Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Piekarnia 10
Zatrzymał się w połowie schodów i próbował dostroić umysł do obrazu, który widział podczas wizji. Poczynając od niskiej temperatury i oszronionego poddasza, aż po zapach śmierci, wszystko to sprawiało wrażenie sennej mary.
Zbyszek… głos, którym mówił oraz sposób w jaki patrzył… Nie, to nie było to dziecko, które spędziło z nim kilka ostatnich tygodni. Wyczuł zmianę, ale nie potrafił określić, jakiego jest rodzaju, po prostu doznawał uczucia, że coś mu umyka, odnosił wrażenie, że był o włos od poznania niewiadomego… A może nawet o tym wiedział, tylko poznanie tajemnicy nie mogło przebić się do świadomości? Stojąc tak i rozglądając wokół, wyczuwał że jest obserwowany i na pewno nie przez syna. Przemknęła mu przez głowę myśl, że stał się zwierzyną, na którą zaraz runie potężny drapieżnik. Instynkt podpowiadał, aby natychmiast opuścił to miejsce, jednak zacisnął dłoń z całej siły na poręczy schodów i rozglądał się dalej. Dwa z trzech ciał zawieszone na linkach i leniwie poruszające się pod dachem widział wcześniej: SS-mana spotkał w swojej wizji, a dziewczynkę z blond włosami lub przynajmniej coś, co przyjęło jej postać, gdy poprzedniego wieczora bawiła się z jego synem. Gnijące ludzkie szczątki u powały i smród zepsutego mięsa nie robiły już na mężczyźnie wrażenia. Przez ostatnie lata przywykł do widoku śmierci, lecz na samo wyobrażenie obecności Złego przeszły go ciarki. Wmówił sobie, że to tylko złudzenie. Dla pewności przeżegnał się i zdecydowanie ruszył ku bujającemu się w przód i w tył Zbyszkowi.
– Oj, dzieciaku, głupoty gadasz! Toż oni umarnięci na śmierć! Zamroź tu taka i trupiegoś smrodu się nawdychał, to i durnoty gadasz! – powiedział stanowczo, starając się opanować ogarniający go niepokój. Chwycił dziecko pod pachę, jeszcze raz obrzucił strych spojrzeniem i energicznie zszedł po schodach na parter do kuchni. Usadził trzęsącego się i szczękającego zębami chłopca na jednym z krzeseł i odsunął fajerki paleniska.
– Tylko rozpalę pod kuchnią, to zaraz nagotuję ci wrzątku z sacharyną – Zajrzał do wnętrza i rozgarnął resztki popiołu – To cię rozgrzeje, zobaczysz!
Mały nic nie odpowiedział.
Józef, aby zbyt długo nie pozostawiać małego samego, pospiesznie udał się do salonu. Z kominka wziął podpałkę i kilka szczap z ułożonego obok stosu drewna. Przez cały czas towarzyszyło mu skrzypienie krzesła, wzmagające złe przeczucie. Kiedy wysuszone drewno błyskawicznie zajęło się ogniem, przysunął dziecko wraz z siedziskiem tak, aby ogrzewało je ciepło z uchylonych drzwiczek paleniska. Do zlewu wstawił niewielki garnek, który znalazł w jednym z kredensów i odkręcił kurek kranu, ale odpowiedział mu tylko szum powietrza. Odczekał jakiś czas licząc, że woda jednak poleci, ale najwyraźniej wodociąg nie działał.
– Szajze, kurwa, szajze! – zaklął cicho pod nosem. – Polecę do wozu po wodę, zostań tu. Nie zrób nic głupiego.
Nie otrzymawszy odpowiedzi uznał, że może zostawić Zbyszka na chwilę samego.
Kiedy skończył nabierać wodę z beczki i miał już wracać do domu, do jego nozdrzy dotarł zapach bzu i czegoś jeszcze. Stanął pod wiatr, zaciągnął się mocno powietrzem – wyczuł delikatną nutę mięty.
– Mięta byłaby lepsza od wrzątku – pomyślał na głos i podszedł do płotu.
W zarośniętym, przydomowym ogródku sąsiedniego obejścia dostrzegł niebiesko-fioletowe kwiaty ziela. Rozejrzał się za furtką, jedyne wejście było tylko od ulicy. Nie chcąc tracić czasu, postawił garnek z wodą i bez problemu przeskoczył przez płot.
Powracając z pokaźną wiązką pachnących ziół, uwagę Józefa przykuło obłożone workami z piaskiem wejście do budynku. Schody z poziomu gruntu prowadziły w dół. Zdał sobie sprawę, że było to wejście do piwnicy, do której wpadł poprzedniego wieczoru. Zszedł kilka stopni. Tuż za ułożonymi na wysokość jego ramion i uszczelnionymi obślizgłą warstwą mchów workami, znajdowały się żelazne, na wpół zardzewiałe drzwi. Dawniej ta bariera miała chronić piwnicę przed zalaniem, teraz utrzymywała w niej cuchnącą wodę. Przezwyciężając niechęć, podszedł do metalowych wrót i przyłożył ucho.
Usłyszał piski i szmer poruszających się gryzoni. Odskoczył z obrzydzeniem.
– O, kurwie krwie! – syknął.
****
Słońce stało wysoko, gdy Józef z synem skierowali się do domu z zerwaną podłogą. Mężczyzna dyskretnie przyglądał się dziecku, w duchu ciesząc się, że ciepło ognia i napar z mięty tak szybko postawiły go na nogi. Chłopiec w rękach dzierżył opinacze wojskowych hełmów. Jeden był niemiecki, drugi rosyjski, oba solidnie zardzewiałe, na dodatek za każdym razem, gdy tylko metal uderzał o przypadkowy kamień, rozlegał się głośny brzęk. Podążał za Zbyszkiem, trzymając w jednym ręku niewielki wiecheć słomy, oraz garść szmat, a w drugiej gracę do ziemniaków, spory zwitek linki pozyskanej ze strychu oraz wiadro pełne bryłek czegoś, co do złudzenia przypominało węgiel. Hałas czyniony przez syna, irytował Józefa coraz bardziej, a kiedy weszli na brukowaną kostkę drogi nie wytrzymał:
- No weźże, dzieciaku, nieś te hełmiska! Robisz tyle rabanu, co na odpuście! Wszyscy muszą wiedzieć gdzie i po co idziemy?!
– Bo one są ciężkie, i... i ja nie uradzę!
Dziecko, aby pokazać swoje niezadowolenie, szło dalej niczym mały pingwin i na dodatek zaczęło tupać nogami, wzruszając równocześnie ramionami. Wyglądało to tak komicznie, że rodzic zaczął się uśmiechać pod nosem, a determinacja w głosie Zbyszka rozczuliła ojca, który roześmiał się na głos.
– Czekaj, no! Daj mnie tu jeden z tych pasków. Ja wezmę ten hitlerowski garnek. Dasz radę ruski nieść? Wielkoludzie ty...
– Jeden to pewnie, że dam. Te tata, a one to po co nam? Bo ja ciągle nie wiem – zapytał chłopczyk.
Rozbawiony ojciec skinął głową.
– To już zapomniałeś, przeciem ci mówił?
– No, mówiłeś, że idziemy mordować szczurzyska, te, co cię poharatały. Ale, po co nam hełmy potemu?
– Obaczysz, nie będę nadaremno języka marnował – ojciec uciął rozmowę, ponieważ doszli już do furtki sąsiedniego budynku. – Tylko tera cicho bądź, bo wiesz...?
Mały trzymając wielkie wojskowe nakrycie głowy przy piersi, przytaknął ze zrozumieniem.
– Aaa, bo szczury pouciekają?
Polecki tylko westchnął głęboko, pokręcił głową i kopnął na wpół uchyloną bramkę.
– Właź, nie gadaj! – zakomenderował, gdy furtka otworzyła się na ościerz.
Komentarze (77)
I jak zawsze to co w oko wpadło:
"był o włos od poznania niewiadomego… A może nawet o tym wiedział, tylko poznanie tajemnicy, z niewiadomych przyczyn" powtórzenie "niewiadomych"
"Instynkt podpowiadał, aby natychmiast opuścił to miejsce," aby natychmiast opuścić
Zaraz załatwię to powtórzenie jakoś :)
Pozdrawiam gorąco :)
Niech będzie na razie po Twojemu, prześpię się z tym, może w nocy doznam olśnienia :)
,,to cię rozgrzeje zobaczysz!'' - przed zobaczysz przecinek
,, ojciec uciął rozmowę, '' - tu też z dużej, bo nie gębowe
Zachował zimną krew, kiedy odnalazł syna, ale chyba sam był w strachu
Już się trochę zadomowili, ale jeszcze ten dom po sąsiedzku go intryguje. Może jednak wolałby zmienić po niedawnym odkryciu na strychu. Kto wie?
Dobra część, bardzo dobra :)
5 zostawiłam :)
Pozdrawiam :)
Miło mi bardzo widzieć Twoje wpisy pod moimi tekstami.
Pozdrawiam :)
Mogą być chyba obie formy ok, tak mi się wydaje.
W sumie sens ten sam, mi większej różnicy nie robi, ale skoro Ty wyczuwasz roznice to jeszcze pomylę... ciężka sprawa.
Czasem taka mała pierdoła potrafi sen odpędzić :)
aby I
1. «spójnik wprowadzający zdanie podrzędne wskazujące na cel czynności, np. Wyciągnął rękę, aby zerwać kwiat.»
2. «spójnik łączący zdanie nadrzędne porównujące stopień, w jakim dana cecha komuś lub czemuś przysługuje, z zależnym od tej cechy rezultatem czynności, o którym mowa w zdaniu podrzędnym, np. Był zbyt dumny, aby przyjąć pomoc.»
3. «spójnik łączący ze zdaniem nadrzędnym takie zdanie podrzędne, które komunikuje o zdarzeniu nieoczekiwanym, np. Deszcz przestał siąpić, aby po chwili rozpadać się na dobre.»
4. «spójnik wprowadzający zdanie podrzędne, używany zwykle po czasownikach i rzeczownikach wyrażających wolę, sąd, propozycję lub konieczność, np. Chcę, abyś przyszedł.»
5. pot. «spójnik przyłączający do zdania dodatkowy składnik, wyrażający życzenie lub warunek, np. Napisz coś, aby na temat.»
Wydaje mi się, że Twoje zdanie podchodzi pod numer 4, więc nie chcący wprowadziłam Cię w błąd... ale wiedz, że intencje miałam szczere:)
Ty się kochana nie stresuj, i następnym razem pisz co rzuci Ci się w oczy, tak mi bardzo pomagasz. A to, że czasem wyjdą takie dwuznaczności to może nawet i lepiej, zyskują wszyscy, Ty ja i inni, którzy mogli mieć watpliwości. Teraz już chyba nikt ich nie ma dzięki naszej wymianie mysi i Twojemu postawieniu kropki nad i tym wpisem wyżej.
Napisałem Ci, że może się jeszcze czegoś się nauczę i zobacz, stało się :)
Justyska jest bardzo spoko, bardzo dzięki za Twój wkład i zaangażowanie.
Ani przez chwilę nie odniosłem wrażenia jakiejś złośliwości czy czegos w tym stylu.
Justyska jest gitara jak ta lala :)
Miłego dnia:)
Dzięki za miłe słowa, trochę się chyba wiecej wyjaśni w kolejnej części :)
Pozdrawiam bardzo :)
Bardzo dobre ghost story, a to akurat gatunek, którego nie lubię, zwłaszcza w amerykańskim wydaniu filmowym.
Pozdrawiaki ;)
Dzięki bardzo, że jesteś ze mną w tym opowiadaniu:)
Pozdro bardzo :)
Pozdrawiam.
Dzięki wielkie :)
Dzięki bardzo :)
Dzięki za wizytę, miło mi bardzo! :)
Dziękuje Blanko za miłe słowa, raduje się serce moje :)
"– Tylko rozpalę pod kuchnią, to zaraz nagotuję ci wrzątku z sacharyną – zajrzał do wnętrza i rozgarnął resztki popiołu – to cię rozgrzeje zobaczysz!" - Zajrzał
"Mały nic nie odpowiedział, kołysał się tępo i wpatrywał w jakiś punkt na ścianie." - wystarczy: Mały nie odpowiedział.
"– Mięta byłaby lepsza od wrzątku – pomyślał na głos i podszedł do płotu. " - pomyślał na głos? - Czyli powiedział.
"Hałas czyniony przez syna, irytował Józefa coraz bardziej, a kiedy weszli na brukowaną kostkę drogi nie wytrzymał:" - nie trzeba anonsować tej wypowiedzi dwukropkiem.
No kolejna ładna część jednak (jeśli mam być szczery) 9 póki co, to sztos. Tu spokojnie, ale w dalszym ciągu intrygująco.
Pokrawiłęś się i nie ma co wypisywać. Z torbami pójdę.
No zobaczymy jak strawisz następne :)
Jeśli chodzi o Twoje pójście z torbami, to nie ma takiej możliwości tak długo dopóty będę tu coś wstawiał, zawsze zostawię coś do wynalezienia dla Ciebie w moich tekstach :)
Mam nadzieję, że ten cięższy okres to nic takiego z czym byś się nie mógł uporać.
Wszytko w porządku?
Dzięki za wizytę :)
No to miło mi słyszeć taki komentarz bardzo, zawsze to utwierdza aby ciagnąć to dalej.
Niedługo będzie wiecej.
Pzdr
To w sumie dziwne.
Meh, wolę komentować całość, niż tak po dwa słowa na rozdział. Tak to czuję, okolo 500-700 stron w dobry dzien mogę nakurwić, no. Can zapomina, że wiaderko jedzenia też zajmuje czas.
Ja kiedyś dużo czytałem, ale takich ilości jak Ty to na pewno nie :)
Teraz jak mam czas to czytam tu, a że go mam niewiele to i tyle czytam. Chociaż czasem trafiają się okna czasowe...
Mam tak niewiele czasu,na czytanie, ze malo czytam, nad czym ubolewam. Ale jak już mam serio nad czymś siąść i czytać, to bez opierdalania się, rzucam wszystko i jadę po nitce do kłębka.
Dzięki, że znalazłeś go dla mojego tekstu, bardzo doceniam.
Czekam, panie Maur, na następne części. Pozdrówka :)
To tak naprawdę ja chcę czegoś tam, jeśli wiesz co mam na myśli.
Cdn już wkrótce, już teraz zapraszam :)
Następna już jest, tylko się szlifuje jeszcze, tak żebyś miała lepiej mniej zacinania przy czytaniu.
Myśle jutro, po jutrze wrzucę ją do obiegu.
Rozumiem, że prace nad Clarise u Ciebie postępują? Bo ja ostatnio mam mało czasu dla opowi, ale zerkam w tamtym kierunku co jakiś czas. Jeśli nawet wstawiasz i mnie od razu tam nie ma, to nie znaczy, że jej nie namierzyłem... To Twoje opowiadanie jest jednym z tych, które dość regularnie sprawdzam pod kątem ukazywania się kolejnych odcinków. Ja jestem wierny jak pies, jak cos mi przypasi. Także wiesz :)))
To ja już ostrzę zęby na kolejną część Piekarni.
Pozdrówka!
Ja też mam kilka napisanych do przodu rozdziałów, tylko u mnie jest tak jak ze spawaniem, im lepszy spawacz tym mniej musi pózniej szlifować swoje spoiny. Ja jako „genialny pisarz” muszę szlifować i szlifować i szlifować... :)
No ale cieszę się z zasłyszanych wieści, że macie, panie Maur, napisane coś niecoś do przodu. Będę siedzieć i grzecznie czekać :)
"– Oj, dzieciaku, głupoty gadasz! Toż oni umarnięci na śmierć! Zamroź tu taka i trupiegoś smrodu się nawdychał, to i durnoty gadasz!" — świetny język
ok, dobra część, ojciec bardzo opiekuńczy, rozczuliłeś mnie tym ;)
Świetny klimat, coś się czai, a życie musi toczyć się dalej...
Lecę do następnej części
Zresztą, cały ten wstęp mi się widzi:
” Zatrzymał się w połowie schodów i próbował dostroić umysł do obrazu, który widział podczas wizji. Poczynając od niskiej temperatury i oszronionego poddasza, aż po zapach śmierci, wszystko to sprawiało wrażenie sennej mary”
„– Oj, dzieciaku, głupoty gadasz! Toż oni umarnięci na śmierć! Zamroź tu taka i trupiegoś smrodu się nawdychał, to i durnoty gadasz!” – hahaha, dobre, grunt to trzeźwy osąd sytuacji :D
„Dziecko, aby pokazać swoje niezadowolenie, szło dalej niczym mały pingwin i na dodatek zaczęło tupać nogami, wzruszając równocześnie ramionami” – słodkie to to
Ok, ta część spokojniejsza, za to fajnie odmalowana relacja ojciec – syn, Polecki cudnie gaworzy, chłopczyk też jest spoko.
Pozdrawiam Maurycy :)
Pozdrawiam :)
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania