Poprzednie częściPiekarnia (wstęp)

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Piekarnia 21

 Kochał ludzki strach i przerażenie; kochał zadawać tym istotom ból, a najbardziej wyrywać, kiedy jeszcze żyli, oczy. Te drobiazgi były dla niego największą nagrodą na tym pogardzanym świecie. Tak bardzo nienawidził ludzi… tych zwierząt. Gdyby tylko mógł, wytłukłby to robactwo, które odważyło się ukraść mu jego miejsce, a teraz zakłócało jeszcze spokój. Wkrótce znów będzie miał swój czas, wiedział o tym. Tylko ona, ta kobieta… Jej nienawidził najbardziej. Ona mogła zniweczyć wszystko. To ta krucha istota uświadamiała mu, że jego moc jest niczym, kiedy za każdym razem wzywała Tamtą, żebrząc o pomoc.

Od dłuższego czasu siedział na gałęzi, nie spuszczając wzroku z bawiącej się nieopodal dwójki ludzkich szczeniąt. Jedno z nich przez chwilę już posiadał w swojej mocy. Ciemne jak noc oko skierował na pokiereszowanego chłopca; na dłużej utkwił w nim złowrogi wzrok… tak bardzo pragnął dokończyć dzieło.

 

  Maryla wybiegła na ganek, nerwowo wypatrując na drogę. 

 – Iwonka, wrócili już?! – zapytała córki, bawiącej się przed domem z synem sąsiada.

– Mamo, przecież tyle razy już pytałaś! – odpowiedziało dziecko ze zniecierpliwieniem w głosie. – Wiesz, że tata dopiero pojechał... 

– Wiem, wiem, kochanie – kobieta przyznała, wycierając w fartuch nagle spocone dłonie. – Tylko pomyślałam sobie, że Janek mógł się z ojcem rozminąć, albo spotkać go po drodze, albo... To nie było ich? Na pewno? 

– Mamo, no...?!

Zachowanie matki irytowało dziewczynkę. Usłyszała wystarczająco dużo z rozmowy rodziców, zanim Albert pognał na rowerze w stronę mostu, aby rozumieć powody matczynej obawy, jednak tak jak ojciec sceptycznie podchodziła do usłyszanych rewelacji.

– Przecież to nie będzie na pewno tak, jak pan Polecki powiedział!

– Tak, tak, nie będzie... – Zdezorientowana pokonała kilka stopni, aby wyjść na podwórko. – Na pewno nie – dodała przepraszająco, pragnąc zagłuszyć niepokój.

  Podążając ku bramie, zerknęła na Zbyszka.

„Biedne dziecko”, pomyślała i uśmiechnęła się ciepło do chłopca. Blondynek pokręcił głową i spojrzał na Marylę z dziwnym grymasem na twarzy. Kobieta odniosła wrażenie, że mały chce zaprzeczyć słowom Walczakówny, Iwonka się myliła, a Zbyś o tym wiedział.

– Nie, to nie może się stać! – mruknęła pod nosem i wykonała ruch dłonią, aby rozpędzić kotłujące się w głowie czarne myśli.

 Stanęła w miejscu, gdzie najlepiej było widać drogę, którą pomknął mąż. Kiedy spoglądała, licząc, że dostrzeże wyłaniające się zza zakrętu znajome kształty bliskich, zdała sobie sprawę, że jest obserwowana. Kątem oka dostrzegła cień w zaroślach i mimo palącego słońca ogarnął ją nieprzyjemny chłód. Odwróciła się niepewnie i aż podskoczyła z wrażenia.

 Na wysokości jej twarzy, na wyrastającym z gęstego żywopłotu drzewie, lekko przysłoniętym listowiem siedział kruk. Było w nim coś niepokojącego, coś mrocznego, coś złego… Jego ponadprzeciętna wielkość, ani wyjątkowo czarna barwa piór nie miały wpływu na porażające ją odczucie, ale to w jaki sposób zwierzę wbijało ślepia w Marylę. Leniwe mrugnięcia hebanowych powiek były jedyną oznaką życia ptaszyska, które nie wykonywało najmniejszych nawet ruchów. Ponury obserwator nie rozglądał się na boki w obawie przed innymi drapieżnikami, nie zachowywał czujności, będąc pewnym, że jest najgroźniejszym łowcą w okolicy. Ptak był przerażająco nienaturalny, a fakt iż zupełnie nie bał się Maryli stojącej tuż obok, potęgowało odczucie niesamowitości. Walczakowa ze zdumieniem stwierdziła, że wpatrując się w nią z niemą nienawiścią, szykuje do ataku.

– Niemożliwe – szepnęła. – To wszystko przez te nerwy tak mi się tylko wydawaje… A może…? – Jeszcze raz zerknęła na ptaka i machnęła ręką, karcąc się w duchu za tak bezsensowne myśli.

Pośpiesznie ruszyła na powrót do domu. 

 Józef, pomimo wyraźnego zakazu Małej Wścieklizny, sięgał właśnie po złożone na krześle ubranie. Kiedy jednak Maryla kolejny raz w przeciągu ostatniego kwadransa wkroczyła do pokoju i zatrzymała się przy oknie, zdegustowany cofnął rękę.

– Myślisz, że zdąży?! – spytała, nerwowo ściskając w dłoni różaniec i wyglądając na zewnątrz. 

Polecki odpowiadał na to pytanie już kilkakrotnie, a cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną.

– O, Jezu! No, przecie żem mówił tyle razy! Widziałem chłopaka umarniętego, jak go ta bomba rzuca we wodę! Tera, to myślę, że tak jak Albert gadał, to mi się tylko śniło. 

– Nie! Nie, ja wiem...! – nagle urwała w pół słowa. Wyraźnie czegoś szukała w pamięci. – Kiedyś babcia mi mówiła, że gdy ma wydarzyć się coś złego, pojawia się czarny posłaniec... – znów urwała, rozważając własne słowa. – Przypomniałam sobie taką opowieść, chociaż zawsze sądziłam, że to bajki starych ludzi – mówiła powoli i cicho, ale z każdym słowem podnosiła głos, jakby chciała zakrzyczeć napływające straszne myśli – aby straszyć młodych. A ten kruk, on... Dzieci! Przecież one tam są same! Kruk jest…! – wykrzyknęła, kiedy dotarło do niej, że popełniła wielki błąd i na nic nie zważając, ponownie wybiegła na podwórze. 

– Wariatka! Normalnie wariatka – mruknął Józef, beznamiętnie komentując zachowanie Maryli.

Korzystając z okazji, że ponownie został sam, sięgnął po odzienie i bez względu na ewentualne konsekwencje ze strony rezolutnej kobietki postanowił się ubrać, i wstać wreszcie z łóżka. Kiedy przecisnął głowę przez otwór koszuli, z zewnątrz dobiegł go przeraźliwy krzyk, a raczej pisk Iwonki. W tej samej chwili rozległy się też rozpaczliwe nawoływania jej matki. Polecki był pewien, że wydarzyło się coś niedobrego i bez zastanowienia ruszył do wyjścia, po drodze wciskając ręce w rękawy i omal nie przewracając się o porzucone na podłodze spodnie.

 Na ganku ujrzał coś, co zadziwiło nawet jego samego, bądź co bądź poprzez swoje wizje przywykłego do niewytłumaczalnych doznań. 

 Przy akompaniamencie panicznych okrzyków, kobieta starała się odpędzić wielkiego, czarnego ptaka. Ogromny kruk to zbliżał się, to oddalał od drobnej postaci, która własnym ciałem osłaniała dzieci przed nietypowym agresorem. Skaczący napastnik wznosił się i opadał, aby ominąć wymachującą niczym szermierz trzymanym w dłoni kijem Marylę. Krakał złowieszczo i zawzięcie, trzepotał przy tym wielkimi skrzydłami, unosząc tumany kurzu przy każdej próbie ataku. Walczakowa w desperacji krzycząc i wywijając drągiem, skutecznie utrzymywała dystans pomiędzy nimi.

– Łoooo! Łoooo! Cholero jedna! – Józef, trzymając się poręczy, zaczął krzyczeć z daleka, aby odstraszyć kruka. Gdy to nie pomogło, nieporadnie ruszył kobiecie na pomoc.

 Zwierzę, dostrzegłszy nadchodzącego mężczyznę, przystanęło, oceniając swoje szanse i po chwili niespiesznie wzbiło się w powietrze.

– Co się tu dzieje?! – zapytał zasapany Józef, kierując słowa do roztrzęsionej kobiety, wciąż trzymającej w pozycji obronnej drewniany oręż. 

 Walczakowa dyszała, nie mogąc złapać oddechu.

– To... To był posłaniec. On... 

 Spojrzała na dzieci, Józef podążył za nią wzrokiem. Zbyszek trzymał się za policzek, a pomiędzy palcami sączyła się krew...

 Nagle nad głowami ponownie usłyszeli złowieszcze krakanie – ptak nie zrezygnował. Zataczał w powietrzu koła niczym smolisty latawiec. Kiedy przestraszeni czujnie wpatrywali się w szybującego kruka, rozległ się dźwięk przypominający odgłos gromu. W oknach zadrżały szyby, a po chwili zapadła cisza jak przed nadciągającą nawałnicą. Byli świadkami czegoś niepojętego; coś nadchodziło i nie była to burza.

 Chłop przez ułamek sekundy, który zdawało się trwał wieczność, spoglądał na niewysoką brunetkę, a wszystko co do tej pory się wydarzyło, zatrzymało się w czasie, jakby ktoś za pstryknięciem palców zaczarował świat.

Powoli opadało tylko czarne pióro.

 Józef w tym momencie pojął, że do wypełnienia wizji zabrakło jednej rzeczy…

Wiedział, co teraz musi nastąpić!

 Z wnętrza domu dobiegł ich ledwo słyszalny dźwięk kuranta, który w tych okolicznościach, wydawał się tak głośny niczym gong ogromnego dzwonu kościelnego, obwieszczającego godzinę trzynastą. 

Następne częściPiekarnia 22 Piekarnia 23 Piekarnia 24

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 15

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (33)

  • Keraj 26.08.2018
    Rozdziobią nas kruki i wrony 5
  • Ano :) Dzięki Karej!
  • Justyska 26.08.2018
    Tu będę wieczorem:)
  • Zapraszam serdecznie :)
  • Justyska 26.08.2018
    Kurczę Maurycy normalnie ciary po plechach. Dobry ten pomysł z krukiem. Idealnie dopełnia klimat. Jest mrocznie. Świetna robota.
    Jedna wątpliwość:
    "nie zachowywał czujności, najpewniej będąc pewnym, że jest najgroźniejszym łowcą w okolicy." - to najpewniej będąc pewnym - trochę masło maślane wyszło.Może wywal po prostu to najpewniej, nie jest chyba konieczne. To oczywiście tylko sugestia:)
    Pozdrówka!5 oczywiście!
  • Justysia, słuszna racja, zaraz najpewniej wywalę "najpewniej" :)
    Dziękuję Ci za świetne oko, które wyłapało ten błąd :)
    MIło mi bardzo, że zajrzałaś i podzieliłaś się refleksjami :)
    Pozdrawiam gorąco :)
  • betti 26.08.2018
    Maurycy ja to przeczytałam zaraz po tym, kiedy to zmusiłeś moją wyobraźnię do bujania w obłokach... tylko przez te wszystkie zawirowania nie miałam kiedy napisać komentarza, niemniej Piekarnię lubię i wyczekuję na ciąg dalszy. Dzisiaj mam dylemat... o ile wyobrażałam sobie, że czyha gdzieś poniemieckie zło, o tyle nie przypuszczałam, że będzie to, jak w filmie ''Omen'' przybysz z drugiej strony lustra. Trochę mnie ten fakt niepokoi, bo wolę rzeczy namacalne i dające się racjonalnie wytłumaczyć. Lecz niczego jeszcze nie przesądzam, poczekam na kolejny rozdział...
    Pozdrawiam.
  • Ok Betti :)
    No cóż „Omen” to nie bedzie chyba, ale... Namacalne rzeczy, to też nie wiem czy tu wszystko bedzie mozna wymacac. Pożyjemy zobaczymy jak wyjdzie.
    Dzięki za wizytę i komentarz.
    Pozdrawiam :)
  • Adam T 27.08.2018
    Hej. Patent z czarnym krukiem (pojedynczo lub gromadnie) mocno ograny (weźmy np. filmy "Suspiria", "Opera", wiersz "Kruk" Poego), ryzykownie tu tym krukiem zagrałeś.
    Jest kilka rzeczy do poprawy, jeśli chcesz, rzucę na to okiem później i napiszę co i jak.
    Na razie tak na szybko tylko tyle, bo czas... A raczej brak czasu ;)
    Pozdrawiaki.
  • Hej Adamie!
    Ogólnie to temat tego opka jest bardzo ograny, pomijając fabułę, jeśli zwrócisz uwagę na znaki, ślady i inne oznaki bytności złego, to nie robię tu rewolucji tylko trzymam się szlaków przetartych wcześniej, czy to w filmach czy książkach, czy jeszcze innych publikacjach. To nie ma być coś zupełnie nowego, to było z założenia, to ma być stary temat pokazany po mojemu. Jeszcze niestety wykorzystam kilka ogranych kart :)
    Jeśli masz ochotę i znajdziesz czas, to bardzo chętnie zapraszam Cię do zerknięcia „dogłębniego”, Twoje komentarze zawsze u mnie w wysokiej cenie, także czekam na szerszy komentarz i wiecej uwag.
    Pozdrawiam :)
  • Adam T 27.08.2018
    Witaj po raz drugi.
    Tech-aid:
    „Tylko ona, ta kobieta…” – zapisane w ten sposób w pierwszej chwili sugeruje coś przeciwnego, niż napisałeś dalej. Gdybyś napisał „Tylko że ona...” już bez powtórzenia „ta kobieta”, bo kim innym może być ona? To „Tylko że ona...” już sugeruje pewną w wątpliwość, a „tylko ona” – kogoś wyjątkowego dla bohatera.

    „Jej nienawidził najbardziej. Ona mogła zniweczyć wszystko.” – niepotrzebna ta „ona”, masz już „jej” w poprzednim zdaniu.

    „Maryla wybiegła na ganek, nerwowo wypatrując na drogę.” – może „nerwowo patrząc”, bo „wypatrując” to czegoś/kogoś.

    „...zapytała córki[,] bawiącej się przed domem z synem sąsiada.” – zdanie jest podrzędnie złożone, brak przecinka przed zdaniem podrzędnym.

    „– Wiem, wiem, kochanie – kobieta przyznała, wycierając w fartuch nagle spocone dłonie.” – to, ze przyznała widać po wypowiedzi. Skróciłbym to do: „wytarła w fartuch nagle spocone dłonie” (ręce w sumie to dłonie plus reszta, czyli przedramiona i ramiona).

    „... że Janek mógł się z ojcem rozminąć, albo spotkać go po drodze, albo” – przed pierwszym „albo” bez przecinka.

    „jednak[,]/[–] tak jak ojciec[,][–] sceptycznie podchodziła do usłyszanych rewelacji.” – w tym przypadku „tak jak ojciec” jest wtrąceniem, trzeba je wydzielić, w przypadku nadmiaru przecinków, można je zastąpić półpauzami, ale przecinki też będą dobre.

    „Biedne dziecko” pomyślała – po wtrąceniu,, jakim jest przytoczenie myśli, konieczny jest przecinek, niekonieczny jest natomiast cudzysłów, chyba że stosujesz go w przypadku każdego przytaczanie myśli.

    „ Iwonka się myliła[,] a Zbyś o tym wiedział.” – brak.

    „– Nie, to nie może się stać! – mruknęła pod nosem” – skoro „mruknęła”, po co wykrzyknik?

    „Kątem oka dostrzegła cień w zaroślach i[,] mimo palącego słońca[,] ogarnął ją nieprzyjemny chłód.” – tu wydzieliłem Ci przecinkami wtrącenie (czyli coś takiego, bez czego zdanie nie zmienia sensu).

    „na wyrastającym z gęstego żywopłotu drzewie, lekko przysłoniętym listowiem siedział kruk” – drzewo było lekko przysłonięte listowiem, czy to literówka? (nie miało być przypadkiem „przysłonięty”?).

    „Jego ponadprzeciętna wielkość, ani wyjątkowo czarna barwa piór nie miały wpływu na porażające ją odczucie, ale to w jaki sposób zwierzę wbijało ślepia w Marylę.” – to zdanie trochę choruje.

    „Leniwe mrugnięcia hebanowych powiek były jedyną oznaką życia ptaszyska, które nie wykonywało najmniejszych nawet ruchów.” – nie mogło nie wykonywać ruchów, skoro mrugało powiekami. Osobiście wywaliłbym cały fragment o ruchach, Zostawił tylko: „Leniwe mrugnięcia hebanowych powiek były jedyną oznaką życia ptaszyska”. Unikniesz lania wody.

    „...że wpatrując się w nią z niemą nienawiścią, szykuje do ataku.” – szykuje do ataku co? Mniemam, że chciałeś uniknąć powtórzenia „się”, ale wyszło to średnio, bo zabrakło dopełnienia. Może zmień na: „szykuje atak”?

    „– Niemożliwe – szepnęła. – To wszystko przez te nerwy tak jej się tylko wydawało… A może…? – Jeszcze raz zerknęła na ptaka i machnęła ręką, karcąc się w duchu za tak bezsensowne myśli.” – co tu jest wypowiedzią, a co komentarzem do wypowiedzi, bo ogarniam tylko: „– Niemożliwe – szepnęła”? Potem... potok słów beztroski.

    „Józef, pomimo wyraźnego zakazu Małej Wścieklizny[,] sięgał właśnie po złożone na krześle ubranie.” – brak przecinka po zdaniu podrzędnym, które zacząłeś wyodrębniać. „pomimo wyraźnego zakazu Małej Wścieklizny” jest tu zdaniem podrzędnym.

    „Kruk jest…[!] – wykrzyknęła...” – skoro wykrzyknęła, to brak wykrzyknika.

    „Zwierzę, dostrzegłszy nadchodzącego mężczyznę, przystanęło, oceniając swoje szanse i po chwili niespiesznie wzbiło się w powietrze.” – pisałeś, że „wznosił się i opadał”, ani słowa o lądowaniu, a – żeby przystanąć – trzeba najpierw wylądować,tak przynajmniej mi się wydaje. W locie trudno jest przystanąć, już bardziej „zatrzymać się”.
    Tyle na dziś. Resztę zrobię jutro, a może jeszcze dziś wieczorem, bo mam w tej chwili pilną robotę.
    Na razie pozdrawiam. I'll be back ;)
  • Dzięki póki co, poogarbiam pózniej :)
    I’ll be waiting for more:)
  • Canulas 27.08.2018
    Jestem i tutaj. Czasu mało, więc tylko o treści, bo i wsparcie masz. A treść Panie, jak trzeba. Forma utrzymana, choć celowo jakby oddalił es konfrontację. A szkoda. Bardzo jestem jej ciekaw.
    Gwiazdki "wcisłem" oczywiście w komplecie.
  • Dzięki bardzo Canie za wizytę i komentarz, no i za gwiadki rownież :)
  • Violet 27.08.2018
    No, Panie Maurycy...
    Budujesz napięcie i klimat niczym sam Alfred H. Początek kapitalny, złowrogi, dodać odpowiednią muzykę... i zasypianie tylko przy zapalonym świetle. ;) Opowiadasz barwnie, po przeczytaniu zdania, fragmentu nie ma najmniejszego problemu z wyobrażeniem sobie sceny. Za Justyśką - świetna robota. Pięć.
    Pozdrawiam.
  • Bardzo dziękuję Violet :)
    Porównanie do mistrza to na pewno lekka przesada, ale bardzo mi miło słyszeć te słowa oczywiście :))
    Pozdrawiam serdecznie Vi :))
  • Violet 27.08.2018
    Maurycy Lesniewski oj tam, oj tam! Nie bądź taki skromny, zrobiłeś spory postęp od czasów "pierwszych Piekarni", a żaden mistrz nie był mistrzem od samego początku ;)
  • Violet :)
  • Adam T 28.08.2018
    Jestem zgodnie z umową.

    „Józef[,] trzymając się poręczy, zaczął krzyczeć z daleka...” – zdanie podrzędne (i wtrącenie zarazem) musi być wydzielone przecinkami z obu stron. Zdaniem nadrzędnym jest tu: „Józef zaczął krzyczeć z daleka”.

    Ech, gdybym wiedział, że tylko tyle, skończyłbym wczoraj :)
    Wiesz, przyczepiłem się kruka (o nie wyjaśniłem tego wczoraj z braku czasu), bo kilka dni temu oglądałem „Nieustraszeni bracia Grimm”, a tam jest scena z krukiem i małą dziewczynką (kruk ochlapuje jej twarz błotem, a kiedy dziewczynka błoto ściera, nie ma już oczu, nosa i ust , tylko gładka skórę).
    A kruk to archetyp, jakby nie patrzeć. Kiedy widzi się go w filmie, bądź nim czyta, od razu wiadomo, ze nic dobrego się raczej nie wydarzy. Zwiastun złego, coś jak czarny pies w „Omenie”.
    Ponieważ kocham się w filmie, tekst również odbieram filmowo, pod kątem obrazów, „montażu”scen, itp.
    Powiem tak, stworzyłeś nastrój złowieszczy. Czy korzystasz z oklepanych wzorców, jak wczoraj napisałeś, nie zgadzam się, nie są oklepane. Pisałem to już zresztą nie raz – osadzenie fabuły w takich a nie innych czasach już nie jest oklepane, pokazanie bohaterów właśnie takich i wklejenie ich w zjawiska nadnaturalne także nie. To ogromna siła „Piekarni” – miejsce akcji, bohaterowie, czasy, a jakich się dzieje.
    Piszesz coś, o czym nie czyta się powszechnie. Budujesz relacje między bohaterami niebanalne. Mnie się to podoba i zawsze, dokąd będę na Opowi, chętnie poczytam kolejne części.
    Pozdrawiaki ;)
  • Dzięki Adamie za dokończenie spraw technicznych, ach te przecinki, zazdroszczę tym dla których nie jest trudne :)
    Przy okazji „Piekarni” próbuje przemycać, ożywiać, miniony świat, gdzie nie było jeszcze GPS-u telefonów komórkowych, nawet TV jeśli była, to w potężnych powijakach,( chociaż w Pl, TV chyba lata pięćdziesiąte) czasem, mimo tych wszystkich dobrodziejstw obecnych czasów, chciałbym sie przenieść do tamtych, chociaż ciężkich i bardzo trudnych, tak nieraz dziwnie mnie nachodzi. To sobie chociaż myślami tam jestem, tak troche :)
    Interpunkcja z poprzedniego komentarza juz uaktualniona, zaraz wstawię ten ostatni przecinek.
    Nie przemawiają do mnie Twoje watpliwości odnośnie tego fragmentu tam gdzie jest powtórzenie „ona”, zastosowany ten zabieg został celowo i chcę aby tak zostało.
    We fragmencie z atakującym krukiem, zarzuciłeś, że on „nie laduje a wzbija sie w powietrze” , chodzi o to zdanie, którego nie zmieniałem „Skaczący napastnik wznosił się i opadał, aby ominąć wymachującą niczym szermierz trzymanym w dłoni kijem Marylę. ” - jest napisane na samym początku zdania „Skaczący napastnik...” czyli dla mnie jasne, że musiał zasadniczo trzymać sie ziemi i tylko podskakując, wznosił sie i opadał, to dla mnie jest oczywiste, że musiał ladowac po każdym ataku. Tego też nie będę zmieniał.

    Mimo że nie wszystkie sugestie „kupiłem”, za wszystkie jestem bardzo wdzięczny, bo każda Twoja uwaga zmusiła mnie do ponownego przyjrzenia sie tekstowi i kolejnego razu jego przeanalizowania, co zawsze bedzie tylko dobre dla teksu, dla każdego nie tylko tego tekstu zresztą.
    Zawsze jesteś mile u mnie widziany z komentarzem, tak obszernym i precyzyjnym, jeśli tylko znajdziesz czas, ale rownież z każdym innym, choćby wyrażeniem swojego zdania czy opinii.
    Jeszcze raz bardzo dziekuje Adamie za poświęconemy czas i podzielenie sie spostrzezeniami.
  • MarBe 30.08.2018
    Najlepiej czytać po wszystkich poprawkach, wtedy jest doskonałe.
    Pozdrawiam.
  • podobno ;)
    Dzięki MarBe :)
  • KarolaKorman 06.09.2018
    Okropne jest takie czekanie! Stanie się to coś strasznego czy nie. Czy to coś jest nieuniknione, czy tylko czczym gadaniem. Taka niepewność potrafi zabijać człowieka od środka, posuwać go do rzeczy, o które by nie podejrzewał sam siebie.
    Bardzo dobra część :)
    5 wstawione :)
    Pozdrawiam :)
  • Dziękuję bardzo Karola, za wizytę i komentarz :)
    Ano jest okropne takie wyczekiwanie :)
    Pozdrawiam :)
  • Pasja 13.09.2018
    Dzień dobry
    Pamiętam ludowe mądrości mojej babci. Ona uważała, że kruki i sępy nie wróżą nic dobrego. Zawsze zwiastują nieszczęście. Dawniej uważano te ptaki za święte i nie wolno było ich zabijać i jeść.
    Wracając do tekstu świetnie bawisz się emocjami. Bardzo specyficzny myk z tymi zwierzętami ludzkimi.

    Chłop przez ułamek sekundy, który zdawało się trwał wieczność, spoglądał na niewysoką brunetkę, a wszystko co do tej pory się wydarzyło, zatrzymało się w czasie, jakby ktoś za pstryknięciem palców zaczarował świat... tutaj zatrzymałeś obraz jak w kadrze - dlaczego? wiem, że kobieta jest jedyną istotą której ptaszysko nienawidziło i bało się jej że przeszkodzi w jego planach.
    Powoli opadało tylko czarne pióro.
    Józef w tym momencie pojął, że do wypełnienia wizji zabrakło jednej rzeczy… więc Józef wie co ma nastąpić.

    Jest takie przysłowie… gdzie diabeł nie może tam babę pośle. I pewnie Maryla poradzi sobie .
    Tworzysz doskonały obraz, twój obraz niepowtarzalny styl i klimat.

    Pozdrawiam i miłego dnia.
  • Dziękuję Pasjo bardzo za świetne rozłożenie tego fragmentu na części i wyciągnięcie całej esencji :))
    Bardzo mi miło, było ponownie Cię gościć :))
    Pozdrawiam serdecznie :)
  • Blanka 06.10.2018
    Szkoda, że nie ma znaku interpunkcyjnego, albo jakiejś emotki wytężającej ciarki. No, łał.
  • Blanka 06.10.2018
    *wyrażającej
  • Blanka miło mi bardzo, mimo, że nie ma takiej emotki :)
  • Ritha 12.10.2018
    Bardzo interesujący pierwszy akapit, bez kreślenia podmiotu, intrygująco.

    „Od dłuższego czasu siedział na gałęzi, nie spuszczając wzroku z bawiącej się nieopodal dwójki ludzkich szczeniąt” – wow, nieźle

    „Jedno z nich przez chwilę już posiadał w swojej mocy. Ciemne jak noc oko skierował na pokiereszowanego chłopca; na dłużej utkwił w nim złowrogi wzrok… tak bardzo pragnął dokończyć dzieło” – to to coś ze strychu!

    „– Wiem, wiem, kochanie – kobieta przyznała” – obczaj jakby zamienić na „przyznała kobieta”

    Tworzysz bardzo obrazowe sceny, które z jednej strony są spokojne, sielankowe, choć to może niezbyt dobre określenie, swojskie! O!, swojskie, a z drugiej strony – trącające o mroczne, z przeplatanym napięciem, systematycznie rozbudzające ciekawość. Bardzo fajnie. Potem dialog Maryli i Józefa, narastająca panika u niej, u niego całokształt chłopskiego charakteru w każdym wypowiedzianym słowie, jak na dłoni, bardzo naturalnie Ci to wychodzi. Pokazałeś kilka zatrzymanych kadrów, ten krążący kruk, dobry fundament pod akcję.
    Świetna część, Mauryc!
  • Bardzo dziękuje Ritcho, za zerknięcie i kolejny bardzo ciekawy komentarz :)
    Kłaniam się nisko :)
  • Agnieszka Gu 19.12.2018
    Genialne! Ge-ni-al-ne!
    Tyle ci powiem...
  • Aż tak? :) Dzięki bardzo :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania