Poprzednie częściPiekarnia (wstęp)

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Piekarnia 24

Józef, wśród bujnej roślinności i pod arkadą kwitnących róż dostrzegł ławeczkę. Zanim ruszył w tamtym kierunku, rozejrzał się jeszcze raz dookoła.

– Siedźcie tutaj, oboje – mocno zaakcentował ostatnie słowo. – Rozumiecie? Ja zobaczę, kto tam jest.

Odczekał jeszcze chwilę, aż dzieciaki przytakną, że zrozumiały polecenie i powoli podążył w kierunku domu.

Już po kilku krokach zauważył młodą, około dwudziestopięcioletnią kobietę, ubraną w dawniej elegancki, jasny żakiet, który teraz jednak był w opłakanym stanie. Odzienie nieznajomej wyglądało na podarte w walce, jej twarz nosiła rdzawe bruzdy zadrapań, a w kąciku napuchniętych ust tkwiła zakrzepła krew.

Obca, mimo widocznych na jej ciele śladów przemocy, przywitała Józefa uśmiechem i patrzyła na niego tak, jakby go oczekiwała.

– Niech będzie pochwalony – zawołał z daleka.

– Hajni nigdy nie umiał wspiąć się na te morelowe drzewo – odezwała się po niemiecku, odsłaniając śnieżnobiałe zęby. – Ale on w końcu urośnie i nie będzie zawsze moim malutkim braciszkiem...

– Kim jesteś? – przerwał nieznajomej, zwracając się w jej języku ojczystym i zatrzymując w bezpiecznej odległości trzech kroków.

Z bliska jej ubranie przedstawiało jeszcze bardziej opłakany widok. Polecki nie miał już wątpliwości, że w niedalekiej przeszłości została ofiarą brutalnej napaści.

– Ale teraz jest moim malutkim braciszkiem i tak uwielbia te morele. Zawsze muszę mu zrzucać na trawę najbardziej dojrzałe.

– Co? Co, ty, mówisz? Wszystko z tobą dobrze? – Słowa dziewczyny wyrwały mężczyznę z zamyślenia.

– Ależ z niego przystojny mężczyzna wyrośnie – mówiła spokojnie, z lekkim i przyjemnym wyrazem twarzy. – Już wyobrażam sobie, jak wszystkie panny w okolicy będą marzyły, żeby chociaż się do nich uśmiechnął.

– To twój dom? Ogród? Ty mnie rozumiesz? – Jej niedorzeczne słowa irytowały Józefa. – Jak się nazywasz?! Jak masz na imię?!

– Tak bardzo płakałam na jego pogrzebie... – Przerwała myśl, a po chwili niemalże wykrzyknęła: – Ale to mi się tylko śniło! – Wyraźnie nie chciała dopuścić, aby zaprzeczył temu, co mówiła. – To był taki okropny sen! – Nagle spojrzała na Poleckiego, zdało mu się przytomnym wzrokiem. – Wiesz, dlaczego musiał umrzeć? Dlaczego wszyscy musieli... no, w tamtym śnie?

– Co? Co, ty, gadasz? Czemu…

– Ja też nie wiedziałam... – znowu przerwała, zadając niespodziewane pytanie. – Ale teraz już będzie dobrze, tak? Prawda? – Józef, kiedy spojrzała mu prosto w oczy, w nienaturalnie rozszerzonych źrenicach ujrzał szaleństwo. – To wszystko... Wiesz… sen… że papa, mamcia, Hajni... Że on został pilotem i tak wspaniale wyglądał w mundurze... I... I potem, że wszyscy, nawet ty Helmut, że wszyscy zginęli, bo była ta straszna wojna... I zostałam zupełnie sama... – Niemka odchyliła gwałtownie głowę i zrobiła zaskoczoną minę, jakby nagle coś zrozumiała.

– Helmut, a dlaczego ty się mnie pytasz, jak się nazywam? Po co przyszedłeś?

Z jej spojrzenia wyzierała tęsknota, a na umęczonej, zasiniałej twarzy malowało się udręczenie.

– Kim ty jesteś? – Polecki nie miał pojęcia, jak się zachować w tej sytuacji. – Ja jestem Józef. – Przedstawienie się, to jedyne co w tym momencie przyszło mu do głowy. – Czereśni chciałem dla dzieci – wyjaśnił ogłupiały, unosząc wiadro.

– Helmut – nieznajoma kontynuowała rozmowę, jakby nie słyszała, co do niej mówił – przyniosłeś świeżych moreli dla Hajniego?

– Co z tobą, kobieto? Zwariowałaś?! – zdesperowany niemalże wykrzyknął.

– No, jak to? – spytała łagodnie. – Zawsze jestem tu z Hajnim, przecież wiesz. Ulrike i Hans, wszyscy wiedzą, że jesteśmy nierozłączni. To my, zawsze pomagamy ci w pracach w ogrodzie, nie pamiętasz już?

Niemka wydawała się znajdować w zupełnie w innym świecie, biorąc Józefa i dzieciaki za kogoś innego.

– Masz na imię Ulrike? A ty wiesz, że oszalałaś? Wiesz o tym, co?! – Polecki zrozumiał, że ma do czynienia z osobą niespełna rozumu.

Cofnął się o krok i rozejrzał wokół, a dziewczyna wciąż opowiadała o Hajnim, ojcu i matce.

Po dłuższej chwili przyglądania się przekwitłym krzakom lilaków, dostrzegł pomiędzy nimi kilka nagrobnych płyt. Podszedł bliżej. Okazało się, że steli było znacznie więcej. Tuż przy jednej z nich stała właśnie ławeczka, na której siedziała jego rozmówczyni.

Na płytach, w większości nadgryzionych zębem czasu, wyryte były nazwiska „Jiirgen”, a na jednej, całkiem świeżej widniał napis: „Świętej pamięci porucznik pilot Hans Jiirgen”. Na tym grobie leżało kilkanaście moreli, w różnych stadiach rozkładu.

– To jest Hajni? – Józef zapytał, wskazując mogiłę, która zwróciła jego uwagę.

– Helmut, co z tobą? – Kobieta spojrzała na Józefa z niedowierzaniem, jakby uważała, że coś u niego jest nie w porządku z głową. – Przecież wszyscy tu jesteśmy, skąd to pytanie? – I nie czekając na odpowiedź, zapytała z troską: – Hajni pyta, czy masz dla niego morele?

– Matko, przecież ty zupełnie zwariowałaś! Ty, zupełnie nie wiesz, co gadasz!

– Tata, a co to za pani? – usłyszał nagle zza pleców.

– O, jesteś, Hajni! – Autentyczna radość rozświetliła oblicze Ulrike. – Masz już swoją śliweczkę? – zapytała serdecznie.

Niecierpliwość dzieci spowodowana ciekawością, sprawiła, że parka zbliżyła się, aby zobaczyć, co się dzieje. Zdenerwowany Józef gwałtownym ruchem odsunął ich od kobiety na bezpieczną według niego odległość.

– Zbig, przecież mówiłem... – Polecki chciał zrugać nieposłusznego syna, ale Niemka znów mu przerwała:

– Helmut, pan Muller przyniósł list do papy, oddaj mu go i możesz już odejść, ja już teraz zaopiekuję się Hajnim!

Ulrike, głosem świadczącym o jej wyższym statusie społecznym, nie pozostawiła miejsca na żadną dyskusję, a na dodatek wyniosłym gestem podała mu jakiś papier, jednocześnie z miłością spoglądając na Zbyszka.

Zadziwiony taką nagłą zmianą nastrojów u kobiety, Polecki warknął do syna i Iwonki:

– Dzieci, nie podchodźcie, to wariatka!

Młodzi popatrzyli na siebie, ale tylko wzruszyli ramionami i z coraz większym zainteresowaniem przyglądali się kobiecie.

– Ale ma fajne drewniaki, zoba Zbyno. – Iwonkę zainteresowało obuwie Niemki. – Też bym takie chciała.

– No, klawe... – przyznał chłopiec.

– Dosyć, dzieciaki! – huknął poirytowany Józef, tym samym ucinając rozmowę.

Młodzież obruszyła się na takie traktowanie. Dziewczynka przewróciła wymownie oczami, chłopak wzruszył ramionami, a Polecki westchnął głęboko na beztroskie zachowanie młodych, po czym cała trójka zaczęła się przyglądać niezwykłym butom. Kunsztownie wyrzeźbione, z jasnobrązowego drewna, z pięknymi symetrycznymi zdobieniami, niczym sandały były umocowane w kostkach rzemieniami.

– Mój Hajni, kochany, jesteś w końcu! – rozradowana Ulrike podniosła głos i uczyniła ruch, jakby chciała chwycić dziecko. – Zaraz pójdę do papy, aby nam dał kilka fenigów, to zabiorę cię do pana Shultza na rurki z kremem.

– Siedź, nie wstawaj! – ostrzegawczo warknął Józef, odrywając wzrok od chodaków Ulrike.

Kobieta z wyrazem zawodu na twarzy, zrezygnowała z próby powstania.

– Tata, a ona, ta pani, to do mnie gada? Bo tak się patrzy, a ja nic nie rozumiem. – Zbyszek zafrasowany popatrzył na ojca, a potem zerknął na Walczakównę.

– Nie słuchaj jej, ona zwariowała, myśli, że jesteś jej bratem.

– Co? Przecież ona ma ze sto lat, albo... Albo tyle co ty? To jak...

– Zbyszek, cisza! Daj mi przeczytać to pismo.

Józef zagłębił się w lekturze kawałka papieru, który otrzymał od Ulrike, jednak starał się kątem oka mieć baczenie na kobietę.

ROZKAZ SPECJALNY

DO LUDNOŚCI NIEMIECKIEJ

MIASTA NOWY DWÓR GDAŃSKI (Tigenhof) *

 

Na postawie zarządzenia Rządu Polski rozkazuję:

1 – 15 września 1946 od godziny 6 do 9 dokona się przesiedlenie ludności niemieckiej.

2 – Ludność niemiecka zostanie przeniesiona na zachód od rzeki Nysy.

3 – Każdemu Niemcowi wolno zabrać ze sobą do 20kg bagażu na drogę.

4 – Środki transportowe (wóz, koń, krowa itd.) nie są dozwolone.

5 – Cały żywy i martwy inwentarz, w nieuszkodzonym stanie, zostaje własnością Rządu Polskiego.

6 – Ostateczny termin przesiedlenia dobiega końca 15 września 1946 do godziny 10.

7 – Niedostosowanie się do tego rozkazu będzie karane najostrzejszymi karami, włącznie z zastosowaniem broni.

8 – Także przez użycie broni będzie zapobiegać się sabotażom, czy plądrowaniu.

9 – Placem zbiórki, jest plac przy kolei wąskotorowej ul. Dworcowa. Wymarsz w kolumnach po cztery osoby.

10 – Niemcom, którzy posiadają zaświadczenie o nie-ewakuacji i ich rodzinom nie wolno opuszczać ich miejsca zamieszkania w czasie od 5 do 14.

11 – Wszystkie mieszkania w mieście muszą być otwarte, klucze do domów i mieszkań muszą zostać włożone do zamków na zewnątrz.

 

Komendant Odcinka Nowy Dwór Gdański

mjr Ignacy Kotowski

 

Polecki ledwie czytał po polsku, a niemiecki, bo w tym języku napisane było pismo, sprawił mu jeszcze większy problem. W końcu, gdy podniósł wzrok znad papieru, minęła dłuższa chwila.

– To moja mamusia – Zbyszek pokazując ramkę ze zdjęciem, mówił do miłej Ulrike, jakby tamta cokolwiek rozumiała.

– Och, Hajni, wszędzie nosisz fotografię ciotki Grety, jesteś jej ulubieńcem, ona zawsze cię tak psuje – roześmiała się.

– Panie Józku, a co ta pani mówi, bo ona chyba naprawdę zna Zbynka?

Kiedy Iwonka zadała Poleckiemu pytanie, to dopiero dotarło do niego, co się działo. Dzieci, tuląc się do kobiety, niemal siedziały jej na kolanach. Chwytając syna za ramię, odciągnął go od Niemki.

– Iwonka, odsuń się! Nigdy nie wiadomo, co takiej... – chciał użyć słowa „wariatka”, ale uznał, że w tej sytuacji będzie to bardzo niestosowne. – Ona jest chora, nie wiadomo, co może zrobić. Nie podchodźcie do niej, ty też, Zbigniewie.

– Ale ona wydaje się taka miła – nie dawała się przekonać Walczakówna.

Józef chwilę zbierał myśli. Nie znosił przekonywać innych do czegoś, co według niego było oczywiste.

– Panienko, rób jak mówię. Kiedy nie ma twoich rodziców, masz się mnie słuchać!

Dziewczynka burknęła coś pod nosem, ale w końcu wykonała polecenie i cofnęła się kilka kroków.

– Potrzebujecie czegoś? Może głodnaś? – łagodnie przemówił do Ulrike.

– Helmut, dlaczego mówisz do mnie jak do mojej mamy? Przecież jestem tą samą dziewczynką, którą wczoraj woziłeś na kucyku.

– Chcesz jeść? Potrzebujesz czegoś? – powtórzył twardo, choć starał się, nadać głosowi łagodny ton i niespotykaną w jego wykonaniu delikatność.

– Przecież dopiero jedliśmy obiad z całą rodziną. Co z tobą Helmut? Mam już wszystko… tak długo modliłam się, aby zobaczyć Hajniego i Bóg wysłuchał moich modlitw… Tak bardzo za nim tęskniłam.

Wyciągnęła dłoń, aby dotknąć twarzy Zbyszka, ale Józef nie pozwolił na to.

– Chodźcie dzieci, musimy już iść – powiedział po polsku i wskazał na rodzinny cmentarzyk. – Ona straciła całą rodzinę, jej wszyscy bliscy leżą w tych grobach, a ona najpewniej została pohańbiona... – nie chciał dokończyć zdania. – I jeszcze to! – Westchnął głęboko, pokazując pismo, które otrzymał od kobiety. – Wkrótce zostanie wyrzucona z domu. Musiała po tym do reszty dostać fisia.

 

*Rozkaz Specjalny Do Ludności Niemieckiej – Podstawą do napisania tego dokumentu w tym opowiadaniu był jeden z prawdziwych rozkazów, ogłaszanych na terenach odzyskanych. https://pl.wikipedia.org/wiki/Wysiedlenia_Niemców_po_II_wojnie_światowej#/media/File:Polskie_obwieszczenie_1945.jpg

Następne częściPiekarnia 25 Piekarnia 26 Piekarnia 27

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (28)

  • Do porannej kawy dla jednej pani :)
  • Justyska 03.10.2018
    Ojej jak miło musi być tej Pani. Pewnie przybędzie!
  • Justyska 04.10.2018
    A więc... włączyłam komputer i przeczytałam bez kawy, bo zaczęłam i nie umiałam przestać. Ogólnie będę już tylko zaznaczać, że byłam, bo straciłam zupełnie dystans do tej historii. Nie mam pojęcia czy coś zgrzytało, bo za szybko leciałam.
    Jak wydasz, to chcę z autografem:)
    Pozdrawiam!
  • Justyska a miało być do kawy:) I co ja mam z Tobą począć ? :)
    Z tym wydaniem to nie tak hop siup, najpierw trzeba skończyć to opowiadanie, a mi sie wydaje, że ono nigdy się nie skończy. Moje pierwsze założenia, o których myslalem na początku gdy zaczynałem to pisać, jakos ciagle mi sie oddalają...
    Nawet jeslibym wydał, to z autografem bedzie problem, i to bardzo poważny, ja strasznie bazgrze i no wiesz... :)
    Ps chyba Ci ręce opadły, po przeczytaniu tej części, znowu się nic nie wyjaśniło :)
  • betti 03.10.2018
    Byłam niegrzeczna... przeczytałam, mam nadzieję, że ta pani, wybaczy.

    Dobrze napisałeś, ciekawie. Ciągle coś dodajesz, dopieszczasz czytelnika. Super!
  • Betti dodałem ze względu na Ciebie też, po Twoim wspaniałym komentarzu z poprzedniej części. I bardzo mnie cieszy, że byłaś niegrzeczna i przeczytałaś :)
    Dziękuję Ci bardzo za tak szybką reakcję i pozostawiony komentarz :)
  • betti 03.10.2018
    Maurycy, to ja dziękuję Tobie... za dopieszczenie.

    Pozdrawiam.
  • Violet 03.10.2018
    Jestem pod wrażeniem tego opowiadania. Historia bardzo ciekawa, a na dodatek umiejętnie wykorzystujesz emocje i stopniujesz napięcie, pobudzając ciekawość w czytelniku, tym samym zmuszając do niecierpliwego oczekiwania na kolejną część. O sercu i pracy, które niewątpliwie wkładasz w tekst, już nie wspomnę.
    Piątkę dałam wcześniej.
    Pozdrawiam.
  • Violet bardzo mi miło słyszeć takie słowa. Jeszcze bardzo miło mi również, że ze mną jesteś w tym opku, że śledzisz i ... No sama wiesz :)
    Bardzo dzięki! :)
  • jolka_ka 03.10.2018
    I ja również tak z boczku doglądam tego ;)
  • Z boczku też się liczy :) Pozdrawiam Jolka :)
  • Pasja 04.10.2018
    Witam i tu.
    Wojna pozostawiła ogromne zniszczenie w psychice ludzi. Biedna kobieta straciła wszystko. I jak dobrze zauważył Józef została również źle potraktowana przez władze wysiedleńcze.
    Smutne, że tak było. Jednak mam wrażenie, że to nie koniec wątku z tą biedną kobietą.
    Pozdrawiam i miłego wieczoru życzę
  • Dokładnie Pasjo, a ta ludzka psychika zaraz po wojnie to była jak otwarta, krwawiąca i ropiejącą rana. Niektórzy nigdy nie doszli do siebie.
    Pozdrawiam serdecznie :)
    Ps ta kobieta jeszcze się pojawi...
  • Szudracz 04.10.2018
    Bezwzględne czasy wojny, a i po niej nie było łatwiej.
    Co działo się w takiej sytuacji z ludźmi, którzy nie mogli o własnych siłach opuścić kraju?
    Czekam z wielkim zainteresowaniem na kolejne części. :)
  • Hej Szu, doszłaś aż tu, no no :)
    Nie było za ciekawie z tymi co nie mogli sami opuścić kraju, i nie mieli wsparcia bliskich...
    Cieszę się bardzo, że czytasz dalej :))
  • Blanka 07.10.2018
    Zaznaczę tylko, że jestem na bieżąco. To opowiadanie jest świetne.
  • Dobra Blanko zgłoszenie przyjmuję odhaczenie :))
    Dziękuję bardzo za opinię i wizytę :)
  • MarBe 07.10.2018
    Najgorsze jest, że współczesne społeczeństwo ocenia decyzje ludności powojennej, która doznała niewyobrażalnych dla nas strat i okrucieństw od dwóch okupantów.
    Karnie czekam na ciąg dalszy.
  • Tak jak mówisz, dzisiejsze realia nie mają się nijak do tych powojennych, i ocena tamtych decyzji, lepszych czy gorszyszych, czy jakoś moralnie dwuznacznych nie ma za bardzo miejsca bytu. To wszystko już było, stało się i jest historią.
    Choć moim zdaniem i chyba trudno temu zaprzeczyć, w każdym systemie, nawet tym najbardziej okrutnym i bestialskim, cierpią ludzie rownież niewinni, płacąc rachunki za swoich przywódców, których niekoniecznie musieli popierać. Tylko dlatego, że urodzili się w złym czasie i miejscu.
    Dziękuje, że czekasz :)
  • Ritha 12.10.2018
    Nie no, tak się zaczytałam, ze nie skopiowałam niczego. Absolutnie świetna kreacja kobiety.

    „Na płytach, w większości nadgryzionych zębem czasu, wyryte były nazwiska „Jiirgen”, a na jednej, całkiem świeżej widniał napis: „Świętej pamięci porucznik pilot Hans Jiirgen”. Na tym grobie leżało kilkanaście moreli, w różnych stadiach rozkładu” – jestem coraz bardziej urzeczona tym opowiadaniem, Mauryc

    „– Ale ma fajne drewniaki, zoba Zbyno. – Iwonkę zainteresowało obuwie Niemki. – Też bym takie chciała” – heh, z Iwonki wyrośnie prawdziwa kobieta ;D

    „– Co? Przecież ona ma ze sto lat, albo... Albo tyle co ty? To jak...” :D

    Rozkaz specjalny, no, no, widać „risercz”, fajnie, lubię.

    Mauryc, z przerwami, bo z przerwami, ale nadrobiłam i muszę Ci powiedzieć, że jest to w pierwszej piątce serii, jakie tu czytałam. Bosko. Inaczej, w sensie – nietypowo, w swoisko-mrocznym klimacie, bardzo „jakieś’ opowiadanie, świetne, naturalne dialogi, wiarygodne postaci i dużo mnie błędów niż, gdy zaczynałam Cię czytać. Gratki! Tak trzymaj.
    Ps. Wszystko szczerze, gdyby mi coś nie pasowało, to serio nie miałabym oporów by powiedzieć, szczerość przede wszystkim.
    Pozdrawiam, Mauryc :)
  • A ja myślałem, że te dwie ostatnie części są nudne i niczego za bardzo tam nie ma ciekawego, a Ty Ritho znalazłaś tam coś wartościowego, to bardzo miłe.
    Malutki spojler: W kolejnej bedzie troszkę akcji... Takie lubie pisać i takie lubię też czytać. To chyba dlatego tak bardzo podszedł mi Twój „CMYK”. Jeśli i ja mogę z tego miejsca coś doradzić, to zainwestuj jeszcze w tamto opowiadanie odrobine czasu aby je pociągnąć dalej, bo warto.
    No cóż, podziękowań nadszedł czas :)
    A wiec kłaniam się nisko szanownej Pani :)
  • Ritha 12.10.2018
    Mauryc, zabetonowało mnie w kwestii Cmyka. Niestety :( Próbowałam dalej, nie, na siłe nie chcę. Odczekam, wrócę.
    Kłanaim się i ja, miło było poczytać. No i czekam na c.d teraz już na bieżąco :)
  • Ritha 12.10.2018
    Kłaniam*
  • Ritha :)
  • Canulas 03.11.2018
    Creepy. Świetnie odmalowany szaleństwo. Nie wiem czy były błędy. Zasuwałam, żeby się dowiedzieć, co to za baba.
    No, ale creepy. Te zgniłe morele na grobie. - kurewsko obrazowe.
  • Dzięki bardzo, że zajrzałeś i tu Canie!
  • Agnieszka Gu 30.12.2018
    Kurcze, straszne... strasznie dobrze opisana straszna historia...
    Lecim dalej...
  • Miło mi znowu :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania