Zamiana posiadłości – część1

Każdego roku podobnie jak inni przynajmniej na kilka dni wyjeżdżałem na letni wypoczynek. Przeważnie obierałem kierunek morze, gdzie diabeł mówił dobranoc i udawałem się w konkretne wcześniej wybrany rejon. Czasami, lecz rzadko miejscem na spędzenie urlopu były jeziora. Jednak tam zamiast ciszy i relaksu od dłuższego czasu trafiałem na tłumy i hałas, nawet w zakątkach wcześniej mało znanych. Tym razem musiało być inaczej, ponieważ poczułem wypalenie, jakąś pustkę i nie miało to niczego wspólnego ze wzrostem cen. Problem ten dotyczył innych, którzy nie zgromadzili z winy inflacji odpowiednich funduszy na wypoczynek.

Moje pieniądze zgodnie z radą przyjaciół, zainwestowałem we wcześniej mało atrakcyjne tereny, przez które miała przebiegać droga S. Spodziewany pewny zysk miał znacznie przekroczyć nawet najlepsze oprocentowanie obligacji skarbowych. Dlatego z zasobami, jakie miałem do dyspozycji, o których niejeden rodak mógł tylko pomarzyć, postanowiłem udać się w nieokreśloną podróż, skoro czerwcowe upały dokuczały, a ja byłem na krawędzi samobójstwa. Złudzeń nie miałem, że tak jak inni przed laty za pomoc przy sianokosach albo żniwach dostanę posiłek, nocleg, zamiast tego bardziej liczyłem na wodę i nowe wrażenia.

Oddalałem się od miasta obciążony śpiworem, plecakiem z prowiantem, wodą i bielizną na zmianę. Zagłębiałem się w polne rozjeżdżone traktorami i terenówkami drogi. Dość szybko przekonałem się, że na źródła wody i płynące potoki na tej patelni nie mac co liczyć, więc swoje kroki skierowałem w stronę najbliższych gór. Wchodząc w podgórski las, już po chwili wiedziałem, że dobrze zrobiłem, temperatura spadła przynajmniej o dziesięć stopni i słońce tak nie prażyło, jeżeli omijałem polany i wyręby. Starałem się kluczyć między starymi drzewami, ponieważ tam najwygodniej się szło i widoczność była najlepsza. Między nimi wyjawiały się nagie skały, które przybrały przeróżne kształty co i jeszcze bardziej urozmaicało przemierzany przypadkowy szlak.

Czas wspaniale mijał, nigdzie mi się nie spieszyło, więc mogłem w dowolnym momencie cieszyć oczy wspaniałymi widokami, spotkanymi zwierzętami i leśną roślinnością. Rosnące dookoła dorodne trujące grzyby znacznie więcej mi mówiły niż niejeden górski przewodnik. Znacznie bardziej wolałem takie towarzystwo niż hałaśliwy tłum grzybiarzy z foliowymi torbami.

Zbliżała się noc, którą miałem po raz pierwszy spędzić samotnie w lesie. Trochę się obawiałem leżenia na poszyciu, więc do tego celu wybrałem wygładzoną nagrzaną przez słońce skałę z piaskowca. Kiedy się wdrapałem na nią i umościłem, wtedy swoją uwagę mogłem poświęcić dochodzącym odgłosom. Najintensywniej skrzypiało niedalekie Drzewo, które wyrosło splecione z innym i to obcego gatunku, a teraz trwało w śmiertelnym uścisku. Jakakolwiek zagłada jednego jednocześnie oddziaływała na drugiego i chcąc żyć, musieli rozwijać się w zgodzie.

Dookoła i to z każdej z możliwych stron dochodził świergot ptaków, nade mną pode mną, z lewej, z prawej, z przodu, z tyłu. Rytm, tonacja podobnie jak trele ulegały stałej modyfikacji. Gdybym był ornitologiem, na pewno znałbym ich nazwy i która jest dokładnie godzina, ponieważ poszczególne ptaki w określonym czasie są aktywne.

Delikatny szum lasu ukoił moje wyeksploatowane marszem ciało i przywrócił jego naturalny metabolizm. Każdy nerw, serce i wysokie ciśnienie, podobnie jak długotrwały stres w czasie fazy rem poddały się odwiecznemu prawu matki natury i dążyły do ponownego nawiązania połączenia. Gdybym był mniej zmęczony i obolały długotrwałą wędrówką po bezdrożach z pewnością miałbym znacznie płytszy sen. Może przyczyna była zupełnie inna i wynikała z kojącego szumu oraz z braku intensywnego hałasu ulicznego, który nocami stawał się bardziej dokuczliwy. Kiedy było chłodno albo zimno plastikowe szczelnie zamknięte okna mocno go tłumiły. Jednak gdy temperatury na zewnątrz przekraczały trzydzieści stopni, jedynie nocą można było choć trochę wychłodzić dom, bez używania klimatyzacji. Przeważnie udawało się to na niedługo przed świtem, ponieważ nagrzany za dnia kostka betonowa jeszcze długo emanowała ciepłem.

Naturalny kamień, na jakim spędzałem noc, powoli oddawał ciepło i podłożony pod plecy śpiwór stanowił dla mnie wystarczającą izolację. Znacznie szybciej od porannego chłodu, obudził mnie świergot ptaków. Wraz ze wschodem słońca intensywność ćwierkających ulegała zwiększeniu. Moje przebudzenie i poruszenie na prowizorycznym posłaniu na chwilę powstrzymało miłe dla ucha odgłosy. Najprawdopodobniej skrzydlaci wirtuozi przez jakiś czas oceniali potencjalne zagrożenie, jakie może im mojej strony grozić. Kiedy ptaki uznały mnie za nieszkodliwe stworzenie, podjęły piękne trele.

Wyciszony wewnętrznie i w dobrym nastroju spożywałem skromny posiłek, popijając wczorajszą zaczerpniętą ze strumyka wodą, ponieważ część zabranych zapasów nie przetrzymała żaru, jaki lał się z nieba. Musiałem się ich pozbyć, lecz nie zamierzałem porzucać w lesie, tylko donieś do jakiegoś leśnego parkingu albo punktu widokowego wyposażonego w kosze na śmieci. Górskie schronisko również było w moim przypadku wskazane, z racji prowadzonej kuchni. Mógłbym tam też nabyć mapy górskich szlaków, zamiast wyładowywać smartfona, którego zgodnie z wcześniejszym postanowieniem miałem włączać tylko w sytuacjach awaryjnych.

Daleko się nie oddaliłem, najwyżej kilka kilometrów, od miejsca mojego nocnego wypoczynku, gdy natrafiłem na przepływający w poprzek obranego szlaku wartki strumień. Kręte miejscami głębokie koryto było dowodem na jego niedawną siłę podczas ulewnego deszczu. Nurt w najbliższym zakręcie wyżłobił spore wgłębienie. Uwięzionej wody było tam wystarczająco, żeby skorzystać z odświeżającej kąpieli. Rozgrzany i spocony z ochotą zrzuciłem z siebie ubranie i skoczyłem do krystalicznej wody. Zimno i wykręcanie, jakie momentalnie poczułem, sparaliżowało mnie na dłuższą chwilę. Gdyby była to głębia, najprawdopodobniej nie uszedłbym z życiem, a tak to wyskoczyłem z niej, jak oparzony. Przynajmniej miałem szansę na własnej skórze przekonać się w jakich okolicznościach ludzie, którzy potrafią dobrze pływać toną. Delikatnie ogrzany intensywnym słońcem, ponownie się zanurzyłem, tylko tym razem z respektem i wiedziałem jaka górska woda potrafi być lodowata. Kiedy moje ciało się przyzwyczaiło do niskiej temperatury, przez chwilę byłem w stanie się popluskać. Gdy zmarznięty wyszedłem na brzeg w pełnie słońca, poczułem podmuch gorącego wiatru, który w krótkim czasie wyssał z mojego naskórka nawet najmniejszą kroplę wilgoci. Zanim się ubrałem, postanowiłem skierować swoje kroki wraz z jego wartkim nurtem. Niedawne jego wystąpienie z koryta powyrywało niektóre krzewy i wygniotło zielsko. Dzięki temu obrany szlak był przyjemny do przemierzania, ponieważ mogłem iść w cieniu dzięki wysokim drzewom i kurtynie wilgoci, jaką wytwarzała woda.

Tak jak się spodziewałem, wkrótce doszedłem do pierwszych zabudowań, jednak wbrew wcześniejszym oczekiwaniom nie były to stare budynki gospodarcze, lecz rząd nowoczesnych willi. Dowolność stylów architektonicznych i użytych materiałów, wyraźnie sugerowała, że indywidualnie zostały wzniesione. Jednak zniszczenia, jakie wyrządziła im niedawna powódź, świadczyły o nieodpowiedniej lokalizacji. Kiedy w marszu przyglądałem się, jakie właściciele ponieśli straty, dostrzegłem ślady wcześniejszych podtopień i to nie jednych. Moje zainteresowanie wywołało na twarzach powodzian złość, a nawet wściekłość widocznie mieli dość gapiów, albo pomimo monitowania nie otrzymali pomocy. Temu akurat to się nie dziwiłem, ponieważ najprawdopodobniej już dawno wyczerpali limit wsparć, z uwagi na częste zgłaszanie szkód. Ktokolwiek wyraził zgodę na wybudowanie sporego osiedla na terenach zalewowych, zrobił im wilczą przysługę. Teraz prawdopodobnie żadnego winnego zaniedbań nie ustalą i będą trwać ze swoimi problemami, aż wszyscy się zniechęcą, domy popadną w ruinę, natomiast oni znajdą sobie nowe miejsce do zamieszkania. Przynajmniej od tej pory zrobią wszystko by tam uniknąć zalewania i cyklicznej straty dobytku.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • droga_we_mgle 9 miesięcy temu
    Tekst przywołał bardzo miłe i nieodległe wspomnienia, więc być może jestem stronnicza, ale bardzo przyjemnie się czytało :)
  • Sufjen 9 miesięcy temu
    Tekst ma w sobie nutkę nostalgii, którą lubię we wszelakiej twórczości. Sprawnie poprowadzony. Idę dalej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania