Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas_CZĘŚĆ IV_Od nowa_Rozdział V: grudzień cz. II

grudzień - cz. II

 

Wiadomość od Iza:

Jaki ON jest? :)

 

Wiadomość od Beata:

KTO? ;P

 

Iza:

Przecież wiesz, o KOGO pytam :|

 

Beata:

O mojego szefa? :P

 

Iza:

Jak to jest mieć szefa? :P

 

Beata:

Całkiem nieźle. Przynajmniej masz świadomość, że najważniejsze sprawy są na jego głowie.

 

Iza:

Czyli fajny jest? :)

 

Beata:

Da się wytrzymać :P

 

Iza:

Przystojny? ;)

 

Beata:

Nie da się zaprzeczyć ;P

 

Iza:

:) :) :) :P

 

Beata:

Nie rozpędzaj się.

 

Iza:

:)

 

Beata:

Jak Wy się macie?

 

Iza:

 

Powiększamy się :P

 

Beata:

Co?! Aaa... gratulacje!! :) :) :)

 

Iza:

Dzięki, mam nadzieję, że tym razem wszystko będzie w porządku. Szkoda, że Aleks tego nie doczeka. Znowu byłby wujkiem.

 

Beata:

 

To prawda :( Ale może za to będziesz miała dobrego wstawiennika w niebie w sprawie Twojego kolejnego dziecka :)

 

Iza:

 

:) :) Najlepszego wujka :) Ale Ty i tak będziesz ciocią i masz mi się zacząć wywiązywać z obowiązków ;P :)

 

Beata:

Postaram się. Na odległość jest trochę ciężko, ale będę próbować :)

 

Iza:

Wiem, ale jeszcze trochę tu zostaniemy. Za to po Nowym Roku mamy nadzieję odwiedzić Polskę. Musimy się zobaczyć!!

 

Beata:

Skoro tak, to koniecznie :D

 

Iza:

No i chciałabym JEGO zobaczyć :P

 

Beata:

Wpisz nazwisko w wyszukiwarce internetowej. Tam jest pełno jego zdjęć :P

 

Iza:

Popatrzę :D . Ale to nie to samo, co na żywo :P

 

Beata:

Ech... kończę. Zbieram się do pracy. Papa :*

 

Iza:

Co się odwlecze... :* :*

 

Beata uśmiechnęła się czytając ostatnią wiadomość. Cała Izka. Kiedy przyjaciółka przyjedzie do Polski, będzie musiała trzymać ją z daleka od swojej nowej pracy, żeby tamta nie zaczęła za dużo gadać. No dobra, ewentualnie zaprosi ją, jak nie będzie szefa. A propos szefa, Beata długo rozmyślała nad ich ostatnią rozmową. Doszła do wniosku, że w tym, co powiedział było sporo racji. I chyba w jakiś sposób ta rozmowa jej pomogła, bo dzisiaj mogła napisać do Izy na temat Aleksa bez tego charakterystycznego ucisku w gardle. Sama była zaskoczona.

 

Wcześniej napisała do niej maila o rozmowie z Mirkiem, którą przeprowadzili w samochodzie, ale przyjaciółka pozornie zignorowała wiadomość i odezwała się dopiero dzisiaj. Rzeczywiście, ostatnio Milo odwracał trochę jej uwagę od Aleksa. Tak, jak przyznała, Beata nie mogła nie zauważyć, że jest przystojny, że ma bardzo pociągający uśmiech i do tego pełne ciepła spojrzenie. W dodatku pomimo tego, że ostatnio sporo się o nim dowiedziała, nadal otaczała go pewna aura tajemniczości i nieuchwytności. Na przykład, ciekawiło ją, dlaczego nie było go ostatnio w pracy, przez dwa dni. Zauważyła, że w tamtym tygodniu w ogóle nie czuł się chyba najlepiej. Ale nic nie powiedział. No cóż... Ich drogi na chwilę się spotkały, ale za jakiś czas wróci Ewelina, a Beata z powrotem zajmie się swoją firmą. I na tym pewnie ich bliższa znajomość się zakończy.

 

Kilka dni przed Bożym Narodzeniem, w niedzielę, w Duszpasterstwie została odprawiona msza za Aleksa. Było wiele osób, przyjechał też Sylwek z rodziną. Po Eucharystii, w sali, Beata chwilę pobawiła się z Kubusiem, który był rozkosznym dwulatkiem. Przy okazji dowiedziała się, że Sylwester znalazł nowego wspólnika do prowadzenia firmy. Dawali radę. Przyjechał też Mirek. Nadal prowadził w niedziele kurs tańca. Młodzież tak się wkręciła, że robili kolejne stopnie. Ksiądz Arek zapowiedział zabawę sylwestrową z uroczystą mszą na powitanie Nowego Roku. Stwierdził, że podczas imprezy z przyjemnością popatrzy na efekty nauczania Mirosława. Jego oczywiście zaprosił w roli DJ-a i wodzireja. Ku zaskoczeniu wszystkich, Mirek częściowo odmówił. Częściowo, bo zgodził się przyjść i pokazać kilka tańców, ale nie zgodził się być DJ-em. Obiecał znaleźć kogoś. Sam jednak chciał mieć więcej czasu, żeby po prostu sobie potańczyć tego wieczoru.

 

Beata zatrzymała się, że popatrzeć przez chwilę, jak młodzież radzi sobie w nauce tańca. Uczyli się salsy więc muzyka sama zachęcała do tego, żeby wyjść na parkiet. Mirek właśnie pokazywał kolejne kroki. Beata skupiła wzrok na jego ruchach. Prowadził partnerkę spokojnie, a dziewczyna była tak rozanielona, że aż dziw, że nie myliła kroków. Beata sama miała ochotę zatańczyć, ale postanowiła, że poczeka do zabawy sylwestrowej. Dzisiaj z racji intencji mszalnej, czuła, że nie jej nie wypada. W Nowy Rok będzie mogła wejść tanecznym krokiem.

 

Wigilia i pierwszy dzień świąt minęły Beacie na spędzaniu czasu z rodziną, jedzeniu oraz zabawie z drugą chrześnicą - Julką. Oczywiście nie mogło też zabraknąć wyjścia na uroczystą pasterkę. Było miło i serdecznie. Jedyne, czego brakowało to śnieg. Wszyscy tęsknili za białym puchem skrzypiącym pod butami w drodze do kościoła. Za lepieniem bałwana w ogrodzie, za bitwą na śnieżki.

Drugi dzień świąt zaskoczył Beatę. Przed południem zadzwonił jej telefon. Zdziwiła się widząc nieznany numer. W pierwszej chwili przyszło jej na myśl, że to jakaś oferta reklamowa, ale stwierdziła, że w święta chyba jednak nie dzwonią. Odebrała.

- Cześć, Beata, - rozpoznała go po głosie - tu Mirek.

- Cześć - odparła zdziwiona.

W słuchawce rozległ się śmiech.

- Pogrzebałem w twoich aktach osobowych - powiedział kolega. - Jak spędzasz święta? - zapytał.

Zaskoczyło ją, że tak od razu na luzie prowadzili tą rozmowę.

- Wczoraj był u nas brat z rodziną, a dzisiaj jestem sama z rodzicami - odpowiedziała. - Czemu pytasz? A ty?

- Ja w domu. Moja siostra z mamą nagotowały tyle potraw, że nie przejemy tego do Trzech Króli - powiedział. - Wpadła na pomysł, żeby zaprosić jakichś gości, którzy nam pomogą w świątecznym obżarstwie. W końcu ja muszę dbać o linię, a tu nie ma nic "fit".

Beata roześmiała się przypominając sobie słynną, bardzo smaczną zresztą, sałatkę pani Kot.

- Pomyśleliśmy o tobie - dodał.

- O mnie?!

- Wstydzisz się?

- Nie, po prostu nie mam zwyczaju tak wpadać w święta z wizytą do nieznajomych - wyjaśniła Beata.

- Jakich nieznajomych? - obruszył się Mirek. - Znasz mnie, znasz moją siostrę. A resztę poznasz. Chcesz się wyrwać z domu na trochę?

- Może i chcę, ale nie wiem, czy wypada.

- Życie jest zbyt krótkie, żeby robić tylko, co wypada. Trzeba czasami zrobić coś niekonwencjonalnego i na przykład wpaść w święta z wizytą do szefa. Po południu?

Beata zawahała się. Z jednej strony to był kompletnie absurdalny pomysł, z drugiej pociągał ją ogromnie. Jak jego siostra będzie patrzeć na nią dziwnie w pracy, to najwyżej się zwolni. W końcu ma gdzie wrócić.

- O siedemnastej? - zaproponowała godzinę.

- Pasuje - zgodził się. - Tylko przygotuj się na nalot pięciu potworów.

Usłyszała w słuchawce, że ktoś w tle głośno się śmieje.

- Aż pięciu? - zapytała udając przerażenie.

- Czworo dzieci mojej siostry - wyjaśnił.

- A piąty?

- Ten to taki słodziak, ale bywa groźny.

- Pies?

Mirek roześmiał się.

- Nie, moja kochana babcia - rzekł, a zaraz potem krzyknął do kogoś: - Żartowałem! Uwielbiam cię! Do zobaczenia - powiedział już do Beaty i rozłączył się.

Dziewczyna odłożyła telefon i usiadła ciężko na wersalce. W co ja się wpakowałam, pomyślała oszołomiona.

 

Kiedy, o siedemnastej, Beata otworzyła drzwi, prawie zaniemówiła z wrażenia, chociaż miała nadzieję, że przyczyna jej reakcji, czyli hm... jej szef, nie zauważył tego. Wszystko przez jego czarny płaszcz, wełniany, dwurzędowy. Na co dzień, w pracy, Mirek nosił się na sportowo więc strój wizytowy musiał zrobić wrażenie na każdej kobiecie.

- Cześć - powiedział. - Nie rozmyśliłaś się?

Uśmiechnął się.

- A mogę? - zapytała Beata z nadzieją.

- Będziemy rozczarowani - oznajmił Milo.

- A ja mniej zestresowana - odparowała dziewczyna.

- Nie denerwuj się, zobaczysz będzie fajnie.

Beata popatrzyła na niego sceptycznie. Wychodząc z domu pomyślała jeszcze, że chyba jej coś odbiło.

 

Stanąwszy oko w oko z rodziną Fabiańskich - babcia i rodzice, oraz Słowików - Ela jej mąż i czwórka dzieci, Beata poczuła się jeszcze mniej pewnie. Osiem par oczu wpatrujących się z zaciekawieniem potrafiło człowieka zdeprymować. Mirek przedstawił wszystkich, przy czym szybko okazało się, że wśród czwórki rodzeństwa, prym wiedzie najmłodsza Zuzia. Od razu wymogła na wujku, żeby wziął ją na ręce i dzięki temu mogła, z góry, uważnie obserwować gościa. Beata przywitała się ze wszystkimi i stwierdziła, że chyba tylko jakiś żart rzucony na początek, trochę ją odstresuje, o ile nie będzie beznadziejny.

- To ile muszę zjeść, żeby wkupić się w łaski domowników? - zapytała nieśmiało.

Roześmiali się.

W końcu babcia Mirka wzięła ją za rękę.

- Chodź, dziecko, pokażę ci - rzekła i zaprowadziła ją do salonu.

Reszta podążyła za nimi.

Przy wspólnym stole ludzie się jednoczą, stwierdziła dziewczyna trochę później. Podarowała gospodarzom wino, które bardzo ich ucieszyło. Dzieciaki dostały drobne słodycze. Biorąc pod uwagę fakt, że miała tylko kilka godzin na przygotowanie się do tej wizyty, Beata cieszyła się, że znalazła w domu cokolwiek, co nadawało się na podarunek. Godzinę później wszyscy rozmawiali zupełnie swobodnie, a mała Zuźka ze starszym Maćkiem cały czas dopytywali się, kiedy nowy gość się z nimi pobawi. Starsze dzieciaki też na to czekały, ale nie wypadało im tak wypytywać. W końcu wszyscy wstali od stołu. Zuzia zaprowadziła Beatę do swojego pokoju i wręczyła bajkę.

- Poczytasz mi? - zapytała.

- No pewnie - odparła dziewczyna i usiadła wygodnie w fotelu, a mała wdrapała się jej na kolana.

Maciek nieco rozczarowany usiadł na podłodze i też słuchał. Stwierdził, że poczeka aż bajka się skończy a potem on poprosi panią o uwagę. Nie do końca mu się to udało, bo weszła jego mama i oznajmiła, że grają w kalambury. Była to gra, którą cała rodzina uwielbiała. Nawet mała Zuzia, która niewiele z niej rozumiała, ale śmiała się patrząc, jak starsi pokazują różne postaci albo rzeczy. Beata też lubiła tę grę. Znów wszyscy zeszli do salonu. Stół już wcześniej został odstawiony na bok i na środku pokoju zrobiło się dużo miejsca. Wszyscy pozajmowali miejsca i rozpoczęto zabawę. Pierwsza osoba została wyłoniona przez losowanie. Padło na Mirka. Sam wymyślił hasło, podał kategorię i zaczął pokazywać. Pozostali od razu zaczęli się przekrzykiwać w propozycjach. Chwilę mu zajęło zanim ktoś je odgadł. Potem pokazywali kolejni zawodnicy. Śmiechu było przy tym, co niemiara. Beata bawiła się świetnie. Kiedy gra się skończyła, zorientowała się, że zrobiło się dość późno. Zaczęła szukać Mirka, który wyszedł gdzieś ze szwagrem, żeby dać mu znać, że musi już wracać do domu, ale nie mogła go znaleźć. Znalazła za to jego babcię, w kuchni. Chciała się wycofać, ale kobieta poprosiła ją, żeby weszła.

- Zawsze na wieczór parzę melisę - powiedziała. - Napijesz się ze mną?

- Dziękuję, ale ja już będę się zbierać - odparła Beata. - Zrobiło się późno. Tylko nie mogę znaleźć Mirka.

- Coś się zepsuło przy oświetleniu na zewnątrz i poszli zobaczyć z Pawłem, czy dadzą radę to naprawić, czy muszą jutro wzywać elektryka - wyjaśniła starsza pani.

- Czyli muszę poczekać - stwierdziła Beata. - To może się napiję.

Babcia postawiła na stoliku dwie filiżanki i po chwili nalała do nich napar. Obie usiadły.

- Nie obraź się dziecko, Mirek rozmawiał ze mną, wiem, że straciłaś narzeczonego w wypadku w okolicy Bożego Narodzenia - rzekła kobieta. - Pamiętam, jak on przeżywał swoją tragedię w każde święta, kilka lat z rzędu. Dlatego zaproponowałam mu, żeby cię do nas zaprosił. U nas są dzieci, mamy różne pomysły na spędzanie wolnego czasu. Pomyślałam, że dobrze ci zrobi, jak się znajdziesz w innym otoczeniu. Jeśli się pomyliłam, to wybacz mi.

- Ja właściwie w te święta nie miałam zbyt dużo czasu, żeby o nim myśleć, ale zaproszenie mnie tutaj było bardzo miłe i cieszę się, że mogłam spędzić z państwem trochę czasu. Chociaż przyznam, że zaskoczyło mnie to kompletnie.

Babcia roześmiała się.

- Mirek, kiedy wyjeżdżał po ciebie, powiedział, że ma nadzieję, że nie zmieniłaś zdania i nie zatrzaśniesz mu drzwi przed nosem.

- Właściwie, kiedy go zobaczyłam... - Beata zarumieniła się lekko.

- A tak, mój wnuk, kiedy chce potrafi wywrzeć odpowiednie wrażenie. A jak już wyrwie się z tego codziennego, sportowego stroju, to robi jeszcze większe.

Babcia puściła oko i zachichotała. Beata nie mogła się nie roześmiać.

- Co was tak rozbawiło? - rozległ się głos za jej plecami.

Dziewczyna drgnęła przestraszona. Mirek wszedł do kuchni i podszedł do zlewu, żeby umyć ręce.

- Takie tam, babskie tematy – odparła babcia.

Milo odwrócił się od zlewu wycierając dłonie w papierowy ręcznik.

- To na pewno gadacie o facetach – stwierdził ze śmiechem.

- No, z pewnością nie mamy ciekawszych tematów – przyznała starsza pani z ironią.

- Dobra, babciu, niech ci będzie, ale ja wiem swoje – odparł mężczyzna. – Jeśli chciałabyś jechać to jestem gotowy – zwrócił się do Beaty.

- Chciałabym – odparła. – Już i tak zbyt długo tu jestem.

- Nam to nie przeszkadza, chyba, że tobie.

- Po prostu głupio tak siedzieć komuś tyle na głowie.

- Dziękujemy, że przyjechałaś – powiedziała babcia. – Zapraszamy jeszcze.

- Dziękuję.

Beata pożegnała się z wszystkimi domownikami. Podobnie jak babcia, zapraszali, żeby jeszcze ich odwiedziła. Dziewczynie zrobiło się miło. Jednocześnie czuła się trochę niezręcznie. W końcu znaleźli się z Mirkiem w samochodzie, w drodze do domu.

- Mam nadzieję, że dobrze się z nami bawiłaś – rzekł.

- Bardzo – odparła Beata szczerze. – Tylko jakoś tak, niecodziennie zdarza mi się wpadać z wizytą w święta do rodziny szefa, którego mało co znam – stwierdziła.

- To akurat jest do załatwienia – odpowiedział Mirek uśmiechając się. – Zawsze możemy się lepiej poznać – sprecyzował.

- Możemy, ale tak na luzie.

- Na luzie – zgodził się Milo. – Pójdziesz ze mną na sylwestra?

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania