedziałek), więc nadal "która".

    5. Roześmiać się. – Nie ważne, musi być małą, póki przed myślnikiem nie ma kropki. Sugeruję:
    – Widzę, że musisz się napić – roześmiałem się – ale najpierw coś wam pokaże
    albo
    – Widzę, że musisz się napić. – Roześmiałem się. – Ale najpierw coś wam pokaże
    albo
    – Widzę, że musisz się napić – roześmiałem się. – Ale najpierw coś wam pokaże

    6. Kot – gdzieś to ginie w tekście.

    7. Myśli – okej, przyjmuję.

    8. Włosy – Okej, to brzmi trochę nienaturalnie, to musi być wybitny, oddany pasji malarz. Dalej w tekście tego nie czuć jakoś wybitnie. Ale od biedy niech będzie.

    9. Korytarz – to mi umknęło, przepraszam.

    10. Żachnąć – nie pasowało mi to do Magi, "żachnąć" jest mocno pretensjonalne i niekulturalne, a on opowiadał o swoim dzieciństwie. Wysubtelniłabym to zniecierpliwienie, ale to ja ;)


    Czekam na dalszy ciąg :)
  • KarolaKorman 03.12.2016
    ,,„Sebastian wyglądał przy nich jak książę wśród… no, może bym przesadził, nazywając ich żebrakami, ale jak wśród plebsu”. – Wcześniej pisałaś, że wszyscy zaczęli dobrze się ubierać, wypłaty poszły na ubrania z drogimi metkami. Można nie mieć gustu, ale drogie ciuchy wiele potrafią zatuszować. Wątpię, by plebs był odpowiednim określeniem dla pracowników korpo.'' - tu nie chodzi o ubiór :), a raczej o posturę, o całokształt aparycji i cytuję: Koledzy próbowali mu dorównywać, ale jak mówią: „ładnemu we wszystkim ładnie”, a pokrace nie do końca.

    ,,Przy dziewiątym przykazaniu odrobinę się zniesmaczyłam… znowu impreza? Tak, jest Noc świętego Andrzeja. I naprawdę jestem w stanie sobie to wyobrazić, bo przecież tym również żyją szczury w korpo – integracją – ale wystarczył na to już jeden czy dwa przykłady, które znalazły się wcześniej. Jak gdybyś marnowała potencjał i monotonnie trzymała się tylko kilku motywów pracy w korporacji. A przecież na pewno znalazłoby się dużo więcej możliwości na stworzenie sceny.'' - i tutaj jestem innego zdania. Na tej imprezie dogłębniej poznajemy bohaterów, to właśnie tutaj najbardziej widać, jacy są naprawdę. Minął długi czas kamuflażu, są większe pieniądze i ich postacie się ,,obnażają''. Wiktor obserwuje ich prostotę myślenia, pieniądz przekształcony w lepszy ciuch, ale przy tym zero inicjatywy własnej, są powtarzalni, niemal tacy sami. Nie dostrzega w nich nic wyjątkowego.

    ,,Doceniam przeprowadzony research – trzydziesty listopada w dwutysięcznym dwunastym naprawdę wypadał w piątek.'' - w opowiadaniu wszystkie daty, dni, godziny, kilometry są zgodne z rzeczywistością.

    ,,Scena z firmową „gwiazdką” wydaje mi się strasznie naciągana. Niby dlaczego nie można było zawiadomić wcześniej pracodawców o imprezie? Mogli też być zaproszeni. Albo faktycznie zrobić gwiazdkę po pracy, skoro wszyscy w firmie mieli świadomość, że szefostwo jest nieustępliwe i sztywne? Przecież nie znają się od dziś, pracują już tak prawie rok. Albo pracownicy wyszli na zwyczajnie głupich i na tę jedną scenę nagle im coś rozum odebrało, albo wkradł się imperatyw.'' - wspominałam wcześniej, że chwilowe konsternacje szybko wracały do normy, a normą było totalne rozluźnienie, w którym większość zapomniała, że komuś podlegają, że ktoś trzyma nad nimi rękę. To celowy zabieg, żeby mocniej podkreślić słowa przytaczanej piosenki, którą Victor wrzeszczał Wiktorowi do ucha. Zostając po takiej scenie w pracy, Wiktor udowodniłby sobie swoje podporządkowanie systemowi. On jednak, właśnie wtedy, pozwolił wejść Victorowi do swojego wnętrza i zająć należne mu miejsce.

    ,,Witek naprawdę nie wiedział, co oznacza „motherfucker”? XXI wiek, student, pracownik korpo słuchający Rage Against The Machine? Coś mi się nie wydaje…'' - tu dobrze zna bohater znaczenie słowa, ale chce usłyszeć go ponownie dla pewności, podkręcenia sytuacji, dla kolejnego wybuchu śmiechu. Napisałam to też dlatego, że nie wszyscy, którzy czytają tekst muszą akurat znać owe słowo. Nie wszyscy, a stawiałabym, że większość, nie fatyguje się nigdy, by przywołać wspominany utwór, a tym bardziej jego tłumaczenie i zastanawiać się nad sensem. To doświadczenie z poprzednich Bitw :)

    ,, (swoją drogą on w ogóle studiował? Bo nie zauważyłam nawet… Suchy wątek)'' - bohater był osobą, która nie lubiła o sobie mówić jeżeli nie musiała. Co do jego twórczości - nie jest pewien czy komuś jego dzieła będą się podobać. Chowa je w wersalce, pod łóżkiem i nie chce nikomu tłumaczyć, co przedstawiają i dlaczego właśnie tak sobie to wyobraża, nie był na to gotowy.

    ,,... tak samo czytelnik zaczyna traktować korpo – z przymrużeniem oka. Nie o to chodziło w temacie. '' - ,,Macie pole do prowokacji, literackiego pocisku, do wyzwolenia w was krytycznego myślenia odnośnie rzeczywistości, w której żyjemy. A jak połączycie te tematy?

    Nie mam bladego pojęcia - ale ja to będę...

    Czytał.'' - to słowa Arysto - ja połączyłam to właśnie tak :)

    ,,Sama nie bardzo wiem, co myśleć o tym tekście. Kilka razy odeszłam od komputera, na chwilę musiałam zająć się czymś innym, odsapnąć. Nie pochłonęło mnie, a to zwykle największy wyznacznik. Da się machnąć ręką na interpunkcję, gdy historia porywa, a w tym przypadku jest dokładnie odwrotnie. Spędziłam trochę czasu przed komputerem, bo musiałam ocenić twoją pracę, ale sama od siebie raczej bym do niej nigdy nie wróciła. Gdybyś kiedyś chciała opisać innym zlepkiem scen dalsze lub wcześniejsze losy Wiktora, to raczej już bym nie wpadła. Muszę jednak oddzielić grubą linią moje gusta i guściki od faktycznego wykorzystania pomysłu i zrealizowania tematu. A to ci się nawet jakoś udało. Trochę na pół gwizdka, ale jednak.'' - tu jestem zobowiązana podziękować za szczerość i przeprosić za tak chaotyczne pisanie. Nie chciałam nikogo zanudzić :)

    ,,Spodziewałam się czegoś bardziej oryginalnego, a dostałam niby korpo, ale właściwie to bardziej sielankę.'' - bohater opowiada o korpo z perspektywy czasu, to tylko jego wspomnienia nie teraźniejszość - tu ucieka tym samym wiele szczegółów, które być może mu umknęły, a może wcale nigdy nie zainteresowały na tyle, żeby przechowywać je w pamięci.
    Wiktor opowiada o nowo stworzonym zespole, o ludziach z ulicy, którzy równocześnie zaczynają pracę, jadą - przysłowiowo - na jednym wózku. Nie ma wśród nich, na starcie, lepszych i gorszych. To nie opowieść o dyrektorach czy ludziach z wyższej pułki społecznej, ale o przeciętniakach, którzy zaczęli zarabiać większe pieniądze. On swoimi wywodami o ich wyglądzie, ubiorze czasem zachowaniu pokazuje czytelnikowi jacy tak na prawdę są płytcy i próżni, choć im samym się wydaje, że jest zupełnie odwrotnie.
    Magda w tym opowiadaniu wykazuje również zainteresowanie czymś więcej niż pieniądz. Boi się końca świata - fakt 2012.

    I jeszcze dodam, że ty widzisz sielankę, a ja dramat społeczny ludzi, którzy poddali się stereotypom systemu. Tu wspomniana przez Wiktora pętla.

    I do Twojego drugiego komentarza:
    ,,2. Summa summarum nie jest slangiem. To normalne wyrażenie,...'' - summa summarum owszem nie jest slangiem, ale ja pisałam: suma summarum i to jest slangiem.


    A na koniec, choć powinnam to zrobić na początku, bardzo, ale to z całego serca dziękuję Ci za poświęcony czas i pracę włożoną w poprawę mojego tekstu :) Jestem pod wrażeniem, że tak szczegółowo do niego podeszłaś. Ja po zakończeniu oceny poprawię wszystkie wskazane przez Ciebie błędy, wyciągnę wnioski i postaram stosować się do nich w kolejnych tekstach, które zamierzam napisać :)
    Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :)
  • KarolaKorman 04.12.2016
    *oceniania nie oceny :)
  • Skoiastel 04.12.2016
    Odpowiem pojedynczo na większość kwestii. Przede wszystkim prawie żadnego wytłumaczenia, które wypisałaś w komentarzu, nie wywnioskowałabym z całości tekstu. Mnie właśnie tam brakuje tego, o czym piszesz tutaj. Nie domyśliłam się pewnych powiązań, jakby istniały w twojej głowie, a nie w samym tekście. Może nie przyłożyłam wagi, a może tam faktycznie tego nie ma lub jest zbyt subtelne. Ty masz obraz całości w swojej głowie – ja mam tylko tekst. Rozminęłyśmy się w interpretacji albo czegoś brakuje.
    Nie widzę żadnego dramatu społecznego, większej głębi. Co najwyżej dramat jednej osoby, który wcale nie jest takim dramatem – koleś nie dostrzega miłości, ale na końcu ją odnajduje. Koleś nie popełnia błędu i wyprasza Dominikę, koleś dobrze sobie żyje, studiuje i rzuca pracę, jak przestaje mu się coś podobać. Gdzie tu dramat? Pomiędzy wierszami? Chyba nie dotarło... Dramat jest tylko we wspomnieniach z dzieciństwa, ale skoro Wiktor opowiada o nich długimi zdaniami koleżance z pracy, której potem nie bierze na imprezę (nie jest aż tak ważna? hmm?), to jednak ma już wyrobiony dystans – znów brak dramatu. Wiktor mógłby przeżywać dramat w swojej głowie z Victorem, ale Victora prawie nie było w tekście. Nie było na niego dowodu; to wątek, który uważam za suchy, zmarnowany.
    Przeciętniacy, którzy dostali pieniądze – no właśnie sucha opowieść Wiktora to retrospekcja, na dodatek streszczonych wspomnień. Nie wyczułam tego w scenach, absolutnie. Wiktor nie "pokazuje", Wiktor opowiada. Wiktor jest narratorem; pokazują tylko sceny; ale samych scen też nie było aż tak wiele.

    2. Nie zgodzę się.
    http://sjp.pwn.pl/sjp/;2525273
    Natomiast miejski.pl to kulawe źródło: http://www.miejski.pl/slowo-Suma+Sumarum
    (a i tak przez jedno "m" w drugim członie!). Niby dlaczego poprawny zapis jest gorszy? Fleksyjnie i tak czyta się tak samo, więc żaden slang czy potocyzm. Pismo nie dzieli się na potoczne i poprawne językowo – dzieli się wymowa. W tym przypadku podwojone "m" (jak widać w PWN-ie) jest nieme i tak.

    Nie ma za co :D od tego my tu, oceniający. Cieszę się, że cokolwiek z niej nadaje się do wykorzystania.
  • KarolaKorman 04.12.2016
    Komentarze są świetnym przykładem na to, jak może rozminąć się obraz, jaki autor chce przekazać z odbiorem. Trzeba być świetnym pisarzem, żeby udało się to w stu procentach, mnie, jak widać, wiele jeszcze brakuje :) Jestem bardzo zadowolona z naszej pogaduszki :) Wyciągnę z niej wnioski. Dziękuję i pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania