Poprzednie częściZamiana posiadłości – część1

Zamiana posiadłości – część13

Wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do kierowcy nie zamierzałem się domagać, lecz jego chamskie zachowanie pragnąłem skorygować. Nauczka przy ręcznym przenoszeniu i finezyjnym układaniu produktów pakowanych do puszek, z długim terminem ważności przez najbliższy miesiąc powinna zdzielić go po łapkach i dać wiele do myślenia. Jednak tym zamierzałem zająć się w poniedziałek, ponieważ już byłem spóźniony.

Dostarczone i porzucone na podjeździe zamówienie prowizorycznie przykryłem, by ochronić je przed słońcem, albo przelotnym sobotnim deszczem. Kiedy uznałem swoje wysiłki za zadowalające, prawie pobiegłem, by szykować się do jazdy po zaproszone byłe właścicielki. Moje ruchy nigdy nie można było zaliczyć do powolnych, czy gwałtownych. Tym razem było inaczej i nie tylko prysznic, z goleniem, lecz i ubieranie przebiegło w iście ekspresowym tempie. Nawet początkową jazdę powinienem zaliczyć do zbyt szybkiej. Dopiero po pewnym czasie powstrzymałem się od przekraczania prędkości i do samego byłego mojego domu utrzymywałem dozwoloną. Wjeżdżając na podjazd przed otwartą bramę, ujrzałem odświętnie ubrane panie i równie odstawioną, lecz wyraźnie zniecierpliwioną czekaniem Irenkę. Dziewczynka, gdyby nie była powstrzymywana, najprawdopodobniej wbiegła by pod maskę samochodu, aż tak bardzo ją nosiło.

- Przepraszam za spóźnienie – powiedziałem, gdy wysiadałem z samochodu, by podjąć dwie spore walizki i włożyć je do bagażnika.

Moje spóźnienie wyniosło przynajmniej czterdzieści pięć minut i w podświadomości oczekiwałem jakieś reprymendy. Jednak pojawienie się błyskawicznie wymazało moje winy, a złość wywołana czekaniem wyparowała. Najszybciej na zatrzymanie samochodu zareagowała Irenka, gdy tylko uwolniła przytrzymane dłonie, prawie natychmiast zajęła miejsce na tylnym siedzeniu. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że nie zadbałem o fotelik albo siedzisko dla dziecka, jako kierowca powinienem to uczynić. Przynajmniej jej mama była bardziej ogarnięta niż ja i zanim sama wsiadła, umieściła pod dzieckiem przyszykowaną przez siebie nakładkę. Prawdopodobnie spodziewała się, że zapomnę i nie zapewnię bezpiecznego przewozu jej dziecka.

Kiedy ruszyłem, zamierzałem choć trochę się usprawiedliwić, ponieważ naraziłem zaproszone panie w gości na dyskomfort spowodowany spóźnieniem. Jednak Irenka, gdy tylko upewniła się, że brama została zamknięta, rozpoczęła przedstawianie wymyślonych nazw dla psa. Początkowe określenia były dość pospolite i zazwyczaj używane powszechnie. Kolejną porcję śmiało, można było uznać za dość egzotyczne i trudne do zapamiętania. Powoli skłaniałem się do uznania słów jej mamy, usłyszanych podczas mojej wizyty w niedzielę, że będzie ich tysiące. Prawdopodobnie i byłoby ich aż tyle, gdybyśmy nie dojechali do mojego domu. Przejazd przez wioskę nie zrobił wrażenia na dziecku, inaczej było, gdy dostrzegła utwardzony podjazd, pozbawiony wcześniejszego gąszczu. Nagle coś zamknęło jej buzię. Mogłem tylko zgadywać, brama, furtka, czy kute elementy ogrodzenia zwabiły jej wzrok jak magnes. Nadmiar bodźców z kolejnych wrażeń przy wysiadaniu poplątał jej nóżki i zamiast patrzeć pod nogi, rozglądała się w kilku kierunkach. Gdy wylądowała na kolanach, skrzywiła się z bólu i już spodziewałem się płaczu, lecz nagle dostrzegła budę psa. Kundlowaty dziwoląg, jak go w myślach nazywałem, zamiast jak zawsze wcześniej na mój widok, na powrót skryć się w drewnianym domku. Bardziej wysunął głowę i uważnie zaczął obserwować przybyłe postacie. Jego zachowanie było skrajnie inne, niż te, do którego mnie zdążył przyczaić, więc zacząłem się powoli niepokoić. Doświadczeń wcześniejszych z psami nie miałem i z tego powodu delikatnie zacząłem wpadać w panikę, jeżeli zwierze już zaczęło traktować teren jako własny. Gdyby do tego doszło, w jakiś skrajnych przypadkach było w stanie zaatakować, tym bardziej że słabo znałem psa i nie miałem u niego prestiżu, jakiego zazwyczaj ma opiekun. Dlatego, gdy uniósł się na nogach i wychylił łeb z budy, instynktownie stanąłem między nim i Irenką. Zamiast się opanować i na powrót skryć się w środku, jeszcze bardziej się wysunął, aż cały znalazł się na zewnątrz. Piękny moim zdaniem on nie był, lecz coś miał w sobie, co przyciągało wzrok. Widocznie on wyczuł zainteresowanie nim, ponieważ odwzajemnił uczucie i swoje skierował na dziecko. Stał, obserwował, a mnie nawiedziło przeczucie, że zaraz ruszy na nas. Zanim przemyślałem podszepty podświadomości, ziściły się moje obawy i pies pędem ruszył w naszą stronę. Czasu na reakcję mi nie pozostawił i udało mi się zrobić zaledwie krok, jak rzucił się na Irenkę. Skoczył na nią żwawo, jakby chciał ją przewrócić, lecz w końcowej fazie biegu powstrzymał swój pęd i przywarł do dziecka. Gdy do tego doszło, dotarło do mnie, że to jest forma przywitania, okazania przyjaźni, a nie agresji. Wtedy napięcie i powietrze ze mnie zeszło i dopiero wtedy byłem w stanie spojrzeć na babkę i matkę dziewczynki. Kobiety wydawały się rozluźnione i uśmiechnięte. Wyglądały tak jakby cała ta sytuacja, je nie zaniepokoiła, tylko ubawiła. Żadnej troski o bezpieczeństwo dziecka nie okazały, więc i ja nie miałem powodu do niepokoju.

- Piękny aussie – powiedziała matka Irenki do swojej matki.

Starsza pani prawdziwość tych słów potwierdziła skinięciem głowy i dodała.

- Zawsze o takim marzyła.

Użyte skróty nic mi nie powiedziały, lecz rozbrzmiewający głośny radosny śmiech dziecka, okazał się doskonałą podpowiedzią. Uzupełnieniem wyciąganych wniosków stał się widok biegnącego dziecka w towarzystwie psa. Zwierzak przy Irence tryskał energią i zachowywał się, jakby szalał ze szczęścia. Wcześniej wielokrotnie miałem okazję patrzeć na niego i jedynie co dostrzegałem to smutek w jego oczach. Nigdy przy mnie nie okazał chęci nawiązania nawet najmniejszych relacji i nie okazał zadowolenia, czy zainteresowania próbami zabawy. Traktował mnie z wyraźną obojętnością, jakbym to ja, jakąś wyrządził mu krzywdę.

Niespodziewanie dla mnie, przy dziecku zapomniał, o doznanej traumie i dławiącym go stresie. Oboje szybko i chaotycznie przemieszczali się po rozległym podwórku niczym w radosnym tańcu. Zachowań obojga nie rozumiałem, dlatego zapytałem.

- Czy to jest normalne i nie zrobi jej krzywdy?

- Proszę się nie obawiać, Irenka od maleńkości wychowywała się z psem, zawsze miałyśmy jakiegoś. Ostatniego nam myśliwy zastrzelił, gdy pilnował pasących się pod lasem kóz. Bardzo za nim rozpaczała i nawet chciałyśmy ze schroniska zaadaptować porzuconego, lecz ona wcześniej w jakimś programie telewizyjnym zobaczyła pilnującego owiec owczarka australijskiego i od tego momentu stał się jej wymarzonym. Niestety nie stać nas było na takiego psa, a ona chciała tylko takiego. Zamierzała uczyć go pilnowania pasących się kóz i miał być to jej towarzysz zabaw – uświadomiła mnie uszczęśliwiona babcia, widokiem bawiącej się wnusi.

- Czy pozwoli pan, abyśmy zabrały go z sobą, jak będziemy wracały do siebie. Gdybyśmy tego nie zrobiły albo by pan odmówił, byłaby załamana i zachowywałaby się podobnie jak wcześniej aussie – uzasadniła wcześniejszą prośbę mama Irenki.

- Nie mam nic przeciwko temu, ponieważ jak panie miały okazję się przekonać, nie uszczęśliwiło nas nasze towarzystwo – odpowiedziałem i dodałem – teraz wniosę pań bagaż do domu, oprowadzę i pokaże pokoje. Gdy panie wybiorą dla siebie najodpowiedniejsze, zajmę się wnoszeniem do spiżarki i chłodziarki dostarczonym zaopatrzeniem. Muszą się spieszyć, ponieważ tylko prowizorycznie przykryłem i to niedbale tkaniną ogrodową. Słońce dziś mocno grzeje i temperatura szybko rośnie, a zdecydowaną większość stanowią łatwo psujące się produkty – powiedziałem i przestałem obserwować galopującą dziewczynkę i podskakującego koło niej jak się okazało psa rasowego.

Część bagażu wyjąłem z bagażnika samochodu i skierowałem się w stronę domu. Tam zamierzałem zaproponować paniom pokoje na piętrze, by mogły czuć się swobodnie i chciałem wrócić po pozostały. Pani starsza z córką nie zamierzały czekać, aż wrócę po resztę, tylko z pozostałą częścią bagaży podążyły za mną. Widocznie w ich ocenie dziecko było bezpieczne i wystarczało towarzystwo psa oraz ogrodzony teren.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania