Rozważania - Wszechobecna, Nieskończona i Wszechmogaca
W poszukiwaniu istoty będącej początkiem wszechświata, racjonaliści sprzeczają się z mistykami, wymieniając namacalnymi dowodami naukowymi na świadectwa duchowych objawień. Trudno obu stronom zarzucać brak przekonania w słuszność swojego stanowiska. Jedni i drudzy mają zawsze w zanadrzu argument, że w celu poznania prawdy należy przyjąć jedyną słuszną ścieżkę poznawczą.
Dzisiaj postaram się przedstawić moją ścieżkę poznawczą, prowadząca do bezpośredniego źródła wszystkiego co żywe i martwe. Opowiem o tym jak obie strony są w błędzie, jednocześnie paradoksalnie obie mają rację, ponieważ prawda zawsze leży pośrodku.
E = mc^2
To słynna formuła, która Albert Einstein zawarł w teorii względności. Najprościej rzecz ujmując opisuje ile energii mieści się w masie i ile masy mieści się w energii. Po przeliczeniu wynika, że w jednym gramie materii zamknięta jest energia 90 bilionów dżuli. Za dużo? Masa to energia w postaci stabilnej. To nie znaczy, że spalając jeden gram drewna uzyskamy 90 bilionów dżuli energii. Doprowadzając do zapalenia, dostarczamy energię, która destabilizuje wiązania chemiczne. Uwalnia się energia, która została dostarczona wcześniej i zamknięta w materii podczas procesów chemicznych. Na przykład podczas wzrostu drzewa, kiedy chlorofil w liściach pochłania energię i zamyka ją wiązaniami chemicznymi np. budując cukry. Proces nazywamy fotosyntezą czyli łączeniem dzięki energii ze światła. Tak utworzone związki podczas procesu degradacji - spalania uwalniają energię zatrzymaną chemicznie, lecz masa na wejściu i wyjściu procesu pozostaje stała. Energię zamknięta w masie możemy uwolnić poprzez reakcje rozszczepienia lub fuzji. Wtedy masa materii na wejściu jest mniejsza od masy materii na wyjściu, a reszta emitowana jest w postaci energii. Ogromnej ilości energii. W dużym skrócie, na tej zasadzie działa nasze Słońce i każda inna gwiazda.
Niektórzy ludzie za początek wszechświata uważają Wielki Wybuch. Inni twierdzą, że to Bóg własnoręcznie w siedem dni stworzył wszystko. Moim zdaniem nic nigdy nie zostało stworzone, a trwa w wieczności - continuum infinitum, szargane gwałtownymi kaprysami energii, wciąż zmienia swą postać. Energia potrafi pchać powietrze do lotu, by muskało delikatnie twarz, odpoczywających na brzegu morza, szumiącego dzięki tej samej energii. Kiedy indziej miażdży gwiezdne kolosy, prowadząc je do zapaści w czarną dziurę. Fundamentalny mechanizm leżący u podstaw wszystkich procesów fizycznych i chemicznych, to dążenie układów do osiągnięcia stanu równowagi energetycznej. Zatem można wnioskować, że gwiazdy "stworzyły" się same i to właśnie był cel i przyczyna ich powstania jednocześnie.
Energia podróżuje przez bezkresne połacie kosmosu bez ograniczenia. Nie kończy się, a jedynie zmienia swoją postać. Nie zależy więc tak jak my od czasu. Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałoby nasze życie, jeśli czas byłby dla nas całkowicie obojętny, a my dla niego. Nie powodował na czole rysów zmęczenia. Każdy problem nawet największy rozwiązywali byśmy całą wieczność, a jednocześnie w jednej chwili.
No dobrze, ale co to ma wspólnego z poszukiwaniem istoty nadprzyrodzonej? Cóż, wygląda na to, że to właśnie energia jest bytem wszechmocnym, nieskończonym i wszechobecnym. Jest w stanie stworzyć materię, każdy atom naszego ciała jest nią przepełniony. Da się ja obserwować w każdej skali. Odpowiada za oddziaływanie grawitacyjne ciał niebieskich, lokalnie na Ziemi prowadzi do trzęsień w wyniku ścierających się płyt tektonicznych. Zaprzęgnięta do pracy przez człowieka, przekazuje moment obrotowy z silnika przez skrzynie biegów na koła. W żywych organizmach pomaga tworzyć DNA. Trzyma na orbicie atomu elektrony. Jest obecna w zakątkach Wszechświata, które pozornie wyglądają na puste i tych rozciągających się daleko poza ludzką percepcję, a nawet wyobraźnię.
Jedni będą twierdzić, że należy szukać nadprzyrodzonego głęboko wewnatrz swojego ducha, daleko poza linia wzroku. Inni stwierdzą, że tego czego zaobserwować i wyjaśnić się nie da, po prostu nie ma. Tymczasem energia w odróżnieniu do bóstw, jest wprost przed nami, można jej dotknąć, poczuć, a z drugiej strony jej obecność we wszechświecie nie poddaje się umiejętnością poznawczym najtęższych głów na Ziemi.
Komentarze (21)
BTW. Nie mam pojęcia skąd wziąłeś twierdzenie, że u podstaw wszystkich procesów fizycznych i chemicznych, leży dążenie układów do osiągnięcia stanu równowagi energetycznej. To jawna bzdura, bo zgodnie z drugą zasadą termodynamiki wszystko dąży do entropii.
Teraz przejdę do Wielkiego Wybuchu, bo tu mnie zaskoczyłeś, mam wrażenie, że czytałeś nie do końca ze zrozumieniem. Nie napisałem nigdzie, że energia przemierza wszechświat od Wielkiego Wybuchu, wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że jasno napisałem, że moim zdaniem, była przed Wielkim Wybuchem. Nie pisałem też nigdzie, że Wielki Wybuch to był wybuch. Ostatecznie tak wyszło, że nie napisałem, choć chciałem napisać, że uważam, że jest to jedynie miejsce na continuum infinitum, które jest "obserwowalne" przez człowieka. Przez to przyjmuje się, że czasu, przestrzeni i energii nie było wcześniej. Problem w tym, że tego zwyczajnie nikt nie jest w stanie udowodnić i wszystko pozostaje jedynie w sferze teorii. Tak samo ja nie jestem w stanie udowodnić, że czas, przestrzeń i energia istniały wcześniej. To właśnie czyni moją tezę tak samo możliwą. Nigdzie też nie stwierdzam, że energia to jakiś hokus-pokus. Stwierdzam, po prostu. Stwierdziłem jedynie, że jest obecna wszędzie i da się ją zaobserwować. A jeśli chodzi o bezkresne podróże energii, to w postaci fotonu, jeśli nie natrafi na materię, teoretycznie jest w stanie podróżować do końca wszechświata. Jeśli wszechświat nie ma końca to jest w stanie podróżować bezkresnie, a jeśli czas i energia faktycznie nie mają kresu, to nawet jeśli energia w postaci fotonu trafi na przeszkodę, to i tak, w którymś momencie się uwolni i będzie kontynuować swą podróż.
Największa entropia odpowiada stanowi równowagi termodynamicznej.
Największa entropia zachodzi w czasie stanu równowagi termodynamicznej. Co z polskiego na polski oznacza, że patyk rozpada się najszybciej wtedy, kiedy płonie.
Ziarenka piasku, z którego usypywany jest kopczyk, będą spadać obdarzone energią kinetyczną.
Same z siebie nie będą spadać ani nic samo z siebie się nie usypie. Słońce nie będzie wiecznie świecić. Żaden proces nie utrzyma się nieskończenie długo. Nigdzie nie pisałem, że osiągnięcie stanu równowagi jest niemożliwe. Napisałem tylko, że zostawione samemu sobie wszystko dąży do rozpadu.
tu mnie zaskoczyłeś, mam wrażenie, że czytałeś nie do końca ze zrozumieniem. Nie napisałem nigdzie, że energia przemierza wszechświat od Wielkiego Wybuchu
Napisałeś: Energia podróżuje przez bezkresne połacie kosmosu bez ograniczenia. Nie kończy się, a jedynie zmienia swoją postać.
Tego w ogóle nie chciałem komentować, bo to bardziej zalatuje ideologią New Age niż fizyką.
Przez to przyjmuje się, że czasu, przestrzeni i energii nie było wcześniej. Problem w tym, że tego zwyczajnie nikt nie jest w stanie udowodnić i wszystko pozostaje jedynie w sferze teorii. Tak samo ja nie jestem w stanie udowodnić, że czas, przestrzeń i energia istniały wcześniej. To właśnie czyni moją tezę tak samo możliwą.
Teraz mógłbym się wyzłośliwić i znowu wtrącić... Nieważne. Czas, przestrzeń, materia, prawa fizyki, to wszystko powstało dopiero po Wielkim wybuchu (a skoro powstało, to wcześniej nie istniało), dlatego odnosząc się do mechanizmu lub „przyczyny” Wielkiego Wybuchu nie można powiedzieć ani: coś (materia), ani: gdzieś (przestrzeń), ani: kiedyś (czas). To błędne założenie. Inny aparat pojęciowy.
A jeśli chodzi o bezkresne podróże energii, to w postaci fotonu, jeśli nie natrafi na materię, teoretycznie jest w stanie podróżować do końca wszechświata. Jeśli wszechświat nie ma końca to jest w stanie podróżować bezkresnie, a jeśli czas i energia faktycznie nie mają kresu, to nawet jeśli energia w postaci fotonu trafi na przeszkodę, to i tak, w którymś momencie się uwolni i będzie kontynuować swą podróż.
Foton to nie energia, tylko cząstka elementarna wykazująca dualizm korpuskularno-falowy. I nigdy nie uwolni się po przekroczeniu horyzontu zdarzeń. Ale fakt, Twoja wizja bardziej romantyczna. Na przekór wszystkiemu przemierzać bezkresną pustkę. To chyba pozostałość z czasów, kiedy człowiek był nomadą. Gdzieś tam tkwi również część odpowiadająca za wiarę, że człowiek jest trybem w dobrze nasmarowanej maszynie, a nie tylko przypadkowym ruchem w dążącym do chaosu świecie.
Ogólnie mogę pogadać o duchowości i BTW. Nie jestem chujem, chociaż rozumiem, że możesz mieć mieszane uczucia.
W moim rozumieniu entropia czyli rozproszenie energii to właśnie stan, w którym energia układu jest w równowadze, co nie znaczy, że układ jest uporządkowany.
Płonący patyk będzie oddawał energię w postaci ciepła i może światła, aż do momentu, w którym przestanie ją oddawać ponieważ nie będzie miał więcej energii, którą jest w stanie oddać. Patyk nie przestanie jednak istnieć i nie zostanie pozbawiony energii w całości. Równowagę rozumiem tak, że w układzie nie zachodzą już procesy przekazywania energii makroskalowo np. oddawanie ciepła ponieważ ciepło zostało już wyrównane z otoczeniem. To zupełnie jednak nie odzwierciedla, w którą stornę i w jaki sposób energia upłyuwała podczas spalania i z pewnością działo się to w sposób dążący do maksymalnego rozproszenia, czyli ciepło uciekało tam gdzie natrafia na najmniejszy opór. Czyli największa entropia jest wtedy kiedy nie jest już przekazywana energia - została rozproszona do stanu, w którym opór jest z każdej strony wystarczający, aby energia nie mogła już się rozchodzić. To wcale nie znaczy, że tej energii w układzie nie ma, oraz że nastoąpiło jakiekolwiek uporządkowanie, wręcz przeciwnie w stanie największej entropii panuje największy chaos energetyczny.
Wydaje mi się dość oczywiste, że ziarenka piasku, o których pisałem same się nie obdażyły energią kinetyczną, że wysypujemy je własnoręcznie z wysokości, gdzie wcześniej otrzymały od nas energię potencjalną.
Słońce nie będzie świecić. Wyemituje nergię i ulegnie pzremianie. Albo zapadnie się w ciarną dziurę albo w gwiazdę neutronową. Zaje sobie sprawę, że gwiazdy nie są niewyczerpanymi źródłami energii tak jak się okazało, że bizony nie są w połnocnej ameryce. Chodzi mi raczej o to, że mimo, że gwiazdy się wypalą, energia nie zniknie. Zostanie przekazana. W ten sposób "podróżuje". Zostanie rozproszona, ale to nie znaczy, że jej nie będzie nigdzie. Entropia to nie jest statn braku energii. Szczerze nie wiem i nie rozumiem jak to się ma do New Age. Znam New Age jedynie z nazwy.
To czy czas, przestrzeń, materia i energia powstały po Wielkim wybuchu jest teorią, która powstała dopiero na Ziemi, przez ludzi. To nie znaczy, to prawda. To jedynie założenie. Równie dobrze można założyć, że Wielki Wybuch był jedynie etapem przejściowym, albo w ogóle go nie było, a za "początek" uważa się punkt odniesienia w czasoprzestrzeni ułożony tam świadomie przez nas w celu ułatwienia sobie pewnych procesów poznawczych. Tak czy inaczej jest to termin czysto teoretyczny. Dlatego uważam, że nie jest błędem przyjęcie również w teorii, że energia, czas, materia i przestrzeń były wcześniej i istniały od zawsze.
Jeśli chodzi o foton, to użyłem skrutu myślowego. Foton to faktycznie cząstka elementarna, ale jednak najbardziej podstawowy nośnik energii. Jeśli foton przekroczy horyzont zdarzeń - wpadnie do czarnej dziury to już nie wyleci. Ok. Ale co jeśli przestrzeń jest nieskończonością a foton nigdy nie trafi na żadną przeszkodę. Czy można przyjąć, że będzie poruszał się w nieskończoność? Czy jednak TRZEBA przyjąć, że w końcu uderzy w granicę wszechświata - horyzont zdarzeń? Dlaczego? Skąd takie ograniczenie?
Zupełnie nie uważam, że człowiek jest trybem w maszynie. Może jedynie społecznej, ale to na własne życzenie. Musisz jednak przyznać, że człowiek, przez swoją inteligencję wyłamuje się z zasady dążenia do chaosu. Może jedynie na poziomie molekularnym. Człowiek buduje, mierzy, szlifuje, dopasowywuje. I mimo, że dzieje się to przez punkcik w czasoprzestrzeni to jednak nie jest to działanie dążące do entropii, tak jak sięto ma w przypadku procesów naturalnych.
Na koniec dodam, że nie szukam nadprzyrodzonego w fizyce. Jedynie wskazuję, że jeśli ktoś w życiu szuka nadprzyrodzonego, to może zgłębić fizkę, bo jest tam jeszcze masa ciekawych i niewyjaśnionych teorii do filozoficznych rozważań, które zakrawają o nadprzyrodzone.
Entropia zachodzi cały czas niezależnie od tego, czy układ znajduje się w równowadze termodynamicznej, czy nie. W stanie równowagi jest po prostu największa.
To czy czas, przestrzeń, materia i energia powstały po Wielkim wybuchu jest teorią, która powstała dopiero na Ziemi, przez ludzi. To nie znaczy, to prawda. To jedynie założenie.
Wręcz przeciwnie. Teoria naukowa to zbiór aksjomatów, reguł wnioskowania i wywiedzionych za ich pomocą twierdzeń. Teoria naukowa to jest system, a nie jakieś zgadywanki. Liczby i dowody muszą się zgadzać i przede wszystkim muszą być empirycznie potwierdzalne bez względu na to, kto przeprowadza eksperyment. Właśnie dzięki tym kryteriom, obserwując to samo zjawisko, nawet nieludź na nieziemi dojdzie do takich samych wniosków.
Wracając do Wielkiego Wybuchu. Co z istniejącymi dowodami? Co z obserwowalną ekspansją przestrzeni, z przesunięciem ku czerwieni, z promieniowaniem tła? Co z nukleosyntezą? To wszystko fakty niepodlegające dyskusji. Mam udawać, że nie istnieją?
No i wreszcie jak traktować coś "przed" lub "po", jeszcze zanim powstał czas? To jakby omawiać cechy wiatru, jeszcze zanim powstało powietrze, albo jakby omawiać wpływ słońca na ziemię, zanim powstał układ słoneczny. Skąd brać dane? Na czym bazować?
Ale co jeśli przestrzeń jest nieskończonością a foton nigdy nie trafi na żadną przeszkodę. Czy można przyjąć, że będzie poruszał się w nieskończoność?
Dokładnie tak, ale to tylko założenie, ponieważ wszechświat pełen jest przeszkód.
Musisz jednak przyznać, że człowiek, przez swoją inteligencję wyłamuje się z zasady dążenia do chaosu.
Człowiek pragnie chaosu. I w gruncie rzeczy go ma. Wojny nie biorą się znikąd i napotykają konkretnie zdefiniowane potrzeby. Człowiek jest z natury samo destrukcyjny, chociaż fakt, potrafi także tworzyć.
Co do szukania nadprzyrodzonego, to spirytyzm wydaje się mieć największy potencjał. Głównie poprzez możliwość empirycznego sprawdzenia niektórych stanów jak choćby wrażenia przebywania poza ciałem, czy doświadczenia bliskiej śmierci. Tu jest potencjał i niektóre doświadczenia każą się zastanowić, czy faktycznie istnieje coś więcej?
Entropia - zgadzam się, układ zawsze dąży do rozproszenia energii nawet wtedy, kiedy rozproszenie nie jest już możliwe, ponieważ jest równowaga. Z drugiej strony sięgając głębiej, czyli do skali mikro materił degraduje - rozkłada się. Więc tak faktycznie zgodzę się, że entropia postępuje nieubłagalnie.
Zgodzę się również, że teoria naukowa to zbiór aksjomatów, reguł wnioskowania i wywiedzionych za ich pomocą twierdzeń. Liczby i dowody muszą się zgadzać i przede wszystkim muszą być empirycznie potwierdzalne bez względu na to, kto przeprowadza eksperyment. Wszystkie obserwowalne dowody, które wymieniłeś są poprawne. Na ich podstawie można stwierdzić, że 13,8 miliarda lat temu wydażyło się coś, co uznajemy za początek, ponieważ nie jesteśmy w stanie udowodnić, w żaden sposób, że coś było wcześniej. Tak tak jakbyśmy staneli przed ołowianą płytą i stwierdzili, że na pewno nie ma za nią źródła promieniowania rtg, bo do nas nie dociera. Nie można tego stwierdzić. Taki kot Schrödingera.
Zatem skąd brać dane? Na czym bazować? Kiedy nie ma się danych (albo nawet dane są ale chcemy policzyć jakąś wartość dla warunków doskonałych) i chcemy przeprowadzić eksperyment, część danych się zakłada, a środowisko bierze się idealne, mimo, że takie nie ma prawa wystąpić. Np. kiedy chcemy zbadać przyspieszenie grawitacyjne Ziemi, w którym ciało spada z określonej wysokości, to pomijamy opór powietrza.
Twierdzę, że wszystkie dowody naukowe pokazują granice postrzegania. Granica postrezegania nie jest dla mnie wystarczającym dowodem, aby wsnioskować, co było lub nie było za tą granicą. Przy czym nie próbuję tu dowieźć, że czas, przestrzeń i energia były, bo może faktycznie nie było.
Dokładnie tak, ale to tylko założenie, ponieważ wszechświat pełen jest przeszkód. Do tego właśnie zmierzam. Jestem przekonany, że na drodze fotonów we wszechświecie stanie cała masa przeszkód, ale moim zdaniem fotonów emitowanych w każdej przyjętej jednostce czasu jest znacznie więcej, więc statystycznie, któryś nie trafi na przeszkodę.
Ostatnio się nad tym zastanawiałem. Mimo kilku prób w swoim życiu, z różnymi rodzajami sił nadprzyrodzonych, jakoś nigdy nie doświadczyłem osobiście ich działania, a wszystkie znam z podań. Pozostanę puki co niewiernym Tomaszem.
Jako ciekawostkę podam, że nawet w pełni izolowany proces będzie dążył do entropii. Z braku innych wpływów będzie dążył w kierunku przyszłości. To pozwala się zastanawiać nad podobieństwami pomiędzy czasem i entropią, ale to temat na inną bajkę.
Na czym bazować? Kiedy nie ma się danych i chcemy przeprowadzić eksperyment, część danych się zakłada,
Ponieważ brakuje jakichkolwiek danych, na których można bazować, nie można nawet powróżyć z fusów, czyli poczynić jakichkolwiek założeń. To jest błąd wnioskowania. Bo nie można wysnuć wniosku na podstawie nieistniejących danych. Taki wniosek jest z góry obarczony błędem, ponieważ jeśli treść nie ma nic wspólnego z faktami, to może być dowolna. Idąc tropem tej logiki, równie dobrze można napisać, że to niebieski czajniczek w białe kwiatki jest przyczyną Wielkiego Wybuchu.
Twierdzę, że wszystkie dowody naukowe pokazują granice postrzegania. Granica postrezegania nie jest dla mnie wystarczającym dowodem, aby wsnioskować, co było lub nie było za tą granicą. Przy czym nie próbuję tu dowieźć, że czas, przestrzeń i energia były, bo może faktycznie nie było.
Zgadzam się. Jesteśmy ograniczeni przez aparat pojęciowy i to nie oznacza, że nic poza nim się nie znajduje. Wręcz przeciwnie. Natomiast nie zgadzam się z naciąganiem faktów.
Ostatnio się nad tym zastanawiałem. Mimo kilku prób w swoim życiu, z różnymi rodzajami sił nadprzyrodzonych, jakoś nigdy nie doświadczyłem osobiście ich działania, a wszystkie znam z podań. Pozostanę puki co niewiernym Tomaszem.
Polecam "Gateway Experience" od Monroe. Uczy jak wprowadzić się w stan, kiedy ciało śpi a rozum jest rozbudzony, co umożliwia postrzeganie pozazmysłowe i eksploracje rozszerzonych stanów świadomości.
Wieczność=nieskończoność, owszem, tak jak piszesz, jest częścią czegoś większego. Więc i My przynależymy, choćby cząstką w dzisiejszych czasach patrząc, jak to jałowieje bez poczucia przynależności. Tylko w społeczeństwie ogólnoklasowym nie potrafimy zerwać łańcuchów. Ponieważ powstałe granice nie pozwalają Nam trwać, należycie w tym systemie trzeba OPLUĆ... Niezgodę.
Zgoda! Może złączyć biednych i bogatych, aby podział rozwartych rzek mógł ich scalić
Pozdrawiam
Koniec końców z prochu jesteśmy i w proch się obrócimy i paradoksalnie to są słowa, które ksiądz wypowiada nad grobem chowanego człowieka.
Nie może być zgody między biednymi i bogatymi, ponieważ bogaci i biedni chcą być bogaci, ale żeby ktoś był bogaty, ktoś musi być biedny. Jeśli wszyscy będą tak samo bogaci to znaczy, że wszyscy będą tak samo biedni. Tu jest rozłam i zawsze będzie, a na pewno nigdy nie będzie zgody. Poza tym niby czemu wszyscy mają być bogaci? Czemu ktoś kto wstaje o 4 rano do pracy, żeby zdążyć zapierdalać na dwa etaty, mam mieć tyle samo co ten, któremu się nie chce wstać o dziesiątej, żeby się ponudzić przed telewizorem do wieczora?
Moim zdaniem większym problemem jest to, że żyjemy w społeczeństwie, które nagradza leniów i kombinatorów, a karze za faktycznie wykonaną pracę.
Również pozdrawiam :)
Pozdrawiam.
Podobnie jak autor wyobrażam sobie Boga jako przepływ energii, bo tylko wtedy można obronić tezę: Bóg jest wszechobecny; tylko wówczas można wytłumaczyć, że ten sam proces termojądrowy jest dobrodziejstwem lub przekleństwem, ale i tu czyha na nas pułapka — czy może istnieć świat bez masy, świat który nie emituje ciepła, a jeżeli tak, to: czy może istnieć sam Bóg? Drugą zasadzką jest kwestia przypadkowości — czy Bóg rzucając kostką do gry, wie ile oczek wypadnie? Każda odpowiedź na to pytanie jest niewiarygodna, a przez to niesatysfakcjonująca.
Panował wszakże na początku XX wieku wielki optymizm: poznawszy tajniki mechaniki kwantowej ludzie będą w stanie wszystko obliczyć. Zabierze to wprawdzie trochę czasu i energii zużywanej przez maszyny liczące, lecz wynik końcowy pokryje koszta z nawiązką: będziemy mogli każde zdarzenie przewidzieć, poznać dokładną datę wybuchu III wojny światowej i ogólnie oglądać przyszłość jak na ekranie telewizora. Jednak entuzjazm nie trwał długo, gdyż wkrótce wyszło na jaw, że im precyzyjniej ustalamy położenie cząsteczki, tym mniej wiemy o jej prędkości, czyli gdzie taka cząsteczka doleci za moment i to nie dlatego, że instrumenty pomiarowe są niedoskonałe, lecz natura rzeczy na to nie pozwala: rzeczywistość jest w istocie rozmazana; właściwe nie sama rzeczywistość, tylko nasz model rzeczywistości, o którym wspomniałem na początku.
Z drugiej strony: czym byłby świat, w którym wszystko można zaplanować?… świat idealnie harmonijny, niczym nie zakłócony? Uważam, że taki świat byłby nudny i bezsensowny, a chaos i wolna wola to najcenniejsze dary ofiarowane ludzkości.
Jak na razie nie natrafiłem na żadne źródło, które definitywnie rozstrzyga tę kwestię. Omawiany tekst również niczego nie wnosi; jest wyłącznie opinią w formie suchego wykładu pozbawionego jakichkolwiek dylematów. Jeżeli ktoś miał więcej szczęścia, chętnie go poczytam.
📖🌌🙇
"Podobnie jak autor wyobrażam sobie Boga jako przepływ energii..", nie do końca wyobrażam sobie Boga jako energię. Nie szukam Boga w energii. Staram się jedynie wykazać, że energia może posiadać cechy przypisywane bóstwom. Jeśli byśmy jednak przyjęli, że energia jest Bogiem, to energia nie będzie rzucać kostką, ponieważ jest bytem nie świadomym. Nie kierującym się, lecz w swej istocie działającą losowo.
Jeśli chodzi o mechanikę kwantową i opadający entuzjazm. To tutaj akurat jestem optymistom i wierzę w ludzki intelekt. Komputery 50 lat temu zajmowały pokoje a ich moc obliczeniowa pozwalała na dodawanie dwóch liczb. Wraz z ich rozwojem wszystko zaczęło przyspieszać. Umiejętności poznawcze człowieka również i choć nadal ograniczone, myślę, że niebawem zasłużymy na współczesne rozwiązanie współczesnego problemu. Wolna wola to coś co z chęcią oddajemy... a chaos, cóż może być tak samo konstruktywny jak i destruktywny. No i nie oszukujmy się, świat, w którym będzie się dało przewidzieć zdarzenia będzie światem dominowania posiadających technologię nad tymi, którzy jej nie posiadają. Ludzie pozostaną ludźmi.
Userzy też pięknie i klarowanie zaprezentowali własne poglądy i też chapeau bas, więcej takich rzeczowych dysput się mi marzy :)
A dyskusje bardzo doceniam.
Może jeszcze coś wymyślę do napisania i napisze :)
Ano, więcej człek się nauczy, gdy czyta i zapisuje wnioski niż z telewizorni.
Wymyśl, chętnie przeczytam :)
Ano, za dużo informacji gadanych, a nasz mózg nie bardzo gadane lubi :)
Cieszę się bardzo, że poruszasz kwestię dotyczącą nierówności w społeczeństwie, przez ograniczenia, które narzucił już system, rzeczywiście możemy czuć kruchość naszej egzystencji. Zresztą wspominasz o niej
'z prochu jesteśmy i w proch się obrócimy', a ja nie sądzę, że jest podkreśleniem ulotności naszego losu.
Dlatego ci napisałem, ale zupełnie z innego punktu widzenia patrząc, czując, że czas sprawiedliwego świata nadejdzie, lecz nie teraz, ponieważ cały czas obserwuję (uważam, że nie tylko ja), jak system zaczął wdrażać postawy oportunistyczne w relacje międzyludzkie, co kolokwialnie może stanowić bolesne konsekwencje.
( lecą kurwy, chuje, dziwki: przecież to pretensje wypływające z emocji)
Więc kogoś to na pewno będzie obchodzić, i obchodzi, kiedy definiując swoją kruchość, widzi ją jako element zachęty, do tworzenia czegoś, co nazywać będziemy wolnością.
'Zwłaszcza za życia, gdy ciało już świadome, widzi się w paru gramach z góry!'
(fragment) — oto definicja ulotności.
Obca mi nie jest, ponieważ od dłuższego czasu zajmuję się tematyką eksterioryzacji, praktycznie wdrażając już w życie pełny wachlarz możliwości. Przed wami otwieram dostęp do Wszechrzeczy, ponieważ to nie tylko Moja pasja..., nie bez przyczyny podaje wam na tacy informacje, jak być częścią czegoś większego
Nie traktujcie tego jak manifest, ale jako ścieżkę otwierającą dostęp do Wszechświata. To nie tylko medytacje, ale złożone podróże (skoki astralne), które stanowią poznawanie kazamatów, kiedy ciało zamienia się w energię, aby z powrotem mogło wrócić do niego. W skrócie to przedstawiam, ponieważ wiem, jak to jest czuć pętlę na szyi, a łańcuszki zostały jako niezaprzeczalny dowód!
Macie zatem fundament, który nauka wciąż bada, lecz nie sądzę, że uda się jej to rozwikłać., nawet przez CERN, który planuje wybudować nową placówkę, w celu badania bardziej złożonych procesów
Stałem się szybszy.
Pozdrawiam cię, Poncki
Jak się głębiej zastanowić, to nie widać możliwości na rewolucję. Oddzielenie społeczeństwa od władzy jest zbyt duże. Władza wymaga więcej niż prawo nakazuje, sama bierze na siebie odpowiedzialność niewspółmiernie mniejsza, od zapisów tego samego prawa. Prawo już nic nie znaczy. Robi się powoli anarchią. Na anarchii nikt nie korzysta. Wszyscy tracą. Niektórych tylko chaos bawi, bo lubią jak świat płonie. (Dark Knight)
Zauważam jakie jest parcie ostatnim czasem na to, żeby pilnować ludzi w koło, żeby przestrzegali prawa. Widzisz coś reaguj. Władza kształtuje spoleczeństwo, żeby się samo sprzedawało. Zakłady pracy wprowadzają "compliance". Czyli międzynarodowe prawo chroniące donosicieli. Nikt już nie krzyczy na ulicy jebać konfidentów. Czasem tylko jakiś Seba po pijaku. Czy to źle? Pewnie w jakimś stopniu dobrze, bo w lądzie prawnym żyje się bezpieczniej, ale z drugiej strony, kiedy władza zacznie zacieśniać pętlę za granicę moralnosci, to butnt będący czymś nielegalnym w zasadzie, stłumi się sam. Wiekszoscbuczestnikow buntu wyda się sama, myśląc, że droga do rozwiązania problemów jest dyplomacja, a władza weźmie swoje bez zadawania pytań i wątpliwości. Tak jak Niemcy, którzy rozstrzeliwali ufne elity naukowe.
Doskonale zdaję sobie sprawę, czym jest system, i co oferuje? Na pewno bezpieczeństwo, ale z dalszego punktu widzenia też wymaga od człowieka, przede wszystkim pary rąk, aby nimi można było kształtować system w społeczeństwie. 'Niegdyś nagłośniono sprawę, dotyczącą człowieka mieszkającego w lesie, gdzie mu się wiodło szczęście dzięki wiedzy, którą w pełni wykorzystywał, żeby spełniać się na łonie natury. Zbudował sobie domek przy strumieniu rzeki, z której pozyskiwał prąd, aby zgoła od systemu poczuć się szczęśliwym.
Lecz nie trwało to długo, ponieważ ktoś go podpatrzył (społeczny konfident...), nasłał nalot,
który przeprowadził z nim wywiad na miejscu. Wiadomo już było, co będzie tego następstwem.
Dyplomacja systemowa pojawiła się, oferując pracę, pieniądze i dach nad głową..
Śmiał się im w żywe oczy, oznajmiając, że tu jest dobrze. Więc wzięli go siłą'
(fragment)
Tak działa dyplomacja? Ano... Chyba tak można ją zdefiniować. Oto definicja!
'Człowiek ma być szczęśliwy na siłę, budząc się ze wskazówkami zegara
w europejskim postrzeganiu czasu'
Pozdrawiam
W cywilizowanym świecie, miejsce człowieka jest w osadach ludzkich, chyba, że się dobrze zchowa.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania