Poprzednie częściZamiana posiadłości – część1

Zamiana posiadłości – część6

Nagle skojarzyłem, z kim rozmawiam, ponieważ w tym czasie robię zakupy w pobliskim sklepie na zakończenie porannej przebieżki. Później jeszcze szybki chód do domu, prysznic, śniadanie i o ósmej trzydzieści wyjeżdżałem do biura. W pozostałe dni nie mam na to czasu i dzień pracy zaczynam od szóstej, lecz wcześniej dojadam resztki. Bardziej treściwe posiłki jadam na mieście i tylko te dwa dni w tygodniu zaliczam do relaksu.

- Teraz sobie przypominam, lecz nie rozumiem pani reakcji, skoro nigdy panią nie obraziłem ani żadnej innej kasjerki czy ekspedientki. Wydaje mi się, że zaliczam się do grzecznych i taktownych klientów. Natomiast w pani domu znalazłem się całkiem przypadkiem, podczas pieszej wędrówki.

- I ja mam uwierzyć, że ludzie pańskiego pokroju tak bezinteresownie hasają po polach. Wystarczająco dużo i od długiego czasu naczytałam i nasłuchałam się o szemranych inwestycjach towarzystwa wzajemnej adoracji. Dlatego śmiało mogę stwierdzić, że cel pana wizyty jest związany z nabyciem, lub przejęciem naszego domu i ziemi za bezcen.

Staruszka słysząc to, załamała ręce, a Irenka ze strachu pisnęła i przytuliła się do babci. Widząc gwałtowną reakcję osób, które były dla mnie jako jedyne miłe bezinteresownie, poczułem się nieswojo. Dobił mnie jeszcze zadziorny wyraz twarzy rozmówczyni, zakończony wrednym uśmieszkiem, który w mojej ocenie był wyrazem triumfu po rozszyfrowaniu mojego niecnego planu. Krew gwałtownie uderzyła mi do głowy i może byłoby lepiej, gdybym wybuchnął gniewem, zabrał swoje rzeczy i trzasnął drzwiami. Jednak ja jak ten kretyn, siląc się na spokój, zamiast tego powiedziałem.

- Zapewniam, że moje dochodzenie do majątku przebiegało całkowicie legalnie i nigdy przynajmniej sam nie podjąłem żadnej decyzji, która by skrzywdziła kogoś. Swoje zobowiązania staram się płacić uczciwie i w terminie – powiedziałem.

- Ale zdarza się panu wykorzystywać czyjeś problemy finansowe.

- Kilka razy się zdarzyło, lecz i tak ze wszystkich ofert dałem najwięcej.

- Oczywiście później nikt nie narzekał, zwłaszcza pan. Nawet nie chcę drążyć pana powiązań z politykami obecnej władzy, ponieważ każdy, kto jest na fali wznoszącej, musi mieć z nimi dobre układy, inaczej tak jak przeciwnicy mafii marnie kończy.

Bardziej wyczułem, niż wiedziałem, że ta kobieta nie ma zamiaru przestać i będzie skakać z tematu na temat. Wszędzie gdzie dotknie, to rozdrapie, a i tak będzie jej wiecznie za mało. Gdzieś w połowie kolejnych insynuacji i dociekań szlag mnie trafił. Postanowiłem dać jej nauczkę do końca życia albo znacznie dużej.

- Zamiast niepotrzebnej dyskusji proponuje, żebyśmy się zamienili domami i to aktami potwierdzonymi notarialnie. Panie zaoferują stary drewniany dom pozbawiony wszelkich wygód z przynależnym do gospodarstwa polem, a ja w zamian przekażę dużą komfortowo wyposażoną i inteligentną willę, z oranżerią, basenem, dwoma garażami, ogrodzoną i z utwardzonym podjazdem – podczas wyliczania podszedłem do plecaka i wyjąłem smartfona. Kiedy go uruchomiłem, wyświetliłem ofertę mojego domu, którą biuru nieruchomości przed wyruszeniem na wycieczkę, kazałem umieścić w sieci – proszę, mówię o tym domu – dodałem na zakończenie, wkładając aparat kobiecie w ręce.

Kiedy spojrzała na wyświetlacz, dojrzałem w jej oczach zaskoczenie – proszę przeglądać zdjęcia, jest ich tylko pięćdziesiąt – dodałem, a ona powoli wyświetliła kilka i szybko cofnęła do pierwszego.

- Mamuś popatrz – powiedziała do staruszki i wyciągnęła w jej stronę mojego smartfona.

Fotografował moją posiadłość profesjonalista najwyższej klasy, a ekran w telefonie dokładnie odzwierciedlał wszelkie niuanse. Zdjęcia nawet największemu sceptykowi dech zapierały, a co dopiero wiejskim kobietom. Irenka gdzieś w połowie wyświetleń powiedziała – a co z moimi – i zaczęła wymieniać imiona kóz.

- Będziesz je mogła zabrać ze sobą, ogród będzie dla nich wystarczający, ma trzydzieści arów – niepytany dodałem i patrzyłem, jak wszelkie nawet skrajne uczucia niczym w lustrze odbijają się na ich twarzach. Kilkukrotne przewijanie wszystkich ujęć doprowadziło do niedowierzania i pytania.

- Ile ta posiadłość jest warta?

- Najmniej trzy miliony – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, a wystawiona była za pięć.

- Dlaczego pan chce się zamienić?

- Choćby po to, żeby teraz pani miała dylemat czy przyjąć moją ofertę, czy odrzucić. Prawdopodobnie coś takiego wydarzy się paniom jeden raz w życiu i jak teraz zrezygnujecie, żałować z pewnością będziecie, a jak nie to możecie mieszkać w niej albo sprzedać i kupić coś bardziej dla was odpowiedniego.

- Pan z tą propozycją wyskoczył tak dla żartów? – matka Irenki zapytała.

- Całkiem poważnie i swojej propozycji nie cofam, Jak panie chcą, to jeszcze dziś mogę poprosić o przyjazd notariusza, lecz wolałbym jutro. Dostanie on więcej czasu na dokonanie odpisów z ksiąg wieczystych, skompletowania mapek geodezyjnych i sporządzenie stosownej umowy.

- Nie da rady, tam podobnie jak na mapy geodezyjne czeka się tygodniami, a może miesiącami – oponowała ekspedientka.

- Zawsze są sprawy zwykłe i pilne, a moje nalezą do najpilniejszych – powiedziałem, wstając od stołu – teraz poproszę o mój telefon, a jak panie chcą dalej moją posiadłość oglądać to wszystko, a nawet więcej jest umieszczone na stronie biura nieruchomości „Prym”. Teraz pozwolą panie, że udam się na dalsze rabanie drewna – i po wyłączeniu smartfona schowałem go ponownie do plecaka, zerkając przy tym na szyfrowaną saszetkę z pieniędzmi. Kiedy nie stwierdziłem naruszenia mojej własności, wyszedłem.

Powinienem, gdybym nie był szalony, po zawarciu najbardziej niekorzystnej umowy dla siebie, powinienem wyjechać i mieć nadzieje, że ją odrzucą pod wpływem impulsu, albo sentymentu. Jednak tak nie zrobiłem i postanowiłem wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi obserwować rozwój wydarzeń. Przystępując ponownie do rąbania drewna, nie wiedzieć czemu zaistniałą sytuacją świetnie się bawiłem. Pierwszy raz uknułem diabelski plan, który wywracał komuś życie, nie czyniąc widocznej krzywdy, ba wydawał się nawet niezwykle korzystny. Kobieta zarzucająca mi wykorzystywanie sytuacji, od tego dnia czegoś takiego nie może już powiedzieć, ponieważ sama wpadnie w zastawione sidła, a ja nawet z taką stratą nie utonę.

Kilka razy Irenka wybiegała z domu, by popatrzeć, na to, co robię. Kiedy zbliżył się wieczór, zakończyłem pracę, umyłem się niedaleko studni, korzystając z upalnej pogody i wchodząc do domu czekałem na rozwój wydarzeń. Mogłem w każdej chwili wezwać swojego szofera albo korporacyjną taksówkę i się ewakuować, o ile sytuacja będzie dla mnie mocno niekomfortowa.

Kobiety, tak jak je pozostawiłem przynajmniej dwie godziny wcześniej, dalej siedziały przy stole. Kuchnia nie była już tak radosna, jak wcześniej, gdzie panował ożywiony ruch i coś w niej się stale przyrządzało. Przygotowane słoiki na przetwory, gdybym nie wyskoczył z propozycją, z pewnością już zostałyby zapełnione i być może zawekowane.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    Wkurzają mnie ludzie, którzy wszędzie węszą spiski... ale z drugiej strony mam świadomość, że w taki przypadku jak ten, nie wzięło się to znikąd...

    Bohater jest w stanie daleko się posunąć, żeby udowodnić, że nie jest tak niecną istotą ludzką, za jaką go mają - ale zdążyłam się już zorientować, że to specyficzny człowiek, i to specyficzny raczej w dobrym sensie :)

    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania