Piekarnia 33
Auto wlekło się po nierównościach drogi, podnosząc za sobą tumany kurzu, a kierowca starał się omijać większe dziury i nierówności. Jednak, co jakiś czas we wnętrzu kabiny dał się słyszeć metaliczny jęk maszyny, gdy prowadzący samochód żołnierz przejechał przez wyrwy w nawierzchni.
– Ten pojazd jest niesprawny – stwierdził spokojnym głosem, przyprószony siwizną mężczyzna w randze majora. – Musicie coś z tym zrobić, poruczniku. – Podstarzały oficer jedną ręką ocierał pot z czoła, a drugą przytrzymywał podskakującą na kolanach skórzaną torbę, jaką zwykle nosili lekarze. – Ufff, nie wiem co gorsze - upał czy jazda tym gratem.
– Wszystkie nadające się do jazdy maszyny zabrał kapitan Bator, gdy wyruszał z oddziałem na miejsce koncentracji armii. Moi ludzie starają się jak mogą, zważywszy na brak części, aby doprowadzić resztę pozostałego parku maszynowego do stanu używalności – wyjaśnił świeżo wyniesiony do stopnia porucznik Kutrzeba, odrywając się od lektury akt.
– Myślicie, będzie ta wojna z Czechami? – Mężczyzna przyciszył głos, aby słowa nie dotarły do kierowcy.
Po niepokojących wieściach dochodzących znad południowej granicy w miasteczku huczało od plotek.
– Nie wiem, ale jeśli wierzyć pogłoskom, podobno już jest obywatelu doktorze. – Młodszy oficer zastanowił się chwilę. – Jeśli jednak dawać wiarę tym samym doniesieniom, dowództwo ma już plany uderzenia. Tak czy inaczej, nie sądzę, że to całe zamieszanie potrwa długo.
– Każda wojna trwa za długo. – Lekarz wyjrzał przez okno i się zamyślił .
Przez chwilę podziwiał krajobraz wodnej pustki, jaką były Żuławy z położonymi wyżej niewielkimi wyspami zielonych terenów. – Słyszałem, że telewizja was odwiedziła… że będziecie w Polskiej Kronice Filmowej po tym, jak ludzie gadali o bitwie na rozdrożach…
– A… tak. Żołnierska rzecz i tyle – odparł ponownie oderwany od lektury dokumentów porucznik. Machnął zdawkowo ręką i szybko zmienił temat. – Myślicie, że on to wszystko mógł zrobić?
– Kto? Co zrobić? – Lekarz nie bardzo wiedział o czym mowa.
– Noo, on. – Kutrzeba wskazał na trzymane w rękach dokumenty. – Czytaliście przecież, a przynajmniej większą część tych papierów. Streszczę całość, jeśli można, w razie pomyłki poprawcie mnie proszę, obywatelu majorze. – Spojrzał w oczy doktora i gdy wyczytał w nich zgodę na kontynuowanie, rozpoczął: – W raporcie jest, że po oswobodzeniu Auschwitz przez odziały radzieckie w dniu 27.01.45, pomiędzy wyzwolonymi znajdował się więzień z wytatuowanym na przedramieniu numerem 1850313, a z którym początkowo nie można było nawiązać kontaktu, później zidentyfikowany jako Józef Polecki. Zgadza się?
– Tak, ale kiedy ja to czytałem, skupiałem się bardziej na medycznych zagadnieniach. U tego pacjenta głównie uderzało wycieńczenie organizmu chorobą głodową, pomijam już inne schorzenia takie jak ropnie, czerwonkę i tym podobne. Nie rozumiem, do czego zmierzacie? Tam, jak i tu nieopodal w obozie Stutthof jest wiele osób, które po koszmarze obozu koncentracyjnego doznały utraty pamięci i często załamania nerwowego.
– Moje wątpliwości częściowo, ale zaznaczam, że tylko w niewielkim fragmencie pokrywają się z obiekcjami porucznika Drwala i mimo naszego sporu, cieszę się, że wysłał depeszę z zapytaniem o Poleckiego. Wnioski jednak...
– Przepraszam. Melduję, że dojeżdżamy do punktu kontrolnego na moście w Jazowej – rozmowę niespodziewanie przerwał kierowca.
Po krótkiej wymianie zdań z żołnierzami na posterunku i okazaniu dokumentów, zdezelowane auto wraz z pasażerami udało się w dalszą drogę.
– No więc, co z tym Poleckim? – Kiedy tylko ruszyli, zaintrygowany lekarz ponowił przerwany wątek.
– Po wyzwoleniu Auschwitz, więzionych tam ludzi ze względu na ich stan zdrowia i wciąż szalejącą wojnę początkowo leczono w przygotowanych specjalnie do tego celu obozowych lazaretach. Spójrzcie jednak tu… – Kutrzeba wskazał interesujący go fragment – tydzień po wyzwoleniu sanitariusz zameldował, że pacjent Józef Polecki zniknął bez śladu, a przeszukiwanie budynków i baraków nie przyniosło rezultatów.
– I co z tego? – Doktor wzruszył ramionami. – Nie był już więźniem a pacjentem. Nikt tak naprawdę nie mógł zatrzymać chorych wbrew ich woli. Nie rozumiem do czego prowadzi… – major zawahał się nad doborem właściwego słowa – wasze dochodzenie?
Młodszy oficer przez chwilę wertował pokaźną teczkę w poszukiwaniu interesującej go kartki.
– Mam! – zawołał w końcu. – To przyszło dwa dni temu. Z tym, obywatelu majorze, nie mieliście jeszcze okazji się zapoznać. – Porucznik wręczył starszemu stopniem raport. – Amerykanie pochwycili Poleckiego w Prenzlau opodal jednego z obozów dla pojmanych żołnierzy niemieckich. To jest, nie wiem dokładnie, ale dwieście, może trzysta kilometrów na zachód od Berlina. Proszę spojrzeć na datę… Dwa tygodnie po zniknięciu z Auschwitz.
– No, widzę. Co w tym dziwnego? Opuścił obóz i pojechał. Może kogoś szukał - żony, siostry albo brata? Dowiedział się, że ktoś z bliskich tam jest i postanowił człowieka odszukać. – Lekarz wykonał gest, jakby chciał zwrócić kartkę. – Myślę, że tracicie czas, obywatelu poruczniku, z tymi papierami. Cholera jasna! – Doktor zabił komara na spoconej szyi. – Przepraszam bardzo… – Pokazał drobinę krwi na ręku jako usprawiedliwienie nagłego wybuchu.
– Nie chodzi mi o to, że Polecki postanowił, udać się do Prenzlau. Zastanawiam się, jakim cudem przeszedł niepostrzeżenie przez dwie linie frontu, najpierw radzieckiego a później amerykańskiego i przebył tereny w czasie największej zawieruchy wojennej, gdzie Niemcy broniący Familienland stawiali fanatycznie-samobójczy opór.
– Dwa tygodnie, to sporo czasu. Jeśli miałby dużo szczęścia…
– Przepraszam, że wam przerywam, obywatelu majorze – porucznik bezceremonialnie wszedł w słowo lekarzowi – ale z danych Amerykańskich wynika, że piekarz musiał myszkować po Prenzlau już między dwudziestym a dwudziestym piątym stycznia czterdziestego piątego, co skraca jego czas na przemieszczenie się do kilku dni.
– To faktycznie zdumiewające! – Doświadczony żołnierz dopiero teraz zdał sobie sprawę, do czego zmierzał wywód młodszego kolegi. Podróż w warunkach wojennych, w czasie ścierających się wrogich armii niemal zawsze kończyła się śmiercią cywilów, a Polecki, jak słusznie zauważył porucznik, przedarł się aż przez dwie linie frontu.
– Proszę jeszcze spojrzeć na to... – Kutrzeba odwinął okryty kawałkiem płótna metalowy przedmiot i podsunął starszemu oficerowi. – Zanim odebraliśmy Poleckiemu ten nóż, powalił ośmiu naszych żołnierzy.
– To znaczy, co?! Zabił?! – Lekarz ożywił się, sięgając po prezentowany przedmiot. – Ten sztylet wygląda na robotę świetnego kowala. – Mężczyzna obracał zabójczą broń w rękach i po chwili dodał: – Nie jestem ekspertem, ale wykonał to chyba jakiś mistrz. – Jeszcze chwilę podziwiał jakość i piękno oręża, po czym musnął ostrze i syknął zdumiony: – Cholera, ostry jak skalpel!
– No, właśnie! – Kutrzeba już wcześniej oglądał genialnie wykonany majcher i doszedł do podobnych wniosków. – I powiem wam, poza utratą u jednego z zaatakowanych nad rzeką żołnierzy dwóch zębów i kilku siniaków u reszty, nikt nie zginął. Mało tego… Polecki, tak zabójczo uzbrojony, nikogo nawet nie skaleczył. Czy to jest normalne u szaleńca?
– Za chwilę dojedziemy na miejsce – stwierdził zamyślony lekarz. – I jak prosił mnie Władek, to znaczy kapitan Bator, ocenię stan psychiczny tego człowieka wedle moich możliwości. Przypominam, że nie jestem psychiatrą, jednakże w razie najmniejszych wątpliwości bez wahania zamknę waszego piekarza w wariatkowie. Zrozumiano?!
– Tak jest! – Kutrzeba wypalił bez zastanowienia. – Ze względów osobistych, jeśli mógłbym prosić, nie chciałbym, abyście uprzedzili się do Poleckiego. Muszę jednak przedstawić wam całość pozyskanych w tej sprawie dokumentów z Prenzlau...
Komentarze (7)
Jutro ciąg dalszy...
Dzięki Szu za obecność i... za to co wiesz ;
Wspominasz wieś Jazowa – na Żuławach Wiślanych i most nad Nogatem stanowiący granicę pomiędzy Warmią a - Mazurami. Do 1 września 1939 roku Jazowa była miejscowością graniczną Wolnego Miasta Gdańska.
Wspominasz też Prenzlau – miasto w północno-wschodnich Niemczech.(Przemysław) W 1250 miasto zostało przekazane Marchii Brandenburskiej na mocy traktatu w Landin. A w czasie II wojny światowej znajdował się tu obóz jeniecki Oflag II A. Zachęcasz do sięgnięcia do historii.
Czy siła i heroizm i umysł Józefa pozwoli lekarzowi postawić odpowiednią diagnozę?
Ten sztylet wygląda na robotę świetnego kowala. – Mężczyzna obracał zabójczą broń w rękach i po chwili dodał: – Nie jestem ekspertem, ale wykonał to chyba jakiś mistrz. – Jeszcze chwilę podziwiał jakość i piękno oręża, po czym musnął ostrze i syknął zdumiony: – Cholera, ostry jak skalpel!... kunszt powinien doprowadzić do kolebki pochodzenia tego sztyletu.
Świetna część i idę dalej.
Pozdrawiam
I nóż... Jest ważny!
Dziękuję pięknie za wizytę i świetny, ubogacony spojrzeniem historycznym, komentarz!
Pozdrawiam serdecznie!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania