Poprzednie częściDaily Terribles 1

Daily Terribles 7 - katolickie konsorcjum morsów

— Kto ostatni ten dupa! — zawołał mój kolega ogr, gdy poszliśmy powkurwiać gwarne zbiorowisko nad zamarzniętym jeziorem. Każdy z nas miał ze sobą po procy, którą zamierzaliśmy ostrzeliwać suchuteńkim drobniutkim piaskiem wszystkie mokre pupy w zasięgu wzroku. Obaj też mieliśmy swoje powody.

Jeszcze wczoraj zapowiadali ocieplenie, więc miejscowe morsy wybrały się nad jezioro, by tam kultywować swoje pogańskie obrządki nagiej kąpieli ku chwale bożków zimy, tyle że po chrześcijańsku, z księdzem i w kostiumach kąpielowych. Razem z nimi wybrał się kontyngent GejSat (gejów/satanistów), z którym od lat trzymam sztamę. Jako osłona przeciwkatolicka wybrał się z nimi nowo osiadły angielski eks–pastor luterański i obecny satanista i gej, Nevinson, mój bardzo dobry znajomy.

— Nie wkurwiaj ludzi, Dżordż — zawołałem za ogrem, któremu na tym ichnim nieludzkim chrzcie dali faktycznie Jerzy. Katolikom z mojej okolicy nieludzie wszelkiej maści są solą w oku, bo odkąd ustanowiliśmy lokalnie i samorządowo amnestię i emancypację wszystkich rozumnych istot żywych i nieumarłych, maniacy Jezusa mogą sobie co najwyżej psioczyć pod tymi kościołami, do których nieludzie nie chodzą. I tak robią – psioczą.

Dżordż poczekał na mnie chwilę, a gdy do niego doszedłem, przytrzymał mnie za rękaw i spytał grzecznie:

— Jak mam nie wkurwiać ludzi, to po chuj my tu przyszliśmy?

Miał rację.

— Przyszliśmy ich wkurwiać, ale nie bieganiem jak ciule w kółko dookoła — zasugerowałem. — Inteligentniej.

Zobaczyłem jego minę – Jerzy był w nastroju na konkretne psoty, istne dokopanie tym palantom, nie tylko na samo irytowanie. Za te akcje z deptaniem świętych kręgów najchętniej pewnie natarłby im wszystkim świeżo mielonej soli w rany po świeżym obdzieraniu ze skóry... Ale takie rzeczy, panie, to tylko ludzkości przychodzą do głowy.

Na nieduży pomościk wtoczył się ksiądz Paszkiewicz – wyjątkowo ohydna morda, paskudny człek, istny młot na nieludzi – z ambony takie rzeczy opowiada, że się człowiekowi żal robi. I pierwsze, co:

— Jesteśmy dzisiaj świadkami cudu oczyszczenia godności chrześcijan! — Chrząknął. — Biali mężczyźni i białe kobiety, zgromadzeni w Chrystusie, wejdą do świętej wody jeziora by, jak Chrystus, obmyć swe ciało z grzechu!

— Zapomniałeś jezioro poświęcić, Stefan! — krzyknął Nevinson, układając ręce w trąbkę. Geje zachichotali. Pomimo okropnego zimna i brudnego piachu, niemal cały kontyngent przybył w cienkich płaszczach narzuconych na cekinowe i skórzane majtki oraz – a jakże – w szpilkach. Sam eks–pastor ubrany był w kapelusz amerykańskiego woźnicy, czarny z szerokim rondem, a do tego miał czarny płaszcz jak Neo z Matrixa.

Duchowny katolicki olał eks–duchownego protestanckiego i szeptem kazał ministrantowi puścić "Barkę" z przytarganego przez golasów boomboxa. Poleciały pierwsze takty.

— Paaaaan kiedyś stanął nad brzeeeeegieeeem! — zaintonował, patrząc spode łba na golasów w czepkach i z różańcami w dłoniach.

— Szuukał luudzi gotowych pójść za niiim — niezbyt głośno podchwyciła część morsów.

Staliśmy w niejakiej oddali, Jerzy i ja, i obserwowaliśmy to widowisko. Na pomostku stało kilkanaście prawie gołych osób z księdzem (w pełnej sutannie i płaszczu), kilka metrów obok nich, na plaży sączył grzaniec kontyngent facetów z umalowanymi oczami i pentagramami na lateksowych kozaczkach i z cekinami ułożonymi w trzy szóstki. A kawałek dalej staliśmy my, ogr Dżordż i ja.

— Ej, czaisz coś z tego? — wskazał widowisko ogr.

Pokręciłem głową na znak, że bliższe mi są własnoręczne usypywania świętych kręgów, niż głupawe zaśpiewy o dziewiątej rano nad jeziorem.

— Jeszcze, gdyby śpiewali coś z sensem, wiesz, "Sawietski sajuz" albo inną "Anatewkę", to bym wiesz, zrozumiał.

— Nie wiedziałem, że lubisz "Skrzypka na dachu" — wyznałem.

Ogr się rozjaśnił zza wielkich zębów. Pacnął mnie w rękę, przysięgam, może przeżyję. Jebaniec ma więcej siły niż kaszalot.

— Cho — rzucił.

Poszliśmy w stronę najbliższej, zaparkowanej na dziko przyczepy. W środku (wiem, bo zajrzałem przez okno) spała znana mi blondynka i jakichś dwóch szczęśliwych nastolatków, uśmiechniętych od ucha do ucha. Cała przyczepa śmierdziała trawą i seksem.

— To nie była twoja...? — Ogr pstryknął palcami. — Ta, no, wiesz....

Jednym susem wskoczył na dach i pochylił się, by podać mi łapę.

— Innym razem pogadamy o moich zawiłościach rodzinnych. Wciągaj mnie.

— Nie, czekaj. Zgarnij tamtego jeża. — Wskazał szponem różową zabawkę dla psa, kulę z kolcami wielkości piłki do softballa.

Gdy staliśmy na dachu, zrobił szponem dziurkę w piłeczce, po czym naharkał do środka z głośnym pluskiem.

— Co ty...?

Nie odpowiedział, tylko z kieszeni zaczął wygrzebywać garście piasku, wsypywać do zaharanej piłeczki i ugniatać szponem miksturę w środku. Na brzegu golasy wycięły już w lodzie przy samym pomoście kwadratową dziurę i zaczęły, błogosławione przez księdza, wchodzić do wody. Klecha zaczął słowa eucharystii.

— Pan z Wami! — ryknął ogr, rozkładając szeroko potężne ramiona.

Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Geje powyciągali iPhone'y. I jak na komendę, ruchem umykającym wszelkim przewidywaniom, Jorguś zwinął się w baseballowym pitchu i posłał gumową kulę piacho–hary prosto w duchownego.

Trafił!

Kontyngent zaklaskał raz, gdy klecha dostał w sam środek piersi i zatoczył się na pomoście. Owacje i przytupywania towarzyszyły mu też, gdy wpadał do wody, pomiędzy zgromadzonych w wierze morsów.

— Kurwa! — zaklął nieobyczajnie ksiądz, a publika zabuczała.

Ale w ogóle jakiś dziki letnik zadzwonił na gliny i na widok kogutów postanowiliśmy razem z GejSatem spierdalać. Podobno jak przyjechali, towarzystwo dobrało się do pozostawionych przez Nevinsona gara zaprawionego spirytusem grzańca. Podobno.

Mam nadzieję, że dojebali im picie w miejscu publicznym albo chociaż nieobyczajne zachowanie. Kto to widział, kurwa, "Barkę" śpiewać dla golasów w przeręblu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • 00.00 09.01.2019
    Świetne, dusiłam się śmiechem. Nie będę więcej czytać w miejscach publicznych Twoich historii. :)
  • Okropny 09.01.2019
    Ależ właśnie czytaj! Śmiech to zdrowie :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania