Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas_CZĘŚĆ IV_Od nowa_Rozdział II: wrzesień cz. II

wrzesień – cz. II

 

Po tygodniu szkolenia przez Ewelinę, Beata była już mniej więcej zorientowana, na czym polega funkcjonowanie recepcji w studium tańca. Znała grafik poszczególnych grup oraz cennik kursów. Wiedziała, że cały czas będą napływać nowe osoby, które chcą uczyć się tańca. Potrafiła wskazać im odpowiednie poziomy. Szkolenie miało potrwać miesiąc, potem Ewelina zostawiała Beatę samą.

Mirek zaglądał do nich, na dłuższą chwilę, raz dziennie. Zabierał korespondencję, rachunki, sprawdzał liczbę zapisanych osób. Czasami doradzał w sprawie klientów, kiedy dziewczyny nie były pewne, do jakiej grupy ich zapisać. Najwięcej chętnych było wśród dzieci i młodzieży. Pojawiali się też dorośli na naukę tańca towarzyskiego albo narzeczeni, żeby stworzyć im choreografię do pierwszego tańca weselnego. Przez cały czas był ruch. Ktoś wchodził na zajęcia albo z nich wychodził. W poczekalni siedzieli rodzice, żeby odebrać dzieci z zajęć. Ksiądz Arek miał rację, że będzie dużo papierkowej roboty i mało czasu na myślenie. Beacie to odpowiadało. Pracowali do późna. Ostatnie zajęcia kończyły się po dwudziestej pierwszej. Dziewczyny wychodziły o dwudziestej, kiedy ostatnie osoby weszły na zajęcia. Najpóźniej z pracy wychodziły panie sprzątające. One zamykały szkołę.

- Kto jest na recepcji, kiedy ciebie nie ma? – zapytała Beata Ewelinę któregoś dnia.

- Szef ściąga wtedy swoją siostrę do pomocy. Kiedyś, jak zakładali tę szkołę, to ona tutaj pracowała, ale potem musiała zająć się dziećmi – odparła koleżanka.

Zatem ta blondynka nie była jego żoną tylko siostrą, pomyślała Beata. Widocznie też była tancerką.

 

Tego popołudnia w przerwie między zajęciami Mirek przyszedł na recepcję.

- Potrzebuję pomocy – rzekł uśmiechając się.

- W czym? – zapytała Ewelina.

- Musimy przeglądnąć wszystkie grafiki i znaleźć mi czas na prowadzenie kursu tańca w duszpasterstwie, u księdza Arka – odrzekł.

- W tygodniu?

- A jest na to szansa?

Mirek spojrzał na koleżankę wzrokiem pełnym nadziei.

- Nie ma – odrzekła po prostu.

- Sobota wieczór?

- Wieczorem, z dziećmi? – wtrąciła Beata. – Nikt nie przyjdzie – stwierdziła.

Mirosław przeniósł na nią wzrok.

- Masz rację – rzekł. – Po południu. Szukajcie czegoś – poprosił i sam sięgnął po grafik.

We wtorki i czwartki miał zajęcia ze swoimi tancerzami. Od dziewiętnastej. Wcześniej prowadził kurs dla seniorów. W poniedziałki i w środy uczył dzieciaki, potem jechał za miasto do Gminnego Ośrodka Kultury i tam prowadził zajęcia terapeutyczne z tańca wśród mieszkańców wsi. W założeniu mieli to być emeryci, ale zaczęła na nie przychodzić także młodzież. Wszyscy garnęli się do tego, żeby poruszać się w rytm muzyki. Uśmiechnął się na wspomnienie tych osób. Piątki były czasem zajęć indywidualnych. Nie było ich zbyt wiele, ale zawsze. Przeznaczone głównie dla par narzeczeńskich. Mirek, jako profesjonalista starał się zawsze dla każdej z nich przygotować inny układ. Najczęściej podstawą był walc, ale czasami pary odchodziły od tej tradycji i wybierały jakiś freestyle. W weekendy też były zajęcia. Mirek rzadko je prowadził. Ten czas wykorzystywał raczej dla siebie, dla rodziny. Czasami jeździł na szkolenia, kiedy indziej pracował nad choreografią, sam albo ze znajomymi poznanymi przy okazji różnych kursów. Pomagali sobie wzajemnie. Jego życie obracało się wokół tańca, ale lubił to.

- Beata, jaki dzień byłby najlepszy? – zapytał koleżankę. – W który będzie najwięcej uczestników?

Kobieta zastanowiła się przez chwilę.

- Myślę, że jeśli zajęcia się spodobają to będą przychodzić. Ale sobota, jak wspomniałam wcześniej, raczej odpada. Zresztą w duszpasterstwie w ten dzień nigdy nie było zajęć. Najwyżej jakieś zabawy.

Mirek słuchał uważnie, po czym znów zajrzał do grafiku.

- O której macie mszę w niedzielę? – zapytał.

- O osiemnastej – odpowiedziała Beata.

- O dziewiętnastej, po mszy – zdecydował Mirosław i odłożył grafik. – Dzwonię do księdza Arka – dodał i poszedł do siebie.

- I już – podsumowała Ewelina i roześmiała się.

 

Dochodziła dziewiętnasta, kiedy Mirek zaparkował samochód na parkingu obok budynku, w którym mieściła się siedziba duszpasterstwa. Zgasił silnik i sięgnął po smartfon. Kilka lat temu, kiedy uczył tańczyć, musiał przygotowywać składankę piosenek na płytach CD. Teraz mógł ich mieć kilkadziesiąt w swoim telefonie. Lubił rozwój technologii i starał się korzystać z wszelkich udogodnień. Zastanawiał się przez chwilę, czy brać buty do tańca, ale po chwili stwierdził, że w sali nie ma parkietu tylko płytki więc lepiej będzie się tańczyć w zwykłych sportowych butach, które miał na sobie. Swoje luźne stroje, w których zazwyczaj trenował w studio, zamienił na dżinsy i koszulę. W końcu będzie uczyć tańca towarzyskiego, do którego, na turnieje, zamawiało się specjalne ubrania. Poza tym chciał przekonać młodzież, żeby na zabawy taneczne nie przychodzili w dresach i ciężkich adidasach. Nawet jeśli dobrze radzili sobie na parkiecie.

Wysiadł z samochodu i udał się do budynku. Po drodze zastanawiał się, czy przyjdzie Beata. Stwierdził, że jeśli nadal przeżywa żałobę po śmierci swojego… prawie narzeczonego, to raczej nie będzie tańczyć. Rozumiał to. Z drugiej strony pomyślał, że trochę szkoda, bo z tego co mówił ksiądz Arek, była dobrą tancerką i mógłby ją wykorzystać do pomocy przy pokazach różnych figur. Ale to nic. Poradzi sobie, po prostu weźmie którąś z dziewczyn z kursu. Wszedł do sali i zobaczył, że czeka w niej kilkanaście osób w różnym wieku. Księdza jeszcze nie było. W drugim pomieszczeniu też siedziało trochę ludzi. Nie był nieśmiały, ale kiedy spojrzeli na niego poczuł się, jak intruz, który wkracza na obcy teren. Uśmiechnął się. W końcu uśmiech zazwyczaj przełamuje bariery.

- To pan! – rzekła jakaś dziewczyna w drugim końcu sali.

Spojrzał na nią ucieszony, że ktoś go rozpoznał.

- Pan wodzirej – dodała podchodząc bliżej. Miała może z siedemnaście lat. – Jestem Marta – przedstawiła się. – Będę chodzić na kurs tańca – powiedziała.

- Ja jestem Mirek i cieszę się, że jest was tu trochę i że będę mógł pokazać wam kilka kroków i figur – odrzekł tancerz.

 

- Nie wiedzieliśmy, że uczy pan tańca – rzekł jakiś chłopak. – Fajne były te układy, które pan pokazywał na imprezach, ale to chyba nie tego będzie nas pan uczyć? – spytał.

- Nie, - odparł Mirek – nauczę was kilka tańców standardowych i latynoskich. Tak, żebyście mogli trochę poszaleć na parkiecie w różnych rytmach.

- Długo pan tańczy? – zapytała Marta.

- Od dziecka.

- Jest pan zawodowym tancerzem?

- No… właściwie tak. Z tego się utrzymuję.

- A gdybym chciała i umiała, to mogłabym tańczyć zawodowo? – pytała dalej dziewczyna.

- Tak. Wymagałoby to od ciebie sporej pracy, ale jest to możliwe. Chyba, że kompletnie nie masz poczucia rytmu i słuchu, to wtedy może być problem.

- A jakich tańców będziemy się uczyć? – zapytała jakaś inna dziewczyna.

- Zaczniemy od dwa na jeden, potem walc, a potem zobaczymy… - rzekł Mirek.

- A nauczy pan chłopaków, żeby nami nie szarpali podczas tańca?

Pozostałe dziewczyny roześmiały się, co oczywiście wywołało odgłosy oburzenia wśród męskiej części uczestników. Mirek sam się uśmiechnął. Często zwracał na to uwagę mężczyznom podczas nauki. Zwłaszcza, jeśli nie zaczynali od podstaw tylko już coś potrafili i próbowali wprowadzać swoje elementy choreograficzne.

- Nauczę – obiecał.

Do sali wszedł ksiądz Arek, a z nim jeszcze kilka osób. Mirka ucieszyła liczba chętnych, ale miał obawy czy sala nie okaże się za mała i czy pary nie będą się nawzajem popychać i wchodzić sobie w drogę. Ksiądz Arek podał mu dłoń na przywitanie.

- Cześć, fajnie, że jesteś – powiedział.

- Szczęść Boże – odparł Mirosław. – Udało mi się coś tam wyszukać. Widzę, że jest sporo chętnych co mnie cieszy, tylko boję się czy się pomieścimy tutaj – rzekł. - No, ale może coś wymyślę. Mogę się gdzieś podłączyć z muzyką? – spytał.

Ksiądz Arek wskazał sprzęt nagłaśniający w kącie pomieszczenia. Po chwili Mirek był gotowy do rozpoczęcia zajęć.

- No dobra, - klasnął w dłonie, żeby zwrócić uwagę na siebie – zapraszam wszystkich i będziemy zaczynać. Na początek pokażę wam jak wygląda tak zwana „rama” w tańcu standardowym. Poproszę jedną koleżankę…

 

Beata po mszy wybrała się na spacer. Wieczór był ciepły i postanowiła to wykorzystać. Nie wiedziała, dokąd poniosą ją nogi, szła przed siebie. Po jakimś czasie zorientowała się, że podświadomie wybrała kierunek na cmentarz, na którym pochowany był Aleks. Przyspieszyła kroku. Kilkanaście minut później stała przy grobie ukochanego mężczyzny. Właściwie był to grób wykupiony dla jego rodziców, nikt nie spodziewał się, że on sam spocznie tam pierwszy. Beata przysiadła na ławeczce i zaczęła wpatrywać się w zdjęcie Aleksandra. Zrobione zostało na ślubie Izy i Bartka. Fotografowi udało się uchwycić przeszywające spojrzenie oczu Aleksa i teraz, kiedy Beata na nie patrzyła, miała wrażenie, że mężczyzna również patrzy na nią. Siedziała tak, dopóki nie zrobiło się na tyle ciemno, że przestała widzieć detale. Wstała, pomodliła się, ale jakoś nie chciało jej się jeszcze odchodzić stąd. Zamknęła oczy i spróbowała wyobrazić sobie Aleksa. Z upływem czasu było to coraz trudniejsze. Jego rysy rozmazywały się. Westchnęła ciężko.

- Tęsknię za tobą – wyszeptała. – Chciałabym się do ciebie przytulić – dodała walcząc ze łzami.

Nagle poczuła na twarzy powiew chłodnego wiatru. Otworzyła oczy i spojrzała na korony pobliskich drzew. Ani jeden listek nie drżał. Z powrotem zamknęła oczy i wystawiła twarz w kierunku nieba. Wyraźnie czuła chłodniejsze powietrze. Panie Boże, słucham cię, pomyślała. Cisza. Stała tak jeszcze przez chwilę. Idź dalej, mam dla ciebie nową drogę. W myślach pojawiły się takie słowa.

- Mów dalej, Panie – szepnęła.

Bądź otwarta na co, co dla ciebie przygotowałem. Nie spiesz się. Wiatr zniknął tak, jak się pojawił. Otworzyła oczy. Czuła, że to Bóg nasunął jej te myśli. Prosił ją, żeby powoli przestawała żyć przeszłością, ale jednocześnie dała sobie czas na te zmiany i nie podejmowała szybkich decyzji. On miał dla niej nowy plan na dalsze życie. Musiała tylko mu zaufać. Spojrzała jeszcze raz na zdjęcie Aleksa, ale już go nie widziała. Czuła jednak, że jego spojrzenie nadal ją przeszywa. Tyle, że już nie ze zdjęcia, ale gdzieś tam z góry.

- Aleks, wstawiaj się za mną i wypraszaj mi potrzebne łaski – rzekła cicho.

Nagle w jej wyobraźni pojawiła się jego uśmiechnięta twarz, ale nie z tym ciepłym uśmiechem tylko z tym lekko aroganckim i pełnym pewności siebie. Na moment i zaraz się rozmyła. Beata uśmiechnęła się do siebie. No tak, musiał przypomnieć jej, kto tu rządzi.

Zaczynało robić się ciemno więc postanowiła wracać. Szła dość szybkim krokiem. Aby dojść do domu, musiała przejść ponownie koło duszpasterstwa. Właśnie wychodzili stamtąd uczestnicy kursu tańca. Pomiędzy nimi dostrzegła Mirosława. Szedł w stronę parkingu otoczony grupą młodych dziewczyn, które najwyraźniej zagadywały go w temacie tańca. Widać było ich zafascynowanie nowym nauczycielem. Nagle podniósł wzrok i zobaczywszy Beatę, dał jej znać, żeby zaczekała. Zatrzymała się posłusznie. Kiedy do niej doszedł, wziął ją pod ramię i pociągnął w stronę parkingu. Zaskoczona nie stawiała oporu. Dziewczyny nadal szły obok nich i pytały o różne rzeczy. On odpowiadał, ale na parkingu zatrzymał się.

- Przepraszam, muszę pogadać z Beatą – rzekł. – Miło było was poznać. Do zobaczenia za tydzień.

- Ok, to dobranoc - dziewczyny wykazały się taktem i ruszyły w swoją stronę.

Mirek odetchnął z ulgą.

- Dzięki za ratunek – rzekł. – Myślałem, że nigdy nie uwolnię się od nich.

Beata roześmiała się.

- No cóż, typowe nastolatki, które zauroczyły się przystojnym trenerem – odparła, po czym zarumieniła się.

Mirek spojrzał na nią z rozbawieniem. Dostrzegła to w świetle ulicznej latarni.

- Miło mi – rzekł uśmiechając się. – Zasłużyłaś na to, żeby podrzucić cię do domu, czy gdzie tam idziesz – stwierdził.

Dziewczyna zawahała się na moment. W sumie to tylko uprzejme podwiezienie, pomyślała.

- Do domu – rzekła.

Mirosław otworzył przed nią drzwi samochodu, a kiedy wsiadła zamknął za nią. Obszedł samochód i usiadł za kierownicą.

- Dokąd? – zapytał zapalając silnik.

- Jedź. Pokieruję cię.

- No dobrze.

 

Ksiądz Arek właśnie szedł przez ogród, kiedy zobaczył przez ogrodzenie, że Beata wsiada do samochodu Mirka. Uśmiechnął się. Wiedział, że chłopak zaczyna powoli działać. A co z tego wszystkiego wyniknie, to już Pan Bóg jeden wiedział.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania