Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas_CZĘŚĆ IV_Od nowa_Rozdział III: październik

październik

 

Wiadomość od Iza:

Hej, co słychać?

 

Wiadomość od Beata:

Hej, lepiej. Zmieniłam pracę na jakiś czas. W ogóle sorry, że tak długo się nie odzywałam.

 

Iza:

Luz... gdzie pracujesz?

 

Beata:

Pamiętasz, jak pisałam Ci kiedyś o wodzireju, znajomym księdza Arka, który prowadził imprezy u nas?

 

Iza:

Pamiętam... :)

 

Beata:

Okazało się, że ma studio tańca. Pracuję u niego, jako recepcjonistka :o.

 

Iza:

Fajnie :). Jaki on jest?

 

Beata:

Wydaje się w porządku. Bardzo zajęty.

 

Iza:

Haha, to rzeczywiście wiele o nim mówi.

 

Beata:

Nie czuję się gotowa, żeby zwracać uwagę, na coś innego. Nie wiem, czy będę.

 

Iza:

Będziesz, będziesz. Na wszystko przyjdzie czas :). Aleks był fantastycznym facetem. Wszystkim nam go bardzo brakuje, ale nie możesz zamknąć się na to, co pragnie ofiarować Ci Bóg.

 

Beata:

Tak, kiedyś, gdy modliłam się na cmentarzu, usłyszałam w myślach podobne słowa. Ale usłyszałam też, żeby dać sobie czas na wszystko.

 

Iza:

Powoli, powoli. Nic na siłę. Być może teraz wydaje Ci się, że najlepsze już za Tobą, ale za jakiś czas może się okazać, że najpiękniejsze chwile w życiu dopiero na Ciebie czekają.

 

Beata:

Na razie chcę się skupić na tym, co tu i teraz. A co u was? Jak się ma moja chrzestna córka?

 

Iza:

Stawia pierwsze kroki, a my musimy mieć oczy dookoła głowy. Musisz nas odwiedzić. Wyślę Ci potem na maila kilka filmików. Padniesz ze śmiechu.

 

Beata:

Ok, nie mogę się doczekać :D. Tęsknię za wami, ale teraz nie mam jak się stąd wyrwać. Muszę kończyć, bo się zaczynają schodzić klienci :*.

 

Iza:

Ok, pa :*.

 

Do recepcji zbliżała się szybkim krokiem kobieta w średnim wieku. Prowadziła za rękę chłopca w wieku szkolnym. Beata kojarzyła ją z widzenia. Ewelina zdążyła ją ostrzec, że to jedna z tych matek, która ciągle ma o coś pretensje. Dziewczyna nastawiła się psychicznie. Przybrała uśmiech na twarz i czekała.

- Chciałabym rozmawiać z właścicielem - zaczęła kobieta wyniosłym tonem, bez żadnego wstępu.

- Dzień dobry, szef prowadzi zajęcia w tym momencie - odparła Beata spokojnie. - Zechce pani poczekać jakiś kwadrans?

Wskazała kącik wypoczynkowy.

- Nie, nie mogę poczekać, ponieważ za kwadrans mój syn zaczyna lekcję angielskiego i nie możemy się spóźnić - oznajmiła kobieta.

Jasne, pomyślała Beata, dokładnie tyle czasu zajmie jej wyrzucenie swoich żali przed Mirkiem.

- Nie mogę poprosić szefa, ponieważ nie może zostawić dzieci na sali bez opieki. Mogę panią umówić na spotkanie z nim w dogodnym dla pani terminie - rzekła uprzejmie.

- Proszę panią, to jest dla mnie dogodny termin! Ja mieszkam daleko i nie będę tu kursować tam i z powrotem. Mam sprawę, którą chcę załatwić przed następnymi zajęciami tanecznymi mojego syna.

Kobieta coraz bardziej się unosiła. Beata była pewna, że nie da się jej spławić. Co więcej, jeśli nie pogada z Mirkiem natychmiast, to gotowa zrobić tu awanturę.

- No dobrze, proszę poczekać, porozmawiam z panem Fabiańskim.

Opuściła swoje stanowisko i poszła na salę, na której Mirek ćwiczył ze swoimi uczniami. Nie pukała, bo wiedziała, że i tak tego nie usłyszą. Po prostu weszła do środka. Mirosław, kiedy ją zobaczył, zarządził przerwę. Ściszył muzykę i podszedł do dziewczyny.

- Co się stało? - zapytał widząc jej minę.

- Mam problem. Przyszła pani Kot, chce z tobą rozmawiać i w żaden sposób nie da się spławić - odparła.

Mirek uśmiechnął się pokrzepiająco do koleżanki.

- Nawet chyba wiem, o co jej chodzi - rzekł. - Powiedz jej, że zaraz przyjdę.

Zerknął na zegarek.

Wychodząc Beata usłyszała, jak woła dzieci: "kończymy na dzisiaj". Wróciła do recepcji. Pani Kot stała tak, jak ją zostawiła przed momentem.

- Szef zaraz do pani przyjdzie - powiedziała.

Do budynku weszła jedna z instruktorek tańca. Przywitała się z Beatą, a kiedy zobaczyła czekającą na szefa kobietę, zbladła. Była nauczycielką jej syna. Beata domyśliła się, że pretensje klientki pewnie dotyczą tej właśnie kobiety.

 

Mirek przeprosił dzieci, że skończą zajęcia kilka minut wcześniej. Obiecał nadrobić ten czas następnym razem. Poczekał aż dzieciaki wyjdą do szatni, zamknął drzwi i z ciężkim westchnieniem ruszył w kierunku recepcji. Tak, jak wspomniał Beacie, wiedział, czego będzie dotyczyć rozmowa. Pani Kot, kolejny raz, będzie żalić się na instruktorkę jej syna, że ta za bardzo ciśnie chłopaka a on jest przez to biedny i wystraszony. Problem polegał na tym, że młody Kot nie miał zbytnio talentu i w dodatku był leniwy. Magda, jego nauczycielka, próbowała na różne sposoby nauczyć go czegoś, ale bez większej chęci współpracy z jego strony, nie mogła zrobić za wiele. Mirek wiedział o tym, ale matce chłopaka nie dało się nic przetłumaczyć. Ona wiedziała swoje.

Idąc korytarzem, Mirosław natknął się na Magdę. Szła przestraszona, najwyraźniej już zauważyła panią Kot w szkole. Zatrzymał dziewczynę i chwycił ją za ramiona zmuszając, żeby spojrzała na niego.

- Nie martw się, - powiedział - wiem, że to nie twoja wina. Spróbuję w końcu zrobić coś, co sprawi, że mama Pawła zrozumie, że to jej syn stwarza problemy. Zaufaj mi.

Uśmiechnął się. Dziewczyna odetchnęła głęboko, ale widać było, że te słowa podniosły ją na duchu.

- Dzięki, Milo - powiedziała.

Milo to był jego pseudonim artystyczny. Kiedy był w Ameryce, nikt nie był w stanie poprawnie wymówić jego imienia. W związku z tym nowi koledzy skrócili mu je dla swojej wygody i tak już zostało.

Przechodząc obok recepcji pochwycił spojrzenie Beaty i mrugnął do niej porozumiewawczo. Podszedł do klientki.

- Dzień dobry, - przywitał się uśmiechając się najbardziej czarująco, jak tylko potrafił - koleżanka przekazała mi, że chciałaby pani ze mną porozmawiać. Zapraszam do siebie - wskazał kierunek. - Cześć, Paweł - przywitał się z chłopcem.

- Dzień dobry - odpowiedziała pani Kot i ruszyła przodem do jego gabinetu ciągnąc za sobą syna. Oczywiście, nie zwróciła uwagi na to, że dziecko nie raczyło odpowiedzieć nauczycielowi.

Po przekroczeniu progu gabinetu Mirka, kiedy ten zamknął drzwi, klientka nabrała powietrza, żeby zacząć swoją litanię pretensji.

- Proszę usiąść - rzekł Mirosław wskazując sofę.

To ją na moment zbiło z tropu, ale szybko odzyskała rezon.

- Dziękuję, postoję, ja tylko na chwilę - odrzekła. - Chodzi o to, że pani Magda, nauczycielka mojego Pawła, jest zbyt wymagająca w stosunku do niego.

Mirek wiedział, że to bzdura, ale pozwolił kobiecie mówić.

- Moje dziecko wraca z treningu wycieńczone i nie ma na nic ochoty - kontynuowała pani Kot. - Jest zniechęcone do tańca. Mówi, że pani się na niego uwzięła, bo pozostałych tak nie... forsuje. Zgłaszam to już któryś raz z kolei, a pan nic z tym nie robi.

- Byłem z wizytacją na zajęciach, na które chodzi pani syn - odparł tancerz. - Nie zauważyłem żadnych nieprawidłowości w prowadzeniu ich przez nauczyciela. Co więcej, to Paweł, przeszkadza na zajęciach. Nie przykłada się do wielu ćwiczeń, zagaduje do kolegów, przez co wybija ich z rytmu.

Pani Kot chciała coś wtrącić, ale nie pozwolił jej.

- Zapraszam panią na kolejne zajęcia - rzekł. - W roli obserwatora. Będzie pani mogła zobaczyć, jak koleżanka je prowadzi i jak pani syn daje sobie radę po wszystkich treningach, które ma już za sobą. Zaczynał na jednym poziomie z pozostałymi - dodał.

- Ale ja nie znam się na tańcu - zaprotestowała klientka. - Skąd będę wiedziała, czy wszystko jest tak, jak należy?

- Zapewniam, że będzie pani we wszystkim zorientowana. Syn ma najbliższe zajęcia w środę?

- Tak.

- To zapraszam w środę. Jeśli nadal będzie miała pani zastrzeżenia po tych zajęciach, to wtedy zastanowimy się, co dalej zrobić. A teraz przepraszam bardzo, ale za chwilę mam kolejny trening i muszę się przebrać.

Mirek uśmiechnął się.

Pani Kot pożegnała się i wyszła. Widać było, że już nie ma takiej pewności siebie, jak na początku wizyty. I bardzo dobrze. Niech się przekona, że jej syn nie jest tak idealny, jak się jej wydaje.

Sięgnął po telefon i zerknął na godzinę na wyświetlaczu. Był już spóźniony na zajęcia w gminnym ośrodku. Wyszukał numer do koleżanki, która była organizatorką zajęć w tamtym miejscu i zadzwonił do niej. Odebrała od razu.

- Basiu, spóźnię się kilka minut. Zróbcie sobie jakąś rozgrzewkę w międzyczasie - rzekł i rozłączył się.

Następnie szybko się przebrał, sięgnął po wcześniej spakowaną torbę z różnymi przyrządami do ćwiczeń i wyszedł.

 

Widząc minę pani Kot, kiedy ta maszerowała przez korytarz do wyjścia, Beata pomyślała, że ta rozmowa chyba nie poszła po jej myśli. Przechodząc obok recepcji ledwie mruknęła "do widzenia" i wyszła. Parę minut po niej, budynek opuścił Mirek. On pożegnał się z uśmiechem. Korzystając z chwili spokoju, Beata usiadła przy komputerze, żeby wprowadzić nowych klientów do programu, sprawdzić, czy nikt nie zalega z płatnościami, a tym, którzy dokonali wpłat, wystawić faktury. Po dziewiętnastej do recepcji, wychodząc ze studia, podeszła Magda.

- Hej, - zaczęła nieśmiało - nie wiesz, jak poszła rozmowa Mirka z mamą Pawła? - zapytała. - Nie, żebym coś wypytywała, ale wiesz, tak po minach... w jakim humorze byli?

Beacie żal się zrobiło dziewczyny, ale za wiele nie mogła jej pomóc.

- Nic nie wiem - odrzekła. - A jeśli chodzi humory... no cóż, pani Kot miała skwaszoną minę, jak zwykle. Mirek był w dobrym nastroju.

Zobaczyła, że dziewczyna odetchnęła z ulgą.

- Magda, masz sobie coś do zarzucenia? Traktujesz tego chłopca inaczej niż pozostałych? Mirek przyczepił się do czegoś? - zapytała ją.

- Nie - odrzekła instruktorka.

- No to nie martw się. Mirek na pewno z tobą porozmawia przy najbliższej okazji i powie ci, co ustalił.

- Wiem, masz rację - przyznała Magda. - Mimo to, po prostu, to jest takie przykre, kiedy ktoś coś ci zarzuca i nawet jeśli nie ma racji, to zaczynasz się zastanawiać, czy na pewno wina nie leży po twojej stronie. Może gdzieś na wcześniejszym etapie nauki, mogłam jakoś inaczej zareagować albo... nie wiem...

- Magda, dość - przerwała Beata stanowczo. - Więcej wiary w siebie. Będziesz miała jeszcze mnóstwo uczniów, którzy będą mieć pretensje o wiele rzeczy. Kiedy popełnisz błąd, to się przyznaj i przeproś, ale jeśli z twojej strony wszystko było w porządku, to nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. I nie martw się na zapas - dodała z uśmiechem.

- Ok, dzięki.

Magda odwzajemniła uśmiech.

- Przepraszam, że tak ci zawróciłam głowę - rzekła.

- Nie ma za co - odparła Beata.

- Do jutra.

- Cześć.

Beata w zadumaniu patrzyła za tancerką. Pomyślała, że będzie musiała ona jeszcze popracować trochę nad pewnością siebie.

Do studia przyszły panie sprzątające. Oznaczało to, że kolejny dzień pracy dobiegał końca. Beata powoli zaczęła wyłączać wszystkie sprzęty biurowe. Kilkanaście minut później pożegnała się i wyszła.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania