Poprzednie częściPiekarnia (wstęp)

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Piekarnia 20

Spocony Albert podskakując na nierównościach brukowanej ulicy, pędził rowerem w kierunku rzeki.

– I po, kurwa, co?! Po co, kurwa, mi to było?! – sapał i klął pod nosem, pedałując, jakby brał udział w wyścigu kolarskim. Wcześniej opadła go sfora psów, której ledwo uszedł, co spotęgowało w nim wściekłość i frustrację. – Ona się słucha wariata, a ja muszę drałować. Ale mnie, kurwa, poharatały! – Irytacja sięgnęła zenitu, kiedy spojrzał na poszarpane nogawki spodni. 

 Polecki przekonał Marylę, że Jankowi grozi niebezpieczeństwo, a teraz on, a nie kto inny, musiał pędzić na złamanie karku dla spokoju żony. W duchu przyznawał, że historia Józefa z tymi wszystkimi szczegółami, wydawała się nawet przekonująca, lecz był zupełnie pewny, że nic z tego, co usłyszał, raczej się nie wydarzy. Zwodzony most na pewno nie działał, przecież dopiero co skończyła się wojna i nic nie pracowało normalnie, a tym bardziej trudno byłoby, aby na tak wąskiej rzece mogły kursować równolegle obok siebie „dwa statki” towarowe, jak je określił Polecki. 

– Boże, ten wsiok nawet nie znał słowa barka! – psioczył złośliwie, zwalniając przed ostatnim zakrętem prowadzącym do przeprawy.

Mijał nielicznych ludzi zdziwionych jego szaleńczą jazdą i ospałe furmanki. Nie odpowiadał na zaczepki ani pozdrowienia, gdyż w głowie mimo przekonania o swojej racji, tliło się nieśmiałe pytanie: – „A jeśli?” Wątpliwości nie ważył się wypowiedzieć na głos. Jeśli tamten szaleniec miał rację, mogliby stracić drugiego, ukochanego syna. Tym razem Maryla nigdy by mu nie wybaczyła, że nie zrobił nic, mając choćby tak mizerne, jak od majaczącego w gorączce człowieka, ostrzeżenie. Sprawdzi, ale to już na pewno ostatni raz...

– O, kurwa! – zaklął, widząc, jak około pięćdziesiąt metrów przed nim droga ze szczękiem mechanicznych przekładni podnosiła się do góry. – Ten, kurwa, złom działa! 

 Zlany potem dojechał do mostu. Spojrzał na rzekę – właśnie przyprawiał się jacht z radziecką banderą. Alfred odsapnął z ulgą. 

– Jednak chuj się pomylił! – kipiał złością na całą tę sytuację. Polecki poturbował mu syna, a teraz jeszcze Maryla brała jego stronę. Z ulgą przyjrzał się odpływającej żaglówce. – Na tej łajbie raczej na pewno nie przewożą węgla! – mruknął zły i otarł pot z czoła, odprowadzając wzrokiem łódź, dopóki nie zniknęła za zakolem rzeki.

 Wyciągnął swój srebrny zegarek „cebulę”, który odziedziczył po dziadku i spojrzał na tarczę, wskazówki pokazywały za dziesięć pierwsza. Dla pewności musiał odszukać syna i zabrać do domu, aby uspokoić żonę. Nie dostrzegł barek, napis na słupie z nazwą rzeki wciąż miał niemiecką nazwę. Nic z opowieści Józefa się nie zgadzało. To go upewniło, że wydarzenia o których mówił, nie nastąpią.

Na potwierdzenie jego myśli, przęsło mostu głośno terkocząc, co sprawiło radość gapiącym się nieopodal dzieciakom, zaczęło mozolnie sunąć w dół.

Już miał odjechać wzdłuż rzeki na poszukiwanie Janka, gdy nagle rozległa się syrena. Kiedyś słyszał taką przed wojną, gdy w ramach prowadzenia własnej działalności płynął promem do Szwecji.

Operator zwodzonego mostu zareagował natychmiast na ten dźwięk. Jezdnia zatrzymała się i na powrót mozolnie zaczęła wspinać na pełną wysokość, aby mogła przepłynąć kolejna jednostka.

 Albert obejrzał się lekko wystraszony hałasem i zaskoczony zwrotem sytuacji. Za plecami ujrzał ogromną, może czterdziestometrową barkę wypełnioną po brzegi węglem. 

Poczuł się nieswojo. Nerwowo zerknął na zegarek… za siedem pierwsza. Gdy tylko oderwał wzrok od tarczy, ujrzał człowieka niosącego w jednej ręce drabinę, a pod pachą drugiej przytrzymywał kawałek blachy, na którym zdołał odczytać niepełny napis „...a Tuga”. Mężczyzna kierował się w stronę słupa z nazwą rzeki na szczycie; teraz przeraził się nie na żarty, dokładnie o tym opowiadał sąsiad.

Wszystkie alarmy w głowie Alberta wyły na pełny regulator! Natychmiast musiał odnaleźć syna! 

  Gorączkowo przypominał sobie szczegóły wizji; „Na lewo od mostu będzie ze sto kroków, jest taka wyspa, co dotyka ziemi, on jest tam...”. 

– Kurwa! Musiał mi takimi rebusami pierdolić?! - Nerwowo obserwował, jak transport węgla mijał most.

Patrzył na lewo, w kierunku gdzie zmierzała barka, tam według Józefa, którego zaczął darzyć coraz większym szacunkiem, miała rozegrać się tragedia.

– Dobrze, że nie ma jeszcze tej drugiej... O kurwa!

Ludzie czekający na opuszczenie przęsła gapili się na niego z dezaprobatą, ale się tym nie przejmował. Zza zakola rzeki wychynęła właśnie kolejna wielka łódź, wyglądająca niczym ruchoma egipska piramida z mieniącym się w słońcu, transportem żwiru i płynąca naprzeciw pierwszej.

Wszystko układało się idealnie według przepowiedni Józefa.

– Kurwa! No, kurwa, Albert myśl! – sam siebie nerwowo upomniał. – Gdzie jest ta jebana wyspa, co dotyka ziemi?

Spojrzał jeszcze raz uważnie na brzeg. Mniej więcej w miejscu, gdzie barki powinny się minąć, na rzece unosiła się niewielka kępa trzcin. W pierwszej chwili zlekceważył zdawałoby się nieistotny szczegół, ale nitka, która jakby łączyła wysepkę ze stałym lądem, okazała się wąską ścieżką. Dostrzegł, że ktoś łowił tam ryby. To musiało być miejsce wspomniane przez Józefa.

 Czas! Spojrzał na zegarek. Zostały tylko trzy minuty. Na rowerze powinien zdążyć. Kątem oka zerknął na barki, odległość pomiędzy nimi drastycznie malała… Nie miał ani sekundy do stracenia – ruszył najszybciej, jak tylko potrafił. 

Jazda do celu wydawała się wiecznością, a gdy już tam dotarł, bez wahania rzucił rower i spoglądając na zegarek, pobiegł krzycząc z całych sił.

– Janek! Janek! Do mnie! – darł się, aby przekrzyczeć pracujące potężne silniki. – Natychmiast! Janek!

  Wbiegł na wąską ścieżkę, wiodącą na cypel i tracił już nadzieję, czy dobrze trafił, gdy nagle zza wysokiej roślinności wychyliła się twarz syna. 

–Tata?! – Chłopak stanął jak wryty. – A co ty...?

 Albert złapał młodego za kołnierz i bez tłumaczenia pociągnął w stronę brzegu. 

– Ała... ała! – Wystraszony takim zachowaniem bezwolnie podążył za ojcem, próbując protestować. – Za co... ?! 

– Później! Na brzeg! – wysapał Albert, wciągnąwszy dzieciaka w zarośla, w których bezwzględnie rzucił go na ziemię i nakrył własnym ciałem, jednocześnie zakrywając uszy.

 Mijały sekundy, Janek leżał jak nieżywy, a Walczak w akompaniamencie ryku silników diesla sięgnął po zegarek.

– Dwie po – szepnął ze zdziwieniem, unosząc rękę, aby lepiej przyjrzeć się tarczy chronometru. – No! Dwie minuty po i kurwa, nic?! To, po to ja…

 Wtem nastąpiła potężna eksplozja. W jednej chwili zrobiło się ciemno i poczuł, jak fala uderzeniowa wyrwała mu zegarek z dłoni, a po chwili ogarnął go chłód.

– „Urwało mi rękę? To koniec…?" – pomyślał i stracił przytomność.

Następne częściPiekarnia 21 Piekarnia 22 Piekarnia 23

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 12

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (24)

  • betti 02.08.2018
    Super, przeczytałam obie części jednym tchem... tworzysz arcydzieło. Ta książka będzie się sprzedawała jak świeże bułeczki. Musisz znaleźć wydawcę... to konieczność.
  • Dzięki bardzo Betti, arcydzieło to chyba jednak za dużo powiedziane, ale bardzo mi miło :)
  • Justyska 02.08.2018
    Popieram betti, to świetna historia. Mój komentarz może lichy, ale wiedz, że jestem pod wielkim wrażeniem i czekam na ciąg dalszy. Nie wiem czy są błędy, bo pędziłam za literkami.
    Pozdrówka!!! i pełnia gwiazd
  • Justysia żaden komentarz nie jest lichy, a już Twój to na pewno nie :)
    Bardzo mi miło :)
  • KarolaKorman 03.08.2018
    ,,– Ona się słucha wariata,'' - to piętro wyżej, bo dalej mówi Albert
    ,,– Na tej łajbie raczej'' - to też jak wyżej
    ,,rebusami pierdolić?! Nerwowo obserwował'' - tu myślnik między dialogiem a narracją
    ,,z dezaprobatą, ale się tym przejmował się tym. '' - tu namieszałeś
    A jednak miał sąsiad rację. Może dobrze, że pomylił się w dokładności czasu, bo mógłby nie dojechać na czas.
    Oj wciągająca ta Twoja opowieść, wciągająca i miło było przeczytać na dobry początek dnia :)
    Gwiazdy świecą, pozdrawiam :)
  • Ojoj :)
    Trochę tego jest:) Tak to jest jak się człowiek spieszy:)
    Dzięki Karola za wyłapanie błędów, zaraz się nimi zajmę.
    Cieszę się, że mimo niedoskonałości opek Ci się podoba.
    Dzięki bardzo za wizytę.
    Pozdrawiam :)
  • Pasja 03.08.2018
    Czyli prawdą było to co widział Józef. Teraz nie wiemy co z Albertem?
    Straszne były te czasy powojenne. Ile spustoszeń dokonały wokoło i w ludzkich umysłach.
    Ukłony wielkie za tekst.:))
  • Jak zwykle trafne pytanie Pasjo :)
    Miło mi, że tu dotarłaś, w tym piekarniczym maratonie :)
    Pozdrawiam serdecznie :)
  • Okropny 03.08.2018
    Uuu, pomyślałem. Uuu, paanie. To dobre jest, to się czyta tchem jednym, jużem ciekaw tego pierdolniecia na koniec!
  • No dzięks bardzo. Obaczym jak będzie :)
  • Canulas 07.08.2018
    "– Boże, ten wsiok nawet nie znał słowa barka! – psioczył złośliwie, zwalniając przed ostatnim zakrętem prowadzącym do przeprawy." - fajne. W ogóle świetnie się rozwinąłeś pod kątem zapisu dialogów. Zawse miałeś fajne słowmnictwo, neico zapis kulał. Tera wszystko hula jak Ozar na lekcjach historii.

    " Gdzie jest ta jebana wyspa, co dotyka ziemi”? " - wydaje mi się, że tylko kropki za cudzysłów, ale siędoinformuj.

    "– Ała...ała ! – Wystraszony takim zachowaniem bezwolnie podążył za ojcem, próbując protestować. – Za co.. ?! " - pierdolnik z kropkami. W pierwszym przypadku po wielkokropku nie ma spacji, w drugim brakuje jednej kropki.

    No jajk widzisz isę zbytnie nie przypierdzielam. Dobra część. Powtórzę: świetne dialogi i myśli bohaterów.
  • Dzięki Canie za zerknięcie i komentarz. To porównanie z Ozarem genialne:)
  • MarBe 19.08.2018
    Stale pasjonujące.
  • Cieszy mnie to bardzo :)
    Pozdrawiam :)
  • Blanka 06.10.2018
    Aleś cwaniaku skończył... Ale ja jestem cwańsza, mam zapas:P
  • Nie przewidziałem tego, że będziesz taka przezorna :)
  • Ritha 10.10.2018
    Dzień dobry :)

    Najpierw wsparcie techniczne:
    – Kurwa! No, kurwa, Albert myśl! – sam siebie nerwowo upomniał. – Gdzie jest ta jebana wyspa, co dotyka ziemi”? – tutaj cudzysłów przed pytajnikiem wydaje się zbędny

    Wbiegł na wąską ścieżkę, wiodącą na cypel i tracił już nadzieje – nadzieję*

    „wychyliła się twarz syna.
    –Tata?! – Chłopak stanął jak wryty. – A co ty...?
    Albert złapał syna za kołnierz” – 2 x syna dość blisko, „złapał dzieciaka” może
    (chociaż potem masz „wciągnąwszy dzieciaka w zarośla”, no cuś pokombinuj ;p)

    „– Ała...ała” – odstęp po wielokropku
    „Za co..” – jeszcze jedna kropeczka


    Oki, tera reszta :)
    Nie odpowiadał na zaczepki ani pozdrowienia, gdyż w głowie mimo przekonania o swojej racji, tliło się nieśmiałe pytanie: – „A jeśli?” – no właśnie, dobrze, że to dodałeś, bo nawet jeśli nie wierzył, to wątpliwość/obawa powinna być, w końcu to jego syn

    „Dostrzegł, że ktoś łowił tam ryby. To musiało być miejsce wspomniane przez Józefa.
    Czas! Spojrzał na zegarek. Zostały tylko trzy minuty. Na rowerze powinien zdążyć. Kątem oka zerknął na barki, odległość pomiędzy nimi drastycznie malała…” – ładnie budujesz napięcie, czuć to tempo

    Ładna, staranna część, dopracowana scena, no i końcówka w stylu Mauryca, pięknie, lubię bardzo te Twoje zakończenia. Pińć! :)
  • Obadam wskazania i za nie nmbardzo dziękuje.
    Bardzo mi miło Ritha, że jesteś i dzielisz się swoimi spostrzezeniami i radami.
    Bardzo wielkie dzięki za everything ;)
  • Ritha 10.10.2018
    Maurycy deej spokój, jestem ostatnio totalnie nieogarniętym odbiorcą, nie ma za co dzinkować.
    :)
  • Ritha jest za co, oj jest!
    Każdy dorzuca komentując, grosik czy dwa, Ty ładujesz mi mocne pięć groszy, a to suma niebagatelna :)
    Mam nadzieję, że nie przekombinowalem z metaforą :)
    Ale jest za co!
  • Ritha 12.10.2018
    Maurycy nie przekombinowałeś z metaforą ;) Syćko kumam, lecę zaraz dalej :)
  • Ritha :)
  • Agnieszka Gu 19.12.2018
    Kurcze, aleś to rozpisał... akcja na całego, a tu hasło:
    "– Kurwa! Musiał mi takimi rebusami pierdolić?! - Nerwowo obserwował, jak transport węgla mijał most.".... no jak rany, nie wiadomo, smiać się czy płakać ;)))) Bosko to wyszło :))

    Ale zakończenie... lecę dalej...
    A spać miałam iść! Się nie da! ;))
  • Aj tam, spanie jest przereklamowane :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania