Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas_CZĘŚĆ IV_Od nowa_Rozdział IV: grudzień_cz. I

grudzień - cz. I

 

W jeden z wolnych weekendów, Mirek postanowił odwiedzić siostrę. Nie zdążył wysiąść z auta, gdy dopadła go czwórka jej dzieci. Najwyraźniej wypatrywały wujka przez okno. Elżbieta, jego siostra mieszkała w ich domu rodzinnym na przedmieściach. Mirek przeniósł się do mieszkania blisko centrum. W domu oprócz rodziny siostry, mieszkali ich rodzice i babcia. Nie narzekali na ciasnotę, bo budynek był sporych rozmiarów. Ela z mężem i dziećmi, zajmowała jedno piętro a starsze pokolenia zamieszkiwały parter.

- Wujek, wujek! - wołała najmłodsza siostrzenica, Zuzia, która miała trzy lata. - Co nam przywiozłeś? - zapytała.

Mirek roześmiał się biorąc ją na ręce. Popatrzył na pozostałą trójkę: pięcioletniego Maćka, siedmioletniego Dominika i dziesięcioletniego Gabriela. Wszystkie oczy wpatrywały się w niego z nadzieją. No tak, rozpuścił siostrzeńców. Zawsze przywoził im jakiś drobiazg. Większe prezenty dozwolone były na urodziny albo pod choinkę i zawsze wcześniej uzgadniane z rodzicami dzieci.

Mirek podszedł do bagażnika w samochodzie, otworzył go i... rozległ się pisk radości. Zuźka zaczęła się wiercić, więc postawił ją na ziemi. W bagażniku, zapakowane w pudełko, leżały nowe głośniki do komputera. Ela mówiła, że stare się psują, a dzieci lubią słuchać muzyki. Poza tym przed snem, zawsze musiała płynąć z nich jakaś cicha kołysanka. Mirek postanowił nie czekać z prezentem do gwiazdki, ale podarować dzieciom sprzęt z okazji świętego Mikołaja. Wiedział, że się ucieszą. Gabryś wziął ostrożnie pudełko i przy asyście braci zaniósł je do domu. Zuzia dreptała za nimi. Mężczyzna zamknął samochód i ruszył do domu.

W środku oczywiście, panowała ogólna radość z prezentu. Mirek przywitał się z rodziną, porozmawiał chwilę ze wszystkimi przy herbacie i szarlotce, specjalności jego mamy, następnie udał się na piętro, gdzie dzieciaki z pomocą taty, zdążyły już podłączyć nowe głośniki. Teraz wypróbowywali ich działanie.

Jakiś czas później siedząc w pokoju z Elżbietą, siostra zagadnęła go o pracę.

- Mirek, chciałabym znowu pracować u ciebie - powiedziała. - Dzieciaki są większe, maluchy chodzą do przedszkola. Mogłabym tam wpadać na kilka godzin dziennie.

- Mogłabyś - zgodził się brat. - A dałabyś radę od czasu do czasu posiedzieć wieczorami? - zapytał.

Ela zawahała się.

- Wiesz, trzeba przypilnować dzieci z nauką, położyć do spania - rzekła. - Myślałam raczej o tych wcześniejszych godzinach, maksymalnie do piętnastej, ewentualnie czasem do szesnastej.

- Rozumiem.

Ela po minie brata poznała, że coś jednak go dręczy.

- O co chodzi? – zapytała uśmiechając się.

- Mam nową recepcjonistkę.

- Wiem, mówiłeś mi o niej.

- Potrzebuję wygospodarować dla niej trochę czasu. I chcę, żeby ona też miała trochę więcej luzu – rzekł Mirek.

- Wpadła ci w oko? – roześmiała się siostra.

- To nie o to chodzi. I nie rozsiewaj żadnych plotek! – zaznaczył brat. – Pracujemy razem od czterech miesięcy, a ja w tym czasie nie uczyniłem żadnych postępów w mojej obietnicy, którą złożyłem księdzu Arkowi.

Elżbieta spojrzała na niego całkowicie zdumiona.

- Jakiej? – zapytała.

- Nieważne. Poradzę sobie jakoś. Kiedy chcesz przyjść? – zmienił temat.

Ela znała swojego brata bardzo dobrze i wiedziała, że nic więcej, póki co, z niego nie wydobędzie. Dowie się czegoś, jak sama to zauważy.

- Jak najszybciej – odparła.

 

Im bliżej świąt, tym większego "doła" łapała Beata. Wszystkich wokół zaczynała ogarniać gorączka zakupów i przygotowań. Ona sama tradycyjnie wysłała paczkę dla przyjaciół do Anglii. Oczywiście pamiętała o swojej chrzestnej córce. Pakując prezent ryczała jak bóbr. Brakowało jej Aleksa. Nadal. I pewnie będzie brakować jeszcze długo. Niedługo będzie rocznica jego śmierci. Ksiądz Arek obiecał odprawić mszę w jego intencji, tylko, że ona nie miała ochoty stać w tłumie znajomych osób i wzbudzać w nich litości. W duszpasterstwie wszystko toczyło się dalej, a w jej sercu nadal trwała żałoba.

Dobrze, że wieczory miała zajęte i nie miała czasu na myślenie. W pracy poznała Elżbietę, siostrę Mirka. No i utwierdziła się w przekonaniu, że Anita to jednak jego żona. Chociaż nie sprawiał wrażenia bycia żonatym.

 

Mirek wyczuwał nastrój koleżanki. Zauważył, że w miarę, jak zbliżały się święta, była zamyślona, bardziej smutna. Wiedział od księdza Arka, że to gdzieś w tym czasie wypadała rocznica śmierci jej ukochanego. On sam obiecał księdzu pomóc dziewczynie, tymczasem minęły cztery miesiące odkąd pracowała u niego, a on nie zrobił nic. Ich relacje były całkowicie służbowe. Nie miał ani chwili, żeby wciągnąć ją w rozmowę. Postanowił znaleźć jakąś okazję w najbliższym czasie. Nie musiał długo czekać.

Któregoś dnia zadzwoniła do niego Basia z ośrodka kultury w gminie i oznajmiła, że najbliższe zajęcia są odwołane z powodu występu jakiegoś teatru. Milo miał zatem „okienko”. Postanowił wykorzystać sytuację i pogadać z Beatą. Musiał tylko pomyśleć, jak się do tego zabrać. Kiedy zaczął myśleć, to zaczął się stresować. W końcu roześmiał się i stwierdził, że pójdzie na żywioł. Ufał w moc Ducha Świętego.

Beata robiła właśnie jakieś porządki w dokumentach, kiedy do recepcji podszedł Mirek.

- Jak tam? – zapytał.

Popatrzyła na niego z lekkim zdziwieniem.

- W porządku – odparła. – Nie jedziesz na zajęcia? – zapytała.

- Odwołane. Oglądają jakąś sztukę teatralną.

- Fajnie. Lubię teatr – oznajmiła dziewczyna. – A ty? Masz jakieś zainteresowania poza tańcem?

- Pewnie miałbym, gdybym miał na nie czas – odrzekł Mirek ze śmiechem. – A ty lubisz tańczyć? – spytał.

Beata zawahała się nad odpowiedzią. Nie chciała zbytnio wdawać się w wyjaśnienia, dlaczego nie tańczy. Nie wiedzieli z Mirkiem prywatnie o sobie właściwie nic i odpowiadało jej to. Ich relacje były czysto służbowe. Dzięki temu w pracy mogła skupić się tylko na pracy, bo nikt nie pytał o jej przeszłość, samopoczucie i tak dalej.

- Lubię, ale nie tańczę – odparła tonem sugerującym, że nie ma ochoty rozwijać tematu.

- Dlaczego? – Mirek najwyraźniej nie wyczuł aluzji albo ją zignorował.

Beata wzięła głęboki wdech.

- Rok temu w wypadku zginął mój narzeczony – odparła spuszczając wzrok, żeby mężczyzna nie dostrzegł łez w jej oczach.

- Bardzo mi przykro – powiedział Mirosław.

W zasadzie rozmowa była zakończona. A może nie?

- To musi być dla ciebie bardzo trudny czas, kiedy wszystko wraca we wspomnieniach - ciągnął. - Szczególnie teraz. Czy mogę ci jakoś pomóc?

Beata podniosła głowę i uśmiechnęła się.

- Raczej nie, ale dziękuję – odpowiedziała. – Chciałabym, aby nikt się o tym nie dowiedział – rzekła. – I chciałabym nie rozmawiać o tym – dodała stanowczo.

- Jak sobie życzysz – rzekł Mirek, - ale to nie jest dobry pomysł – zaryzykował stwierdzenie.

- Dlaczego? – zapytała Beata zaskoczona jego zachowaniem.

- Bo dusisz się tymi emocjami. Poza tym stoisz w miejscu i nie jesteś w stanie zrobić kroku dalej.

Beata patrzyła na niego zdumiona.

- A ty jesteś jakimś wielkim znawcą w tym temacie? – spytała oburzona. – I w ogóle jakim prawem oceniasz moje zachowanie? Nic nie wiesz o moich uczuciach, o moich emocjach... A ja mam prawo przeżywać wszystko na swój sposób.

- Wiem, jak to jest stracić ukochaną osobę – rzekł cicho.

Sięgnął przez ladę recepcji i chwycił dłoń dziewczyny, po czym wyprowadził ją z za kontuaru.

Była tak zaskoczona, że nawet nie zdążyła zaprotestować. Zaprowadził ją pod znaną jej fotografię.

- Anita była moją żoną – powiedział nadal ściskając dłoń Beaty. –

Tańczyliśmy razem w turniejach. Zakochaliśmy się w sobie. Siedem lat temu wzięliśmy ślub, a potem postanowiliśmy zakończyć karierę i skupić się na rodzinie. Wtedy pomyśleliśmy o założeniu tej szkoły. Rok później urodziła się nam córka. Pięć lat temu moja żona i nasze dziecko zginęli w wypadku. Przed świętami Bożego Narodzenia.

Beata czuła, że po policzkach płyną jej łzy. Pomyślała, że to dziwne, że nikt w tym momencie nie przechodził przez korytarz. W dodatku poczuła, że drętwieje jej dłoń.

- W Aleksandra wjechał samochód na parkingu przed centrum handlowym – rzekła. – Wjechałby we mnie, gdybym nie została przez niego odepchnięta. Potem, w jego ubraniu... – Beata gwałtownie wciągnęła powietrze – w jego ubraniu znaleźli pierścionek zaręczynowy.

Wybuchnęła płaczem. Mirek puścił jej dłoń i przytulił ją mocno. Jednocześnie przesunęli się tak, że gdyby ktoś wszedł, to nie zauważyłby ich we wnęce.

Beata szlochała kilka minut. Mężczyzna miał wrażenie, że coś w niej się otworzyło i kiedy się uspokoi, będzie lepiej. Po chwili płacz ucichł. Dziewczyna oderwała się od niego i uciekła do łazienki.

 

Do szkoły zaczęli wchodzić uczniowie więc Milo zajął jej miejsce w recepcji. Beata wróciła po jakimś czasie. Doprowadziła się do porządku. Dla pewności sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej puder z lusterkiem. Przypruszyła nieco nos i policzki. W końcu schowała kosmetyk z powrotem i uśmiechnęła się do Mirka. Czuła się lżej. Czuła, że znów może nabrać dużo powietrza i odetchnąć pełną piersią.

- Chcesz herbatę? – zapytała.

Czuła się niemal odwodniona.

- Chcę – odrzekł.

Stwierdził, że skoro nie ma żadnych zajęć na razie, zostanie z koleżanką w recepcji. Później odwiezie ją do domu.

Nagle zobaczył, że w ich kierunku żwawo zmierza jego „ulubiona” klientka, pani Kot. Przestraszony zanurkował pod ladę. Beata, zdumiona jego zachowaniem, już miała zapytać, co się stało, gdy nagle usłyszała znany głos mówiący „dzień dobry”. Przełknęła ślinę i z uśmiechem odparła:

- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?

- Czy jest szef? – zapytała kobieta.

Beata poczuła, że jest, bo ciągnął ją za nogawkę spodni. Kopnęła nogą na oślep, wprawdzie niezbyt mocno, ale kiedy usłyszała charakterystyczny syk, z trudem powstrzymała śmiech.

- Nie ma – odparła. – O tej porze ma zajęcia poza ośrodkiem – wyjaśniła.

Pani Kot postawiła na kontuarze zawiniątko, które trzymała pod pachą.

- Proszę mu to przekazać, jak wróci – poleciła. – To sałatka. Taka „fit”. Sama robiłam. Wiem, że pan Mirek musi się zdrowo odżywiać i dbać o linię – dodała.

Odkąd Milo zaprosił mamę niesfornego chłopca na zajęcia, żeby zobaczyła, że nie jest taki niewinny, jak sugerowała, klientka zaskoczona przyznała mu rację. Przeprosiła za zachowanie swoje i syna, obiecała z nim porozmawiać a teraz zasypywała pracowników prezentami na przeprosiny. Nie pomagały tłumaczenia, że tak nie wypada i nie ma potrzeby. Kobieta przeszła z jednej skrajności w drugą. Mirek w efekcie przed nią uciekał. Beata nie miała dokąd uciec.

Usłyszała coś w rodzaju prychnięcia, dochodzące spod lady. Pomyślała, że pogada z szefem o dodatku do pensji za ciężkie warunki pracy.

- Macie tu lodówkę? – zapytała pani Kot. – Proszę mu to przechować – poleciła i wyszła zanim ktokolwiek zdążył podjąć jakąś reakcję.

Mirek wydostał się spod lady rozcierając goleń.

- To bolało – rzekł ze skargą w głosie.

- Żądam dodatku za ciężkie warunki w pracy – oznajmiła Beata.

Mirek roześmiał się.

- Coś wymyślę – powiedział. – Jak wymyślisz sposób, żeby nie zostawiała tu swoich sałatek – dodał patrząc na zawiniątko.

Beata niepewnie sięgnęła po pakunek. W końcu jednak zdecydowała się go otworzyć. Sałatka wyglądała zachęcająco. Mirek rozwinął mniejszą paczuszkę zawiniętą w folię aluminiową. Rozszedł się zapach chleba zapiekanego z masłem czosnkowym.

Zaburczało im w brzuchach.

- Dwa talerze i dwa widelce – rzekła Beata. – Ja w końcu zrobię herbatę – oznajmiła.

 

Po pracy Milo zaproponował koleżance podwiezienie do domu. Zgodziła się. Mirek włączył w tle jakąś taneczną muzykę. Ruszyli.

- Nie mam pomysłu jak ukrócić to dożywianie przez naszą klientkę – rzekł tym razem poważnym tonem wskazującym na to, że poważnie traktował tę sytuację. – Pogadam z moim prawnikiem. On coś wymyśli.

- Jeszcze będziesz musiał za to zapłacić.

- Na szczęście mój prawnik to też mój przyjaciel. Skończy się na postawieniu mu drinka, mam nadzieję – powiedział Mirek.

Beata roześmiała się.

- A jeszcze jedno, w przyszłym tygodniu odwołaj moje zajęcia w piątek. Nie będzie mnie w pracy w ogóle – poprosił mężczyzna. - Może nawet w czwartek też – dodał.

- Dobrze – odparła koleżanka.

- OK. Koniec tematu pracy – oznajmił Mirosław.

Przez chwilę jechali w milczeniu. Ciszę przerwała Beata.

- Ile czasu dochodziłeś do siebie? – zapytała cicho.

Mirek zerknął na nią kątem oka.

- Wiesz, nie wiem, czy da się tak w pełni dojść do siebie – odparł. – To jest tak, że po pewnym czasie jakoś przestajesz ciągle o tym myśleć, zajmuje cię wiele spraw... taniec, układy, papiery, nowi ludzie z problemami, tu trzeba pojechać, tam zadzwonić i tak w biegu wszystko. Nagle otwierasz szafkę a tam jej ulubiona filiżanka... – urwał.

A kiedy jeszcze ginie dziecko..., pomyślała Beata.

- Ale w końcu zacząłeś się uśmiechać, żartować – powiedziała.

- A ty nie? – spytał.

- Trochę. Bo zobaczyłam, że rodzina i przyjaciele bardzo się o mnie martwią i już miałam dość ich ciągłego sprawdzania mojego samopoczucia.

- Będą się martwić, bo są twoją rodziną. Na ich miejscu robiłabyś to samo. A to, że potrzebujesz trochę samotności, to już inna bajka. W sumie dobrze zrobiłaś, że się oderwałaś od codziennego środowiska, ale kiedyś będziesz musiała tam wrócić. Bo to jest twoje życie. Najlepszym lekarstwem będzie twoje zaangażowanie w pomoc drugiej osobie, kiedy coś tak zajmie twoje myśli, że przestaniesz myśleć o sobie.

- To brzmi tak, jakbym była jakąś egoistką, skupioną tylko na sobie – wyrzuciła mu Beata.

- A kiedy ostatnio sprawdziłaś, jak się trzymają inni bliscy Twojego chłopaka? – zapytał Mirek.

- Ale my nie byliśmy jeszcze rodziną. Nie znałam jakoś szczególnie jego rodziców, bo nie zdążyliśmy pogłębić naszej relacji. A jego brat... on ma żonę i dziecko. Więc ma w nich wsparcie. Poza tym jego żona to moja serdeczna przyjaciółka a ich córka jest moją chrzestną córką – wyjaśniła. - I Aleksa – dodała.

- No tak. Rzeczywiście każdy ma kogoś. Ale ty też nie jesteś sama. I nie powinnaś odsuwać swoich bliskich.

- Sam do tego doszedłeś? – zapytała Beata lekko żartobliwym tonem.

- Z pomocą mojej babci – odparł z uśmiechem.

Zatrzymał się przed domem dziewczyny.

- Jesteśmy na miejscu – rzekł.

- To prawda, dziękuję za podwiezienie i za tą rozmowę. Przemyślę to – rzekła Beata po czym pożegnała się i wysiadła z samochodu.

Mirek patrzył za nią lekko zamyślony dopóki nie weszła do budynku, po czym odjechał. W nocy, przed snem, długo się modlił. Za Beatę, za swoją rodzinę, za siebie. W końcu zmęczony padł na łóżko i zasnął.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bożena Joanna 23.04.2018
    Ciekawe opowiadanie, czekam na cd, bo wciągnęła mnie fabuła. Pozdrowienia!
  • DieCrivaine 24.04.2018
    Dziękuję, miło to czytać :). Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania