Wszystko ma swój czas_EPILOG
wrzesień
Ksiądz Arek pokropił święconą wodą odremontowany budynek Studia Tańca i odłożył kropidło na stolik.
- Teraz możecie tańczyć do woli – powiedział, na co wszyscy zareagowali śmiechem.
Rozległ się dźwięk otwieranych butelek szampana.
– A kiedy wam będę błogosławił? – ksiądz Arek na boku zwrócił się do Beaty i Mirka.
- Myślę, że już niedługo – odparł mężczyzna uśmiechając się tajemniczo.
Wziął od roznoszącego kelnera dwa kieliszki musującego wina i wręczył jeden Beacie, a drugi księdzu. Kelnerzy pochodzili z restauracji Mario, który specjalnie na dzisiejsze otwarcie przygotował catering z włoskimi przekąskami.
Pół roku trwał remont budynku. Mirek wyciągnął, ile się dało od ubezpieczyciela, wynajął solidną ekipę, która postawiła wszystko z powrotem i doprowadziła do porządku. Potem poszukał funduszy na nowe sprzęty. Beata pomagała mu, ile mogła. Swoją własną firmę oddała w zarządzanie Paulinie i Maurycemu, a sama pracowała tam na pół etatu. Nawiązała też współpracę z kwiaciarnią byłej teściowej Mirka. Teraz, kiedy Studio Tańca zacznie na siebie zarabiać, zamierzała wrócić na swoje włości. Wolała nie pracować z potencjalnym, przyszłym mężem. Ponadto postanowili, że tak ułożą swoje zajęcia, żeby mieć więcej czasu dla siebie. Przez minione pół roku poznawali się coraz lepiej i coraz bardziej kochali. Każde z nich miało swoje wady, ale zalet było więcej. Umieli ze sobą rozmawiać, lubili razem tańczyć, kiedy mieli ku temu okazję. Po prostu dobrze czuli się w swoim towarzystwie.
Kiedy przyjęcie otwarcia dobiegło końca i zaproszeni goście wyszli, Mirek zabrał Beatę do największej sali tanecznej. Podszedł do nowego sprzętu, włączył go i z rozstawionych głośników rozległy się dźwięki walca.
- Mogę prosić do tańca? - zapytał podchodząc do dziewczyny.
Zgodziła się i zaczęli tańczyć. Mirek w międzyczasie uczył ją nowych kroków i figur.
- Nieźle - powiedział, kiedy skończyli. - Jeszcze kilka prób i będziemy to mieli opanowane do perfekcji.
- Tak? A do czego jest nam to potrzebne? - zapytała Beata udając, że w ogóle nie rozumie, o co mu chodzi.
- Na nasz pierwszy weselny taniec - odparł.
Dziewczyna uśmiechnęła się przewrotnie.
- Ale ja nie pamiętam, żebyś prosił mnie o rękę - stwierdziła.
- Chciałbym to zrobić, ale najpierw musisz coś wiedzieć - rzekł Milo poważnym tonem.
Beata poczuła się niepewnie.
- Co takiego? - zapytała sucho.
Mirek spuścił wzrok po czym znów spojrzał Beacie w oczy z pewną determinacją.
- Znałem twoją historię zanim zaczęłaś u mnie pracować - rzucił jednym tchem.
- Chcesz powiedzieć... - Beata aż się zachłysnęła.
- Że ksiądz Arek mi ją opowiedział - rzekł Mirek.
- Czyli co? Stwierdził, że przez to, co przeżyłeś pomożesz mi otrząsnąć się z mojego smutku? Że może jak cię poznam to zakocham się w tobie i zapomnę o Aleksie?
- Przypuszczam, że o coś takiego mogło mu chodzić - mruknął Mirek.
- Ja się cieszyłam, że zaczynam coś nowego, że nikt mnie tam nie zna, że mogę się oderwać od tego wszystkiego - tłumaczyła Beata, - a tymczasem...
- Ja wiedziałem - przyznał Milo. - Tylko ja - podkreślił.
- Tamta rozmowa, kiedy ci o wszystkim opowiedziałam... wymusiłeś to na mnie. Zrobiłeś to celowo. Widziałeś, że nie chciałam o tym rozmawiać, ale wymusiłeś to na mnie.
- Tak, ale chyba dobrze się stało. W ogóle chyba wszystko dobrze się skończyło.
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś? - zapytała nagle Beata patrząc na Mirka podejrzliwie i kpiąco zarazem.
Spuścił wzrok lekko zawstydzony.
- Bałeś się - zaśmiała się. - Wolałeś poczekać, aż będziesz pewny moich uczuć, żebym już nie chciała z tobą zerwać i nie zjechała cię z góry do dołu - wyrzuciła mu, ale w jej głosie brzmiał śmiech. - Masz jeszcze jakieś inne tajemnice albo niedopowiedzenia? - zapytała.
- Nie przypominam sobie.
- No to czekam.
- Na co? - spytał Milo nieco zdezorientowany.
- Miałeś się oświadczyć.
- Ah, ale tak tutaj?
Teraz to Beata była zdezorientowana.
- No, wydawało mi się, że chcesz to tutaj zrobić - rzekła. - Skoro tak zacząłeś tym walcem.
- Ale podobał ci się? - upewnił się Mirek.
- Jak jeszcze trochę potrenujemy i sprawisz, że będę niemal płynąć w powietrzu to może być.
- Czyli zatańczymy go na naszym weselu?
- No, tak...
- Czyli za mnie wyjdziesz?
- Niech ci będzie.
- Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi - powiedział Milo i zbliżył się do Beaty, żeby ją objąć i pocałować, ale wywinęła się.
W jej oczach pojawił się zadziorny błysk.
- Czekaj, a pierścionek masz? - zapytała.
- Y... Zostawiłem w gabinecie - odparł skruszony. - Żartowałem - dodał sięgając do kieszeni.
Wyjął małe pudełeczko i otworzył je.
- Taki może być?
KONIEC
---
Pożegnanie z bohaterami kiedyś musiało nastąpić. Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądali i którzy komentowali.
W przygotowaniu kolejne opowiadanie. Pewnie trochę czasu minie zanim pojawi się tutaj, bo pisanie tego zajęło mi dobrych kilka lat z przerwami :D
Pozdrawiam i do zobaczenia.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania