Poprzednie częściZamiana posiadłości – część1

Zamiana posiadłości – część8

Starsza pani, po usłyszeniu zapewnienia o mojej gotowości opieki nad ukochanymi jej zwierzętami wyraźnie odetchnęła i już w znacznie lepszym nastroju zaczęła mnie wprowadzać w tajniki prowadzenia gospodarstwa.

- Paszy kozom nie zabraknie, stodółka jest pełna dopiero co zwiezionego siana, łąk jest wystarczająco do późnej jesieni nawet dla stu kóz, a do zebrania przypada hektar pszenicy, lecz to załatwi dzierżawca. Kurom wystarczy ziarna nawet na kilka lat, jeszcze pozostanie do wykopania trzydzieści arów ziemniaków. Pozostawię adres do mojego znajomego z wioski za góry, który ma kombajn ziemniaczany i kilka przyczep. Przynajmniej na nim można polegać i z pewnością wystarczy do niego jeden telefon, by się zjawił i wykonał całą robotę.

- Gdzie to wszystko jest? – zapytałem.

Uniosła rękę, wskazała przed siebie i powiedziała.

- Od tamtego brzozowego zagajnika, po ten lasek, kartoflisko, orne w tym roku rośnie pszenica, aż do tamtych skał i samego domu wszystkiego z zarośniętą nieczynną żwirownią będzie dwadzieścia pięć hektarów. Prawie wszystko jest w dzierżawie, a od dziś to od pana tylko będzie zależeć, czy ją przedłuży na kolejny rok.

Słysząc to i widząc oczami wyobraźni sporo dużych działek budowlanych pięknie usytuowanych, a małych to ładnych kilka setek, to aż mnie zamurowało. Nigdy wcześniej nie zrobiłem tak dobrego interesu, w tak krótkim czasie. Kobiety również, ponieważ gdyby same sprzedały swoją ziemię, dostałyby znacznie mniej niż za mój dom. Zwłaszcza że nikt oprócz mnie nie potrafi przekwalifikować ją w błyskawiczny sposób z rolnej na budowlaną. Nawet gdyby mu się to udało, dziurawa droga i brak przyłączy skutecznie zniechęciłyby potencjalnych nabywców, a ja to migiem załatwię. Nowa droga do wioski zostanie doprowadzona jeszcze przed jesiennymi wyborami. Przyjaciele przy sterze za udziały pomogą i jeszcze dostaną pochwałę z góry, za pozyskanie sporej liczby głosów lokalnych wyborców. Mieszkańcy ościennych wiosek widząc to, chętnie oddadzą głos na partię, która coś robi dla prostych ludzi. Tym bardziej że do tej wioski zostanie wkrótce doprowadzony gaz z przebiegającego niedaleko gazociągu, który widziałem, kręcąc się po okolicy. Wodę pozyska się ze studni głębinowych z przyłączem do każdej działki, podobnie jak kanalizację, dla której stworzy się osiedlową oczyszczalnię sfinansowaną z fundusz unijnych. Doprowadzi się później media i będzie jak w mieście, więc cena działek mocno poszybuje, ponieważ każda parcela będzie na wypasie.

Babcia Irenki dostrzegła moje zamyślenie i nie chcąc mi więcej przeszkadzać, tym bardziej że musiała zająć się wnuczką, powiedziała.

- Idę nastawić obiecany panu żur.

Kiedy, zostałem sam, uruchomiłem telefon i zacząłem dopieszczać puszczoną co dopiero maszynę w ruch. Każdy element musiałem dopracować w najdrobniejszych szczegółach i wykonać gigantyczną pracę logistyczną. Kompletowanie dokumentacji technicznej i architektonicznej zleciłem grupie specjalistów, z którą stale współpracowałem. Koledzy deweloperzy mieli wyszukać pośród swoich firm, z jakimi współpracują najlepszych specjalistów od drewnianej architektury i w trybie pilnym podesłać mi ich tu, by w pierwszej kolejności zmontowali dla mnie tymczasową daczę z elementów i przystąpili do gruntownej naprawy drewnianego domu oraz obejścia.

Jednak chcąc to wszystko zrealizować, musiałem rozpocząć pracę od podstaw i w tym celu udrożnić wjazd ze wsi do domu. Bezpośredniego dojścia do ludzi od dróg nie miałem, a zawiłość pociągania sznurków była długotrwała, dlatego postanowiłem wykorzystać lokalnych chłopów. Zanim przyszykowałem się na ponowne przedarcie przez chaszcze, podbiegła do mnie Irenka. Dziecko było tak podniecone otrzymaną nowiną, że zapomniało się przywitać i utrzymać dystans.

- Proszę pana, moja mamusia dzwoniła do babci i mówiła, że do jej pracy przyszła pana gospodyni i razem kierowcą zabrali ją do naszego nowego domu. Obejrzała wszystko i opowiadała, jak tam jest pięknie. Jeszcze ładniej niż na zdjęciach, a teren dookoła domu jest ogromny. Dostała klucze od domu, hasło do alarmu, pilota do sterowania i kluczyki do pięknego dużego samochodu. Niedługo nim przyjedzie po mnie i po babcię, lecz musi jeszcze trochę popracować, ponieważ dziś nie ma kto ją zastąpić. Pana rzeczy już zabrali i od teraz będzie to nasz dom – powiedziała to prawie jednym tchem, szarpiąc mnie za rękę.

- Bardzo cieszę się Irenko, lecz by mama mogła dojechać samochodem po was do domu, muszę iść do wioski i poprosić gospodarzy, by ją oczyścili.

- Oni nic nie zrobią za darmo, zawsze wołają dużo pieniędzy. Babcia mówi, że to z lenistwa nie trzymają żadnych zwierząt, nawet ziemniaków własnych nie mają. Zawsze mama im zanosi, bo sami nie przyjdą.

Sprawa udrożnienia zarośniętej drogi dość szybko została wyjaśniona i przynajmniej dziecko zaoszczędziło mi wysiłku i fatygi, by chodzić po domach i próbować kogoś ze sprzętem wynająć. Kiedy przedarłem się przez napierające zielsko do wiejskiej drogi pełnej dziur w asfalcie, wypatrywałem alternatywnego rozwiązania. Nawet długo nie musiałem czekać, gdy nadjechał terenowy samochód lasów państwowych. Kierujący nim mężczyzna nie chciał mnie wysłuchać, gdy go z trudem zatrzymałem. Dopiero mój telefon od znajomego nadleśniczego, w jego obecności postawił go do pionu. Nagle przeistoczył się z gbura w człowieka życzliwego i nie tylko sam kilkakrotnie przetarł szlak, nie zważając na rysowanie lakieru, to jeszcze ściągnął w trybie ekspresowym ekipę, która kilka kilometrów dalej w lesie naprawiała przeciwpożarowe drogi. Nawet grosza nie przyjął za usługę, bo aż taki był uczynny. Ekipa nic nie dostała, ponieważ moje pieniądze daliby im za dużo do myślenia. Tym bardziej że charytatywnie niczego nie robili i za swoją pracę dostaną pieniądze po wystawieniu faktury na nadleśnictwo.

Zanim zjawił się geodeta i notariusz droga do domu była nie tylko przejezdna to jeszcze utwardzona drobnym tłuczniem. Babcie Irenki, przeszła samą siebie i przede mną oraz moimi gośćmi postawiła żur i pajdy pieczonego przez siebie chleba. Panowie w garniturach, nawet notariusz, nie odmówili poczęstunku, tylko z apetytem pałaszowali, ponieważ dobre jedzenie zawsze się obroni i zadowoli nawet najbardziej wybredne podniebienia.

Kiedy moi goście po posiłku dopracowywali szczegóły, przyjechał asystent notariusza z wyciągami ksiąg wieczystych i zamówionym ekspresem do kawy i niezbędnymi dodatkami. Starszą panią nie chciałem prosić o kolejną kawę długo parzoną i to dla wielu osób, ponieważ miała zajęte ręce pakowaniem. Chociaż obiecałem jej, że kierownik budowy, zanim rozpocznie remont, przypilnuje, by wszystkie prywatne ich rzeczy spakować i przywieźć do nowego domu. Irenka, babci we wszystkim dzielnie w tym pomagała i nie miała czasu, by komukolwiek się naprzykrzać czy przeszkadzać. Ruch na podwórku zrobił się jeszcze większy, gdy ekipa budowlana zaczęła zwozić sprzęt i dostarczać pierwsze elementy do montażu tymczasowego mojego domu. Dlatego brak kręcącego się pod nogami dziecka był bardzo wskazany. Dokładnie nie wiedziałem, kiedy podjechał kierowca z moimi rzeczami, a ślad za nim drugim samochodem matka Irenki. Nawet nie wiem, dlaczego ucieszyłem się tym faktem, czy bardziej chodziło o to, że kobieta dotarła bezpiecznie, czy potwierdzeniem fachowości i troską mojego pracownika o dobro pracodawcy, ponieważ w mojej profesji bardzo jest ważne, żeby otaczać się oddanymi ludźmi.

Umowa zamiany domów i przynależnych do nich terenów, w tym jednego samochodu, została sporządzona notarialnie i w obecności kilku świadków podpisana. Postarałem się o ludzi z nieposzlakowaną opinią, tak na wszelki wypadek, by w przyszłości nie mieć problemów, a jak już to je szybko zneutralizować.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    Szybkie przejście do konkretów, widzę. Powoli przygotowuję się mentalnie na koniec historii, chociaż niespodzianki mogą trafić się wszędzie...

    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania