Poprzednie częściZamiana posiadłości – część1

Zamiana posiadłości – część14

Idąc w stronę domu, nawet nie musiałem spoglądać za siebie, by czuć emocje kobiet podziwiający ich dawny dom po gruntownym remoncie. Wszystko wyglądało o wiele lepiej niż w dniu zakończenia jego wznoszenia. Wtedy nowe elementy były wykonane z najtańszych materiałów i metodą gospodarczą. Teraz, choć do złudzenia przypominały dobrze im znane, to charakteryzowały się kunsztownym wykonaniem. Mistrzowskie wykończenia detali oraz wkomponowany najnowocześniejszy sprzęt w wystrój z poprzedniej epoki idealnie harmonizował z całością. Każdy nawet najmniejszy drobiazg miał swoje miejsce, podobnie jak koloryt czy odcień, co spajało dopasowanie historyczne. Kiedy przy podziwianiu wnętrza nie wytrzymały i zaczęły głośno wyrażać swój zachwyt, nie wiedząc, dlaczego cieszyłem się jak dziecko ze wspaniałej zabawki.

Irenka musiała zauważyć nasze wejście do domu, ponieważ zaledwie po chwili, wbiegła zdyszana razem z psem. Zanim zareagowałem na jej buty oblepione błotem, które pozostawiały ślady na dębowej podłodze, usłyszałem niezwykle zgodny okrzyk jej babci i mamy.

- Pies ma zostać na dworze, a ty nie waż się wnosić błoto do domu!

Psiak zatrzymał się, jakby wiedział, o co toczy się spór i spoglądał na Irenkę. Widocznie rozumiał skarcenie wyrażoną tonacją albo mową ciała obu pań i u swojej nowej przyjaciółki szukał wsparcia. Może pragnął potwierdzenia lub zaprzeczenia usłyszanego przypisanego mu miejsca w nowej rodzinie.

- Ależ, mamo – wycedziła przez zaciśnięte zęby Irenka, ze wzrokiem skierowanym na babcię.

Widocznie szukała wsparcia u babci, a zwrócenie się do mamy miało tylko wpłynąć na zmianę niekorzystnej decyzji, czy tylko złagodzenie restrykcji. Starsza pani w ocenie wnuczki, powinna w tym pomóc. Prawdopodobnie wielokrotnie stosowała taką technikę przy różnych okazjach z dobrym skutkiem, skoro miała wyćwiczony odruch, ewentualnie wypracowaną technikę dokonywania wyłomu w stanowczych postanowieniach matki. Jednak tym razem w urabianiu dorosłych jej się nie powiodło, być może z mojej winy albo nienaprzykrzaniu się gospodarzowi.

- Zachowałaś się nieodpowiedzialnie, naniosłaś błota i zabrudziłaś pół holu. Teraz masz odprowadzić pieska do budy i kiedy wrócisz, to zatrzymaj się przed drzwiami i mnie zawołaj, bym dała ci czyste kapcie – powiedziała matka dziewczynki, tonem, który mnie zaskoczył.

Wcześniej u młodszej z kobiet nie słyszałem takiej stanowczości, cechowała ją uległość do dziecka, a nagle przeobraziła się w dobrą, lecz wymagającą matkę. Dlatego wcześniej oceniałem ją jako ciepłe kluchy i nie doceniałem siły charakteru. Miło zostałem zaskoczony, że mam do czynienia z asertywną osobą.

Brzdąc więcej nie oponował i otwarcie nie szukał wsparcia u babki. Jednak gdy jej nie znalazł, natychmiast podporządkował się poleceniu matki.

- Choć Aussie – powiedziała do psa, gładząc go po łbie między uszami i prawdopodobnie nie byłaby sobą, gdyby nie spojrzała na mnie z pozą wyczekiwania.

Kiedy to ujrzałem, z trudem powstrzymałem śmiech, ponieważ mała manipulantka łatwo nie odpuszczała, w osiągnięciu tego, co chciała i ja miałem być tym ostatnim ogniwem. Jednak moja kamienna twarz, którą często przybierałem w czasie negocjacji z trudnymi kontrahentami, nic jej nie powiedziała i chcąc dać wyraz swojemu niezadowoleniu, przybrała minę nieszczęśliwego dziecka. Pies wyczuł nastrój swojej małej pani i przyjął postawę skarconego niesłusznie. Miałem szczęście, że oboje wyszli, ponieważ całym tym wydarzeniem, byłem mocno rozbawiony i przez dłuższy czas nie byłem w stanie utrzymać powagi.

- Proszę, wskazać mi miejsce, gdzie są środki czystości, a natychmiast posprzątam – powiedziała do mnie matka dziewczynki.

- Panie, są moimi gośćmi, więc wybaczą panie, lecz tym zajmę się sam, lecz wcześniej proszę iść za mną, bym mógł zaproponować pokoje.

Moja propozycja została przyjęta z dość mieszanymi uczuciami, z jednej strony dostrzegłem sporą porcję zadowolenia, a z przeciwnej konsternacji. Dlatego nie dałem czasu na oponowanie albo inną formę przeprosin za dziecko i po uniesieniu walizek poszedłem schodami na piętro.

- Trzy pokoje z otwartymi drzwiami są do pań dyspozycji. Mam nadzieje, że są odpowiednie i proszę się czuć jak u siebie w domu – powiedziałem, stawiając walizki na korytarzu.

Kiedy panie z korytarza zaglądały do wnętrz, zostawiłem je same i zszedłem na parter, by zająć się naniesionym błotem. Podczas sprzątania słyszałem rozmowę prowadzoną na górze, lecz nie wsłuchiwałem się w słowa, ponieważ przypuszczałem, że komentują porozlepiane karteczki. Wcześniej za radą mojej asystentki w krótkich punktach poinformowałem o miejscu i sposobie otwierania niewielkich łazienek. Pomieszczenia z toaletą, umywalką i kabina prysznicową były wystarczające dla jednej osoby i z wyglądu niczym nie różniły się od powszechnie używanych. Cały wysiłek dekoratorów wnętrz poszedł tylko na wkomponowanie wejść w wiekowe dwudrzwiowe szafy. Pomimo tak niewielkiej modyfikacji zachwyt nie ulegał zminimalizowaniu, pozytywne wrażenie dalej było podtrzymywane.

Moje rozważania przy sprzątaniu przerwała Irenka, wkładając głowę w delikatnie uchylone drzwi.

- Czy może pan, poprosić moją mamusię – usłyszałem za sobą zdanie wypowiedziane obrażonym dziewczęcym głosem. Brzmieniem bardziej przypominało rozkaz, a nie prośbę dziecka.

Gdy to usłyszałem, upewniłem się, że mała dalej na mnie się gniewa i łatwo nie odpuści. Postanowiłem, zanim poproszę młodszą z kobiet do jej dziecka, wręczyć nadąsanej panience przyszykowany dla niej prezent. Pora, czas i miejsce wydawało mi się najbardziej odpowiednie, lecz nie wiedziałem, jak ona zareaguje i co powie na prezent jej rodzina. Pomimo poważnych wątpliwości postanowiłem zaryzykować i odstawiłem mop, by sięgnąć do szafy przystosowanej do chowania obuwia po kolorowe zawiniątko. Papier przyozdobiony był jakimiś nieznanymi mi postaciami z bajek czy czymś innym co lubią współczesne dzieci i przewiązany różową kokardą. Kiedy wręczałem, a właściwie podawałem, grymas niezadowolenia nie zszedł z małej twarzy. Dopiero widok potworków na papierze zrobił wyłom i zachęcił do zajrzenia do wnętrza. Opakowanie ściągane było z wielką starannością, jakby ono miało jakąś większą wartość. Dopiero pod sam koniec ruchy małych rączek przyśpieszyły i papier się rozdarł. Irenka nie zmartwiła się tym, ponieważ jej bystre oczka wypatrzyły ukryte wcześniej czarne kapcie z białym futerkiem w środku, przypominające mi trochę mokasyny. Kiedy je przed zapakowaniem zobaczyłem, nie mogłem uwierzyć, że kosztują trzysta pięćdziesiąt złotych i są źródłem pożądania milusińskich. Mała musiała znać ich wartość albo markę, ponieważ na markotnej buzi w mgnieniu oka wykwitł szeroki uśmiech.

- Dla mnie? – zapytała, rozpromieniona niczym słoneczko w zenicie.

Wystarczyło, że odpowiedziałem – tak – a już przybrudzone błotem buty zostały niedbale porzucone przed drzwiami i nowe papcie na stopach zajęły ich miejsce. Jeszcze dostrzegłem trzy piruety i sprint na piętro, jakby się paliło.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Domi51 5 miesięcy temu
    Nie czytałam pozostałych części, ale chętnie nadrobię, bo ta mnie zaciekawiła. Łap 5 :) pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania