Daily Terribles 8 - gminna bitwa na śnieżki
W sobotę rano na gminnym boisku miała miejsce ustawka, tj. bitwa na śnieżki między miejscowymi działaczami lewicowo-chłopskiej młodzieżówki, a mażoretkami ze wsi obok. Pilnowaniem reguł fair play i sędziowaniem zajął się nie kto inny, jak mój kolega – satanista Witek, brat Wojtka i Waldka, wieczny kawaler. Ale słyszałem, przysposobił sobie owczarka niemieckiego ze schroniska… nie dociekałem, ale na łańcuchu nie szczekał, to pewnie do domu.
Ale do meritum:
Otóż drużyna mażoretek miała jakąś krzywą akcję z zastępcą przewodniczącego Koła Rolniczego, podobno ktoś kogoś zmacał, ktoś dostał po pysku, komuś wyleciał ząb i ktoś spadł ze schodów, ktoś niesłusznie został nazwany kurwą i ktoś dostał kopa w jajca. Wojtek zadzwonił do mnie, żebym poszedł pomóc Witkowi i rozstawił kilka kamer – bo, jak powiedział, może być niezła zadyma a mażoretki przyjdą w spódniczkach.
Razem z mażoretkami przyjechało wozem paru chłopaków z miejscowej orkiestry straży pożarnej, a młodzieżówka przyniosła kije bejsbolowe i pałki.
— Na wszelki wypadek, jakby dziewczyny przyniosły inną broń — powiedział zapytany przez Witka Władek Pająk, syn miejscowego hodowcy kukurydzy pastewnej.
— Nie przyniosły — wyrwał mu pałę Witek i chciał złamać na kolanie, ale mu nie wyszło. Zasyczał z bólu, zaklął szpetnie.
Koleś bez zęba, czyli Antek Górka, przewodniczący młodzieżówki, zasugerował, że mażoretki przyszły w spódniczkach…
— W dupach pochowały kastety i pałki, potem przyjdzie co do czego i co? My odłożymy broń, a one nas zmiotą z powierzchni ziemi! (zupełnie, jakby tuzin dziewczyn dał radę naklepać kwiatowi towarzystwa rolnictwa ekologicznego i rozwoju wsi)
Pozostali uczestnicy ustawki z Koła Rolniczego, jak mieli napisane na banerze powieszonym między dwoma golfami, pokiwali głowami. A Witek dostał kurwicy.
— Albo się zaraz grzecznie ustawicie po dwóch stronach i zaczniecie przygotowania do bitwy, albo sam was napierdolę, zaleję boisko wodą i se tu kurwa zrobię ślizgawkę! — Machnął na wszystkich ręką. — Na miejsca! Lepić kule! Budować barykady! Nie ma czasu!
O dziwo, posłuchali.
Rozdzielili się i zaczęli okopywanie na ustalonych pozycjach. Mażoretki powyciągały z plecaków dresy i rękawice, dobre swojskie chłopaki usypali wał, wzmacniany łopatami i krzesełkami z widowni.
Witek chciał być w centrum wydarzeń, ale po drugiej śnieżce w pysk zrobił odwrót w stronę kamery. Tam też ledwo się uchylił przed pędzącą brejowatą pigułą.
— Chowamy kamery — zarządził, obserwując nacierające na wsioków mażoretki w dresach. — Zaraz coś rozpierdolą i będzie buba. Sołtys mnie zajebie jak coś im się stanie.
Za barykadą dwóch chłopków trzymało mażoretkę za ręce i nogi i smarowali ją śniegiem po twarzy. Trzeci usiłował wsadzić jej śnieżkę w majtki, jednak został ugryziony w rękę i uciekł. Gdy nasz dzielny sędzia w kucyku odgwizdał faul, reszta młodzieżówki zaczęła buczeć i wydawać pierdzące odgłosy. Faulowana dziewczyna otrzymała możliwość odegrania się, więc kopnęła obu napastników drużyny przeciwnej w jajca, wyłączając ich z dalszej akcji. Gdy została wysłana na ławkę, przeklinała chłopków tak ohydnie, że uszy więdły. Przechodnie, rowerzyści i spacerowicze pospiesznie uczynili znak krzyża.
Pozostałe mażoretki skorzystały z zamętu i zajęły dogodne pozycje do ostatecznego natarcia. Z dachu magazynku ułamywano sople. Witek wyglądał, jakby mu ktoś w gacie wrzątku nalał. Nie wiem, może nalał?
— Szybko, pchnij mnie w śnieg! — zakomenderował. — Ruchy!
Wzruszyłem ramionami i energicznie pchnąłem go prosto w pobliską zaspę. Być może nieco zbyt energicznie, bo poleciał mordą w śnieg i nie potrafił się wykaraskać.
Sam zaś obserwowałem, co się dzieje na placu boju. Chłopaki z OSP wykorzystali zamieszanie i zalali sikawkami działaczy koła rolniczego, co przy temperaturze minus jeden i lekkiej bryzie odebrało całkowicie ducha bojowego chłopcom w kominiarkach i ostatecznie przechyliło szalę zwycięstwa na stronę mażoretek.
— Witek, ty chuju! — krzyczeli marznący w oczach poszkodowani. — Sędzia kalosz! Chuj! Buuu!
Tymczasem sędzia dalej walczył z zaspą i nie zanosiło się na szybkie rozwiązanie. Trochę wyglądał, jakby usiłował wkopać się do środka.
Towarzystwo przyjaciół wsi spokojnej, wsi wesołej w kilku osobach spuściło mokre główki i zapakowali się do samochodów. Mażoretki odtańczyły taniec zwycięstwa, brzucha i deszczu i też zniknęły w swoich pojazdach.
Gdy Witek w końcu wystawił głowę, poza nami nie było już nikogo. Wieśniaki, zrelacjonowałem, wsiedli w golfy i pojechali, mażoretki na sygnale pojechały ze strażakami do remizy, gdzie miano pić, ruchać się i ogólnie, świętować huczne zwycięstwo sił sprzymierzonych – tak sobie wyobrażam.
— Coś ty tak długo tam w zaspie robił? Do Chin się chciałeś przekopać, czy co?
— Nie interesuj się — odpowiedział.
Wzruszyłem na niego ramionami i poszedłem. Kilkanaście kroków dalej odwróciłem się i ujrzałem jak z zaspy wychodzi jego nowy pies, szczęśliwy jak nigdy wcześniej.
— Jak chciałeś czułości, wystarczyło powiedzieć! — zawołałem za nim. — Dałbym ci numer do Bożeny!
— Spierdalaj! — odkrzyknął. Pies zaszczekał. Szczęśliwie jakoś.
Komentarze (6)
Obiecuję, że przeczytam mężowi. :P
<<Interpunkcja i inne ważne rzeczy, na które mam wyjebane, to tylko narzędzia — można z nich korzystać, powinno się je znać, ale sypiać z nimi ani uprawiać totalnego super-ojacię-analizowanego pozerstwa srania nie zamierzam. Głównie dlatego, że szkoda mi czasu. Poza tym, uważam, że nie wszędzie obowiązują (lub powinny obowiązywać) te same reguły :) >>
Doceniam jednakowoż bardzo mocno chęć odczytania mężowi — ja mojej żonie też czytam, jak mi coś wpadnie w oko :-)
Pozdrø
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania