Poprzednie częściNiepoprawny książę I

Niepoprawny książę XI

Logan.

Jesiennym wieczorem siedział przy stole w salonie. Wzrok miał umieszczony w monitor laptopa, choć wcale mu nie przyglądał się. Nie drgnął nawet, na zamykające się drzwi.

- Logan, musimy porozmawiać - powiedziała ponuro Emily, choć ten, nawet nie poruszył się. Był pogrążony we wspomnieniach - Logan! - krzyknęła, a ten dopiero oderwał się i popatrzył na nią.

- Co? - chrząknął.

- Weź się w garść, Logan - zaczęła dość surowo.

- Łatwo ci powiedzieć, ty nie masz problemów, nikt nie włazi ci w dupę, nie masz...

- Przestań, Logan, na miłość boską! - przerwała mu - Przestań użalać się nad sobą i weź się w końcu w garść, nim będzie za późno! - rozkazała. Na pewno była tą młodszą siostrą?. Przełknął ślinę

- Za późno? - dopytał poważniejąc.

- Usiłuje ci to powiedzieć od trzech minut - przewróciła oczami - On chcę ją wywieźć - w końcu powiedziała.

- Wywieźć ?!. Gdzie?! - zawołał.

- Na koniec miesiąca, na koniec świata - potarła swoje czoło, choć nie wiadomo było, czy akurat zaswędziało, czy chciała po prostu odgonić czarne myśli - na Florydę.

- Nie może ją zmusić?! - uniósł głos rozruszony przy tym podnosząc sie z sofy.

- A czemu nie?. Sophie mi opowiadała do czego ją zmuszał, co kazał jej zrobić, inaczej krzywdził ją, więc czemu miałby jej nie zmuszać?.

- Boże, Sophie - westchnął boleśnie, opadając na siedzisko.

- Zrób coś Logan, za nim ją na prawdę stracisz - poleciła. Do salonu dumnie wkroczyła ich matka.

- Kłócicie się, czy mi się zdaje?. - zapytała marszcząc swoje brwi - Wolałabym nie - skrzyżowała ręce na piersiach jakby sama odpowiedziała. Jej dorosłe dzieci popatrzyły sie na nią.

- Zajmijcie się Liamem, nie długo wrócę - oznajmił.

- Gdzie ty wybierasz się, Logan?!.- krzyknęła.

- Do Nialla - odpowiedział ubierając się. Zwycięski uśmiech siostry umknął kątem oka i ruszył do drzwi.

- Do Fletchera?. - zawołała w szoku - Po co?!. - próbowała dowiedzieć się ich rodzicielka

- Później opowiem. Nie mam czasu - odrzekł, zakładając buty. Otworzył drzwi, a w nich stała wyższego wzrostu kobieta, jak dla modelki przystało. Zielone przyjazne oczy wpatrywały się w niego zdezorientowane.

- Phoebe?. - wykrztusił zaskoczony.

- Wpadłam na krótki urlop!. - krzyknęła. Uśmiechnął się.

- Super, pomożesz z Liamem, ale muszę iść- pocałował ją w policzek i wyskoczył migiem , nie zwracając uwagi na wołanie matki, młoda kobieta w drzwiach zdążyła tylko krzyknąć jego imię ze zmieszania.

Gdy pragnął być, jak najszybciej w miejscu, jego matka knuła kolejny plan. Wpatrywała się z zainteresowaniem w matkę swojego wnuka.

- Phoebe - zwróciła się do niej.

- Słucham, pani Jeniffer?. - popatrzyła sie na nią, gdy miała na swoich kolanach syna, zabawiając go.

- Mów Jeniffer - poprosiła serdecznie - Powiedz, czy znaczy coś dla ciebie mój syn? - zapytała.

- Ohh.. Niee… To znaczy bardzo go lubię, jest świetnym przyjacielem, ale nigdy nas coś poważnego nie łączyło - odpowiedziała całkiem szczerze, na co można było usłyszeć ciche westchnienie i zawód.

- Nie pragniesz ustatkować się?. - zapytała.

- Na razie chciałam skorzystać z modelingu - odparła - Póki jestem młoda - dodała widząc, jak jej przygląda się nie rozumiejąc.

- Modeling przeminie - zaczęła z degustowanym głosem.

- To prawda... Ale wtedy...

- Powinniście stworzyć piękną parę - przerwała z zachwytem.

- Ale on zakochany w...

- Nawet nie kończ!. - poprosiła surowym tonem, na co wzdrygnęła się Pheobe.

- A jeżeli bym załatwiła ci casting, na przykład do Vouga?. - zapytała.

- W zamian za co, Jeniffer?. - zmarszczyła brwi.

- Żeby dać do myślenia dla Sophie, że Logan jest z tobą szczęśliwy, żeby dała mu spokój - wyjaśniła uśmiechając się.

- Z tego co wiem Sophie jego nie nachodzi - nie dostrzegała problemu, który widziała ta kobieta. Uśmiechnęła sie lekko.

- Więc nie chcesz castingu, nie chcesz Logana, a Liama chcesz?. - zapytała ostatecznie, na co dziewczyna przełknęła ze strachu ślinę - Chcesz Liama?. - powtórzyła groźnie. Dziewczyna skinęła głową - No więc, będziecie przepiękna rodziną taką jak powinna być - uśmiechnęła się zwycięsko..

- Dlaczego?. - tym razem uniosła głowę.

- Bo nie jesteś Hetfield - odpowiedziała stukając delikatnie kieliszkiem z trunkiem o jej kieliszek, a następnie popiły subtelnie, jak damy.

***

Tęsknota za nią była tak silna, że go to przerażało. Miał wrażenie, że wciąż pozostał ślad po niej na poduszce, a może to było tylko złudzenie. Jeszcze kiedyś spał rozwalony na całym łóżku, a teraz nie potrafił położyć się na jej połówce, w którą smutno wpatrywał się. Cole Cervantes był niebezpiecznym człowiekiem, próbował nie raz z nią jeszcze porozmawiać, ale kryła się najwidoczniej w domu, nawet okna zasłoniła, co go tylko jeszcze bardziej zmartwiło. Nie potrafił bez niej spać, nie potrafił bez niej pić kawy, nie potrafił bez niej normalnie funkcjonować. Wiedział, że zranił jej kruche serce tymi słowami, które zawierały w sobie oset. Nie mógł pozwolić na zabranie syna. Alice Hetfield również do wszystkiego była zdolna, nie chciał walczyć z nią, jeśli chodziło o Liama ponieważ mogłaby znów wygrać. Pragnął w końcu zwierzyć się i zrobił to dla najlepszego kumpla. Nie potrafił już dłużej tego tłumić w sobie. Z przerażeniem na twarzy Niall Fletcher wysłuchiwał go.

- Ja, pieprzę - burknął, na co ludzie dookoła spojrzeli, na nich, co ich skrepowało, więc skulili sie.

- Co mam robić, Niall?. - zapytał łapiąc się za głowę.

- Jak to co?. Idźcie na policje i to koniecznie!. - polecił wstrząśnięty.

- To może źle skończyć się dla Sophie. Nie widziałeś jej, Niall, on ją... On poturbował jej delikatne ciało - Otarł ręką łzy, których nie umiał powstrzymać. Żenujące, dorosły facet beczy przed kumplem. Blondyn przełknął ślinę i poklepał go po dłoni.

- Coś musicie zrobić. Może Evelyn do niej wyślę?. - zaproponował szukając rozwiązania. W tym czasie Jeffey właśnie odpalił papierosa.

- Mnie nie posłuchała się, ani Emily, myślisz, że będzie chciała Evelyn słuchać?. - dopytał się, nie wierząc w ten pomysł.

- Ale... Może wtedy nie będzie czuła się z tym sama?. Ona musi wiedzieć, że ma dużo wsparcia - wyjaśnił.

- Może i masz racje... Ale nie wiem czy to coś da. Ona boi się go - mówił.

- Pogadaj z jej matką - po krótkim namyśle Niall znów zaproponował.

- Jestem ostatnią osobą, którą tamta kobieta, by chciała widzieć - chrząknął gasząc papierosa.

- Uświadom jej, że jej córka jest w niebezpieczeństwie nim będzie za późno - nacisnął. To było najlepsze wyjście, tylko, że teraz, Alice Hetfield nie było w mieście. Wrócił późnym wieczorem, zachodząc do swojego pokoju napotkał niecodzienny widok. Znana mu dziewczyna leżała wraz z kieliszkiem na łóżku jego.

- Phoebe?- zapytał zdezorientowany.

- Ah, twoja mama mówiła, żebym tu położyła się - odpowiedziała z uroczym uśmiechem.

- Aha... No okay, to ja pójdę do gościnnego - odpowiedział, kiwając głową.

- Zaczekaj - porywając się na nogi. Podskoczyła do niego - Co tu dzieje się, Logan?. - zapytała zmartwiona.

- Piekło - wykrztusił z łkającym głosem. Popatrzyła na niego czule i przytuliła do siebie. Wtulił się w jej ciało i zaczął cicho szlochać. Znali sie dobrze, tej kobiecie zawdzięcza również bardzo wiele. Poznali sie przypadkiem w barze, od razu zaczęło miedzy nimi iskrzyć. Dogadywali się czasem bez słów. Załatwiła mu prace w Portland, wspierała, pomagała, oraz wtedy była niezastąpiona w łóżku, jednak był ktoś teraz lepszy od niej, był przekonany. Rozkleił się przed nią, ale wiedział, że akurat przed nią może. Usiedli na łóżku, gdzie kołysała go na uspokojenie.

Opowiadał jej wszystko w skrócie z przejęciem słuchała go. Przełknęła ślinę i przeklęła siebie za to, że dała się w to wciągnąć.

- Tak mi przykro, Logan - szepnęła na koniec opowieści, która nie jednego, by poruszyła.

Nie zauważył, jak zasnęli, wciąż przytuleni do siebie. Dopiero zaczął zastanawiać się, co tu tak na prawdę robi Phoebe?. Phoebe Cullen nie pasowała w tym łóżku, nikt po za Sophie.. Wstał ostrożnie i udał się do łazienki. Bolała go okropnie głowa przez nadmiar wrażeń. Po odświeżającym prysznicu musiał pokonać kolejny dzień bez niej. Kilka razy bacznie obserwował dom sąsiadów, by sprawdzić, czy przypadkiem nie wychodzi, czy nie sprawdza poczty. Jednak, na jej podwórku panowała pustka, przełknął ślinę na samą myśl wspominając, choćby i jej psa radośnie biegającego. Cole Cervantes był niebezpiecznym człowiekiem potwierdził to jeszcze raz w swoich myślach.

30. Sophie;

Żyła pięknymi wspomnieniami, które jej pozostały. Przyglądała się w lustrze, wyglądała nareszcie w normie, na ciele może jakieś mniejsze ślady przemocy, by znalazły się, ale już jej nie obchodziły.

- Gotowa?. - zapytał, wchodzący mężczyzna.

- Nie musisz ze mną jechać, Cole - burknęła psikając sie perfumami, podszedł do niej, jak złodziej i objął ją w pasie. Jego dotyk ją parzył, dusił, tak nie powinno być. Pod wpływem dotyku Logana rozpływała się, jak mleczna czekolada pod wpływem ciepła, to było miłe uczucie. Nie odpowiadała mu na żadne gesty, ale nie mogła też protestować. Choć brzydziła się musiała to stłumić w sobie.

- Ale chcę - odparł, całując ją w skroń. Warknęła sama do siebie chwyciła za torebkę i wyszła. Jechał z nią do hotelu, już widziała, jak będzie pracować. Zero wychodzenia z biura, w sumie na Logana i tak nie miała siły, by patrzeć, ale nawet nie porozmawia z Marcelem, nie wyciągnie jej na fajkę, by mógł ją po rozśmieszać. Westchnęła patrząc w okno. Wysiedli i od razu ruszyła do wejścia. Na recepcji siedziała Sara Livaine, uśmiechnęła sie na jej widok.

- Cześć, co z tobą się działo?. Logan mówił, że byłaś chora?! - pytała zmartwiona, jednak spoważniała widząc, jak właśnie dołącza do niej Cole Cervantes - dzień dobry, panie Cervantes.

- Tak, byłam trochę chora - uśmiechnęła się smutno.

- Każdy już tu stęsknił się za tobą - pocieszyła ją, podając jej pocztę

- Ja za wami też - odrzekła przeglądając koperty, czuła na sobie wzrok, który również zakradał się korespondencje.

- Sara, jest Logan Jeffey, w pracy?. - wtrącił się im w rozmowę wysoki mężczyzna, Sophie podniosła głowę i przełknęła ślinę. Spojrzała na koleżankę i pokręciła głową sekretnie, na co zauważyła recepcjonistka.

- Ooh.. Nie, nie dawno wyszedł. Już dziś nie wróci - odpowiedziała z uśmiechem.

- Aahh, no to dobrze - mruknął - spojrzał na swój drogi zegarek, a potem na swoją narzeczona - Muszę coś załatwić.... W takim razie mogę cię tu zostawić, o której cię odebrać? .- zapytał.

- O trzeciej wystarczy - odrzekła.

- Bądź pod wejściem - poprosił dość grzecznie.

- Mhm - odetchnęła z ulgą i ruszyła do odejścia. Jednak mocne pociągniecie za rękę jej uniemożliwiło.

- Pożegnaj się, jak należy - poprosił. Skinęła głową, czując zażenowanie, że to koleżanka musi oglądać. Musnęła delikatnie go w usta.

- Za mało - mruknął, po czym sam wysilił się, wpijając się w jej usta. Jej brakowało już tchu, na co oderwała sie od niego.

- Teraz starczy, na te kilka godzin - uśmiechnął się zadowolony i puścił ją zdyszaną. Odwrócił się i odszedł.

- Sophie... - usłyszała drugą dziewczynę.

- Nic nie mów - załkała, unosząc dłoń, by ją uciszyć jednocześnie przymykając przy tym oczy z bólem. Nawet zapomniała o kawach, zawsze każdemu przynosiła. Ruszyła od razu do swojego biura. Zastanawiała się czy za mijającymi drzwiami on tam siedzi, jednak przyspieszyła kroku, jakby miała przeczucie, że zaraz wyjdzie i ją przyłapie. Schowała się w swoim gabinecie i przysiadła do biurka. Zatopiła twarz w dłoń i odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby czegoś szukała. Po jakim czasie dopiero mogła skupić sie na pracy. Odpaliła laptopa sprawdziła wszelkie meile, sprawdziła ile rezerwacji było podczas jej nieobecności. Nawet dostrzegła faktury za wynajem sali restauracyjnej na chrzciny. Uśmiechnęła się na wspomnienie przyjaciółki, której pomysł już ruszył i to ze świetnym rezultatem. Zadzwonił telefon, który odebrała.

- Sophie… Phoebe Cullen do ciebie - usłyszała. Zmarszczyła swoje brwi ze zdziwienia.

- Na pewno?. Nie do Logana?. - upewniła się.

- Nie - usłyszała pewny głos.

- Okey, niech wejdzie - westchnęła. Mogła jednak dziś jeszcze nie wychodzić z domu. Co ją dzisiaj czeka?. W prawdzie nie to, że nie lubiła Phoebe, bo nie odczuła w niej żadnego zagrożenia. Tym bardziej, gdy przyjechała któregoś razu wyraźnie pokazując, że ona i Logan są po prostu przyjaciółmi, zarazem rodzicami. Po chwili drzwi zapukały, a jej serce nie wiadomo czemu przyspieszyło swoje obroty. No i do jej biura weszła, super modelka z wdzięcznym krokiem podeszła do jej biurka uśmiechnięta.

- Witaj, Sophie - odezwała sie. Jej wcale nie było nawet do... Uśmiechu.

- Phoebe - skinęła głową, na gest przywitania - co cię do mnie sprowadza? - zapytała z obawą..

- O wiele lepiej wyglądasz na tym stanowisku niż pokojówki - powiedziała życzliwie. Miała na sobie dziś spódnice dłuższa, lekko rozkloszowana za kolana białą w kolorowe kwiaty, oraz białą bluzkę z długim rękawem z opuszczonymi rękawami z ramion. Rzeczywiście, sama wolała siebie w tym wydaniu, jednak nie pozwoli teraz zbić sie z tropu, po co tu ona przyszła?.

- Dziękuję - zmusiła się do uśmiechu - Coś chciałaś Phoebe?. Mam dużo pracy?. - ponaglała ją.

- Tak... - pokiwała głową - Chodzi o Logana i Liama chciałabym cię uprzedzić, że zamierzamy stworzyć rodzinę - powiedziała całkiem poważnie. Miała wrażenie, że jej serce zaczęło krwawic, czuła ostrą końcówkę noża, które wbiło się w nie, a następnie rozprysło się na drobne kawałeczki.

- Dlaczego mi to mówisz?. - wykrztusiła ledwo mówiąc. Obraz super modelki robił się coraz bardziej rozmazany przez zbierające się do oczu łez, starała się być silną. Na prawdę próbowała być dzielna i nie rozpłakać się przez tą kobietą. Zacisnęła swoje ręce w pięści.

- Bo słyszałam o waszym romansie i chciałabym po prostu tylko ci uświadomić, jak dobra koleżanka. Jesteśmy z Loganem, wczoraj nawet kochaliśmy się - uśmiechnęła się rozmarzona, a ją to kawałek po kawałku zabijało. Z trudem, nawet próbowała nie zamrugać, by przypadkiem nie wypuścić z ani jednej łzy - Mówił, że w końcu pozbył się ciebie i to z takim zachwytem - uśmiechnęła się zwycięsko, chyba zauważyła, jak drzy jej ciało od emocji. Naśmiewał się z niej?. Była tylko przygodą, gdy tej dziewczyny nie było?.

- Logan, dlaczego?. - pomyślała bliska płaczu - Rozumiem - wydusiła słabo. Wzięła głęboki wdech, po czym wypuściła. Wyprostowała się i otrząsnęła, jak ze snu na jawie - Nie masz czego obawiać się - powiedziała już mocniejszym głosem.

- Miałam taka nadzieje, że to powiesz - odrzekła radośnie.

- A teraz pozwolisz, że wrócę do pracy?. - poprosiła grzecznie.

- Naturalnie, to wszystko, co chciałam powiedzieć - powiedziała wstając - Miło było cię zobaczyć, Sophie - odwróciła się jeszcze przy wyjściu - Trzymaj sie - powiedziała ciepłym głosem. Blondwłosa wyszła z kompletnie inną mimiką pozostawiając właścicielkę hotelu całkowicie rozbitą.

- Ahh, Logan - zaszlochała nad biurkiem łapiąc się za głowę bezradnie. Czego on jeszcze chciał od niej?. Przecież już ją zranił, raz mu nie wystarczyło?. Otarła swoją twarz, poprawiła nieco makijaż i wyszła z pokoju. Ruszyła korytarzem i stanęła przed jego drzwiami. Przysięgła sobie, że właśnie teraz, po raz ostatni rozmówi się, a on pożałuje za to wszystko. Wzięła głęboki wdech i walnęła w drzwi z otwartej dłoni, po czym wpadła w furii do biura.

31. Logan:

Drgnął na wpadniecie huraganu. Przed nim stała ona, rozgorączkowana, wciąż pięknie wyglądająca. Włosy w luźny, niedbały kok, ta spódnica dodawała jej subtelności, bluzka klasy. Nawet nie wiedział, że jest w pracy. Czy ona nie wiedziała, jak go rani w tym momencie takim wyglądem ?. Tak pięknie wyglądając, pobudzała wszystkie jego zmysły. Jego krocze już zaczynało, na jej widok współpracować, za co przeklinał je w tym momencie.

- Sophie - wykrztusił, wstając.

- Czego ode mnie jeszcze chcesz?!. - krzyknęła.

- Co? - przełknął silne. Była zła na niego, podszedł do niej bliżej, na co drgnęła przestraszona.

- Dlaczego to robisz Logan?!. Czemu chcesz mnie tak ranić?!. Co ja tobie zrobiłam?!. Raz nie wystarczyło ci zabić mnie?!. - krzyczała na niego rozpaczliwie, a on pragnął po prostu skryć ją w swoich ramionach, jednak nie dawała się wciąż wyrywając, albo odtrącając go - Czego jeszcze chcesz?. Hotelu?. Proszę bardzo, weź go ?!. SoLo też?!. Bierz!. Nie chcę ich!!! - a on nie nadążał za nią. Pokręcił głową nie rozumiejąc.

- Nie chcę tego, Sophie!. - krzyknął na nią na co uspokoiła się, ą następnie odsunęła po same drzwi. Nie chciał jej przestraszyć. Przetarł swoją twarz dłońmi i zbliżył sie jeszcze bardziej.

- Więc, czego?!. - zapiszczała łamiącym się głosem - Nie wystarczy ci jeszcze?. - dodała.

- Daj mi wszystko wyjaśnić - złożył ręce do, jak do modlitwy.

- Ale ja, nie chcę wyjaśnień!. - zaprotestowała. Popatrzył się na jej usta, a następnie oblizał swoje wargi, co dostrzegła, więc wymierzyła mu wściekłe spojrzenie.

- Nie patrz się, tak na mnie - zagroziła palcem - Nie waż się, tak na mnie patrzeć!. - krzyknęła, a on nie ustępował ilustrując ją jeszcze raz całą. Cholera.... To było silniejsze od niego, w dodatku ta silna tęsknota za nią. Podobno seks jest najlepszy na zgodę - Nie po tym, jak twoje usta jeszcze wczoraj pieściły inną!. - wykrzyczała oskarżając go rozgniewana. Raptownie przyparł ją do drzwi.

- Od prawie roku moje usta nie dotykały nikogo, po za tobą, do cholery!. - przemówił do niej głośno i wyraźnie, a ona rozszerzyła oczy. Oddech jej przyspieszył, a on bez uprzedzenia wbił się w jej wargi. Jęknęła boleśnie, po czym założyła ręce na jego ramionach. To było potężniejsze od nich samych i było tak dobre i przyjemne. Pogłębił pocałunek, przy czym przekręcił klucz, który znajdywał się w zamku. Pragnął ją rozpaczliwie, całował łapczywie, jakby zaraz przeczuwał, że to skończy się. Nie mógł się nasycić. Oplótł ją wokół wąskiej talii, przyciskając bardziej do siebie, utęskniony za jej ciałem. Pogładził jej lędźwie, na co przestała drżeć od emocji. Czy w niej krew też tak wrzała, jak w nim?. Przeszli krótkim spacerem nie odrywając się od siebie na maleńką sofę. Posadziła go, po czym weszła desperacko na niego okrakiem uświadamiając mu, że to ona jest panią jego serca, oraz życia i nie myliła się. Całował ją po szyi, stłumiła jęk przyciskając swoje usta w jego włosy. Rozpinała w pośpiechu mu koszule nie mogąc doczekać się, by w końcu poczuć jego ciało. Nie wiedział, jak to robi, ale przy niej czuł się, jakby nigdy jeszcze nie kochał się. Pełny ekscytacji i fascynacji. Pieścił pocałunkami ją po ramionach, na co mu pozwalała odchylając głowę delikatnie w bok, po dekolcie spragniony był jej zapachu, jej skóry, jej gęsiej skórki. Dobierała się żarliwie do jego spodni, gdzie już dawno pulsowało. Niecierpliwił się do momentu, kiedy zakończy ona jego męki. Chwycił ją za pośladki, na co przez chwile spięła się, ugniatał jeden po drugim na zmianę, następnie rozluźniła się wzdychając z przyjemności. Podwinął jej spódnice i pomógł jej w pozbyciu się bielizny Wiedziała dokładnie co ma zrobić, wiedziała czego on pragnie, choć nic nie podpowiadał. W końcu doczekał się wchodził z nią do ich raju. Jęknęła słodko do jego ucha, co wymorzyło jego podniecenie jeszcze bardziej. Byli w swoim świecie złączeni w jedność. Nie puszczał jej na milimetr, w obawie nad utratą jej. Pieścił jej uda i biodra, jej odgłosy stawały się regularne. Była perfekcyjna pod każdym względem. Nie chciał tego kończyć, ale wiedział, że jest bliski szczytowania. Modlił się do Boga, by tego nie przerywał.

- Sophie - szepnął zachwycony do ucha dziewczyny, która płynnie i pięknie poruszała się na nim. Zarumieniona i rozczochrana, wciąż idealna. Przytuloną twarzą do jej twarzy rozpoznał, że i ona również już jest bliska. Trzymając ją za biodra dociskał ją do siebie, a jej krótkie dźwięki rozkoszy stawały się głośniejsze. Tracił rozum będąc z nią. Znów złączył ich ustami, a po chwili owładnęła ich fala ostatecznej przyjemności. Zdyszani, spoceni i spełnieni, wciąż wtuleni policzkami do siebie siedzieli bez ruchu odczuwając pozytywne strumień dreszczy. Spojrzał głęboko w jej piękne oczy zauważał w nich miłość, szczęście, lekkie zawstydzenie, na co te ostatnie jego zawsze rozchmurzało. Odgarnął jej włosy z twarzy i pogładził delikatnie po policzku. Nie miała pojęcia, jak mu było dobrze trzymając ją w swoich ramionach, po takim czasie.

- Sophie - zaczął i skończył na jej imieniu, ponieważ zamknęła mu usta, przykładając dłoń.

- Nic nie mów - poprosiła drżącym głosem - Nie niszcz tego - pokręciła głową z bólem. Patrzył na nią zdezorientowany, a ona z żalem na niego

- Nie wiem już, o co ci chodzi. Nie powinno mnie tu być, nie powinnam z tobą rozmawiać, a co mówić o tym, co zrobiliśmy, więc wyjdę zaraz, a ty tu zostaniesz i nie pójdziesz za mną, okay? - sprawdziła go, czy dobrze zrozumiał. Od razu zaprzeczył, na co westchnęła. - Nie pójdziesz za mną Logan, on zaraz będzie na mnie czekał - zagroziła surowym tonem, na co rozszerzył oczy - Jeśli choć na chwile było ci dobrze ze mną i czułeś coś innego niż nienawiść... Ze wzgląd na to, nie pójdziesz - kazała łamiącym głosem. W końcu kiwnął głową na zgodę, choć w głębi duszy wcale nie chciał. Już nigdy więcej z nią rozstawać się. Zabrała rękę i pocałowała go jeszcze raz czule. Wstała odnajdując szybko swoją dolną bieliznę, którą ekspresowo założyła. Zapiał w tym czasie rozporek i chwycił ją za rękę, na co spojrzała na niego chłodniejszym wzrokiem.

- Muszę iść - nalegała, prostując się. Czy nie widziała jego łez?. Czy nie widziała, że desperacko jej potrzebował?.

- Wyjeżdżam Logan, dla naszego bezpieczeństwa - przerwała wpatrując sie w niego z uwagą. Pogładziła go po policzku, ocierając jedną łzę. Pokręcił głową przecząco, przecież nie puści jej nigdzie. - Na prawdę już cię nie rozumiem - uśmiechnęła się smutno - Też byłeś najlepszym co mnie spotkało w życiu - dodała, a następnie odwróciła się na piecie i ruszyła do drzwi. Po otwarciu, bez wahania opuściła, to miejsce, Zostawiając go zupełnie samego wraz z jego uczuciami i myślami. Zraniła go teraz, teraz wiedział, jak ona czuła się wtedy, choć nie... On ją gorzej potraktował. Był dla niej, wtedy okropny. Co tu się działo?. Czemu wparowała taka zła na niego?. Miała powód za tamto, ale tak nagle?.

Przez ten cały czas żyła w niebezpieczeństwie, a on sądził, że upajała się luksusem i szczęściem. W całym swoim życiu tak nie bał się, jak o nią teraz. Burlington należy do niej i powinna tu zostać.

Sophie:

Do tej pory trzęsła się. W windzie zdążyła się poprawić, przez szklane drzwi już dostrzegła znajomy samochód. Wzięła głęboki wdech i ruszyła do niego.

- Jest, moja kobieta ! - zawołał zadowolony, na co wywróciła obojętnie oczami wsiadając. Jedynie miała nadzieję, że on nie wyczuje idealnego zapachu Logana, którym miała wrazenie, że jest teraz przesiąknięta - Jak w pracy? - nachylił się by pocałować.

- Dobrze - mruknęła, musnęła delikatnie go w policzek. Jemu, jednak nie wystarczyło, więc silą ją przyciągnął do siebie za tył głowy i wbił się w jej wargi. Przeklinała go w myślach, ile razy marzyła, by ten człowiek po prostu przestał istnieć.

W końcu oderwał sie od niej, na co mogli zaczerpnąć powietrza, odwracając głowę zauważyła przy drzwiach Logana Jeffeya, który wyglądał na zdenerwowanego, po chwili odjechali.

- Nie musisz mnie non stop zawozić i odbierać, Cole - mruknęła, będąc już w domu.

- Widocznie muszę ze względu na twoje ostatnie występki - odpowiedział bez zastanowienia, a ona ciężko westchnęła.

- Idę wziąć prysznic - powiedziała wchodząc na schody.

- Widziałaś się z nim dzisiaj?. - zapytał. Uniosła brwi ze zdziwieniem, podejrzewał coś ją?.

- Nie. Przecież go nie było - odpowiedziała całkiem szczerze.

- Dobrze - chrząknął i odszedł do kuchni. Podreptała na górę i weszła do łazienki zamykając się na klucz. Oparła się plecami czując ogromny ból w sercu. Złapała się za głowę z myślą, co właśnie zrobiła nie dawno. Przecież on ją zranił, czemu tak z łatwością mu oddała się. Kochała go, była pewna, ale nie powinna oddawać mu się, gdy on, tylko miał ochotę. O co tu chodziło?. Przecież mówił, że chodziło mu jedynie o zemstę, a Phoebe?... Dlaczego znów ją pocałował?. Dlaczego znów zaniósł ją do ich krainy szczęśliwości?. Po jej jasnych policzkach popłynęły smutne i piekące łzy. To wszystko wywierało w niej ogromne rozsadzające cierpienie, bardziej niż, jakiekolwiek sporadyczne siniaki, które jeszcze wchłaniały się jako ostatnie.

Następne dni wyglądały dokładnie tak samo. Starała się unikać Logana w pracy, jak tylko mogła, nie raz zamykała specjalnie swoje biuro na klucz udając, że jej tam nie ma. Wracając z lunchu, który spędziła z Emily, ich spotkanie było już nie uniknione. Stal przy recepcji akurat, gdy miała wrócić do swojego biura.

- Sophie!. - zawołał. cofnęła się odwracając do ucieczki - Sophie - powtórzył doganiając ją.

- Słucham?. - zapytała ponuro.

- Możemy porozmawiać?. - zapytał. Uśmiechnęła się krzywo i pokręciła głową.

- Nie, Logan... Lepiej będzie, jak nie będziemy rozmawiać, chyba, że o interesach - powiedziała stanowczo i z chłodem w głosie.

- Ale...

- Logan, to co ostatnio wydarzyło się nie może więcej się powtórzyć, ani dziś, ani nigdy - przerwała mu.

- Sophie... Ja muszę po prostu ci coś wyjaśnić - walczył zawzięcie o swoje. Westchnęła głęboko.

- Nie musisz - kolejny raz mu przerywa. Czemu była taka uparta?. - Logan, zraniłeś mnie. Rozumiem, że nienawidzisz moją rodzine, ale ja... Ja raczej na to nie zasłużyłam - chlipnęła.

- Sophie tylko, że...

- Widocznie chęć zemsty była silniejsza od ciebie prawda?. - prychnęła złośliwie - Udało ci się uwierz mi, że bardziej mnie zraniłeś niż Cole - dokończyła odchodząc, te słowa na prawdę wywarły na nim ogromne wrażenie, że zaniemówił, ale tylko na chwilę.

- Sophie, poczekaj!. - znów złapał ją za rękę, którą od razu zabrała.

- Logan, nie mogę z tobą rozmawiać! - krzyknęła na niego, na co recepcjonistka spojrzała na nich podejrzanie. Przetarła swoją twarz, jakby chciała zmyć z niej ból, zakryła dłonią swoje usta, próbując stłumić cichy szloch, po czym odsłoniła.

- Sophie, twoja mama...

- Tak, moja mama zraniła cię, nie zasłużyłeś na to wszystko, ale ja nie zasłużyłam na twoje traktowanie - mówiła to z bólem na twarzy, jednocześnie tak zdystansowana - Miłego świętowania z Phoebe, udało ci się - uśmiechnęła się smutno i wsiadła do windy. Spojrzał na nią zdezorientowany.

- Ale, jak to z Phoebe?.

- Kontaktuj się ze mną, tylko w celach służbowych - powiedziała zmienionym głosem. Winda zamykała się, tak, jak jemu właśnie świat.

- Sophie, ale jak to z Phoebe? - zapytał sam siebie patrząc się w zamknięte srebrne drzwi windy.

32.Logan:

Czy ją tak łatwo odpuści?. Wrócił bardzo zmęczony i cieszył się ogromnie, że już jego syn spał. Tęsknił za nią, wciąż czuł jej obecność w swoim pokoju, gdy siedział na dywanie przy łóżku pogrążony w żalu i rozpaczy. Sądził, że nigdy nie zapłacze, a teraz nie umiał pohamować tych kilka łez, które szybko otarł.

- Sophie - wyszeptał, a jego głowa opadła na łóżko. Wpatrywał się w sufit z grymasem - Wróć - zabłagał, łkając.

Po paru chwilach, jego wyparowany umysł śnił o kobiecie, którą kochał.

***

- Tato - usłyszał i czuł się potrząsany za ramię. otworzył oczy i popatrzył na swojego syna. Beztroskie i niewinne oczęta przyglądały mu się.

- Spałeś w ten sposób?. - zapytał zdziwiony. Właśnie w tym momencie żałował, że w tej pozycji spał, a w dodatku młodzieniec zastał go w takim stanie.

- Obawiam się, że tak - wykrztusił z bólem. Kark go bolał niesamowicie. Skrzywił się z grymasem na twarzy.

- Teraz cię boli - zauważył pięciolatek.

- Trochę - odparł wykonując sobie automasaż na tyle ile mógł.

- Jesteś smutny prawda?.- zapytał.

- Nie, młody. Dlaczego?. - zmusił się od uśmiechu. Nie chciał go przygnębiać sprawami dorosłych, a na pewno nie chciał opowiadać, o Sophie i co z nią dzieje się.

- Pokłóciliście się z Sophie?. - zapytał.

- Dlaczego tak uważasz?. - zmarszczył brwi zaskoczony.

- Ponieważ nie przychodzi do nas. Sądziłem, że już zostanie u nas na zawsze - spuścił wzrok zmartwiony. Mężczyzna westchnął ciężko.

- Niestety, to jest zbyt skomplikowane, Liam - złapał go za ramię.

- To czemu nie zawalczysz o nią, tak, jak Romeo o Julię?. - dopytywał przysiadając do swojego ojca. Uniósł lekko kąciki ust do góry.

- Ponieważ ja... Chyba za bardzo ją zraniłem - przyznał się czując gulę w gardle.

- Więc, dlaczego?...

- Ponieważ jestem debilem - dokończył za niego wiedząc, o co chce go zapytać malec. Dlaczego ją zranił?. Bo posłuchał się tamtej kobiety, która wywarła na nim ogromną presje. Posłużyła się jego synem, którego w życiu, by nie zranił. Musiał jego wybrać, teraz dostrzegł, że mógł wybrać oboje i byli, by wciąż razem.

- Moim zdaniem Sophie ma dobre serce i wybaczy ci - powiedział lekką zadumą w głosie.

- Chciałbym - skinął głową.

- Więc, postaraj się bardziej, tato - poklepał go po ramieniu, wstając.

- Dzięki, młody - mruknął, wpatrzony w jasne panele.

- I chodź... Bo spóźnię się do szkoły - poprosił.

- Jasne - uśmiechnął się słabo i podniósł się z wielkim trudem, czując obolałą szyję. Podszedł do szafy. Wziął świeże ubrania i ruszył do łazienki. Młody chłopiec miał racje, mógł o nią walczyć, jeśli ona ,by tego chciała. Wjeżdżał windą na ich piętro. Od razu ruszył do jej biura. Ku jemu zdziwieniu bez problemu wszedł..

- Sophie... -zaczął i przerwał widząc, że nie jest sama. Na sofie wraz z laptopem siedział Cole Cervantes. Szlak!... On tu potrzebny - pomyślał. Złość w nim rosła, ale jej mina mówiła wszystko. Lepiej, żeby niczego głupiego nie robił. Mógł ją narazić.

- Oo... Jest słynny Logan!. - zawołał zadowolony podnosząc się.

- Cole, jak mniemam... - mruknął, wciąż wpatrując się w Sophie, która siedziała zza biurkiem zmieszana. Założyła włosy, które miała rozpuszczone za uszy i nawet nie wiedziała, jak uroczo teraz wygląda. Oblizał usta i próbował panować nad swoim gniewem.

- Właśnie widziałem wasze efekty pracy, muszę przyznać jestem pod wrażeniem - powiedział wyciągając do niego dłoń. Serio?. Potrafi ścisnąć rękę ze swoim rywalem o kobietę życia, z tym, że niestety on teraz jest nad nim. Nie zamierzał wykonać tego żałosnego gestu, na co jego rozmówca cofnął swoją dłoń z tajemniczym uśmieszkiem.

- Miałem szczęście co do partnerki - odrzekł z pochmurną miną.

- Taaak... Sophie opowiadała jak jej pomagałeś - odszedł do stoliczka - Muszę przyznać, że nie sądziłem, że tak szybko odbijesz się od dna - ciągnął chwytając za szklanki, w które polał brunatnego napoju, zwanego piekącym Burbonem, jeden z nich podał dyrektorowi tego hotelu

- To, dzięki Sophie - odparł znów naturalnie, nie przyjmując drinka od niego.

- No tak... Mimo to włożyłeś w jej plan pieniądze, jesteśmy wdzięczni - powiedział, popijając alkoholu. Zacisnął pięści, co ona chyba zauważyła i pokręciła głową przecząco błagającym wzrokiem.

- Logan, chciałeś coś ważnego? - wtrąciła się.

- W zasadzie... Tylko, czy dostałaś te raporty - próbował znaleźć wymówkę widząc jej strach w oczach.

- Tak, dostałam - odrzekła, na co usłyszeli wybuch żałosnego śmiechu.

- Raporty, serio?. Myślałem, że jesteś bardziej kreatywny, skoro taki biznes plan zrealizowałeś z Sophie - zaczął mówić zjadliwie. W końcu Cole pokazywał swoją prawdziwą twarz - Przyszedłeś tylko po te raporty?!. - zaśmiał się głupkowato łapiąc za brzuch - Czy po prostu popatrzeć na nią?. Bo widzisz ja też lubię na nią patrzeć - podszedł bliżej.

- O co ci chodzi? - chrząknął, ledwo wytrzymując napięcie.

- Jest taka skupiona i poważna przy biurku prawda? - uśmiechnął się cwaniacko, a po chwili zerknął na Sophie, która przełknęła ślinę wyczuwając najwyraźniej kłopoty, aż powstała z krzesła.

- Cole, daj spokój, Logan, jeśli to wszystko proszę wróć do swoich obowiązków - mówiła drżącym głosem, mimo to założyła ręce na piersiach, by wyglądać na bardziej stanowczą i zdecydowaną. Kiwnął głową ze zrozumieniem.

- Ale jesteście teraz profesjonalni, też tacy byliście, gdy pieprzyliście się za moimi plecami? - parsknął. Nie wytrzymał. Wybuchł jak Etna we Włoszech. Nie miał siły, by zastanowić się przed tym, gdy właśnie wymierzył silny cios, który spowodował, że odleciał na sofę. Skrył rozciętą wargę dłonią i spojrzał na zakrwawiony nadgarstek, a następnie na niego groźnie. Wszystko zadziało się zbyt szybko, miał ochotę dołożyć, pragnął zemścić się za Sophie. Zawiść nabrzmiewała w nim z chwili, na chwilę.

- Cole! - krzyknęła podbiegająca - Logan!. - próbowała zainterweniować wstrząśnięta Sophie. Gdy szedł prosto na swojego sprzymierzeńca stanęła właśnie mu na drodze.

- Logan, proszę wystarczy, idź już - zwróciła się do niego, błagając.

- Wytłumacz mi, Logan, co ona w tobie zobaczyła skoro jesteś zwykłym śmieciem?!. - krzyknął ruszając na niego.

- Przestańcie, na litość boską!.- wrzasnęła stając miedzy nimi całkowicie bezradna.

- Mówi ten, kto podnosi rękę na kobietę?!. - huknął na niego rozgoryczony.

- Logan!. - upomniała go.

- Lepiej zapomnij, o niej radzę ci!. - wywalczał.

- Proszę!. - krzyknęła na nich. Odepchnęła z całej siły Jeffeya, aż pod drzwi - Daj spokój, proszę - załkała.

- Nie zostawaj z nim - popatrzył na nią wciąż rozłoszczony.

- Muszę - mruknęła po cichu, co go zmartwiło - Idź już.

- Nie pogrążaj jej bardziej, Logan - usłyszał triumfalny głos. Serce mu biło z niesamowitą prędkością, znów go prowokował, ale też nie na próżno. Faktycznie mógł pomyśleć o tym wcześniej. Co, jeśli coś jej zrobi z powodu jego?.

- Sophie - popatrzył na nią, czując panikę.

- Logan - popatrzyła na drzwi dając jasno mu do myślenia, odwrócił się i z trudem ruszył do drzwi. Spojrzał na nią jeszcze raz, a ona bez wahania zamknęła drzwi. Był wściekły, dał się ponieść emocjom, ale inaczej nie umiał pohamować się po za tym on zasługiwał na, o wiele gorsze potraktowanie. Tylko, co teraz stanie się z Sophie?.

Sophie.

Chodziła smętnie po miejskim hipermarkecie kiwając głowa przytakująco, lub przecząco, na to co pokazywał z półek Cole. Miał opuchniętą wargę zmartwiło ją wyczyn Logana, co będzie, jeśli Cole będzie na nim chciał zemścić się?. Dlaczego bała się, o niego bardziej niż o siebie, po tym wszystkim?. Rozdzwoniła się jej komórka zerknęła ukrytkiem w ekran. Dzwonił Logan. Spojrzała na swojego narzeczonego, który sięgał po coś do lodówek. Szybkim tempem schowała sie w następnej alejce i odebrała z drżącym głosem.

- Logan, nie powinieneś dzwonić - szepnęła przełykając ślinę. Dobrze było słyszeć jego głos, ale teraz, to była nie odpowiednia chwila.

- Sophie, ja ci wszystko wyjaśnię tylko pozwól...

- Nie, Logan, już za późno - chrząknęła, wpatrując się ślepo w pudelka kolorowe od płatków śniadaniowych.

- Pozwól mi cię kochać - załkał do telefonu, na co otworzyła szerzej oczy zaskoczona słysząc jej własne słowa.

- Nie mogę Logan... Ja wyjeżdżam w krótce - powiedziała, co rusz oglądając się.

- Nie pozwolę - odparł stanowczo. Wiedziała, że musi się streszczać z tą konwersacją

- Pewnie zostawię ci to wszystko - powiedziała co rusz oglądając się - Do widzenia - dodała.

- Sophie, uwolnię cię od niego!. - zawołał.

- Raczej to nie możliwe - zmrużyła oczy z pewna zadumą - Nie możemy... Daj mi już spokój - poprosiła pociągając nosem. Rozłączając sie od razu. Sprytnie usunęła go z ostatnich polaczeń, by nic nie dostrzegł mężczyzna, z którym teraz tu przebywała. Długo nie czekała, aż usłyszała jego zirytowany głos.

- Sophie!. - podbiegł do niej - Czemu tak znikasz?.

- Chciałam płatki - wybroniła się, starając przybrać naturalny głos.

- Ohh... Które?. - zapytał rozczulony. Wskazała na pierwsze lepsze z wyższej półki, na co od razu sięgnął i podał dla niej. Rzuciła do wózka, mając z zamiarem odejścia.

- Z kim gadałaś?. - zapytał marszcząc brwi, najwidoczniej zauważył, że wciąż trzymała telefon w ręku. Spojrzała na swój smartfon, a potem znów na niego.

- Z nikim - pokręciła głową - Chciałam zadzwonić do mamy - dodała, wyjaśniając.

- Mhm - mruknął ze zrozumieniem, choć sam sięgnął po jej telefon i tak, jak przeczuwała, zajrzał w jej ostatnie połączenia. Odetchnęła z ulgą ciesząc się, że udało się jej jakoś wybrnąć z tej sytuacji.

Logan:

Wiedział już co ma zrobić. Odebrał syna ze szkoły i wrócił do domu. To było jedyne wyjście.

- Emily!. - zawołał, która po chwili pojawiła się na schodach - Zajmiesz się Liamem, proszę ?

- Tak, co się stało?. Gdzie jedziesz?. - zapytała zmieszana, przygarniając do siebie wesołego siostrzeńca.

- Do Montrealu - odparł, cofając się do drzwi

- Do Kanady?!. - pisnęła w szoku - Po co?.

- Później opowiem, muszę się śpieszyć - powiedział na odchodne i zniknął z pola widzenia dla brunetki.

Jechał z wielką prędkością. Odetchnął z ulgą, że nie było już takiego ruchu. Na wieczór zdążył być na miejscu. Od razu odnalazł wybrany hotel i wszedł do niego udając się od razu na recepcje, wciąż mając nadzieję.

- Dzień dobry - mruknął z grzecznością, zza lady wyjrzała drobna Azjatka z uśmiechem.

- W czym mogę pomóc?. - zapytała.

- Jest może Pani Hetfield? .

- Tak, jest - skinęła głową. Podniosła słuchawkę i wykręciła jeden numerek.

- Przyszedł do pani... - spojrzała w tym momencie na mężczyznę pytająco o imię.

- Logan Jeffey - pomógł jej, a ona od razu powtórzyła. Spojrzała marszcząc brwi jeszcze raz na niego.

- Przykro mi, ale nie mogę pana wpuścić - powiedziała nieśmiało.

- Proszę... Który to pokój?. - zapytał bezsilnie. Spodziewał sie tego, ale musiał walczyć do ostatniej chwili.

- Na prawdę, nie mogę - próbowała być grzeczna.

- Błagam cię... - spojrzał na etykietkę, którą miała na służbowym uniformie - Proszę, Shelly, pomóż mi - załkał, czując coraz gorszą gorycz. Nie może pozwolić na wyjazd Sophie. Jak on sobie poradzi bez niej?. Chciała zostawić tu go, z tym wszystkim?. Oddać to, co tworzyła przez ostatnie lata?. Nie chciał tak.

- Numer dwadzieścia siedem - wykrztusiła - Pierwsze piętro, na prawo - dodała trochę odważniej.

- Bardzo dziękuję ci - skinął głową i podleciał do windy. Podbiegł do drzwi wskazanych przez dziewczynę, czując wielki stres. Zapukał, a potem wszedł za usłyszanym zgodnym głosem. Kobieta dostojnie ubrana wychyliła się zza biurka od razu wymierzając wrogie spojrzenie.

- Mówiłam, że nie przyjmę cię!. - od razu fuknęła.

- Proszę - zaczął. Serce mu kotłowało się, otworzyła oczy szerzej zaskoczona - Błagam... Zajmę tylko chwilę, chodzi o Sophie - wyjaśnił starając się, jak najszybciej, gdy widział, że sięga po telefon pewnie ściągający ochronę. Popatrzyła na niego z wahaniem i odłożyła słuchawkę.

- Masz pięć minut - poleciła mu władczo.

- Niech Sophie nie wychodzi za Cola - w końcu to wypowiedział, na co usłyszał drwiący śmiech kobiety.

- Niby czemu?.

- Ponieważ on ją zabije - wyjaśnił zdenerwowany.

- Cole, zabije Sophie?. Nie bądź śmieszny. Prędzej, jak już, to ty do tego masz skłonności - wycedziła przez zęby. Opadł na kolana z braku sił i popatrzył na nią ze łzami w oczach, patrzyła na niego z wyższością, a jednocześnie zdumiona jego postawą. Nie miał ochoty, ani sił z nią walczyć i od dziś przestaje.

- Zniszczyła mi pani, wiele lat życia... Ale niech nie niszczy, pani, życia Sophie, on ją w końcu zakatuje na śmierć - próbował ją przekonać, ale chyba bez skutku. Przełknęła ogromną gulę w gardle. Przecież córka jej, by o tym powiedziała. Odwróciła wzrok gdzieś w bok, potem znów spojrzała na niego znów lodowatym spojrzeniem.

- Dlaczego mam ci wierzyć?. - burknęła.

- Ponieważ, jeśli pani, nie chce stracić również córki, zrobi pani wszystko, by ją uratować. To szaleniec, chce ją wywieść....

- Cole nic nie zrobi wbrew Sophie - była taka pewna siebie. Na prawdę znała tylko jedne oblicze tamtego mężczyzny.

- Proszę... Zrobię wszystko - złożył ręce, jak do pacierza wciąż klęcząc. Powstała.

- Wszystko?. - upewniła się, opierając się o biurko plecami.

- Co tylko pani zechce - mówił zdesperowany.

- Zostawisz ją?. - zapytała. Wodziła po nim szyderczym wzrokiem. Zawsze lubiła władze i z nią była jej do twarzy. Przeklinał siebie za to, co teraz powie, ale nie miał wyjścia...

***CDN***

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Multivariate_Ego 10.05.2019
    Z ciekawości weszłam jeszcze na ostatni dodany rozdział, żeby mieć porównanie. Zmieniło się niewiele.
    Czego nie wspomniałam wcześniej, bo mi umknęło (zapomniałam, nooo) – źle zapisujesz dialogi. Ogarnij, w jakich przypadkach stosuje się dużą literę, gdzie małą, dlaczego czasem wstawiamy kropkę. Tak ogólnie. To samo po jakimś czasie wchodzi w nawyk.

    Twoja wersja:
    "- weź się w garść Logan - zaczęła dość surowo.
    - łatwo ci powiedzieć, ty nie masz problemów, nikt nie włazi ci w dupę, nie masz...
    - przestań Logan na miłość Boską! - przerwała mu - przestań użalać się nad sobą i weź się w końcu w garść nim będzie za późno! - rozkazała. Na pewno była tą młodszą siostrą?. Przełknął ślinę"

    Wersja poprawiona:
    "— Weź się w garść, Logan — zaczęła dość surowo.
    — Łatwo ci powiedzieć, ty nie masz problemów; nikt nie włazi ci w dupę. Nie masz...
    — Przestań, Logan, na miłość Boską! — przerwała mu. — Przestań użalać się nad sobą i weź się w końcu w garść, nim będzie za późno! — rozkazała.
    Na pewno była tą młodszą siostrą?
    Przełknął ślinę."

    Zwróć uwagę na to, jak zapisać zwrot do kogoś.
  • An Caroline 10.05.2019
    Przepraszam dopiero zauważyłam jakikolwiek komentarz. Wezmę pod uwagę Twoje rady i bardzo dziękuję. Poprzednich raczej nie da poprawić się, ale przy następnych postaram się choć były dobre. Dziękuję i pozdrawiam. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania