Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas_CZĘŚĆ II_Beata_Rozdział II: kwiecień

kwiecień

Kiedy wraz z Aleksem przekroczyliśmy próg mieszkania Izy i Bartka uściskom nie było końca. Wszyscy mieliśmy łzy w oczach. Zjedliśmy obiad, a następnie Bartek zabrał Aleksa do pubu, żeby wciągnąć go do pracy. Podejrzewam, że chciał też pewnie zostać z nim sam na sam, żeby się wygadać. Ja zostałam z Izą.

- Cały czas jakoś nie mogę uwierzyć, że tu jestem – powiedziałam. – Że siedzę teraz naprzeciw ciebie i możemy sobie wreszcie porozmawiać tak… face to face.

Uśmiechnęłam się.

- No ja też – odparła Iza.

Niewiele się zmieniła przez ten czas. Nadal drobna z długimi ciemnymi włosami i wielkimi brązowymi oczyma. Doszedł tylko całkiem pokaźny już brzuszek i lekko zaokrąglone policzki.

Widać było po niej zmęczenie i troskę. Prawie cały czas trzymała dłoń na brzuchu jakby chciała chronić rosnące tam maleństwo. Jednak przed operacją nie mogła go ochronić. Wyznaczona na koniec miesiąca wisiała jak ciemna chmura nad młodym małżeństwem.

- Boję się – rzekła Iza.

- Wiem. Masz do tego prawo. Bartek też na pewno umiera ze strachu. I Aleks. Ja też. Ale musimy wierzyć, że wszystko się uda. Dziecko będzie zdrowe. Wiesz, że córka Maurycego też na to chorowała? A teraz i ona i Paulina są zupełnie zdrowe. Gdybyś chciała mogę cię z nimi poznać. Paulina może ci powiedzieć, jak to wygląda i może cię uspokoi.

- Myślisz?

We wzroku Izy pojawiła się jakaś ulga. Chyba rzeczywiście potrzebowała jakiegoś bardziej konkretnego wsparcia.

- No pewnie. Jestem umówiona wieczorem z Maurycym na rozmowę. Poznam was ze sobą.

- Super, dziękuję. Dobra, a jak tam Marcin?

Przyjaciółka postanowiła zmienić temat.

- Nijak – odparłam. – Słysząc o moim wyjeździe zmienił status na przyjaciela. Chyba jednak sądzi, że jak zobaczyłam Aleksa to padłam mu w ramiona i wyznałam miłość.

Roześmiałam się ironicznie. Iza spojrzała na mnie jakoś dziwnie.

- Właściwie ja też nie rozumiem dlaczego wy nie jesteście razem... – rzekła w zamyśleniu.

- No właśnie taki głupek z niego. Cały czas nie jest mnie pewien, może to lepiej, że stanęło na przyjaźni. Obejdzie się bez ciągłego udowadniania czegokolwiek.

- Jak to? To rozmawiałaś z nim na ten temat?

Iza zdumiała się co z kolei wywołało moje zaskoczenie.

- No przecież byliśmy chwilę razem.

- Ty i Aleks?!

- Co?! Jaki Aleks? Marcin! Co wy wszyscy z tym Aleksem?

Zdenerwowałam się.

- Sorry, Betka, ale jakoś tak... pasujecie do siebie. Macie podobne zainteresowania, poczucie humoru, wizualnie też ładna z was para. Nawet dzisiaj jak weszliście tutaj to zachowywaliście się tak naturalnie, jakbyście byli starym małżeństwem.

- A może po prostu dobrymi przyjaciółmi? – zasugerowałam.

- Ok, ok.

Iza rozłożyła ręce w geście poddania.

Następnego dnia po raz pierwszy zobaczyłam pub moich przyjaciół. Poszliśmy tam wszyscy czworo. Lokal wyglądał jak typowe miejsce tego rodzaju, ale Izie i Bartkowi udało się dodać parę polskich akcentów. Jednym z nich był chleb własnego wyrobu robiony na naturalnym zakwasie, do którego składniki sprowadzane były z Polski. Bałam się, że będę musiała przejąć jego wyrób za Izę, ale okazało się, że jego autorem jest Johnny lub też Jasiek, w zależności od tego w jakim języku do niego mówili, kucharz z Polski. Jak zdążyłam się przekonać później mężczyzna o ciekawej osobowości i nieprzeciętnych zdolnościach, dzięki któremu klienci mieli przeróżne przekąski, a personel smaczny obiad każdego dnia. Jasiek miał do pomocy młodego chłopaka, który nabierał doświadczenia i w razie nieobecności szefa kuchni całkiem nieźle już sobie radził. Poza tym było jeszcze dwoje kelnerów. Razem z właścicielami pracowali na zmiany. My, a właściwie Aleks miał przejąć obowiązki swojego brata i jego żony. Ja po prostu miałam pomagać.

Kilka dni później, kiedy zostaliśmy we dwoje, aby zamknąć lokal nad ranem, mieliśmy w końcu czas, żeby swobodnie porozmawiać. Skończyłam myć podłogę i zaczęliśmy rozkładać krzesła. Przystanęłam na chwilę i popatrzyłam na Aleksa. Pracowaliśmy zaledwie kilka dni a już wyglądał na porządnie zmęczonego. Oboje nie przestawiliśmy się na nocny tryb pracy.

- Jak sobie z tym wszystkim radzisz? – zapytałam. – Boisz się?

Aleks zestawił kolejne krzesło na podłogę i spojrzał na mnie.

- Boję, ale ufam, że wszystko się dobrze skończy – odpowiedział. – Myślę, że rozmowa z Pauliną trochę ich uspokoiła. To był dobry pomysł, żeby ich poznać z sobą.

- No, a twój, żebym zatrudniła Maurycego – rzekłam ze śmiechem. – Do dzisiaj wspomina ze strachem tamtą rozmowę kwalifikacyjną.

Aleks też się roześmiał.

- A jak tam Marcin? Rozmawialiście? Tęskni za tobą? – zapytał nagle, ściągając kolejne krzesła.

- Tylko raz dzwonił – odparłam. – Mówił, że tęskni.

- Ten facet jest idiotą - stwierdził Aleks. - Przez swoje własne kompleksy traci bardzo fajną dziewczynę.

- Kompleksy? - zdziwiłam się.

- Jeżeli nie potrafi ci zaufać, cały czas wymaga od ciebie udowadniania mu, że nie łączy cię żadna więź poza przyjaźnią z innymi facetami, w tym wypadku zapewne głównie chodzi o jednego – mnie, to znaczy, że to on nie jest pewny swego. Chyba, że jasno dajesz mu powody, żeby wątpił w twoje uczucia - Aleks uśmiechnął się.

- Wyraziłam się jasno i konkretnie w twoim temacie - odparłam z lekko złośliwym uśmieszkiem.

Uśmiech mu lekko zrzedł. Nic już nie powiedział tylko odwrócił się i poszedł na zaplecze.

Kolejne dni w Anglii płynęły szybko. Coraz lepiej wdrażaliśmy się w pracę w barze i coraz mniej czasu zostało do operacji. Iza starała się nie panikować ale widać było, że jest mocno podenerwowana i wszystko leciało jej z rąk. W dodatku bała się, że jej strach zaszkodzi dziecku albo podniesie jej ciśnienie, przez co stresowała się jeszcze bardziej. Bartek trzymał się dzielnie, ale widziałam, że kiedy jego żona odpoczywała, a on sam nie miał jakichś obowiązków w danej chwili, ulatniał się gdzieś w towarzystwie brata. Sam Aleks też był zatroskany, ale spokojny. Właściwie chyba nigdy go takim nie widziałam. Miał opanowane ruchy, a z całej jego sylwetki biła jakaś siła i pewność. Zauważali to wszyscy.

- Szacun dla tego gościa, naprawdę - rzekł któregoś dnia Jasiek, kiedy Aleksander właśnie wyszedł na salę. - Widać, że jest taką ostoją dla brata i jego żony. Bartek już kilka razy z nim tutaj siedział i gadał. Bardzo wszystko przeżywa, a przy bracie może się otworzyć.

- Sama nie mogę wyjść z podziwu - odparłam. - A wiem, że on także się denerwuje.

- Na pewno, ale jakby jeszcze on zaczął tracić głowę, to jego przyjazd tutaj nie miałby sensu - stwierdził Jasiek i umilkł, bo Aleks znów wszedł do kuchni.

- Johnny, poradzicie sobie sami w poniedziałek? - zapytał.

Na ten dzień wyznaczona była operacja.

- Jasne - odparł kucharz.

- Ja chciałbym być z bratem podczas trwania operacji. A ty, Beata, pewnie też chcesz być tam z nami? - zwrócił się do mnie kolega.

- Oczywiście - odrzekłam.

- Jak będzie po wszystkim to przyjedziemy tu ogarnąć - powiedział Aleks.

- W porządku. Damy sobie radę. Zostańcie tam tyle czasu, ile będzie trzeba - rzekł Jasiek.

Aleksander skinął tylko głową i wyszedł z powrotem.

- Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze - mruknął Jasiek.

- Ja też - powiedziałam i poszłam na salę.

W niedzielę Bartek odwiózł żonę do szpitala i tam już z nią został. My z Aleksem wróciliśmy do domu z baru nad ranem. Byłam padnięta, ale myśl, że biedna Iza czeka na operację i się denerwuje sprawiała, że mnie samej też nie chciało się spać. Łaziłam jak cień po mieszkaniu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. W końcu usiadłam na krześle w kuchni. Taką znalazł mnie Aleks. Bez słowa włączył czajnik i wyciągnął z szafki kubki. Parę minut później postawił przede mną kubek parującej melisy, a sam ze swoim usiadł naprzeciwko.

Zaczęłam pić swoją herbatę drobnymi łykami. Pewna stałość moich gestów i ciepło napoju rozchodzące się po moim wnętrzu trochę mnie uspokoiły.

- Musimy się przespać chociaż parę godzin - rzekł Aleks.

- Łatwo ci mówić - odparłam.

Mężczyzna nagle wstał, wziął swój kubek i wyciągnął do mnie dłoń.

- Chodź - powiedział. - Weź herbatę.

Nieco zaskoczona podałam mu swoją dłoń i podniosłam się z miejsca. Wzięłam kubek i poszłam za nim.

Aleks zaprowadził mnie do salonu i polecił mi usiąść na dużej, wygodnej kanapie. Następnie włączył nocną lampkę, która stała obok na stoliku i usiadł obok mnie. Postawił kubek obok lampki i sięgnął po koc, który zawsze leżał na oparciu kanapy. Usadowił się wygodnie, po czym rozłożył koc tak, żeby przykrywał nas oboje. Potem objął mnie i pociągnął w swoją stronę tak, żebym oparła się o niego.

Na początku zesztywniałam nieco skrępowana, ale po chwili, czując ciepło płynące z jego ciała, rozluźniłam się i poprawiłam nieco, żeby było mi jeszcze wygodniej. Wypiłam herbatę, a Aleks wziął mój kubek i odstawił go na stolik. Zaczął delikatnie gładzić mnie po ręce aż w końcu jego uspokajający ruch sprawił, że oczy zaczęły mi się same zamykać.

Parę godzin później obudził mnie zapach kawy i jajecznicy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że leżę na kanapie a na stole przede mną stoi talerz ze wspomnianą potrawą i kubek z kawą. Aleksander znów wykazał się troską i odpowiedzialnością, pomyślałam.

Wstałam, pomodliłam się i przystąpiłam do konsumpcji. Po śniadaniu zaniosłam puste naczynia do kuchni i umyłam. Aleks właśnie wyszedł z łazienki.

- Zbieraj się i za chwilę pojedziemy do szpitala - rzekł.

Przyjrzałam się mu przez chwilę. Wyglądał na dość wypoczętego jak na kogoś, kto spędził noc w mało wygodnej pozycji na kanapie.

- Jak zasnęłaś to poszedłem spać do swojego łóżka - powiedział z szelmowskim uśmiechem.

Ja zniknęłam w łazience.

Po jakimś czasie siedzieliśmy we troje przed wejściem na blok operacyjny. Wszelkie poczucie humoru w tym momencie nas opuściło. Iza otumaniona lekami przed wjazdem na salę była spokojna. Poza tym co mogła zrobić? Nie było innego wyjścia dla ich maluszka. Bartek siedział oparty głową o ścianę i miał przymknięte oczy. Wyglądałby na drzemiącego gdyby nie skakała mu noga. Aleks usiadł obok niego i położył mu dłoń na kolanie, żeby go uspokoić.

Poza naszą trójką w poczekalni nie było nikogo. Aleksander wyciągnął z kieszeni różaniec i rozpoczął:

- W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • oldakowski2013 23.03.2018
    ...I Aleks. I ja też. (I Aleks. Ja też..... opuściłbym to "I")
    A teraz i ona i Paulina...( a teraz ona i Paulina....- opuściłbym "i")
    ...dzieki któremu klienci...(dzięki którym )
    Dużo tych "i" za dużo. Nie czytałem poprzednich części więc nie chciałbym oceniać treści, ten odcinek czytałem z zaciekawieniem. Postaram się czytać dalej twoje odcinki. Kilka błędów jest i tylko ze względu na nie, masz czwórkę!
  • DieCrivaine 23.03.2018
    Dziękuję za uwagi, jak się samemu sprawdza po sobie, to się tak nie rzuca w oczy.
    Pozdrawiam i zapraszam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania