Pokaż listęUkryj listę

Mistrz Szachownicy - Rozdział 14 - Nawet przy niespodziewanych sytuacjach zachowuj spokój.

Lekcja 14 — Nawet przy niespodziewanych sytuacjach zachowuj spokój.

 

Nadszedł kolejny poranek, a z nim problemy Leiry związane z planem, jaki mogłaby zastosować. Jej wczorajszy sukces pozytywnie ją nastroił i zbliżył odrobinę do odkrycia pozostałych tajemnic. Po przygotowaniu się wyszła z pokoju. Przywitała się z pionkami, pilnującymi jej drzwi i udała się do Eny.

— Dobrze, że już jesteś. Od czego by tu zacząć?! — Zaczęła panikować.

— Co się stało?

— Dzisiaj rano twój dziadek otrzymał dwa listy. Jeden dotyczył jego tegorocznej misji, natomiast drugi...

— Misji?

— A no tak, nie mówiłam ci jeszcze o tym. Średnio raz na rok stowarzyszenie magów przydziela każdej rodzinie jedno lub kilka zadań, które mają różną skalę trudności. Może być łatwe, jak oczyszczenie domu z nieznośnych chochlików, ale również takie, które wymagają narażenia swojego życia, na przykład ściągnięcie maga siłą do głównej siedziby. Nikt do końca nie wie, jaka zostanie mu przydzielona. Szczegółowe informacje otrzymują na miejscu.

— Hmm, interesujące... Jednak muszę przyznać, że nie słyszałam ani razu o radzie magów, która by to wszystko napędzała.

— Masz rację, nie ma jej. Istnieje tylko kwatera główna. Co roku inna rodzina magów zajmuje się najważniejszymi rzeczami, oczywiście jest ona wybierana drogą losową, aby nie było sprzeczek. Dzięki temu zapobiegamy zbędnym walkom o tytuł najlepszej rodziny.

— Jak zapobiegacie? Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie pragnął więcej mocy i prestiżu.

— Być może, ale w takim wypadku muszą poradzić sobie z przeogromną ilością rodzin, którym ten system pasuje i nie chcą zaburzyć jego funkcjonowania. Większość po prostu sobie odpuszcza. Wracając do samych listów... Pierwszy dotyczy bezpośrednio pana Sagona, a drugi ciebie. Dzisiaj jest dzień, w którym magowie organizują spotkanie i...

— Co?!

— Tak jak słyszysz.

— Dlaczego ktoś z was otworzył list, który najprawdopodobniej jest zaadresowany na mnie?! Poza tym, czy oni nie powinni z wyprzedzeniem informować o takich wydarzeniach? Gdzie oni chcą zmieścić tak wiele osób w jednym miejscu?

— Spokojnie, z pretensjami proszę udać się do pana Sagona. Sugerowałam mu, że to niegrzecznie czytać czyjeś korespondencje, to samo tyczy się czasu. Większość magów dostaje zawiadomienie szybciej, ale twój dziadek niekoniecznie chce wiedzieć o datach, które go niezbyt interesują, więc dowiaduje się w tym samym dniu. Jeśli chodzi o ilość miejsc, to nie stanowi żadnego problemu. W głównym budynku jest naprawdę dużo sal, poza tym to tylko spotkanie rodzin reprezentujących ptactwo.

Słysząc, że jedynie część magów będzie na tym spotkaniu, Lejra rozmyślała, jak wiele różnych rodzin musiało istnieć. Na jej twarzy pojawił się grymas na samą myśl, że starzec czytał jej korespondencję, a na dodatek nigdy nie wspomniał o takich spotkaniach. Z drugiej strony zadziwiało ją, że osoba restrykcyjna jak on, może być tak niekonsekwentna w wypełnianiu obowiązków narzuconych z góry.

— Spokojnie, wiem, że to dla ciebie coś nowego, ale dasz sobie radę. — Zaczęła ją pocieszać.

— Eno, czy oni aby na pewno wiedzą, że nie jestem magiem?

— Oczywiście. Pan Sagon powiedział o tym podczas rozprawy w sądzie magów, więc znaczna część o tym wie.

— ,,Tak jak myślałam. Dziadek nie chce na razie angażować mnie w sprawy magów i stroni od pokazywania się ze mną publicznie. Oni z kolei stworzyli idealną sytuację, aby nie miał nic do gadania i był zmuszony do wysłania mnie na spotkanie'' — pomyślała.

— Nie martw się. Większość z nich zaakceptowała twoją odmienność, gdy usłyszeli o nauce zaklęć. Stwierdzili, że mimo wszystko starasz się, jak tylko potrafisz i trzeba iść z duchem czasu.

— Zapomniałam zapytać o najważniejszą sprawę. Ile czasu zostało mi na przygotowanie? Rozumiem, że mam trochę czasu w zapasie?

— Pod wieczór musisz znaleźć się na miejscu. Jako środek transportu użyjesz naszego teleportu.

— Świetnie. — Gdy upewniła się, że nie musi od razu iść, odetchnęła z ulgą. — Zatem kolejne pytanie... Czy dziadek jest jeszcze w domu? Chcę z nim poważnie porozmawiać.

— Niestety już wyruszył w podróż. Zostało tak mało czasu! — Zmieniła temat. — Jak ty sobie tam poradzisz? Nie ma mowy, abym zdążyła ci wyłożyć najważniejsze aspekty samego spotkania. — Zaczęła panikować. — Postaram się wytłumaczyć choć odrobinę. Każdy mag ma prawo zabrania trzech osób ze służby, aby czuć się bezpieczniej. Mało kto wykorzystuje w pełni to prawo. Zazwyczaj zabierają jednego sługę. Analizując możliwości i wiedzę tutejszej służby, najlepszym wyborem na twojego towarzysza jest Zanmin.

— Ten skoczek? — Zdała sobie sprawę, że powiedziała to na głos.

— Co ty powiedziałaś? — Zdziwiła się, słysząc wypowiedziane znamienne dwa słowa.

Przejęta dziewczyna spotkaniem magów, na chwilę zapomniała o tajemnicy pionków. Szybko błądziła w myślach, aby znaleźć dobrą wymówkę.

— Czemu milczysz? — Zrozumiała, że nastolatka wiedziała o tej posiadłości nieco więcej niż powinna.

Lejra otworzyła usta, aby cokolwiek wykrztusić z siebie, ale się powstrzymała. Dźwięk dzwoneczka rozbrzmiewał dookoła niej i nie zauważyła, kiedy przybyły mężczyzna pojawił się przy Enie. Kobieta nie miała okazji niczego zrobić i straciła przytomność zaraz po tym, gdy napastnik dotknął jej głowy. Zanmin złapał bezwładne ciało służki i spojrzał na sprawczynie całego zajścia.

— Mało brakowało. — Westchnął.

— Jak to mało brakowało?! Co ty jej zrobiłeś?! — zapytała zszokowana.

— Ena tylko śpi, więc przestań panikować. Swoją drogą powinnaś trzymać bardziej język za zębami.

— W ogóle skąd tu się pojawiłeś?! Nie słyszałam wcześniej dzwoneczka, więc jak słyszałeś naszą rozmowę?!

— Kto wie... Trzeba uważać na ściany w tym domu, czasami nie są zbyt szczelne. — Zachichotał. — No cóż, nic tu po mnie. Myślę, że oboje nie chcemy kłopotów. Jeśli przyłapie nas ktoś razem, może być nieprzyjemnie. Znajdź sobie innego towarzysza na spotkanie, a ja zajmę się sprawą Eny. — uśmiechnął się niezbyt przyjemnie.

Wziął ciało kobiety na ramiona i zanim cokolwiek Lejra wykrztusiła z siebie, zniknął jej z oczu. Dziedziczka czuła z jednej strony ulgę, że Zanmin przyszedł w porę, natomiast z drugiej tkwiła w martwym punkcie. Nie znała nikogo w tym domu na tyle życzliwego, aby mógł jej wszystko wytłumaczyć. Nurtowało ją czy takowe spotkania odbywały się kilka dni czy tylko ten jedyny dzień.

Zamyślona całą sprawą, poszła do jadalni na śniadanie. Gdy tylko służący z jedzeniem pojawili się w drzwiach, zrodziło się w niej pytanie, czy zabrać ich ze sobą. Poza dziwnym zachowaniem dziewczyna rozmawiała z nimi niewiele, a dłuższe wypowiedzi w ich wykonaniu, wyglądały, jakby sprawiały im ból. Nie sądziła, że dostanie od nich jakąkolwiek odpowiedź na zadane pytanie. Odprowadziła ich wzrokiem do drzwi, a oni jedynie nisko się ukłonili i w milczeniu opuścili pomieszczenie. Nastolatka nałożyła na talerz trochę tradycyjnej sałatki i zaczęła się nią delektować. Gdy tylko poczuła pragnienie, wzięła dzbanek i nalała trochę herbaty. Pijąc, rozmyślała, co dalej poczynić. Przypominając sobie, że Kepisa zajmowała się obowiązkami w posiadłości pod nieobecność pana domu, żałowała, że nie zadała pytania wcześniejszym sługom. Nie znała miejsca, w którym mieli swój kantorek. Wiedziała, że jedynymi osobami, które jej pozostały byli ogrodnicy. Smucił ją fakt, że sama nie potrafiła wytwarzać portali, najlepiej udałaby się sama na to spotkanie.

Spokojnym krokiem zmierzała ku schodom. Patrzyła na jeden z pokoi, który był strzeżony przez pionki i chęć posiadania sekretów rodzinnych jeszcze bardziej nasiliła się w niej. Stawiając nogę za nogą, znalazła się w końcu przy wyjściu z zamku. Czarne pionki otworzyły jej drzwi, a dziewczyna wyszła poza budynek. Przeszła przez labirynt krzewów i znalazła się w ogrodzie. Sama nie mogła uwierzyć w to, co miała zamiar zrobić. Nie miała najmniejszej ochoty uganiać się za nimi, a tym bardziej tracić przez nich energii, dlatego udała się bezpośrednio do altany, w której pobliżu często ich widywała. Jej oczy skupiły się na różnokolorowych kwiatach, które kołysały się pod wpływem delikatnego wiatru. Mieniły się przez padające na nie słońce. Nie minęło piętnaście minut, gdy jeden z bliźniaków pojawił się przed nią, tak jak oczekiwała.

— Witam moją najdroższą Lejrę. — Zaśmiał się pod nosem.

— Możesz się nabijać, ile chcesz, ale mnie to nie rusza. Jestem tutaj z konkretnego powodu. Chcę, aby jeden z was towarzyszył mi na spotkaniu magów, więc skończ się wydurniać i zawołaj Ezo, żeby zaczął się przygotowywać.

— Idziesz na spotkanie magów? — zapytał zdziwiony. — Czemu mistrz Sagon cię wyznaczył? — Nie usłyszał żadnej odpowiedzi. — Gdzie on ma oczy. — Zaśmiał się, ale zaraz potem spoważniał. — Dlaczego właściwie chcesz Ezo, a nie mnie?

— Nie twój interes, zawołaj go.

— Tylko widzisz, jest jeden mały problem. Biorąc jednego z nas, drugiego otrzymujesz w pakiecie. Więc jak będzie? Nadążyłaś za tym, co... — Chrząknął. — To znaczy chciałem powiedzieć, czy podjęłaś decyzję Lejro?

— Hmm, a to ciekawe. Jeśli oboje pójdziecie, nie będzie nikogo, kto by zajmował się ogrodem, zatem moja odpowiedź jest wciąż taka sama. Ja bym mogła przymknąć na to oko, ale ciekawa jestem reakcji dziadka, jak zorientuje się, że jego ukochane kwiaty zwiędną. — Starała się postawić na swoim.

— Doceniam twoją troskę o kwiaty. Możemy ustawić system nawadniający, a do południa powinniśmy wyrobić się z najcięższymi sprawami i poprosić kogoś innego, aby je dopatrzył przez te trzy dni. Zrobimy wszystko, w końcu nie możemy ignorować prośby naszej ukochanej. Jeśli już wszystko ustaliliśmy, będziemy pod twoimi drzwiami o osiemnastej. W końcu powinnaś mieć dużą obstawę — powiedział drwiącym głosem.

Dziewczyna wzdrygała się na myśl, że będą jej towarzyszyć oboje, ale nie mając innego wyboru, zgodziła się. Zadowolony blondyn poszedł do brata oznajmić o ich wspólnych planach. W międzyczasie nastolatka wyszła z ogrodu i udała się w stronę biblioteki. Chciała rozluźnić się przy czytaniu książek, ale myślami ciągle błądziła na temat spotkania. Zniechęcona wróciła do pokoju. Przed drzwiami zobaczyła ładną torbę na kółkach. Nie widząc żadnej adnotacji do niej, nie była w stanie stwierdzić, kto ją przyniósł. Nie mniej jednak wzięła ją do środka i zaczęła się pakować. Nie sądziła, że takie spotkanie może potrwać aż trzy dni, dlatego zastanawiała się, co dokładnie spakować. Przypomniał jej się dzień, w którym musiała spakować swoje rzeczy i po raz pierwszy wejść do posiadłości jako dziedziczka. Czuła nieznaczną tęsknotę za domem, jednak ogromne uczucie, którym niegdyś obdarowywała swoich rodziców, właściwie wygasły. Pół roku w rezydencji dało jej brutalnie do zrozumienia, że bardziej cenili dobrą opinię i pozycję w rodzinie niż dobro własnych córek. Jej myśli skupiły się na sytuacji z Zanminem. Zastanawiała się, co właściwie zamierzał zrobić z Eną po tym zajściu. Wyobrażała sobie, że zastosuje wobec niej hipnozę, dzięki której utraci część swoich wspomnień. Jeszcze chwilę pokrzątała się po pokoju i zamknęła torbę.

Do południa starała się znaleźć Zanmina. Chciała osobiście od niego dowiedzieć się o stanie swojej opiekunki, a także zaciągnąć parę informacji odnośnie do wyjazdu. Niestety wszelkie próby zakończyły się klęską. Odczuwając głód, poszła do jadalni. Gdy tylko weszła, poczuła wspaniałe aromaty potraw. Wszystko wyglądało, jakby dopiero zostało wyłożone na stół. Lejra podeszła do stołu, usiadła i nałożyła sobie pierogi z kapustką, na które od jakiegoś czasu miała ochotę. Po napełnieniu swojego brzucha postanowiła chwycić się ostatniego koła ratunkowego, jakim była Kepisa. Podeszła pod drzwi, gdzie zawsze zarządzała wszystkimi sprawami pod nieobecność Sagona. Zastukała do drzwi, a głos kobiety nakazał jej wejść do środka.

— Czy to coś ważnego? Obecnie jestem dość zajęta. — Spojrzała jak zwykle chłodnym wzrokiem, jednocześnie trzymając kartkę i długopis.

— Chcę, abyś opowiedziała mi, jak powinnam zachować się na spotkaniu i o czym właściwie tam się debatuje — powiedziała bezpośrednio, co jej leżało na sercu.

— Więc o to chodzi? Nie zawracaj mi głowy takimi bzdurami, zapytaj się Eny. A teraz do widzenia. — Jedną ręką zaczęła dalej pisać na kartce, natomiast drugą wystawiła przed siebie.

Lejra nie wiedziała, co zamierza zrobić, mimo to nadal stała w miejscu, nie czując strachu. Zadała jej ponownie pytanie, a ta poruszała ustami i cicho mówiła do siebie. Następnie spojrzała na nieproszonego gościa, na którego zaczął oddziaływać dość silny wiatr. Widząc efekt swojego zaklęcia, poświęciła się całkowicie swojemu zajęciu, a wiatr zaczął delikatnie wycofywać nastolatkę poza pokój. Umiejętne operowanie magią sprawiło, że żaden przedmiot w jej gabinecie nie został naruszony ani o centymetr. Bezsilna Lejra została wyproszona z pokoju urzędowania Kepisy. Gdy zaklęcie przestało na nią oddziaływać, chciała ponownie do niej wrócić, ale ujrzała przenikliwe oczy prawej ręki Sagona. Widziała, jak zaciskała powoli piąstkę, co odpowiadało stopniowemu zamykaniu się drzwi. Odpuściła sobie i poszła do swojego pokoju. Z niecierpliwością odliczała godziny do wyjścia. Gdy uznała, że już najwyższy czas, przebrała się i chwyciła swoją broń. Następnie wyszła z pokoju, gdzie Ezo i Azo już na nią czekali.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania