Poprzednie częściOcena Bitwy Alfo- MrJ

Ocena bitwy Nazaretha – Nazareth

Ci z was, którzy mnie znają i czytają, wiedzą, że nie lubię marnować słów. Mówię i piszę na temat, do rzeczy i bez żadnych odskoczni. Niektórzy poczytują to za wadę, inni za zaletę. Oceny, które napisałem, są dokładnie w tym samym stylu. Nie będzie przesadnie długich, dogłębnych analiz, postaram się wyłożyć, o co mi chodzi wprost, krótko i zrozumiale, bez form grzecznościowych i żadnej wazeliny. Piszę ten wstęp na wypadek, gdyby ktoś taką formą poczuł się urażony, bowiem nie to jest moim zamiarem.

Kiedy dostałem propozycję, by dołączyć w tej bitwie do grona oceniających, poczułem się niezwykle wyróżniony i zgodziłem bez zastanowienia. Pierwszą i najważniejszą rzeczą (właściwie jedyną), która stanęła mi ością w gardle, był wewnętrzny konflikt moralny. Nie należę do osób, które lubią wytykać błędy, a w komentarzach, które zostawiam pod opowiadaniami na tym portalu, wolę motywować, niż rozwodzić się nad formą i detalami. Nie raz, przymykając oko na niedoskonałości, wyciągałem to, co w opowiadaniu lub wierszu było najlepsze tylko po to, by autora popchnąć do przodu, pomóc mu się doskonalić.

Po przeczytaniu tekstów zgłoszonych na bitwę stanąłem przed dylematem. Dogłębna ocena, w której jestem zobowiązany do całkowitej szczerości, po prostu nie leżała w mojej naturze. Przypomniałem sobie jednak słowa jednej członkini Trybunału mówiącej o „literackim wpierdolu”, na który piszą się wszyscy uczestnicy bitew – bo to właśnie jest cel tej instytucji. Po dłuższym przemyśleniu tego zagadnienia doszedłem do wniosku, że jest to święta racja – ja sam, zgłaszając się do wcześniejszych konkursów, robiłem to właśnie po to, by otrzymać szczerą, bezlitosną krytykę. Uzbroiłem się więc w retorycznego bejsbola i ruszyłem do przodu, myśląc: „będzie co ma być”.

A teraz, żeby nie marnować dalej słów, zacznijmy.

 

 

Dot – „Przyjaciel”

 

Technikalia (0–5)

 

„Oczywiście, nie mógł tak myśleć” – oczywiście, że mógł, bo właśnie tak pomyślał, jednak nie wolno mu było tego robić bądź nie powinien był.

 

„Wiał zaprowadzić ją do jego świata” – miał zaprowadzić ją do swojego świata.

 

„ [...] bez żadnego zawahania” – to „żadnego” jest absolutnie zbędne i naprawdę nie brzmi dobrze.

 

„Wykonamy na niej wyrok. – powiedział beznamiętnie [...]” – ta kropka po „wyrok” wędruje za „beznamiętnie”.

 

„Niech nie oszuka cię jej piękna buźka. – zaśmiał się gorzko mężczyzna” – podobna sytuacja jak wyżej. Teraz widzę, że ten błąd pojawia się również w dalszej części tekstu. Jest więc problem z zapisem dialogów i o ile stosowanie dywizów zamiast myślników mógłbym jeszcze przemilczeć, to tego już nie. Nie będę ci cytował formułek, na dole strony głównej opowi.pl jest mini–poradniczek: „Jak pisać dialogi”. Zapoznaj się z nim, powinno ci to pomóc w dalszym pisaniu.

 

„Wyszedł z gabinetu Elhazma. Nie ułatwił mu zadania” – podmiotem pierwszego zdania jest bohater, więc wynika, że w drugim zdaniu byłby on podmiotem domyślnym, tymczasem jest nim Elhazm (czy też nawet jego gabinet) i robi się bałagan. Dobrze jest mieć zamienne określenia dla postaci, chociażby ogólnikowe: starzec, przełożony, drugi potwór.

 

„Musiał się sprężyć, żeby znaleźć ją do momentu, zanim wyrok zostanie na niej wykonany” – to „do momentu” jest tutaj zbędne.

 

„[...] żeby wejść już w ostatni korytarz na tym piętrze” – „Już” jest tu zbędne. Na tym piętrze, czyli na którym? Używając zaimka „tym”, zakładasz, że czytelnik zna miejsce, w którym znajduje się postać. Miejsca jednak nie przedstawiłaś. „[...] żeby wejść w ostatni korytarz piętra, na którym się znajdował.”

 

„[...] pochodzi było dwa razy więcej” – co to są pochodzie?

 

„[...] spał pomiędzy jedną a drugą celą” – wynika z tego, że były tam albo jedynie dwie cele, albo tylko do tych dwóch ograniczał się wybór protagonisty. „Spał pomiędzy dwoma celami”.

 

„Gdzie by nie poszedł, w każdej z nich ktoś był” – kto? Strażnik? On tu jest bowiem podmiotem wynikającym z poprzedniego zdania.

 

„[...] ale… w swoim życiu robił wiele złego. Ale to nie małe [...]” – powtórzenie.

 

„w tedy” – łącznie. „Wtedy”.

 

„Tamtego dnia dowiedział się, że prawie wszyscy członkowie jego najbliższej rodziny zginęli w katastrofie lotniczej” – Daniela?

 

Jak widzisz trochę tych błędów się nazbierało, niestety, a jeszcze dochodzą dialogi.

Ocena: 1

 

Styl (od 0 do 5)

Całość narracji była w miarę płynna. Ale też nie było w tym niczego powalającego, oryginalnego, łapiącego za serce. Po prostu – fajnie.

Najsłabszą jednak stroną twojego opowiadania były dialogi i nie chodzi nawet o błędy w zapisie. Twoje postacie niestety nie żyły, wygłaszały kwestie, które musiały być wypowiedziane, by pchnąć dalej fabułę i tyle. Wyszło sztucznie. Dialogi mają to do siebie, że potrafią uskrzydlić słabą narrację, jeśli są dobre, lub pogrążyć świetne opowiadanie, jeśli są „drewniane”. Poza tym mają wielki wpływ na to, jak czytelnik odbiera postaci w opowiadaniu, więc jeśli w dialogach nie ma życia, nie będzie go również w postaciach. Twoje dialogi może zupełnie drewniane nie były, ale świetne na pewno również nie, przez to i postaci wyszły trochę papierowo. A szkoda, bo pomysł na fabułę był dobry i miał potencjał. Jeśli uda ci się dopieścić dialogi, to jeszcze będą z ciebie ludzie.

Ocena: 2

 

Fabuła i pomysł (od o do 10)

Masz ciekawą wizję świata. Podziemia pełne lochów i demonów. Ludzie zaciągnięci do pracy jako łowcy grzeszników, by mogli odpokutować za winy z poprzedniego życia. Dlaczego nie chcesz wpuścić do tego świata czytelnika? Jestem bardzo ciekawy przejścia do świata żywych, lochów, pokojów, w których rezydują twoje potwory, sali egzekucyjnej. Brakuje opisu czegokolwiek, pozostawiasz zbyt dużo wyobraźni czytelnika, by mógł on zatopić się w twoim świecie. Wiem, że ty pewnie wiesz, jak to wszystko wygląda, ale ja już nie i niestety nie dane mi się tego było od ciebie dowiedzieć. Tekst zamieściłaś ponad tydzień przed terminem, więc brak przedstawionego świata nie wynika z tego, że nie starczyło ci na to czasu.

Osobiście najbardziej doskwiera mi to, że nie wiem, jak przebiega selekcja ludzi sprowadzanych do tej innej płaszczyzny wymiarowej (piekła?). Czy muszą być martwi? Czy uśmierca się ich już tam? Jeśli dziewczyna niczego nie zrobiła, to czemu się tam znalazła, zamiast tych, którzy byli mordercami? Za mało pokazałaś. Zbyt wiele spraw jest wolnych do interpretacji, zbyt wiele pytań pozostawionych bez odpowiedzi.

Potwory miał przyciągać mrok ludzkich dusz – zaznaczasz to na początku tekstu, tymczasem w Jo nie ma żadnego mroku. Nie widzę go w postaci, a jeszcze okazuje się, że dziewczyna siedzi za niewinność. Mroku też brakuje protagoniście. Już nie wspominając o skrócie fabularnym pod tytułem: był na boisku, umarli mu rodzice, zabił kolegę. Czuję się tym trochę oszukany, ograbiony z części historii, której sam nie umiem sobie do końca ułożyć w głowie; to był moment na retrospekcję. Rozwiniętą scenę, w której bohater popada w morderczą furię i pozwala czytelnikowi poznać tę część swojej osobowości, przez którą po śmierci stał się... no właśnie czym? Demonem? Potworem? Diabłem? To też nie było sprecyzowane.

W końcówce liczyłem na jakiś wielki zwrot akcji, zaskoczenie, a zamiast tego wpadła dziura fabularna. Bohatera nikt nie uważa za zdrajcę, ale i tak go sobie pomęczą i zabiją – bo tak. Nieładnie.

Szukałem tego mroku, przyciągania, o których była mowa w temacie. Nie znalazłem go ani w Willu, ani w Jo. Był jednak gdzieś tam jako paradygmat całej mechaniki świata, więc generalnie jest OK. Po prostu zabrakło go na pierwszym planie.

Tematu dodatkowego natomiast według mnie nie wykonałaś. Tak wiem: zdanie to dosłownie pada wprost z ust Bohatera. Tyle, że to wszystko. Strach nie wpływa tu na nic, bohaterowie nie żyją przez niego ani dłużej ani krócej, zresztą i tak piszesz, że Will się nie boi, zaraz po tym gdy wypowiada rzeczone hasło w charakterze frazesu. To niestety nie starczy na zaliczenia zadania dodatkowego, przykro mi.

Ocena: 4

 

Podsumowanie (0–3)

Mam wrażenie, że to opowiadanie było napisane na kolanie, jest w nim pełno niedociągnięć i luk. Jest leniwe. Miałaś świetny pomysł, który można było pięknie rozpracować na osobne sceny, z wykreowanymi i mocno nakreślonymi bohaterami: męczonym wyrzutami sumienia, porywczym Willem, zawadiacką Jo, okrutnym i niesprawiedliwym Elhazmem – domyślam się, że mieli oni tacy być, ale nie udało ci się ich ożywić, bo pożałowałaś słów i opisów. Uważam, że masz wyobraźnię i potencjał, ale tym razem zdecydowałaś się, z jakiegoś powodu iść na skróty i skutki tego są, jakie są. Mam nadzieję, że następnym razem będzie dużo lepiej.

Ocena: 1

Ocena całkowita: 8

 

 

Efria – Mała perfekcja

 

Technikalia (0–5)

„Snoby światła raziły źrenice [...]” – snopy. Chyba że dobierały sobie tylko najlepsze fotony, wtedy może być, że snoby ;)

 

„[...] schodami na klatkach schodowych” – powtórzenie.

 

„Był piękny poranek, słońce oświetlało złociste pola. Mały cmentarzyk królował wśród szachownicy zbóż” – szachownicy pól brzmiałoby lepiej. Jakoś tak logiczniej, bo to przecież pola właśnie tworzą taką charakterystyczną mozaikę. Wiem, „pola” były w poprzednim zdaniu, ale można to było zamienić, np. „Słońce oświetlało złociste zboża. Mały cmentarzyk królował wśród szachownicy pól”.

 

„[...] przyklejoną na lodówce magnesem w kształcie któregoś z owoców” – niepotrzebne. „Któregoś” świadczyłoby, że jest jakaś pula owoców znana czytelnikowi, a takiej nie ma. Magnesami w kształcie (różnych) owoców.

 

„Męskie brwi [...]” – czy w tych brwiach było coś szczególnie męskiego? Brwi mężczyzny.

 

„[...] fałszywie byli dla niej mili.” – szyk. Byli dla niej fałszywie mili.

 

„Zboża powoli uginają się pod wiatrem” – czas. W tym zdaniu używasz czasu teraźniejszego, w następnym już przeszłego.

 

„Telefony brzmiały, jasne światło rytmicznie przesuwało się w skanerze” – czasownik „brzmiały” rzadko występuje bez jakiegoś dopełnienia np. w oddali, słodko, upiornie. Zdecydowanie użyłbym tu innego słowa bądź uzupełnił to zdanie o okolicznik.

 

„Nienawidziła też wazonu ani skrzeczącej kukułki.” – i skrzeczącej kukułki.

 

„Mieszkańcy spali w idealnych domach. Otuleni kocem z frędzlami [...]” – cała wioska? Wszyscy jednym kocem?!

Coś tam jakby znalazłem, ale nie było tego na tyle, ani nie było też tak poważnie, żeby się czepiać.

Ocena: 4

 

Styl (od 0 do 5)

W swoim tekście pokazujesz nam, sceny, kadry, obrazy, które w twoim wykonaniu ożywają w wyobraźni jak lekko naszkicowane węglem lub narysowane zamaszyście pastelowymi kredkami. Masz niezwykły talent odpowiedniego doboru słów, budowania klimatu. Taka urywana, niespokojna budowa to bardzo odważny i ryzykowny ruch, nie wiem, czy w tym wypadku ci się opłacił, ale muszę docenić to, że porwałaś się na coś oryginalnego. Jednak ta „urywana estetyka” w moim odczuciu utrudniała złożenie tych pięknych obrazów, które przed nami malowałaś w jedną mozaikę. Mówiąc zupełnie szczerze, w niektórych z twoich „obrazów” zatapiałem się do tego stopnia, że zdarzało mi się zapominać poprzednie, to chyba nie do końca dobra rzecz. Jednak płynność z jakim pokazujesz sceny, piszesz dialogi i używasz gamy środków stylistycznych, naprawdę szarpnęła jakąś zakurzoną, romantyczną strunę w mojej duszy.

Ocena: 3

 

Fabuła i pomysł (od o do 10)

O ile przy stylu piałem peany na twoją cześć, tutaj niestety będzie gorzej i to właśnie jak na złość przez styl. Mówiąc krótko: przekombinowałaś. Przeczytałem twój tekst dwa razy, zanim zacząłem szukać u kogoś konsultacji. Ku mojej egoistycznej uldze okazało się, że to nie ja jestem głupi (a przynajmniej nie jedyny) i inni też mają problem ze zrozumieniem „co autorka miała na myśli”. Mówiąc szczerze, nie jestem nawet do końca pewien, kto jest tutaj głównym bohaterem. Coś tak myślę, że kobieta z awizofobią tłucząca wazony – jakoś dużo o niej było. Ale dalej nie rozumiem, czemu ona.

Dałaś mi tym samym ciężki orzech do zgryzienia, jeżeli chodzi o błędy logiczne i fabularne, nie mogę ich wyszukać, ponieważ do tego potrzeba wyraźnej linii fabuły, podczas kiedy u ciebie jest ona bardziej umowna. Podobnie sprawa ma się z tematem. Mimo iż czuję oba, to bardziej podskórnie. W całym tekście czai się mrok i groza wydaje się wpełzać do duszy prosto z kartek, ale gdzieś w kącie, poza zasięgiem wzroku. Na zasadzie uczucia, jakby ktoś patrzył na mnie z drugiego końca zatłoczonej sali.

Może jednak to ja jestem prosty i twoje opowiadanie mnie przerosło. Jednak w mojej ocenie za bardzo dałaś się ponieść, artystycznej – abstrakcyjnej wizji i związanymi z nią uczuciami, a trochę za mało zadbałaś o to, jak czytelnik będzie odbierał ten tekst.

Ocena 5

 

Podsumowanie (0–3)

Twój tekst kojarzy mi się z kompozycjami Vassilija Kandinsky'ego, są piękne i można się w nich zatracić, gdy patrzy się na nie z daleka, jednak próba zagłębienia się w nie może przyprawić o ból głowy. Tak więc tekst – mimo iż to napisany dobrze i w jest pewien sposób ujmujący – nie przekonał mnie. Zahipnotyzował jedynie swym zwodniczym pięknem i porzucił, gdy błagałem o pointę. Nie mniej był on na swój sposób czarujący.

Ocena: 2

Ocena całkowita: 14

 

 

Vasto – Złodzieje Dusz

 

Technikalia (0–5)

 

„oddech przestał się ujawniać” – oddech z reguły nie ujawnia się, chyba że jest zimno. Wtedy ujawnia się jako para, ewentualnie.

 

„Postać powtórzyła ponownie swój schemat” – powtórzyć ponownie to pleonazm. Poza tym tutaj postać powtarzała zdanie bądź kwestię, nie żaden schemat.

 

„[...] zauważyłem coś leżącego na ziemi. W zasadzie wyglądało jakby na ziemi leżała jakaś bluzka [...] – powtórzenie.

 

„ [...] ziemi leżała jakaś bluzka i przez próg sypialni wystawał tylko rękaw. Podszedłem bliżej i okazało się, że to nie była żadna bluzka, a długa, czarna szata, a właściwie mój stary strój na Halloween” – bach! Jedno zdanie dalej i kolejne powtórzenie. I to wymienianie: nie, to nie była bluzka, tylko szata, a właściwie nie, bo strój. Nie świadczy to o dobrym warsztacie.

 

„[...] zostawiając sobie jeden. Julka nie była zachwycona, bardzo nie lubiła stroju upiornego demona, który zostawiłem [...]” – i znów się powtarzasz, w mniej klasyczny sposób, ale jednak.

 

„[...] za dzieciństwa [...]” – w dzieciństwie.

 

„[...] zjeść coś ciepłego. [...] co mogłem zjeść to tosty z serem” – powtórzenie.

 

„[...] z lekka […]” – tego typu kolokwializmy strasznie zgrzytają w uszach i na języku, szczególnie gdy padają w narracji. Technicznie są niepoprawne, a jeszcze wpływają pejoratywnie na styl.

 

„– Julia — zawołałem – wróciłaś już?” – miałem już wcześniej wspomnieć o zapisie dialogów, ale tutaj jest doskonały przykład. Dywiz, myślnik, dywiz. Straszny bałagan. Poczytaj o znakach pisarskich. Pauzach, półpauzach, łącznikach i koniecznie przeczytaj mini–poradnik: „Jak pisać dialogi?” na dole strony opowi.pl.

 

„[...] na przedpokój [...]” – no przecież bohater nie poszedł do sąsiada piętro wyżej żeby wejść NA swój przedpokój, natomiast mógł pójść do przedpokoju.

 

„[...] na przedpokoju [...] do pokoju [...] w pokoju [...]” – trzy zdania i pokój w każdym z nich. Doceniam twoją pacyfistyczną naturę, ale co za dużo – to niezdrowo. Pomieszczenie, sypialnia, salon, izba. Polski język jest bardzo bogaty i pełno w nim synonimów. A skoro już o wyrazach bliskoznacznych (widzisz co tu zrobiłem – użyłem synonimu „synonimu”) mowa, to istnieją specjalne słowniki synonimów – dostępne w Internecie za darmo.

 

„[...] zacząłem się zastanawiać na sytuacji [...]” – nad sytuacją.

 

„[...] a nie zawieszałem w pokoju [...] – zawiesiłem.

 

„[...] Chwyciłem ręką nóż [...] wbiegłem do pokoju z wysuniętym nożem” – powtórzenie.

 

„[...] z czymś przypominającym wyraz twarzy” – chyba twarz, a nie sam jej wyraz.

 

„[...] podniosłem dziwne coś pod światło. Dziwne coś okazało się być kostiumem [...] – ech...

 

„[...] posiadała bardzo smutną minę, a duży zdeformowany nos” – i duży zdeformowany nos.

 

„[...] z pokoju wydobywał się [...] ruszyłem w kierunku pokoju [...]” – pokój, pokój, pokój...

 

„Kostium, który wypadł mi na ziemię, zaczął nabierać kształtów i powoli powstawać z ziemi [...]” – powtórzenie.

 

„Postać dalej stała z wyciągniętą ręką w moją stronę [...]” – szyk. Z ręką wyciągniętą w moją stronę.

 

„[...] nogi z waty [...]” – jak z waty.

 

„Zaniemówiłem, nie potrafiłem się odezwać [...]” – to, że ktoś zaniemówił, oznacza właśnie, że nie potrafi się odezwać.

 

„[...] to głównie przyczyna, która odtrąca od zabierania dusz do piekielnych lochów” – ta część zdania jest tak zamotana, że nawet nie jestem do końca pewny, co chciałeś przekazać. „[...] to główna przyczyna, która zniechęca do zabierania[...]” – o to chodzi?

 

„[...] woli do życia. To czysty strach przed śmiercią daje dodatkowe sekundy życia” – Woli życia, to po pierwsze, a zaraz potem powtórzenie.

 

Nie wymieniłem tutaj wszystkich błędów, wybacz. Po prostu nie starczyło mi cierpliwości. Jak na tak krótki tekst ich ilość jest olbrzymia, a charakter porażający. Chroniczne powtórzenia, kolokwializmy, regionalizmy („na przedpokój”) i wreszcie zakładowe babole w stylu „na sytuacji”. Czytałeś w ogóle ten tekst po napisaniu?

Ocena: 1

 

Styl (od 0 do 5)

No i tutaj niestety też odbiją się technikalia. Głównie porażająca ilość powtórzeń i dziwne zwroty, których używasz. Takie wielkie ich nagromadzenie w tekście równie króciutkim jak twój, zwyczajnie przeszkadza w odbiorze. Czytało się to po prostu źle. Nie próbowałeś też niczego urozmaicić, nie wprowadziłeś ozdobników, metafor, przenośni. Pisałeś na wprost i gdybyś tylko napisał poprawnie, to nie było by w tym nic złego, ale w miarę w porządku było tylko pierwsze półtorej strony tekstu. To prawie tak, jakby na początku ci się jeszcze chciało, a potem już nie.

Ocena: 2

 

Fabuła i pomysł (od o do 10)

Historia prosta jak budowa cepa. Gość po pracy idzie do domu i tam zabija go demon. Dlaczego? A to się już, czytelniku, domyśl. Co to za „zachwianie duszy”, o którym mówi jeden z demonów? Nie wiadomo: tajemnica. Co się stało z przyjacielem i jego imprezą, z dziewczyną? Po co oni byli w tekście, jeśli nie odgrywali żadnej roli w całej historii? Tego się już nie dowiemy.

Po przeczytaniu pierwszej strony miałem nadzieję na dobrą historię, z klasycznym początkiem rodem z horroru lat dziewięćdziesiątych. Nie byłoby w tym nic złego, osobiście jestem fanem prostej fabuły i krwawych zakończeń, bohaterów jeden po drugim żegnających się z życiem w fontannach posoki, podczas groteskowo niezgrabnej próby ucieczki przed jakimkolwiek potwornym antagonistą. Twoja fabuła była jednak zbyt prosta, nawet dla mnie. Był chłop – nie ma chłopa. Nie dostrzegłem tematów, głównego ani pobocznego. Były potwory, ale zabrakło mroku duszy gdziekolwiek indziej niż w wypowiedziach straszydeł. Był strach, ale również tylko w dialogu widziadeł.

Udało ci się jednak, poniekąd, utrzymać napięcie – oczekuje się na to, co jeszcze ma nastąpić. (Mimo że później demony zwyczajnie pojawiły się i zabiły bohatera bez wyraźnego celu ani nie było żadnej z nimi walki, a tym samym całe napięcie poszło się „kochać”). Spodobał mi się jeszcze wydźwięk ich dialogu, brzmiąca w nim nieuniknioność końca.

Ocena: 3

 

Podsumowanie: (0–3)

Tekst ledwo ponad dolny limit znaków z masą błędów. Żadnego przedstawienia świata. Brak przedstawienia postaci. Niezakończone wątki... Co ja mam z tobą zrobić? (Jakby to powiedziała moja nauczycielka biologii ze szkoły podstawowej). To jest ten podpunkt oceny, w którym powinienem powiedzieć ci, co według mnie wyszło, a co nie. Nad czym możesz popracować. Tyle że tym razem po prostu nie wyszło ci opowiadanie. Jest według mnie do napisania zupełnie od początku, jeżeli chciałoby ci się to robić. Wtedy mógłbyś pokazać, czym jest dziwnie brzmiące „zachwianie duszy” bohatera. Czy myślał o tym, by kogoś zabić? Może siebie? Albo nawiedzały go mroczne wizje i sny, w których sam był jednym z diabelskich posłańców? Czemu po tym, jak został zabity, nie poszedł ze swoją dziewczyną na tą imprezę, by tam w formie ghula, zombie, wampira, wilkołaka, demona czy nawet baby jagi siać śmierć i strach? Możliwości miałeś nieograniczone, bo takie one są zawsze, kiedy tylko człowiek siada do pisania. TO TWÓJ ŚWIAT – możesz z nim zrobić wszystko, pod jednym i tylko jednym warunkiem: że napiszesz to tak, by przekonać czytelnika. Tymczasem mnie nie przekonałeś ani stylem, ani warsztatem, ani fabułą. Gdy siądziesz pisać następnym razem, pozwól sobie odpłynąć, marzyć i wspinać się na nowe poziomy. Nie ograniczaj własnej fabuły. A techniczne sprawy? Najpierw pozwól tekstowi chwilę poleżeć, chociaż kilka dni (wiem, że to trudne, gdy goni termin). Możesz też przeczytać na głos to, co napisałeś – chłopie, gdybyś tylko to zrobił, pewnie wyłapałbyś połowę swoich błędów. No i jeszcze możesz poszukać kogoś, kto by twoje teksty czytał przed publikacją, na samym opowi nie powinieneś mieć większych problemów ze znalezieniem ludzi skorych do tego, żeby ci pomóc. O, ja na przykład. Mój e–mail jest na moim profilu, następnym razem, gdy będziesz coś pisał, odezwij się, zapytaj. Pomogę, na ile będę potrafił.

Wiem, że pojechałem po tobie jak po rudym pasierbie, ale mam nadzieję, że nie będziesz mi tego miał za złe, bo naprawdę nie sprawiło mi to żadnej przyjemności. Jedyne, co miałem na celu, to pokazać ci, co możesz zrobić, by pisać lepiej.

Ocena: 0

Ocena całkowita: 6

 

 

Shiroi – Las wisielców

 

Technikalia (0–5)

 

„Jeśli jakakolwiek śmierć z przyczyn nienaturalnych może być wygodna”. – Może, eutanazja na przykład. Może nie jest to błąd techniczny, ale logiczny, po prostu wystawiłaś się tutaj na strzał.

 

„Szarpnięciem wyciąga nóż, tryska na nią krew, lecz niespecjalnie się tym przejmuje”. – Kto? Dziewczynka z poprzedniego zdania? Nieczytelnie to wyszło.

 

„Mogłabyś brać przykład z siostry, a nie, Iza”. – Ta „Iza” na końcu zdania wprowadza zamieszanie. Zdanie przez nią staje się niezrozumiałe.

 

„[...]kilka upadłych gałęzi[...]” – Jakoś dziwnie brzmią te upadłe gałęzie. Ten przymiotnik bardziej kojarzy się z aniołami i kobietami. Może po prostu gałęzie leżące na ziemi?

 

„ Dźwięk skręcanego karku[...]” – Przy wieszaniu kark nie ulega skręceniu, pęka kręgosłup.

 

„Wyrzuciła od razu tę myśl” – Myśli zazwyczaj się odrzuca, a nie wyrzuca.

 

„Chyba nawet nie nauczył się latać — stwierdza, widząc nieporadne próby wzlecenia w górę” – Latać, wzlecieć, to może nieklasyczne powtórzenie, ale na pewno nie brzmi dobrze w jednym zdaniu.

 

„Emilia zamrugała oczami[...]” – Trochę boję się zapytać ale... czym jeszcze mogła zamrugać Emilia?

 

„W końcu uspokaja się i odpoczywa, patrząc na nią zaciekawiony” – Ptaszyna to rodzaj żeński, więc zaciekawiona.

 

„Wbiegają do środka i zatrzaskują je natychmiast, by odgrodzić się od dominującej krainy cieni” – Aż do teraz prowadziłaś tę część narracji w czasie przeszłym, co się stało?

 

„Co?” – Tutaj myśl, która pojawiła się w głowie bohaterki, powinna być wzięta w cudzysłów, bo robi się bez tego bałagan.

 

„Przyjrzała się jego twarzy, sądząc, że to kiepski żart, jednak na jego twarzy malowała się śmiertelna powaga” – Powtórzenie.

 

„[...]zaczął brodzić palcami w ziemi[...]” – Nie wiem, czy można brodzić palcami... Wiem, że można gmerać, szperać, przeczesywać, kopać, ryć itd. ale o brodzeniu nigdy nie słyszałem.

 

„Rzuca taboret ziemię[...]” – Na ziemię.

 

„Obsypały je odłamki stłuczonego witraża. Ksiądz rzucił w nie kamień, by pękł[...]” – W ten witraż, czyli w niego.

 

„Główne otworzyły się z trzaskiem” – Drzwi?

 

„Próbowała wyprzeć tę myśl ze swojego umysłu, ta jednak odbijała się echem w jej umyśle[...]” – Powtórzenie.

 

„Patrzenie na jego powolną śmierć traktowała jak swego rodzaju rozrywki” – Rozrywkę.

 

„Oczy wywróciły się, ukazując białko[...]” – białka, skoro oczy w liczbie mnogiej.

 

„Przepraszam, mamo, tato, Iza...” – Izo.

 

„Nie skręciła karku” – Kark nie pękł. Przynajmniej jesteś konsekwentna.

 

Mimo iż może się wydawać, że ilościowo wyszło dużo, to większość z tego, co wymieniłem, to nie poważne błędy, a raczej potknięcia, niedociągnięcia. Tekst też był stosunkowo długi a czasu raczej niewiele, więc zrozumiałym jest, że coś się prześlizgnęło.

Ocena: 4

 

Styl (0–5)

Stylistyczne tekst był dobry, bardzo przejrzysty. Dodatkowego smaczku dodawała budowa, w której mieszasz niezrozumiałą z początku scenę (odbywającą się w czasie teraźniejszym) z ładnie uporządkowaną retrospekcją. Sprawdziło się to świetnie w tym opowiadaniu, budowało napięcie, wzmagało niecierpliwość, by dowiedzieć się, co zdarzy się na końcu.

Na pochwałę zasługują również dialogi – większość wypowiedzi to równoważniki zdań, krótkie okrzyki, urywane kwestie. Tak powinno być i tego właśnie spodziewałem się po horrorze, nie dla każdego jest to jednak oczywiste, więc ode mnie plus.

Jedyne, czego się czepię to to, że miejscami twoje opisy były zbyt suche. Używałaś z jakiegoś powodu, opisów i terminologii prawie że medycznej, w ogóle niepasującej do konwencji narracyjnej tekstu. Parę przykładów:

 

„Ma pecha — nie doszło do skręcenia karku i teraz umiera przez odcięcie dopływu krwi do mózgu”

 

„[...]później zajmą się nawzajem swoim stanem psychicznym[...]”

 

„Na dowód wskazał swoją twarz, z której tkanki odchodziły płatami.” – Tych tkanek już w ogóle nie pojmuję, można było normalnie napisać „skóra” i byłoby dobrze.

 

Takie sformułowania naprawdę zgrzytają, szczególnie w tekście bogatym w porównania i metafory.

To jednak jedyne, co mogę ci zarzucić w tej kwestii.

Ocena: 3

 

Fabuła i pomysł (0–10)

Przeczytałem tytuł i pierwsze, co przyszło mi do głowy, to oczywiście – Aokigahara i już wiedziałem, że musi być dobrze. Bardzo fajnie przeszczepiłaś ten japoński motyw na polską ziemię (bo po imionach bohaterów domyślam się, że tu właśnie rozgrywa się akcja) i cieszę się, że tak właśnie zrobiłaś, ponieważ imiona japońskie mogłyby zgrzytać w uszach przeciętnemu czytelnikowi. A tak pokazałaś historię i bohaterów, do których łatwo było się odnieść. Udało ci się wpleść, prawie niezauważenie, wariację na temat ubasute, gdy siostry zostawiają ojca w tyle. Za ten kulturowy mikser masz ode mnie duży plus.

Nie do końca potrafię umiejscowić motyw opętanych, siejących zniszczenie i poruszających się w hordach zombiaków. Wydawał mi się znajomy, ale odbiega on znacznie od klasycznego wyobrażenia Yurei. Zastanawiam się, czy to też motyw zaczerpnięty z folkloru, czy być może zdecydowałaś się dorzucić to od siebie, by dodać całości więcej pikanterii. Tak czy inaczej sprawdziło się to i kupuję przedstawiony przez ciebie świat. Fabuły jednak już tak gładko nie przełknąłem. Zaplątało ci się kilka rzeczy, o których muszę wspomnieć:

 

„— Zamknij się! — krzyknął ojciec, podchodząc do Emilii. Wziął kanapkę, którą właśnie zrobiła, i odgryzł spory kęs. Wyraźnie mu smakowała”. – Tatusiek jest luźny jak Mietek Szcześniak. Tu nawalona córka ubrana jak wywłoka klnie obok niego, siedząc na ziemi, bo nie może ustać, a ten z zapałem wtrynia kanapkę. Trochę to niepoważnie wygląda.

 

„— Musimy uciekać — powiedziała, odwracając się w kierunku siostry, która właśnie wymiotowała na leśną ściółkę. Odgarnęła jej włosy do tyłu, by ich nie pobrudziła”. – Uwielbiam Emilię, chciałbym mieć taką siostrę. Ludzie się kłócą – ona ich karmi kanapkami. Ludzie umierają wszędzie dookoła – ona pilnuje, by jej siostra nie pobrudziła sobie włosów.

 

„Miało to swoje plusy, bo rachunki za prąd wyraźnie zmalały”. – Podsumujmy: całe miasto opanował nadnaturalny mrok, który sprawia, że ludzie zmieniają się masowo w trudnych do zabicia, psychopatycznych morderców. Trup ścieli się gęsto, ulice spływają karmazynową rzeką krwi i wszystko wskazuje na to, że oto nadszedł koniec świata. A ty próbujesz zainteresować czytelnika oszczędzaniem na elektryczności. Wybacz złośliwość, ale to zdanie w miejscu, w którym je zamieściłaś, jest groteskowo zabawne, a nie podejrzewam, by to było twoim celem.

 

„Poza tym nie dodzwonisz się, bo cienie zakłócają sygnał komórkowy”. – Księżulo zna się na rzeczy. Niby ślepy, z kościoła nie wyłazi, a wie, jak mroczne moce działają na sygnał telefonów.

 

„Zresztą nie przejmuj się, twoja dusza jest czysta. Za to twoja siostra — skierował głowę na Izę, zupełnie jakby ją widział — powinna zostać stąd wyrzucona. Plugawi jedynie świętą ziemię”. – Czyli tak ślepy duchowny zagląda siostrom w dusze i stwierdza, co następuje: Pyskata nastolatka, co trochę popija, jest fuj i apage, a jej miła bliźniaczka – morderczyni, cacy. Może zostać. Coś mi się widzi, że się farosz z powołaniem minął i miał jednak w telefonach robić.

 

Takie fabularne babole strasznie szkodzą. Burzą klimat i pozbawiają postaci wiarygodności. Ja do końca tekstu nazywałem w myślach bohaterkę „kanapkową Emilką”. Podobnie z tym rachunkiem za prąd, zupełnie wybiło mnie to z rytmu i to przy bardzo ważnej scenie. Generalnie twoje postaci nie przekonały mnie do końca, zabrakło im charyzmy. Musisz uważać na takie rzeczy, szczególnie po tym, ile wysiłku włożyłaś w zbudowanie świetnego świata.

 

„Cienie powstają z odłamków dusz”.

„Odpowiedź przyszła sama — w końcu to kraina cieni. Tutaj spędzają dnie, a gdy zapada noc, wychodzą ze swoich nor i budzą potwory w ludziach”. – Te dwa cytaty musiałem wyciągnąć, bo wbiły mnie w krzesło. Oddały dokładnie temat bitwy w sposób naturalny, niewymuszony, poetycki. Po prostu świetnie.

Ocena: 7

 

Podsumowanie (0–3)

Tak się rozpisałem w poprzednim punkcie, że niewiele mi już zostało do powiedzenia. Tekst wyszedł ci dobry. Nie wiele rzeczy udało mi się znaleźć, na które mógłbym ponarzekać. Może jeszcze to, że mimo iż starałaś się zaszczepić japoński folklor w polskim pejzażu, to w pewnych momentach nadal zdawał się on być obcy, trudny do pełnego zrozumienia i zaakceptowania. Nie mam przykładów na podparcie tej teorii – to coś w rodzaju czytelniczego odczucia, jednak jestem pewien, że wiele osób będzie umiało wczuć się w twoje opowiadanie lepiej niż ja. Chociaż w tym przypadku, gdzie zło czai się pod postacią mroku gdzieś w zakamarkach, może to też wyjść na twoją korzyść, sprawiając, że czytelnikowi zrobi się zwyczajnie nieswojo.

Mimo tego, że w paru miejscach fabuły powypadały niewielkie luki, nadrobiłaś to światem przedstawionym; mimo jego obcości, o której wspomniałem, nie brak mu było czaru i tajemnicy. Doprawiony oryginalną formą narracji i odpowiednią dozą brutalności świetnie spełnił swoje zadanie w tym gatunku.

Ocena: 3

Ocena całkowita: 17

 

 

Ewoile – OSTATNI

 

Technikalia (0–5)

 

No to zacznę od tytułu. Czemu drukiem? Nie wygląda to dobrze, roli żadnej też nie spełnia. Po co więc? Idąc dalej tym tropem, wypowiedzi pisane wielkimi literami przewijają się kilkukrotnie przez opowiadanie. Kto ci podsunął taki okropny pomysł? Ja bym się z takim więcej nie zadawał.

 

Druga sprawa ogólnikowa to zapis dialogów. Stawiasz dywizy zamiast myślników, chociaż przynajmniej jesteś w tym konsekwentna i znaków nie mieszasz.

 

„[...]przez co gardził bratem. Przez setki lat dorastali wspólnie[...]” – powtórzenie

 

„[...] przyprawiając dziecko tym samym o szybsze bicie serca”. – Szyk. […] tym samym przyprawiając dziecko o szybsze bicie serca.

 

„[...] tak przynajmniej twierdziła szamanka. Nikt jednak nie śmiał kwestionować jej decyzji”. – Użycie słowa „jednak” sugeruje, że ktoś chciałby bądź są podstawy, kwestionować słowa szamanki, a nic takiego w tekście się nie pojawia. Co więcej nie jest to jej decyzja, bo chyba nie narzuca bóstwu, który klan ma obdarzyć łaską, a jedynie oznajmia wyroki ich boga.

 

„Przez dłuższy moment lustrowała jego wcale brzydką facjatę [...]” – z późniejszej części tekstu wynika, że nie był on tak paskudny, jak sugerowałoby to zdanie. Chyba chodziło ci o wcale niebrzydką facjatę.

 

„[...] nie była w stanie wyzbyć się żalu jaki przeszył serce chłopca na wskroś”. – Bo nie można wyzbyć się żalu innego niż własny. I nawet wtedy nie można wyzbyć się go z czegoś, serca czy wątroby. Można go natomiast wygnać lub przepędzić.

 

„[...] mógł ufać swemu sąsiadowi nawet w najbardziej poufnej sprawie” – „poufnej” jest derywatem mutacyjnym słowa „ufać”. Więc w pewien sposób jest to powtórzenie i zwyczajnie nie brzmi dobrze. Poza tym „ufać w poufnej sprawie” to masło maślane.

 

„[...] zaś z zębów, których jej pozbawiono[...] – ją pozbawiono.

 

„[...] mierzyć żadną miarą”. – Pleonazm.

 

„Antargeit był jednym z najzagorzalszych wiernych, zaś Naznaczona była jego wybranką”. – Wybranką kogo? Antargeita?

 

„To co zobaczył przejęło go zgrozą”. – Wydaje mi się, że „zdjęty grozą” to zwrot, którego próbujesz użyć.

 

„[...] ich król był tylko obłudą dającą im nadzieję [...]” – ich król nie był fałszem, nie było go i to była prawda. Ale mógł być ułudą – marzeniem dającym nadzieję.

 

„[...] jeden z klanów otworzył wrota z Morza Pustki, usiłując uwolnić straszliwego Kariona. Błąd popełnił Świetlisty nie zabijając brata […]” – tutaj ci się już strasznie pogmatwało. Po pierwsze: wrota do morza pustki. Po drugie: zestawiając te zdania w ten sposób wychodzi na to, że konsekwencją otwarcia wrót był błąd Świetlistego. A przecież to właśnie jego błąd dał powód do tego, by ktoś rzeczone wrota chciał w ogóle otwierać. Powinno więc być: Świetlisty popełnił błąd, nie zabijając brata.

 

„Zaskoczeni Urghulu nie zatrzymywali intruza, jaki drąc się wniebogłosy, parł na przód ku ołtarzowi”. – który drąc się wniebogłosy.

 

„chciwe płomienie zamknęły nad Jovą swe chciwe ramiona” – powtórzenie.

 

„Trzymał kurczowo jej delikatną dłoń, która była jakoś tak nienaturalnie zimna” – wtrącenia w stylu „jakoś tak” są zbędne i nie świadczą o dobrym warsztacie.

 

„Nasz Pan nie zwraca oczu ku nikim”. – Tego się tak nie odmienia. Mówiąc szczerze nie mam pojęcia jak miałby wyglądać celownik słowa nikt w liczbie mnogiej, coś takiego, zwyczajnie, nie występuje w naturze. Można to jednak obejść i ubrać w zręczniejsze słowa np. „Nasz Pan nie zwraca oczu ku tym, którzy są nikim”.

 

„Ostatkiem sił po raz ostatni wypowiedział imię Córy” – to znów są słowa pokrewne, nie umieszczałbym ich w jednym zdaniu.

 

„CZAS DURIONA DOBIEGŁ KOŃCA. NADESZŁA NOWA ERA. ERA MROKU I CIERPIENIA! ERA KARIONA!” – Tu się zgadzam, jak najbardziej. Słowa wypowiadane są przez ożywionego boga, odróżniasz ich od słów wszystkich innych postaci, pisząc je drukiem. Tu tak, wszędzie indziej – stanowczo nie.

 

Błędy, które u ciebie wychwyciłem, w znakomitej większości są wynikiem twoich prób stylizacji językowej, a nie nieuwagi czy słabego warsztatu. Nie zrozum mnie źle – nie mówię, żebyś unikała takiego stylu, ale wymaga on wiele uwagi od pisarza. Imponuje mi jednak, że podjęłaś próbę pisania językiem o własnościach archaicznych i punkty, które straciłaś tutaj przez wynikające z tego potknięcia, zwrócą ci się niebawem z nawiązką.

Nie było tu nagminnych powtórzeń, ani kujących w oczy, leniwych błędów. Jak na długość opowiadanie napisane porządnie, czysto.

Ocena: 3

 

Styl (0–5)

Wróćmy do twojej stylizacji. To, że były w niej błędy, nie znaczy, że nieudała ci się. Wręcz przeciwnie, spodziewałem się, że będzie dużo gorzej, tymczasem pozytywnie mnie zaskoczyłaś. Nie przeciągnęłaś struny z podniosłym językiem, udało ci się uniknąć zbędnego patosu w dialogach, a jednak anachroniczności twojego języka dodają klimatu i smaczku prowadzonej przez ciebie historii. To sztuka, by temu podobny zabieg wyważyć i uniknąć śmieszności. Tobie się udało. Chylę czoła.

Historia jest poprowadzona płynnie, przejrzyście, wszystko wyłożone po kolei, nie zabrakło bogatych, soczystych opisów. Nie porwałaś się na nic szalonego ani oryginalnego, jeżeli chodzi o budowę utworu i moim zdaniem w gatunku, w którym piszesz – wyszło to na plus.

Mimo że swoim stylem bardzo trafiłaś w mój gust i korci mnie, by przyznać ci za niego maksymalną ilość punktów, to obiektywnie patrząc, zdarzyły ci się potknięcia.

Ocena: 4

 

Fabuła i pomysł (0–10)

Kupiłaś mnie już „Legendą Stworzenia”; przedstawiasz świat, który mimo że jest wymyślony przez ciebie i oryginalny, to jest mi bardzo bliski. Uwielbiam gatunki fantasy, które przemieszałaś, tworząc to opowiadanie. Surowy, mroczny klimat magii i miecza. Twoja praca przywiodła mi na myśl klasykę gatunku, którego nie wiele osób chce jeszcze czytać i tworzyć. Wspomniałem Conana Cymeryjczyka Roberta E. Howarda, Sagę o Elryku z Melnibone Micheala Moorcocka i aż się rozrzewniłem nad tą zapomnianą gałęzią fantasy pełną smutku, strachu, okrucieństwa i siły. Twoje ujęcie, mimo klasycznych motywów jakich użyłaś (pożar wioski, ostatni z plemienia), odbiega stanowczo od kanonu heroic fantasy. Protagonista nie jest bohaterem, jest zwykłym chłopakiem i nigdy nie dowiaduje się, że pochodzi z królewskiego rodu albo że posiada nadprzyrodzone moce. Zamiast tego rusza do walki z zabójcami swojej rodziny, by w groteskowym zwrocie akcji przegrać i stać się ich bogiem, dopełniając kanwy gatunku, w której główna postać zawsze staje się kimś niezwykłym. Ujęłaś mnie tym zabiegiem i jeżeli chodzi o sam pomysł na historię – ze wszystkich w tej bitwie twój trafił do mnie najbardziej, na płaszczyźnie osobistych zainteresowań i gustów. Niestety jednak muszę zachować obiektywizm, a w twoim świecie, który tak bardzo mi się spodobał, rozgrywa się nie do końca wiarygodna historia...

 

„Nieszczęsnemu Antargeitowi ucięto język by nie mógł krzyczeć [...]” – język jest potrzebny do artykulacji dźwięków. Wrzaski bólu i agonii można jednak wydawać z siebie z powodzeniem bez tego narządu.

 

To był tylko jeden mały błąd logiczny. Głównym problemem w twoim opowiadaniu jest wątek miłosny. Od samego początku relacja między Kadrielem a Jovą jest co najmniej dziwna. Córa Lasu najpierw atakuje naszego protagonistę z bliżej niewyjaśnionych przyczyn, a potem oboje decydują się posiedzieć przy ognisku. On nie pyta, czemu dostał od niej po łbie, ale zobaczył ładną dziewczynę i zapomniał – rozumiem, faceci tak mają. Ona za to opowiada mu o sekretach, tajemnicach, nieznanych wcześniej legendach. Trochę to dziwi, jako że stronę wcześniej piszesz, że to tajemnicze istoty i niewiele na ich temat wiadomo, no ale Córa Lasu, czyli kobieta, a jak kobieta to wiadomo – będzie plotkować, więc też jako tako pojmuję. Jednak ich drugie spotkanie trochę mnie przerosło.

 

Kadriel podejmuje się samobójczej misji uratowania Jovy. Udaje mu się to cudem. Tę część jestem jeszcze w stanie psychologicznie umotywować. Chłopak miał ciężkie życie, traumę z dzieciństwa, w nowym klanie nikt go nie lubił, potem jeszcze chcieli go zabić – to by wystarczyło, żeby przewrócić komuś świat do góry nogami, tak żeby czepił się jednej rzeczy jak nadziei na zbawienie. Dlatego mimo że widział swoją „ukochaną” tylko raz, przez chwilę, rozumiem jego stan załamania nerwowego, wynikający z perspektywy jej makabrycznej śmierci, której stara się zapobiec – trochę naciągane, ale możliwe.

 

„Jova nie drgnęła nawet. Młody Arish potrząsnął dziewczyną gwałtownie, na co ta nie zareagowała. W napadzie desperacji ściskającej krtań, chwycił ją silnie, a następnie pocałował najczulej jak umiał”. – Tego już jednak przetrawić nie umiałem. Oboje ledwo uszli z życiem. Chłopak wlazł w paszczę lwa i łutem szczęścia jest wciąż żywy. Dziewczyna niewytłumaczalnym cudem się nie spaliła, została upokorzona, złożona w ofierze, wygląda na poważnie chorą, a temu zboczeńcowi tylko całusy w głowie. Trochę nie tego... Ale z drugiej strony, ona wcale nie jest lepsza.

 

„Nie hamował łez, gdy objęła go nagle, odwzajemniając pocałunek”. – Rozebrali ją do gołej dupy i ostrzygli kozikiem jak owcę, ale jak tylko dopadła krzaków z chłopaczkiem, którego ledwo zna, od razu chce się z nim miziać. Nie ma co, są siebie warci. Nie trzeba też długo czekać, by zrobiło się jeszcze dziwniej.

 

„Jedynym na czym jej teraz zależało to opuścić Wiekowy Bór wraz z młodym Arishem, aby z daleka od klanów i bogów móc zbudować chatę i osiąść wspólnie w jakimś zacisznym miejscu. Choć jeszcze do niedawna wizja posiadania rodziny wydawała jej się absurdalna, teraz była jedynym scenariuszem, który brała pod uwagę”. – To tak: Jova przydzwoniła raz Kardielowi w caban, posiedziała z nim chwilę przy ognisku, raz się cmoknęli w chaszczach, a teraz chce go za męża. Tato mówił mi o takich kobietach. Mówił, by od nich uciekać. Ale Kadriel jest młody, nie doświadczony, skąd ma wiedzieć? Więc w tomu graj, on już nawet widzi ich dzieci! Tylko po to, by chwilę później przybić swoją niedoszłą żonę toporem do ziemi – to właśnie nazywam toksycznym związkiem!

Dobra, przestanę się już nad tobą znęcać, jestem, jednak, wredny w konkretnym celu. Chcę, by zapadło ci to w pamięć i żebyś zobaczyła, jak tak nierozwinięty wątek w fabule może być odebrany przez czytelnika, psując świetne pod każdym innym względem opowiadanie. Jednak nie uważam, że cały romans w tej historii jest beznadziejny. Uważam, że jest niedopracowany. Nie pozwoliłaś mu się zakorzenić i nie umotywowałaś go dostatecznie, by stał się wiarygodny. A przecież nie było to trudne, może jedna strona więcej. Kadriel i Jova mogli na przykład uciekać wspólnie przed pościgiem z Rahl. Córy Lasu są długowieczne, z tego co rozumiem. Jova mogła doprowadzić chłopca do nowego klanu po rzezi w jego wiosce, a on nigdy by jej nie zapomniał. Możliwości jest nieskończenie wiele. Bo naprawdę boli mnie, że w tak zajmujące i ciekawe opowiadanie wkradł się łatwy do uniknięcia, aczkolwiek istotny błąd.

Ocena: 7

 

Podsumowanie (0–3)

Pokazałaś nam piękny, chociaż surowy świat. Te nazwy drzew i zwierząt tak obco brzmiące wabiły swoją egzotyką. Odmierzanie czasu w miarach wodnych uwierzytelniało historię. Twoja stylizacja językowa wprowadzała czytelnika w żywą historię porzuconego gatunku magii i miecza. Bardzo się cieszę, że dane mi było ją przeczytać i trochę mi przykro, że musiałem rozłożyć ją na czynniki pierwsze, szukając dziury w całym, zamiast zwyczajnie cieszyć się przeżywanym opowiadaniem. Miało one strony świetne i takie, nad którymi trzeba jeszcze popracować, by dorównały reszcie.

Jak na pierwszą bitwę jednak było lepiej niż tylko dobrze i mam nadzieję, że wkrótce będę mógł przeczytać kolejne opowiadanie z twojego „żelaznego świata światła i mroku”.

Ocena: 3

Ocena całościowa: 17

 

 

Sileth – Perspektywa

 

Technikalia (0–5)

 

„Nawet pomimo ciągłych kłótni sąsiadów za ścianą i warkotów samochodów z rana”. – Warkot raczej nie występuje w liczbie mnogiej. Może być jednocześnie wiele źródeł warkotu, tworzących razem jeden duży warkot.

 

„A on notował tylko wszystko z dziwnym spokojem do notatnika z czerwonej skóry”. – Raz: notował w notatniku. Dwa: notować w notatniku – brzmi źle. Jedno z tych słów jest derywatem drugiego, to prawie że powtórzenie. Trzy: notatnik raczej nie był ze skóry, a skórą oprawiony.

 

„Meredith była inna niż pozostali jego pacjenci”. – Szyk. Meredith była inna niż jego pozostali pacjenci.

 

„A nie był nigdy taki”. – Szyk. A nigdy taki nie był.

 

„Wyciągał to, co najgorsze, wierząc, że tylko to ratowało, tylko to utrzymywało przy życiu”. – Kogo? Brak podmiotu.

 

„To była jej i jego rutyna”. – Jej i jego czyli ich. Brzmi to bardziej naturalnie.

 

„Wydawała się zdeterminowana do czegoś”. – To „do czegoś” jest tutaj zbędne, tylko powoduje zamieszanie.

 

„Meredith wzdrygnęła się na nagły dotyk[...]” – od nagłego dotyku.

 

„Odwołała omówione wcześniej wizyty[...]” – umówione.

 

Opowiadanie, dość czyste technicznie, mimo tych kilku potknięć.

Ocena: 4

 

Styl (0–5)

Opowiadanie napisane jest prosto, ale przyjemnie, nie ma żadnych udziwnień, ozdobników, ale jest czytelnie – przynajmniej przez większość czasu.

 

„Z początku dla Meredith ten czas był najlepszym w przeciągu całego jej stanu. Siostra wzięła sobie wolne, by spędzić z nią trochę czasu i też pewnie, by jej pilnować, ale o tym nie chciała myśleć. Pierwsze trzy dni spędziła na próbach rozmów z Mair, których bynajmniej nie zaczynała ona, i na rysowaniu. Kochała rysować, właściwie to jedna z niewielu rzeczy, które lubiła. Wszystkich innych hobby Aeron pozbył się dość skutecznie.”

 

W tym fragmencie trudno się połapać, którą z sióstr akurat opisujesz. Ale poza tym było naprawdę porządnie i gładko, chociaż bez szału.

Dialogów nie było zbyt wiele, a te, które się pojawiły, okazały się być na tyle przekonujące, że nie raziły. Generalnie w tym punkcie nie powiem wiele, styl którym posługujesz się w tekście jest neutralny, ale pasujący do charakteru opowiadania. Ani na plus, ani na minus.

Ocena: 3

 

Fabuła i pomysł (0–10)

Zagrałaś bezpiecznie. Przedstawiłaś niespecjalnie skomplikowaną fabułę idealnie oddającą oba tematy bitwy. Były w niej zwroty akcji, chociaż niepowalające, i utrzymałaś treść na tyle krótką, by nie znudzić czytelnika. Proporcje wyważone idealnie, a to też jest sztuka i za to masz mój szacunek. Sam nie lubię pisać więcej niż jest to konieczne i święcie wierzę, że należy używać tylko tylu słów, ile absolutnie trzeba, więc nie mógłbym nie docenić kunsztu, który w tej dziedzinie pokazałaś.

Zwroty akcji też były dobre, mimo że subtelne przedstawiasz nam człowieka, który wręcz epatuje poukładaniem i normalnością.

 

„Przerażał ją. On i jego jasnoszare oczy. Bała się go i nienawidziła, ale jednocześnie wiedziała, że miał rację. Świat nie chciał jej głaskać po głowie, bo miała ze sobą problemy, bo była chora”. – Tu zasiałaś pierwsze ziarno niepokoju. Ale to tylko perspektywa (no właśnie – wyśmienicie) osoby chorej, więc czytelnik nie zwraca na to większej uwagi.

 

„Meredith była inna niż pozostali jego pacjenci. Wyjątkowa. I jego ulubiona. Nie dała się złamać i wrobić tak szybko jak Trevor”. – Tu dopiero mamy szansę zrozumieć, co dzieję się naprawdę, mimo że powinno dotrzeć to do nas wcześniej, tak jak i do siostry bohaterki. Jest to moment, w którym zmienia się tytułowa perspektywa i jest to świetnie wplecione w historię.

 

Kiedy pisałem temat bitwy, dałem do zrozumienia, że jego interpretacja jest jak najbardziej dowolna. Wykorzystałaś tę dowolność. Twoje opowiadanie jest na tle innych oryginalne w swojej normalności. Osadziłaś fabułę w realnym świecie, a mrok i potwory zagościły w sercach i duszach zwykłych ludzi. Nie było demonów, potworów i rzeki krwi, a jednak wydaje mi się, że twoje uchwycenie tematu było jednym z lepszych w tej bitwie.

Ocena: 8

 

Podsumowanie (0–3)

Ta praca to idealny przykład mierzenia sił na zamiary. Byłaś ostrożna, nie porywałaś się na nic, czego nie mogłaś użyć, co mogłoby zachwiać spójnością fabuły i było to dobre. Nie porywająco dobre, ale dobre. Znacznie bardziej wolę przeczytać porządne i czyste opowiadanie o prostej fabule niż wydumane bajki, które nie trzymają się kupy. Ty dostarczyłaś właśnie takie czyste rzetelne opowiadanie, któremu niewiele można zarzucić, i oby tak dalej. Chociaż moim zdaniem jesteś lepsza, niż sama pozwalać sobie myśleć i stać cię na więcej.

Ocena: 3

Ocena całkowita: 18

 

 

Katara – Powtarzalny błąd

 

Technikalia (0–5)

 

„Jego postura nie zdradzała nic[...]” – niczego, to raz. A dwa, postura coś zdradzać musiała, czy był chudy, gruby, niski wysoki itp. Za to postawa mogła niczego nie zdradzać.

 

„Światło latarni, które nieco oświetlało mi widok[...]” – Światło oświetlało widok. Masło maślane w maselnicy.

 

„Mężczyzna nadal stał na swoich nogach[...]” – Gdyby stał na innych nogach, niż swoich byłoby to warte wspomnienia, ale jeśli to tylko jego własne kończyny, to w sumie nie trzeba o tym mówić.

 

„Uśmiechnął się krzywo i wypuścił pocisk z ręki. Z brzdęknięciem upadł na ziemie.” – kto? Antagonista? Bo to on jest w pierwszym zdaniu podmiotem. Uśmiechnął się krzywo i wypuścił z ręki pocisk, który z brzdęknięciem upadł na ziemie.

 

„Zaskoczyło mnie [...]” – Co?

 

„Przez lata wyrobiłam w sobie tę dziwną kolejność”. – nie rozumiem, co dziwnego było w tej kolejności.

 

„I tak oto stałam się Łowcą, który jest cieniem tego świata, a jego zadaniem jest ochrona ludzi, którzy stają się ofiarami ciemności, którą sami stworzyli”. – Który, którzy, którą... Nie dało się inaczej? I tak oto stałam się Łowcą. Cieniem tego świata, a moi zadaniem jest ochrona ludzi stających się ofiarami ciemności, którą sami stworzyli. Można? Można.

 

„Objął ją od tyłu, przyciągnął ku sobie i spróbował wycałować jej szyje”. – To jest gość z rozmachem, nie bawi się w jakieś próby pocałowania. Jak całować, to na całość, i wycałować.

 

„Bez większego namysłu sięgnęłam do paska, wyciągnęłam granat, odbezpieczyłam i rzuciłam za siebie”. – Nikt nie zasługuje na śmierć z ręki wampira, lepiej wysadzę ich granatem! Chryste panie...

 

„Stworzenie nocy uchyliło się i jednym uderzeniem posłało mnie na ścianę jednego z budynków”. – Jednym, jednego. Powtórzenie.

 

„[...]kilka ciosów udało mi się uniknąć[...]” – kilku.

 

„[...]wybór – albo chce szybciej stanąć na nogi, albo męczę się dalej. Dla mnie wybór[...] – Powtórzenie.

 

„Dymitr nachylił się do mnie i chwycił za podbródek. Przekręcił moją głowę i z uwagą prześwietlił moją szyję”. – Czym prześwietlił, miał w oczach rentgen?

 

„[...] po mojej lewej budynki stały w ruinie, po prawej zaś kompletny chaos trawił ludzkie dusze [...]” – Czy chaos trawiący ludzkie dusze jest równie widoczny, namacalny i ograniczony w przestrzeni, jak zrujnowane budynki?

 

„Ostrożnie rozejrzałam się po korytarzu, który na końcu rozwidlał się w dwie strony”. – To właśnie oznacza rozwidlenie, że nagle, zamiast w jedną, można iść dwie strony. Masło maślane.

 

„Wyjęłam jeden z pistoletów i uniosłam go na wysokość mojej twarzy”. – Protagonistka jest tam sama, więc logicznym jest, że pistolet uniosła na wysokość SWOJEJ twarzy.

 

„[...] odruch wymiotny szybko zignorował zapach krwi […]” – odruch wymiotny jest reakcją organizmu i jako taka nie posiada on jaźni, więc nie może sobie czegoś ignorować a ciekawić się czymś innym.

 

„Mogłam tylko liczyć na swoją silną wolę i upór, nic innego nie miałam”. – Niczego innego.

 

„– ROZA!” – O nie, drukiem nie piszemy, brzydko.

 

Nie wypisałem wszystkiego, co znalazłem, tylko największe babole. Za dużo tego było, a czas niestety jest ograniczony. Było tego sporo, nagminne, podstawowe, czasem leniwe błędy. Wiem, że przy bitwie jest termin, ale edycja i korekta tekstu to naprawdę ważna sprawa.

Ocena: 2

 

Styl (0–5)

Pierwsza sprawa: Budujesz zbyt długie zdania, by opisywać sceny akcji. Tam ma trzaskać jak za bata, jak seria z karabinu, cios za ciosem. W ten sposób utrzymuje się czytelnika w napięciu.

Sprawa druga: dialogi są mało przekonywujące. Bohaterowie wypluwają z siebie jakieś kwestie, które bardzo nie wiele wnoszą do fabuły ( z wyjątkiem kilku przypadków ekspozycji) i wszyscy dla mnie brzmią tak samo. No, od biedy można wyróżnić główną bohaterkę z jej butnym patosem, który ćwiczy zazwyczaj w ostatniej linijce dialogu. Przykład:

„– Nic nie mów. Masz rozszarpane gardło, musisz dać mu się zregenerować. – Spokojny męski głos dotarł do mnie przytłumiony zupełnie tak, jakby ktoś postawił szybę między mną a mężczyzną.

– Nic jej nie będzie? – Odezwał się ktoś inny.

– Jest dhampirzycą, da sobie radę.

– Obyś jej nie przeceniał Dymitrze, gdyby nie ty...

– Nic jej nie będzie – uciął wyraźne zdenerwowany – idź lepiej zająć się tym zamieszaniem na zewnątrz.

– Mówisz tak, jakbym mógł coś poradzić na Krwawą Pełnię. Gdyby nie te cholerne barany... – Coś zgrzytnęło.

– Uspokój się i przestań wreszcie gdybać.

– Ale...

– Idź, za nim stracę cierpliwość! – Coś łupnęło i poczułam, jak łóżko zatrzęsło się – ktoś musi ogarnąć ten syf, przynajmniej dopóki Rose nie wydobrzeje.

– Tak jest, kapitanie. – Mężczyzna odpowiedział mu z niechęcią w głosie i wyszedł.

– Przysłuchiwałaś się?

Odburknęłam coś.

- Śpij, potrzebujesz odpoczynku.

Dwa razy nie musiał mi powtarzać”.

Bardzo łatwo się tu zgubić, miejscami nie wiadomo nawet co kto mówi.

 

W ogóle styl masz nieco rozlazły i chaotyczny. Myślę, że gdyby to opowiadanie przeredagować i uporządkować można, by z niego wyrzucić co najmniej trzy strony, z korzyścią dla fabuły.

„– Co stało się z tą grupką, którą spotkałam siedem dni temu? – Nagle to pytanie wskoczyło mi do głowy i nie powstrzymałam języka.

– Mówisz o tych ludziach, których uśpiłaś? – Mój mentor zapytał mnie lekko zaskoczony.

– Yhm.

– Przeżyli. Dlaczego tak nagle cię to interesuje?

– Dziewczyna wydawała się miła…

– Romanse ci w głowie?

– Niekoniecznie. – Na moich ustach zatańczył zadziorny uśmieszek, co wywołało u mojego towarzysza wyraz niesmaku.

– Ehh... Bój się boga dziewczyno.

– Naprawdę wyjeżdżasz mi tu teraz z bogiem?

– Skup się na pracy.

– Aye, aye.”

Ten dialog jest absolutnie zbędny, nie wnosi niczego do całej historii, nie pomaga przedstawić czy przybliżyć bohaterów. Jego istnienie jest bezcelowe.

Poza tym te zdania potworki, które wymieniłem w poprzednim punkcie i nagromadzenie błędów przeszkadzały w odbiorze tekstu.

Ale nie wszystko było tragiczne, potrafisz opisywać uczucia i myśli bohaterów. Dlatego tak ciężko jest mi pojąć czemu dialogi są na cztery nogi... Ewidentne wiesz co twoja bohaterka czuje, jak myśli i opisujesz to z powodzeniem. Podobnie ma się sprawa z opisami tła, miejsc w których się znajdujemy. Widać że dokładnie je przemyślałaś i wiesz gdzie jesteś, poświęciłaś czas na to by je sobie wyobrazić i wprowadzić w ten świat swojego czytelnika, za co, jako czytelnik, jestem ci bardzo wdzięczny.

Ocena: 2

 

Fabuła i pomysł (0–10)

Uh... No i teraz mam zagwozdkę. Jak ocenić pomysł na fanfika? Bo, to tak naprawdę nie twój pomysł. Nie twój świat, ani nawet bohaterowie. Jestem doskonale świadom, że regulamin bitwy nie zabrania pisania farfocli ale nawet jak coś można to nie od razu znaczy, że trzeba. To tak jak z dłubaniem w nosie w miejscu publicznym, oczywiście wolno to robić, prawo tego nie zabrania. A co tam? Może to nawet dostarczyć jakiejś rozrywki, tyle że... no nie wypada. Ale, zobaczmy co możemy wymyślić.

Przede wszystkim ślizgasz się po oklepanych pomysłach. Dobre wampiry pół-ludzie, ten motyw jest wyświechtany jak stara kapota. Mało tego, były też błędy logiczne:

 

„Krwawą Pełnię może wywołać tylko człowiek, który dopuścił się potwornej zbrodni, sprzeciwił się naturze i jej zasadom”. – A wywołał ją ktoś, kto zabił parę osób. Ludzie zabiją się codziennie i to na potęgę. W dowolnej chwili gdzieś trwają jakieś konflikty zbrojne, ktoś kogoś morduje. Bo tak właśnie jest ludzka natura – człowiek zawsze dąży do zabicia drugiego.

 

„[...] mi się zebrało na wymioty, kiedy poczułam zapach krwi”. – Wampirowi (pal licho, że pół) robi się niedobrze przez zapach krwi?! Przecież to paranoja jakaś, parę stron wcześniej się zastanawiała czy nie wypić całej szklanki.

 

„Krztusząc się własną krwią, chwyciłam za granat przy pasku. Złapałam zębami za zawleczkę, pociągnęłam i rzuciłam za siebie”. – Protagonistka ma niesamowity talent do trafiania granatami w cele znajdujące się za jej plecami. No ale cały czas to ćwiczy, więc nie będę się czepiał.

 

To też nie wszystko, tylko to co uderzyło mnie najbardziej. Zdaję sobie jednak sprawę, że ten swoisty klimat noir jest pociągający. Szukanie dobra w jednostkach złych z natury jak wampiry, wiara w to, że ludzie mogą przeciwstawiać się sile przerastającej ich własną. Rozumiem to, naprawdę. Tyle że to już wszystko było.

Podoba mi się jednak postać protagonistki. Jest odrobinę sztampowa, ale nie do końca. Mimo młodzieńczej butności, oczywistego mroku i brawury jest w niej poczucie obowiązku, samodyscyplina i dużo smutku. Jest to naprawdę kompleksowa postać z potencjałem. Jedyny problem jaki z nią mam to, to że nie wiem ile z niej jest twoje a ile wzięłaś z oryginalnej postaci.

Fabuła jednak od początku dążyła do końca (bywa, że nie jest to tak oczywiste). Widać, że przemyślałaś sobie wszystko, zdarzenia następowały logicznie po sobie i wiązały się nawzajem, więc tu punkt.

Ocena: 3

 

Podsumowanie (0–3)

Cóż mogę powiedzieć? Żałuję że nie dane mi było Cię poczytać w innym gatunku niż to nieszczęsne ff. Robisz błędy, ale robimy je wszyscy. Obsztorcowałem cię za nie, ale nie chcę byś odniosła wrażenie, że uważam Cię za złą pisarkę. Po tym co przeczytałem wnioskuję, że jesteś osobą młodą i masz czas się uczyć. Potrzeba ci dużo praktyki i pracy ale jeśli masz ku temu wolę, moim zdaniem jest spora szansa na to, że będziesz pisać dobrze.

Jednak w tej pracy, którą przedstawiłaś, między rozlazłym stylem, a błędami i nieszczęsnym doborem gatunkowym nie wyszło to dobrze. Mam jednak nadzieję zobaczyć Cię w kolejnej bitwie.

Ocena: 0

Ocena calkowita: 7

 

 

Arysto – Hotel, W Którym Wszystko Się Kończy

 

Technikalia (0–5)

 

„Ich głos nie miał smaku, uczuć ani tonu”. – Jak ich to głosy.

 

„Orszak kierował się na Hotel, W Którym Wszystko Się Kończy”. – Na Hotel? Mówiąc szczerze nie jestem pewien czy to stylizacja, czy niedopatrzenie, moim zdaniem jednak powinno być do hotelu.

 

„To był land twardych ludzi [...]” – ziemia to takie piękne polskie słowo.

 

„Wilka samotnik próbuje zrozumieć zwierzęta stadne?” – Wilk.

 

„Jack zdecydował się w końcu zmienić temat, odrywając wzrok od pięknej Mortii”. – To chyba nie to imię. Jak to mówią na dzikim zachodzie: „You done jumped the gun, son”.

 

„[...]dobry łup im się trafił. Skoro jednak przybijali do wioski, to dobra passa się skończyła”. – Powtórzenie.

 

„Widział w jej twarzy, że coś ją tknęła[...]” – Tknęło.

 

„Antoine wskazał na trupy i kobietę”. – Kto to jest Antoine?

 

„Czego oni go nauczyli na tym Oriencie?” – w tym Oriencie.

 

„Palce drgnęły niespokojnie, zastukały o cyngiel i spust[...]” – cyngiel i spust to to samo.

 

„Wydawał się być teraz kompletnie oderwany z tego świata[...]” – oderwany od, lub wyrwany z.

 

„[...] pomyśleć, że mógł zdechnąć wtedy pod Armadillo” – wcześniej mówił, że oberwał kulkę pod Amarillo. Coś jak kula turecka i kufel w Toruniu pana Zagłoby?

 

Tych błędów tyle co kot napłakał się nazbierało, szczególnie biorąc pod uwagę długość tekstu. Jedna rzecz, która jeszcze mi się rzuciła w oczy to, to że używasz dywizów zamiast myślników, a potem myślników gdzieś przypadkowo w środku wypowiedzi.

Ocena: 4.5

 

Styl (0–5)

W twojej stylizacji językowej, dobrej skądinąd, pojawiały się takie zwroty jak „jam” i „jeno”, rozumiem, że taki był zamysł i chciałeś wprowadzić archaiczność do języka, którym mówią postaci. Mnie jednak, te konkretne, słowa bardziej kojarzą się ze stylem Kraszewskiego niż Londona.

„I kiedy ktoś z tego świata przychodzi do ciebie z prośbą, lepiej się bać. Bój się, Jack. To utrzyma cię przy życiu”. – Musiałem zacytować ten fragment. Pięknie, naturalnie wplotłeś temat dodatkowy do opowieści, za jego pomocą.

Budowa utworu też mi się podobała, fabuła zatacza koło, wraca do momentu wyjścia w sposób, zaplanowany, celowy, poukładany.

Będziesz mi musiał wybaczyć, że w twoim przypadku nie rozpiszę się zbytnio, ale myślę że nie ma to sensu. Twój styl jest świetny – wyważony i dojrzały. Rzucasz mięsem kiedy trzeba, używasz poetyckich metafor kiedy możesz, dzięki nim nadając opowiadaniu klimat westernowej ballady. Widać doświadczenie i warsztat.

Ocena:4.5

 

Fabuła i pomysł (0–10)

Kowboje? Zombie? Samuraje i demony? A wszystko na dzikim zachodzie? Jak mogłoby mi się nie podobać? Wbrew wszelkiej logice doskonale wyszedł ci misz-masz motywów literackich i bardzo spodobała mi się post-apokaliptyczna wizja dzikiego zachodu, przyprawiona magią, ze swoim centrum w jakże swojsko brzmiącej miejscowości – Pustożycach.

„Prawie cztery kilogramy, nieco ponad metr dwadzieścia długości, lufa na siedemdziesiąt centymetrów. Szybkość pocisku to siedemset osiemdziesiąt metrów na sekundę”. – Widać że odrobiłeś zadanie domowe i sprawdziłeś przedmioty których używają twoi bohaterowie. To się chwali, bardzo wielu autorów zapomina jak ważną rolę spełnia research w uwierzytelnieniu fabuły. Mam wątpliwość tylko przy jednej rzeczy: hamulec wylotowy, o którym piszesz później. Nie udało mi się znaleźć dokładnej daty, od kiedy były one używane, ale wydaje mi się, że dopiero w okolicach drugiej wojny światowej. Natomiast karabin Nicka, jeśli dobrze odgaduję, to model wojskowy z 1895r. Nie ma to większego znaczenia dla fabuły co prawda, bo jeżeli w twoim świecie istnieją zombie i demony, to co znaczy wprowadzenie kompensatora do użytku pięćdziesiąt lat wcześniej? Po prostu jestem ciekaw, czy masz konkretne wiadomości, czy to bardziej pisarska inicjatywa.

„Shurikeny. Gwiazdki zakończyły lot z donośnym mlaśnięciem w czołach kolejnych dwóch fagasów”. – Tu sprawa wydaje się dużo prostsza niż z karabinem, dlatego pewnie o tej broni już nie poczytałeś i wkradł się babol. Shurikeny, wbrew powszechnym wierzeniom, nie były bronią służącą do zabijania. Ich waga jest niewystarczająca, by wygenerować przy rzucie energię wystarczającą do przebicia czaszki, a kształt gwiazdki uniemożliwia głęboką penetrację celu. Dlatego broń ta była stosowana głównie w celu rozkojarzenia, bądź zranienia przeciwnika, by pozwolić sobie na ucieczkę, lub zyskać przewagę w walce.

Jestem zauroczony twoją symboliką. Przede wszystkim Amoria i Mortia – Miłość i Śmierć, personifikacje przeszłość i przyszłość Jacka, wplecione w fabułę delikatnie, zupełnie nienachalnie, a jednak rzucające się w oczy.

„Wskazała na rzemyki zawiązane na całej długości ramion, splatające się w losy wszystkich tych, którzy mieli wpływ na równowagę tego i następnego świata, na przyszłość i teraźniejszość, na to, kto przeżyje i kto się urodzi. Przy rzemykach wisiały artefakty – kości do gry, krucze pióra, naboje od rewolweru, ampułki z krwią, grabarskie łopaty, drewniane nagrobki, rozkwitające róże”. – Świetny motyw z tymi totemami przeznaczenia. Nie wiem czy inspirowałeś się jakimś źródłem mitologicznym, ale jeżeli to twój wymysł to jestem pod wielkim wrażeniem. Ale dość peanów na twoją cześć, jest jeszcze jedna rzecz o której muszę wspomnieć. Przewidywalność fabuły. Od momentu w którym przedstawiłeś braci Vardych, wiedziałem jak skończy się ta historia. Nie zmienia to faktu, że to jak do tego zakończenia doprowadzisz pozostało dla mnie tajemnicą, którą z przyjemnością odkrywałem krok po kroku.

Ocena: 9

 

Podsumowanie (0–3)

Twoje opowiadanie wywołało u mnie tajemniczy atak synestezji. Kolejne sceny podsuwały utwory muzyczne, które grały w mojej głowie, w trakcie czytania poszczególnych scen. Tak Robert Johnson ze swoim „Hellhound on my trail” towarzyszył braciom Vardy podczas ich ucieczki. Ralph Stanley śpiewał umierającemu Jackowi „Oh, death”. Ale były dwa utwory, które pojawiały się kilkukrotnie. Już podczas czytania wstępu w mojej głowie Johny Cash śpiewał „Ghost riders in the sky” a po przeczytaniu rozmowy z wiedźmą i samego zakończenia prześladował mnie „Hotel California” The Eagles. Dzieło, które samym swoim klimatem potrafi przywieść na myśl inne gałęzie sztuki zasługuje na wyróżnienie, bo jest to dowód na to iż sięgnęło głęboko, przebiło się przez wyobraźnie i trafił do serca. Tak było też w moim przypadku z „Hotelem, W Którym Wszystko Się Kończy”.

Ocena: 3

Ocena całościowa: 21

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Ellie Victoriano 31.10.2016
    „Przeczytałem tytuł i pierwsze, co przyszło mi do głowy, to oczywiście – Aokigahara i już wiedziałem, że musi być dobrze.” ~ Nie wiem, co to Aokigahara, więc w sumie się nie wypowiem, później sobie ogarnę na spokojnie XD
    „„Miało to swoje plusy, bo rachunki za prąd wyraźnie zmalały”. – Podsumujmy: całe miasto opanował nadnaturalny mrok, który sprawia, że ludzie zmieniają się masowo w trudnych do zabicia, psychopatycznych morderców. Trup ścieli się gęsto, ulice spływają karmazynową rzeką krwi i wszystko wskazuje na to, że oto nadszedł koniec świata. A ty próbujesz zainteresować czytelnika oszczędzaniem na elektryczności. Wybacz złośliwość, ale to zdanie w miejscu, w którym je zamieściłaś, jest groteskowo zabawne, a nie podejrzewam, by to było twoim celem.” ~ Szczerze? Sama autorka nie wie, co było jej celem ;D Może brakowało mi wątków humorystycznych, które lubię. Nie wiem. Ale źle wyszło XD
    Dobra, teraz Ci podziękuję i pójdę umrzeć w kącie.
    Tak po prostu.
    ;-;
    Przepraszam.
  • Nazareth 31.10.2016
    Nie masz za co przepraszać :D Pośmiałem się. Aokigahara czyli Las Wisielców to las w japonii znany z tego że ludzie nagminnie chodzą tam by popełnić samobójstwo, głównie prez powieszenie. Mając w pamięci twój wcześniejszy nick i zestawiając go z tytułem utworu wniosek nasunął mi się sam, być może nadinterpretowałem.
  • Ellie Victoriano 31.10.2016
    Nazareth, interpretacja ciekawa, podoba mi się :D
  • ausek 31.10.2016
    Podziwiam i doceniam Cię za ocenę wszystkich tekstów. Jest to ogrom czasu poświęcony na analizowanie wszystkich prac. Zachowanie obiektywizmu jest tu godne pochwały. Mam nadzieję, że Wszyscy na tym skorzystamy.
  • Nazareth 31.10.2016
    Dziękuję. Ten obiektywizm jest, chyba, z tego wszystkiego najtrudniejszy.
  • Katra 01.11.2016
    Bardzo ci dziękuje za poświęcenie czasu, naprawdę to doceniam. Obiecuje do następnej bitwy przygotować się lepiej :D
  • Nazareth 01.11.2016
    Bardzo mnie to cieszy :)
  • Ewoile 01.11.2016
    Udało mi się w końcu znaleść chwilę wolną i dopaść do nieszczęsnej klawiatury. Na wstępie chciałam bardzo Ci podziękować za Twą ciężką pracę, cierpliwość, wytrwałość i ciężkie godziny spędzone na ślęczeniu nad kartkami pełnymi tekstu i błędów. Już Ci kilkukrotnie o tym mówiłam, ale jestem pełna podziwu dla Ciebie i pozostałych osób z grona jurorskiego.
    No, ale przejdźmy do samej oceny. "Stawiasz dywizy zamiast myślników, chociaż przynajmniej jesteś w tym konsekwentna i znaków nie mieszasz." Jeśli mam być szczera nie sądziłam, że te "dywizy" (pierwszy raz się stykam z tym słowem) zostaną potraktowane jako błąd, cała sieć używa "-" z wygody, o czym zresztą dobrze wiesz, bo sam je stosujesz. Ja sama nigdy nie zawracałam sobie tym głowy i nie sądziłam, że ktokolwiek zwróci na coś takiego uwagę. Ale niech będzie #professionalism ;))
    " Niestety jednak muszę zachować obiektywizm" na to odpowiem cytatem ze stronki bitwy: "WSZELKIE OPINIE wydawane przez indywidua tworzące organ Trybunału są SUBIEKTYWNE". ...Dobra, dobra, oczywiście żartuję X'DDD
    Ogólnie z większością wypisanych zarzutów się zgadzam, chociaż były i takie, na które kręciłam nosem, co jest w sumie naturalne. Doceniam również ten kubeł zimnej wody przy wątku z romansem. Na swoje usprawiedliwienie napiszę, że rozwinęłabym to gdybym miała możliwość, ale limit tekstu też swoje robił, wiedziałam że i tak nie mogłabym tego należycie opisać. Do tego czułam wewnętrzną potrzebę zawarcia elementu tragicznej utraty ukochanej osoby (zabicia jej własnymi rękoma) po tym okropnym śnie, o którym Ci jakiś czas temu opowiadałam. Niemniej - rozumiem. Jestem wdzięczna za wszystkie wskazane potknięcia jak komplementy czy plusiki, których też nie było jakoś mało. Raz jeszcze dziękuję ;))
  • Ewoile 01.11.2016
    *znaleźć (ciągle popełniam ten błąd XD)
  • Arysto 01.11.2016
    Kiedyś skrzyżujemy miecze Nazareth. Kiedyś tak się stanie i opowi zadrży w posadach. Ale póki co - dziękuję za ocenę ;D

    Doceniam również info o shurikenach - takie szczegóły są dla mnie ultraważne, robią historię, sprawiają, że ludzie dowiadują się czegoś innego, nowego, a znawcy uśmiechają z satysfakcją. Technikalia poprawię pewnikiem jutro, dzień wolny w końcu ;)

    Co dla mnie też ważne, to wykazanie mocnych stron - wiem, co mi wychodzi, czego używać więcej, czego mniej, co zmieszać jeszcze mocniej. Do uniwersum z pewnością wrócę - niewiele takich spotkałem w sumie, więc czemu nie spróbować - tymczasem dziękuję za ocenę i mam nadzieję, że któregoś dnia się zmierzymy! :D
  • Anonim 02.11.2016
    Nazareth,
    Najpierw przeproszę, że tak późno, potem przeproszę za to, że miałeś we mnie wiarę a ja tak to zepsułam. Następnym razem postaram się bardziej!
    Błędy przeanalizowałam, te najbardziej zabawne snoBy będą mi się po nocach śnić ^^" Naprawdę, jak wobec innych błędów, wynikających z mojej nie wiedzy, nie wiem, jak ten ominęłam. W kwestii stylu zdecydowanie również popłynęłam zarówno dzieląc tekst, jak i zdania, na które zwróciliście mi uwagę, jednym słowem przedobrzyłam swoim uczuciem, zupełnie zapominając, że muszę znać granicę i się kontrolować.
    Fabuła była dla mnie początkowo zaskoczeniem, że aż tak trudna była do interpretacji/odczytania, potem autentycznie zaczynało mi się robić głupio, że tak to pokomplikowałam, że wszyscy musieliście się głowić, troić i co ino, aby choć trochę ją zrozumieć. Masz rację mówiąc, że za mało zadbałam aby czytelnik zrozumiał i dobrze odebrał ten tekst. Zazwyczaj piszę impulsami ta bitwa nauczyła mnie, aby impulsy sobie poleżały troszkę. O ile shoty są poniekąd niewinne, to będę uważała na dłuższe teksty oraz bitwy.
    Dziękuję za niesamowitą ocenę!
  • Sileth 03.11.2016
    Hey, hi, hello i tak dalej! :D
    Przeprasza za opóźnioną dość odpowiedź, ale wiadomo, brak czasu i zawalenie szkołą. Niestety. Ale już się za to biorę. Po kolei, a żeby prościej było to ogarnąć.
    Oo, tego nie wiedziałam. Dziękuję.
    Faktycznie, z. Niby tak, ale nie potrafię tego logicznie zamienić i tak już pewnie zostanie. Pewnie masz rację, zmienię.
    Z szykiem ma okropne problemy. Gdy czytam poprawiając, zupełnie tego nie widzę. Dopiero trzeba mi wskazać, a ja zobaczę jak to dziwnie brzmi.
    Tu to 'jej i jego' jest specjalnie i raczej tak zostanie.
    Okej.
    O, dziękuję, nie wiedziałam.
    Tak, widziałam to już, poprawione. ;D
    Haha, nie jest źle! Wręcz przeciwnie, jak na mnie.
    Męczyłam się nad tym fragmentem sporo czasu i nie potrafiłam go napisać jaśniej, nie robiąc powtórzeń. .__. Jeszcze pokombinuje.
    Wszyscy mówią, że zagrałam bezpiecznie, poszłam po mniejszej linii oporu i tak dalej, a ja czuję wręcz przeciwnie. xD Może to dziwnie zabrzmi. Ja bym tak uważała, gdybym napisała dosłowne fantasy. Potwory ciągnące do mroku ludzkich dusz i tak dalej. No a jednak starałam się to przedstawić w inny, bardziej realistyczny sposób. No nie ważne, każdy ma swoje zdanie.
    Aaa, jak mi miło, że ktoś zauważył nawiązania od tytułu. Myślałam, że nikt nie skojarzy, a jednak! Naz, jestem dumna! Masz mój szacunek!
    Dziękuję bardzo za twoje spojrzenie na mój tekst, szczególnie, że to ty temat bitwy wymyśliłeś. Tak, poszłam z tą dowolnością bardzo daleko. XD Naprawdę miło mi to słyszeć, starałam się jak mogłam.
    Tak, tak to wychodzi, gdy opowiadanie pisze się w jeden weekend, gdy termin wypada w niedzielę o północy. Trzeba nie przesadzać i starać się zdążyć, jednocześnie nie tracąc bardzo na jakości i nie psując pomysłu. Wyszło jak wyszło, ja kończąc, była z siebie dumna. :D
    Awww, dziękuję. Postaram się następnym razem bardziej postarać! Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi.
    Jeszcze raz dziękuje za ocenę, wszystkie rady, wytknięcia błędów i tak dalej.
    Pozdrawiam. X

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania