Poprzednie częściZamiana posiadłości – część1

Zamiana posiadłości – część10

Dojeżdżając do dawnego mojego domu, zauważyłem kosmetyczne zmiany na podjeździe, które spowodowały, że stracił swoją wcześniejszą surowość. Prawdopodobnie dostał zastrzyk ciepła, spowodowany nowymi nasadzeniami. Tak jak się spodziewałem, brama była zamknięta i postanowiłem skorzystać z wideofonu, by skontaktować się z właścicielkami. Zanim dotknąłem przycisk wywołania, zobaczyłem rozbłysk pulsującej lampki i usłyszałem szum siłowników. Pomyślałem, że któraś z pań albo Irenka przypadkowo dostrzegła samochód, mnie rozpoznała i otworzyła bramę. Zanim zatrzymałem się przed drzwiami wejściowymi, dziewczynka wypadła przez nie z impetem i wskoczyła w moje ramiona, gdy tylko wysiadłem. Nietuzinkowość sytuacji i jej dynamiczność mocno nadwyrężyła moją pewność siebie i zachwiała emocjonalnie. Musiałem się podeprzeć o maskę samochodu, aby nie upaść. Zanim oswoiłem się z powstałą sytuacją, wyszła na zewnątrz jej mama i powiedziała.

- Każdego dnia, od kiedy tutaj jesteśmy, godzinami wypatrywała pana i nie chciała słuchać, że pan ma swoje życie i z pewnością zapomniał o nas.

Słysząc to, poczułem nieznane mi ukucie w sercu i przełamując wewnętrzny chłód, uściskałem małą, by chociaż w ten skromny sposób wynagrodzić jej wszystkie godziny poświęcone na wypatrywaniu mnie. Nawet nie wiedziałem, że mnie zaakceptowała i polubiła. Czegoś podobnego w życiu nie doświadczyłem i może dlatego wycisnęły mi się w oczach łzy. Niesamowite było to, że jeden mały brzdąc w ciągu paru chwil mógł zapanować nad nieczułym facetem. Nigdy sam z własnej woli nie pogłaskałbym czyjegoś dziecka, a tym bardziej przytulił i nie chodziło tu o żadne oskarżenie o pedofilię, tylko zwykły ludzki odruch wynikający z ciepła wnętrza.

- Irenka nie duś pana – powiedziała jej mama z wyraźnym uśmiechem na ustach, wywołanym szczęściem, a mnie się zapytała – co sprowadza pana do nas?.

- Wróciłem dzisiaj do domu nad ranem i dopiero jak wstałem, zdałem sobie sprawę, że zapomniałem o zakupach, lecz dopiero gdy po otwarciu chłodziarki ujrzałem światło. Tak się złożyło, że od dłuższego czasu byłem zbyt zajęty i zapomniałem uzupełnić zapasy. Wcześniej zawsze robiła to moja gosposia, lecz mi wymówiła z uwagi na miejsce pracy, a innej nie udało mi się znaleźć. Nowa przyjeżdża, jedynie sprzątać dwa razy w tygodniu i nie skalała się gotowaniem. Jeszcze do tej sytuacji się nie przyczaiłem i nie uruchomiłem automatycznego zamawiania przez sprzęt, z obawy o jakość dostarczanych produktów. Jednak to mnie nie sprowadza, tylko zupełnie coś innego. Kiedy zebrałem jajka, po nakarmieniu kur i wracałem do domu, dostrzegłem jakiś fałsz na elewacji domu, który mocno zakłóca magię miejsca. Pani namalowała wcześniej ozdoby i może znajdzie przyczynę zmiany. Dlatego postanowiłem panie odwiedzić i z pomocą dokładnych fotografii, rozwikłać tę dziwną zagadkę. W zamian za przysługę oferuję trzydzieści wiejskich jajek, o które muszę się pochwalić, moi pracownicy mocno konkurują ze sobą.

- Zapraszam do domu – usłyszałem.

Wchodząc z jajkowym prezentem do domu, wewnątrz dostrzegłem starszą panią, która nie wyglądała już tak energicznie, jak wcześniej. Jeszcze bardziej się przygarbiła i postarzała, miałem wrażenie, jakby życie z niej uchodziło. Trochę zląkłem się, że jest chora i z pewnością ratunku szuka w Bogu. Dlatego zmieniłem rodzaj tradycyjnego mojego pozdrowienia i powiedziałem.

- Niech będzie pochwalony.

Starodawne pozdrowienie przypadło staruszce do gustu i odpowiedziała.

- Na wieki wieków i natychmiast dodała – zapraszam, gość w domu, Bóg w domu, zaraz coś przyszykuję, pewnie jest pan głodny – i tak jak dawniej żwawym krokiem pomknęła w stronę kuchni.

Zostałem zaproszony do salonu i tak jak dawniej usiadłem w moim ulubionym fotelu. Mogłem tak postąpić, ponieważ nowa właścicielka nie wskazała mi miejsca i taktownie pozwoliła, abym w byłym domu, czuł się swobodnie. Przekazałem jej opakowania z jajkami i spojrzałem na Irenkę, która zajęła miejsce na wprost minie i spoglądała w pozie oczekiwania. Chcąc przegonić krępującą ciszę, zapytałem.

- Co słychać panienko, ciekawego u ciebie?

Irenka, widocznie czekała na to pytanie, bo natychmiast zaczęła opowiadać o wszystkich ważniejszych jej zdaniem przeżyciach od chwili zamieszkania w nowym domu. Początkowe relacje odzwierciedlały dziecko szczęśliwe, lecz późniejsze wyraźnie mniej. Fascynacja komfortem i elektronicznymi gadżetami obsługiwanymi przez małą trwała do pierwszej awarii, której usuniecie, kosztowało panie małą fortunę, a i tak nie funkcjonowała, jak dawniej. Skarcona przez mamę, od tamtej pory bała się cokolwiek dotknąć. Postanowiłem ukoić jej lęk i poprosiłem o pilota. Trwało zaledwie chwilę jak mi go podawała. Wywołałem menu na telewizorze w salonie, diagnostyka żadnej awarii nie wykazała, więc zacząłem ponownie konfigurować parametry, korzystając z konta administratora. Zaledwie po dwóch minutach od zresetowania, wszystko funkcjonowało prawidłowo i po wyjściu z menu, pilota podałem dziecku, mówiąc.

- Sprawdź.

Zaczęła od światła i żaluzji, lecz na tym musiała przestać, ponieważ jej mama weszła do salonu i powiedziała.

- Znowu zaczynasz, dobrze wiesz, ile naprawa kosztuje.

- Przepraszam, lecz to moja wina, poprosiłem Irenkę, by sprawdziła prawidłowe funkcjonowanie po moich ustawieniach.

Kobieta powstrzymała się od komentarza i postawiła na stoliku cukierniczkę, talerzyki, łyżeczki, filiżanki oraz dzbanki z kawą i herbatą. Zaraz za nią weszła starsza pani ze stosem świeżo usmażonych pachnących racuchów z jabłkami i ustawiła wszystko w zasięgu moich rąk.

- Danie skromne, lecz proszę się częstować.

Siląc się na grzeczność, poczęstowałem się niewielkim plackiem i po spróbowaniu stwierdziłem, że danie faktycznie skromne, lecz smakowało naprawdę dobrze i odczucie doznań nie podkolorował mój głód. Przy kolejnym postanowiłem poruszyć problem, który mnie sprowadził, poprosiłem o pilota i na telewizorze wyświetliłem pliki swojego smartfona. Nawet nie musiałem go sparować, ponieważ dalej połączony był z systemem domowym, gdyż go nikt nie rozłączył. Kiedy pojawiła się pierwsza fotografia elewacji podwyższonego domu o piętro, Irenka z zachwytem krzyknęła.

- To teraz tak wygląda mój dom!

Jednym słowem nie wyraziłem słowa sprzeciwu i nie próbowałem poprawić jej wypowiedzi, ponieważ rozumiałem jej przywiązanie do znanego od dzieciństwa miejsca. Matka jej skupiła się na wpatrywaniu szczegóły i gdy przewinąłem któreś za szybko, poprosiła o powrót. Znudzony nieskomplikowanymi czynnościami, wręczyłem jej pilota, a sam skupiłem się na pochłanianiu góry racuchów i obserwowaniu zachowań innych. Starsza pani ożywiła się, gdy nadeszła kolej na fotografię wnętrz.

- Nie ma pan tam bieżącej wody, kuchni, lodówki, piekarnika i łazienki? – zapytała wiekowa gospodyni.

- Wszystko jest i przy pliku „dom filmy” można będzie to dokładnie zobaczyć – odpowiedziałem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania