Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas - CZĘŚĆ I_Mail 10. Rozterki

Wysłano: 28 września, godz. 21:00

Od: betka@weddingparty.com

Do: izabellaa@yellowpub.uk

Temat: Rozterki

 

Witaj,

cieszę się, że u Was w porządku i że mój mail uspokoił Bartka, który szalał z niepokoju o zdrowie brata. No, i oczywiście ich ojciec i fakt, że jest lekarzem też dużo pomógł. Na pewno przekazywał konkretne informacje. Pewnie nawet wiecie więcej niż ja.

Odwiedziłam dzisiaj Aleksa w szpitalu. Jakoś wcześniej nie chciałam się narzucać. Domyślałam się, że dzień po operacji będzie się czuł fatalnie i pewnie będzie spał, ile się da. Ewentualnie zobaczy się z rodziną.

Rano przyszedł do firmy naburmuszony Maurycy. Aneta dzwoniła do niego w niedzielę w sprawie lokalu. Nie chciał być nieuprzejmy więc odebrał. Zalała go takim potokiem życzeń, że w końcu ze złością przerwał jej i oznajmił, że w niedzielę nie pracuje. W związku z tym nieugięta panna młoda suszyła mu głowę dzisiaj niemal od świtu.

- Chyba ją uduszę - oznajmił na wstępie, po czym opowiedział mi to wszystko, co Ci przed chwilą napisałam.

- Czego ona chce? - zapytałam.

- Zmieścić trzysta osób w tym lokalu, który wybrała. Tłumaczę jej, że to niemożliwe, bo ta restauracja pomieści najwyżej dwieście pięćdziesiąt. Ale ona nie przyjmuje tego do wiadomości. Lokalu też nie chce zmienić, bo ten jej się podoba i koniec. Co ja mam zrobić? - spytał Maurycy z udręką w głosie.

- Zawieźć ją tam, pogadać z szefem sali. Niech jemu opowie o swojej koncepcji. Może znajdzie jakieś rozwiązanie - podsunęłam.

- Raczej ją wyśmieje.

- Pogadaj z nim wcześniej. To jakiś rozumny gość?

- Dosyć. Dobra, spróbuję w ten sposób. A co u Ciebie?

- Dopinamy z Kasią szczegóły. Za trzy tygodnie wielki finał.

- Zazdroszczę - rzekł Maurycy z westchnieniem.

- Nie mamy na razie nowych klientów. Nie jest wesoło - stwierdziłam.

- Myślę, że wesele naszej artystki zrobi dobrą reklamę - powiedział kolega. - W ogóle powinniśmy rozszerzyć pole działalności - dodał. - Znaleźć nowy rynek zbytu.

- Co masz na myśli? - zapytałam.

- Możemy zacząć organizować też inne imprezy, nie tylko wesela. Przyjęcia urodzinowe dla dzieci, prymicje, niezapomniane zaręczyny… wszystko, z czym ludzie mogliby się do nas zwrócić szukając inspiracji - wyjaśnił. - Może ktoś chce wynająć wodzireja na studniówkę, a może klauna na szóste urodziny córki? A może limuzynę na wieczór panieński.

- Moglibyśmy o tym pogadać któregoś dnia. Może zwiększyć ofertę z nowym rokiem? - podsunęłam, gdyż pomysł Maurycego wydał mi się całkiem sensowny.

- Pomyślę o tym w wolnej chwili i przygotuję plan marketingowy. A potem to obgadamy.

- Super.

Ucieszyłam się. Maurycy był moim pracownikiem, ale i tak traktowałam go jak równorzędnego partnera.

- A co u ciebie? - zapytałam.

- W porządku - odparł. - Spędziłem cały weekend z córką. Tęsknię za nią.

- Jak często ją widujesz?

- Nie tak często, jakbym chciał, a chciałbym codziennie - odparł. - Zastanawiam się, czy nie dałoby się tego jakoś posklejać.

- Dlaczego właściwie nie jesteś z Pauliną? - odważyłam się zapytać.

- Po prostu… nie pasujemy do siebie.

- Nie kochasz jej?

- Nie.

- A ona ciebie?

- Też nie.

- To co chcesz sklejać?

Maurycy westchnął.

- Może powinniśmy się poznać na nowo? Sam nie wiem. Muszę z nią pogadać.

- Ona ma kogoś?

- Nie. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić kogoś innego w roli ojca Gosi.

- Zawsze będziesz jej ojcem - powiedziałam.

- A Paulina matką. Powinnyśmy być rodziną - stwierdził sucho.

- Nie zawsze wszystko jest takie, jakie powinno być.

Nie wiem czemu, ale właśnie w tym momencie pomyślałam o wysłaniu SMS do Aleksa. Sięgnęłam po telefon.

- Aleks jest w szpitalu - powiedziałam. - Miał operację wyrostka.

- To twój przyjaciel? - upewnił się Maurycy.

- Tak.

- Czemu piszesz do niego SMS zamiast odwiedzić go osobiście?

- Sama nie wiem, jakoś tak… wolę najpierw napisać.

Wystukałam na klawiaturze “Jak się czujesz?” i wysłałam. Po chwili nadeszła odpowiedź: “Czułbym się lepiej, gdybyś mnie odwiedziła osobiście zamiast pisać SMS :).” “Nie wiedziałam, czy nie będę przeszkadzać. Pewnie wczoraj odpoczywałeś.” “Wczoraj rzeczywiście nie miałem ochoty na odwiedziny, ale byłoby mi miło, gdybyś dzisiaj przyszła. Jeśli, oczywiście, nie będzie to kolidować z Twoją pracą :P.” “Przyjdę.”

- Wychodzę - oznajmiłam.

 

W szpitalu, kiedy już znalazłam się na oddziale, napisałam jeszcze do Aleksa z zapytaniem, w której sali leży i tam się skierowałam. Zapukałam i weszłam. Czułam się nieco skrępowana wchodząc do pomieszczenia, w którym przebywali sami mężczyźni. Na jednym łóżku leżał pan w wieku około pięćdziesięciu lat i spał. Na drugim spoczywał czterdziestolatek otoczony przez żonę i dwójkę dzieci. Trzecie było puste.

- Dzień dobry - przywitałam się. - Szukam… - zaczęłam, ale w tym samym czasie usłyszałam jak za mną otwierają się drzwi od łazienki.

- Witaj - usłyszałam głos wesoły jak zwykle, ale dzisiaj jakby słabszy w brzmieniu.

Odwróciłam się i natrafiłam prosto na przeszywające spojrzenie Aleksandra. Podszedł do mnie i uścisnął mnie.

- Dobrze cię widzieć - powiedział tuż przy moim uchu.

- Ciebie też - odpowiedziałam i odsunęłam się, żeby się mu przyjrzeć.

Spędził w szpitalu zaledwie dwa dni, a już wydał mi się szczuplejszy. A może to złudzenie spowodowane granatowym kolorem szlafroka. Oczy miał lekko zamglone i podkrążone.

- Jak się czujesz? - zapytałam z troską.

- Tak, jak wyglądam - odparł. - Zostaniemy tutaj, czy przejdziemy się?

- Nie udawaj niczego przede mną. Już raz próbowałeś zgrywać bohatera. Widzę, że chcesz się położyć - powiedziałam stanowczo.

Uśmiechnął się lekko.

- Masz rację - przyznał, po czym minął mnie i wolnym krokiem pokuśtykał do łóżka. Kiedy się na nim kładł, jego mina wskazywała na to, że wszystko go boli. Kiedy już się ułożył wygodnie, odetchnął z ulgą.

Przysunęłam sobie jakieś wolne krzesło i usiadłam na nim. Z torebki wygrzebałam butelkę wody mineralnej.

- Tylko to ci przyniosłam, bo podejrzewam, że jesteś na diecie - powiedziałam podając mu ją.

- To prawda - odparł biorąc butelkę. - Dzięki, przyda się.

Położył ją obok siebie na łóżku i spojrzał na mnie.

- Czy naprawdę po tylu latach znajomości muszę Ci wysyłać zaproszenie, abyś mnie odwiedziła? - zapytał nagle.

Zarumieniłam się lekko.

- Po prostu… Nie chciałam się narzucać. Pewnie spędziłeś cały czas z rodziną, męczyli cię badaniami… - powiedziałam.

- Rodzina - tak, - przyznał - badania nawet nie. Może to przez to, że wczoraj była niedziela. Jak wszystko będzie w porządku to jutro wychodzę do domu.

- A mogłoby nie być? - zapytałam lekko wystraszona.

- Nie spodziewam się, ale z reguły tak się mówi - odparł uśmiechając się lekko. - Kiedy jest impreza w Duszpasterstwie? - zmienił temat.

- Chyba dziesiątego. Ksiądz Arek wspominał, że w tą sobotę nie ma sensu jej organizować, bo i tak większość studentów pewnie zjedzie się dopiero po weekendzie.

- Może i tak… A jak tam Marcin?

Spojrzałam zaskoczona na Aleksa. Bardziej chyba dlatego, że Marcin wyleciał mi całkowicie z głowy w ostatnich dniach.

- Nie mam pojęcia - przyznałam. - Właściwie nie mam z nim kontaktu.

- Ale chyba nie przeze mnie? - spytał.

- Nie, po prostu… chyba z tej mąki nie będzie chleba. Gdyby był mną zainteresowany to z pewnością by się odezwał. Tymczasem widzimy się tylko przy okazji jakichś spotkań w duszpasterstwie.

- A propos spotkań… - Aleks spojrzał na mnie nieco zafrasowany. - Mogłabyś mnie zastąpić na warsztatach dla dzieciaków? - zapytał.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Ja?! - wyksztusiłam. - Przecież ja się nie znam na rysowaniu. A poza tym przecież teoretycznie ciebie nie ma, bo jesteś w Austrii. Jak sobie wyobrażasz takie warsztaty?

- Sylwester miał mnie zastąpić. Stwierdził, że będzie się wprawiał w kontaktach z dziećmi - Aleksander uśmiechnął się. - Tymczasem zastąpił mnie w pracy, a ja potrzebuję kogoś na ten piątek.

- Co ja niby miałabym robić?

- Dam ci materiały. Tylko muszę najpierw wrócić do domu. Nie będziesz miała wiele pracy. Właściwie poprosisz dzieciaki, żeby coś narysowały a potem to zbierzesz i dasz mi. Ja sprawdzę, które mają jakiś szczególny talent.

No i co? Odmówiłabyś choremu?

Rany, ale się rozpisałam.

Kończę.

Pozdrawiam.

Beata

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania