Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas_CZĘŚĆ I_Mail 22. Sylwestrowe wspomnienia

Wysłano: 8 stycznia, godz. 20:27

Od: betka@weddingparty.com

Do: izabellaa@yellowpub.uk

Temat: Sylwestrowe wspomnienia

 

Witaj,

znów minęło kilka dni od mojego ostatniego e-maila. No, ale nie jest tak źle. Od poniedziałku do piątku jestem zapracowana. Coraz więcej klientów zaczyna się do nas odzywać. Niedługo przestaniemy sobie radzić sami z Maurycym. Musimy zatrudnić profesjonalnych animatorów zabawy i wodzirejów. Szczególnie do  dzieci. Do tego jeszcze cały czas pracujemy nad dwoma weselami, o których pisałam Ci w poprzednich mailach. Na szczęście siostra Marcina na razie zaprzestała cudowania i nie wymyśla niczego dziwnego. Mimo to Maurycy siedzi jak na szpilkach w oczekiwaniu na nowe pomysły :D.

 

Przedwczoraj w Duszpasterstwie przeżywaliśmy chrzciny Kubusia. Mały jest cudowny. Żona Sylwka, Lidka, wyglądała na zadowoloną z faktu, że jej rodzina związana została z naszym kościółkiem. Nie było wielu gości. Rodzice, dziadkowie, rodzeństwo mamy i taty oraz chrzestni. Przyjęcie odbyło się w sali Duszpasterstwa. Posiłkiem zajęła się firma cateringowa, którą zamówił ks. Arek. Taki rodzaj podziękowania za wkład Sylwka w pracę z dziećmi. Mam pewne przypuszczenia, że do budżetu dołożył się Aleksander. Jego, oczywiście, nie mogło zabraknąć, pełniącego dumnie rolę ojca chrzestnego. Pierwszy raz go widziałam z dzieckiem na rękach i powiem Ci, że trochę mnie coś ścisnęło gdzieś w środku… Pasuje mu taki maluch. Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy tam, w Niemczech, z tą dziewczyną z pracy kroi się coś poważniejszego… No cóż, jak usłyszymy w kwietniu, że Aleks przedłuża pobyt, to chyba będziemy mieć jasność. Chociaż chyba nie zostawi Sylwka samego z firmą. Zobaczymy…

Mnie towarzystwa dotrzymywał Marcin. Jak Ci wspomniałam w poprzednim mailu coś drgnęło podczas zabawy sylwestrowej. Sama impreza była świetna. Do godziny dwudziestej drugiej bawiły się dzieciaki, potem odebrali je rodzice. Trochę dłużej, bo do północy została młodzież. Oni wrócili do domu po wspólnym toaście i składaniu życzeń noworocznych. Reszta bawiła się prawie do rana. Na wielkie sprzątanie umówiliśmy się na następny dzień.

Znany już nam wodzirej zrobił taką zabawę, że jak wróciłam do domu to cały dzień leżałam z nogami opartymi na poduszkach. Nie wszystkie kawałki tańczyłam z Marcinem, ale większość. Gdzieś około dwudziestej trzeciej wybraliśmy się na spacer, żeby trochę ochłonąć i przewietrzyć się. Niezbyt długi, bo nie było zbyt ciepło, ale jakieś trzydzieści minut nam zeszło.

Chociaż do północy było jeszcze sporo czasu, pierwsze sztuczne ognie zaczęły już się pojawiać na niebie. Szliśmy sobie wolnym tempem. Marcin wsunął dłonie do kieszeni płaszcza.

- Pamiętam, jak kilka lat temu pojechaliśmy z rodzicami na sylwestra do Wiednia. Chcieliśmy zobaczyć na żywo koncert noworoczny w filharmonii – odezwał się. – W nocy było pięknie. Wspaniałe sztuczne ognie rozświetlały niebo. A koncert… nigdy nie przepadałem za muzyką klasyczną ale słuchając jej na żywo… zupełnie coś innego. Byłaś kiedyś w filharmonii? – zapytał.

- Raz, w Krakowie – odpowiedziałam. – Też mi się podobało. Rzeczywiście, na żywo jest zupełnie inny odbiór. Jednak na co dzień wolę muzykę klasyczną w nieco lżejszym wydaniu.

- To znaczy? – spytał zerkając na mnie z zaciekawieniem w oczach.

- Lubię, kiedy jest połączona z muzyką rozrywkową. Uwielbiam też słuchać rockowych kawałków w wersji symfonicznej. Obojętnie, czy z wokalem czy tylko instrumentalnych – wyjaśniłam.

- Coś kojarzę – odparł Marcin.

Przez chwilę szliśmy dalej w milczeniu.

- Spędzałeś jeszcze sylwestra za granicą oprócz Wiednia? – spytałam.

- Nie. Zwykle wyjeżdżaliśmy w porze letniej, kiedy był czas urlopu.

- Fajnie, pozazdrościć…

- Wszystko przed tobą. Jest tyle możliwości wyjazdów w całkiem dobrych cenach. Z biurami podróży, ze znajomymi. Kiedyś z mężem, rodziną…

- Chciałabym. Najbardziej do Włoch, do Toskanii.

- Byłem, jest piękna. Masz dobry cel więc rób wszystko, żeby móc go zrealizować – rzekł Marcin. - Właściwie sam chętnie kiedyś pokazałbym Ci najpiękniejsze zakątki tego regionu – dodał nieśmiało.

Teraz to ja spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Odwzajemnił spojrzenie. W świetle latarni jego oczy błyszczały jakoś tak bardziej… Patrzył na mnie inaczej niż zwykle. Z większym zainteresowaniem i czymś jeszcze… czego nie chciałam nazywać. Wolałam, żeby sam określił, co to jest. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który wprawił mnie w zachwyt i sprawił, że moje serce szybciej zabiło.

- To mogłaby być interesująca wycieczka – stwierdziłam.

- No to jesteśmy umówieni – odparł i uśmiechnął się już w pełni.

W tym momencie na niebo rozbłysło kilka sztucznych ogni. Odwróciłam się, żeby móc je podziwiać i poczułam, że Marcin staje za mną i opiera swoją brodę na czubku mojej głowy. Pomimo zimna zrobiło mi się ciepło i… przyjemnie. Trwało to raptem kilkadziesiąt sekund.

- Wracamy? – zapytał, kiedy po ostatnim fajerwerku została na niebie tylko dymna smuga. – Robi się zimno.

- Tak.

Znów szliśmy obok siebie, ale jakby bliżej. Marcin nie trzymał rąk w kieszeni i nasze dłonie co jakiś czas obijały się o siebie, ale żadne z nas nie chciało albo nie miało odwagi, żeby chwycić dłoń drugiego.

Napiszę Ci resztę innego wieczoru.

Trzymajcie się ciepło, pozdrawiam Was serdecznie.

Mam nadzieję, że będziemy mieć okazję niebawem się zobaczyć. Tęsknię.

Beata

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania