Poprzednie częściNiepoprawny książę I

Niepoprawny książę XIV

37. Sophie.

Myśl, że Cole Cervantes, gdzieś jest nie dawała jej spokoju, ale w końcu chciała wyjść z domu. Pragnęła wrócić do pracy, jak zwykle z czterema kawami weszła do hotelu. Przywitała się z jej ulubiona recepcjonistka i nie sądziła, że tak za nią tęskniła.

- Sophie Hetfield, znów w swoim żywiole - przywitała ją promiennie Sara. ...

- Kawa dla ciebie - podała.

- Jak zwykle najlepsza - przyznała.

- A ja, jak zwykle wiem - puściła do niej oczko i poszła dalej. Jej ulubiona rutyna. Właśnie minęła się z Marcelem, któremu wręczyła plastikowy kubek.

- O dwunastej z tyłu hotelu?. - zapytał rozbawiony starszy mężczyzna.

- Koniecznie - machnęła radośnie ręką i wsiadła do windy. Wysiadła na drugim piętrze i przywitała się z Marisol ciepło.

- Schudłaś kochana - przyjrzała się uważnie kobieta.

- Postaram się nadrobić - zapewniła wsiadając z powrotem do windy.

- Mam nadzieję! - zagroziła jej palcem, na co zaśmiała się słodko. Wysiadając rozległ się dzwonek telefonu. Wahała się, czy odebrać widząc, że to jej mama dzwoni, ale końcu nacisnęła zieloną słuchawkę.

- Sophie?!. Sophie, gdzie jesteś?. - usłyszała. Pokręciła głową z niedowierzeniem

- Jaa... Jak to gdzie?. W pracy - odparła naturalnie otwierając swoje biuro. Weszła do środka i rzuciła torebkę na małą sofę.

- Wracaj do domu natychmiast! - padł rozkaz, na co zarechotała.

- No chyba żarty sobie robisz?. Raczej jestem już pełno...- w tym momencie odwróciła się i dostrzegła za sobą ciekawą postać. Obcy mężczyzna, na którego widok przełknęła ślinę. Trzymał w ręce czarny pistolet, wycelowany w nią.

- Pełnoletnia - dokończyła.

- Sophie?!. Co tam dzieje się?!. Coś ci grozi?!. - słyszała jak krzyczała do słuchawki, ale zdawało się, że przez niepokój słyszy ją mniej.

- Właśnie widzę - odpowiedziała, poważniejąc wyprostowana. Mężczyzna przyłożył palca do swoich ust - Zdaję mi się, że muszę kończyć - dopowiedziała i rozłączyła. Wzięła głęboki wdech i próbowała zachować trzeźwy umysł. Przyjrzała się obcej osobie od głowy po stóp.

- A tobie co zrobiłam, że też mnie tak nienawidzisz i chcesz mnie zabić?. - odezwała się i wcale ku jej zdziwieniu glos jej nie drżał. Skąd brała tyle sił?. Powinna uciekać, gdzie pieprz rośnie, albo drzeć się desperacko w niebogłosy. Mężczyzna uśmiechnął się zaskoczony.

- Nie zabiję, jeśli Logan spełni moje warunki - odrzekł chłodnym głosem nie opuszczając ręki.

- Logan?. - uśmiechnęła się z lekkim grymasem - Obawiam się, że wyświadczysz mu i mi przysługę zabijając mnie - zaśmiała się lekko - On mnie nienawidzi - pokręciła głową przecząco, krocząc do niewielkiego stolika.

- Jego wyraz twarzy mówił co innego - podążał za nią niczym boa, na swoją ofiarę.

- Pewnie kłamał - wzruszyła ramionami, chwytając za karafkę i wlała barwnego trunku do szklanki - Pozwolisz? - Stresowała się, a gdy stresowała potrzebowała coś robić, w tym momencie potrzebowała alkoholu, nie wiedziała, jak teraz potrafiła zmrozić sobie krew w żyłach i tak po prostu konwersować z potencjalnym zabójcą. Po prostu to robiła. Przyjrzała mu się ponownie, nie znała go i nie widziała go nigdy - Chcesz?. - zapytała wskazując na whisky, po czym wlała do szklanki i wyciągnęła rękę do niego. Jednak on nie zamierzał odebrać od niej tego gestu, więc postawiła na stoliku.

Czuła na sobie wzrok - Zakładam, że trochę tu posiedzimy, więc przynajmniej napij się - zachęciła popijając swój napój.

- Ile zażyczyłeś sobie?. - wybełkotała. Musiało chodzić o pieniądze. O co innego?.

- Dwa miliony - odparł.

- Ohh...Obawiam się, że takiej sumy nie będzie miał, moja matka również - mówiła to, co myślała na głos - Co on ci zrobił?.

- zapytała oparła się plecami o biurko.

- Logan nie umie dotrzymywać obietnicy - odparł gorzko - Zdradził mnie kiedy był potrzebny jeszcze bardziej

- Ohh… To tak, jak mnie - uniosła szklankę, jakby przybijała mu piątkę i popiła znowu - Ręka zdrętwieje ci - zauważyła, że wciąż celuje w nią, na co w końcu jakiś cudem opuścił rękę z bronią - Uwierz mi nie jesteś jedyną osobą czyhającą na moje życie - uśmiechnęła się złośliwie

- Bo?. - zaintrygował się podejrzanie.

- Nie ważne - pokręciła głową.

- Boo? - dopytał się znów unosząc broń.

- Bo mój eks mnie zabójczo kocha - odpowiedziała wzdychając siadając na małą sofę - Po tym, jak sprał mnie na kwaśne jabłko widocznie mu za mało - uśmiechnęła się lekko, na co mężczyzna o surowej urodzie przełknął ślinę, jeszcze raz ilustrując ją, jakby coś analizował w niej. Podszedł do stolika i chwycił uzupełnioną szklankę. Wypił zawartość i usiadł obok niej.

- Ile czasu dałeś?. - zapytała odważnie.

- Do szóstej wieczorem- odpowiedział zdecydowanie.

- Kupa czasu - parsknęła zerkając na zegarek. Wskazówka wskazywała dwunastą - Skąd znacie się?. - zapytała kończąc pić.

- Byliśmy razem w poprawczaku. On wyszedł wcześniej, miał mnie wyciągnąć - przeklną w tym momencie po cichu - Jednak nie wrócił - dokończył zirytowany.

- Aha - mruknęła - Więc znów chcesz pójść za kratki?. - zapytała, na co mężczyzna nacisnął na spust i popatrzył na nią groźnym wzrokiem - Mam tobie propozycję - zaskoczyła go, choć i nawet siebie.

- Co taka panienka, jak ty może mi proponować?. - warknął.

- Nie złożę na ciebie doniesienia, w zamian zostawisz w spokoju Logana, w dodatku zatrudnię cię tu u nas, albo w nowym hotelu - powiedziała. Prychnął śmiechem po czym wstał. Nalał bursztynowej cieczy do dwóch szklanek i usiadł

ponownie. Nie tego spodziewała się, nie to planowała. Ten szalony pomysł spontanicznie wkradł się do jej głowy.

- Niby, czemu miałbym to zrobić, a co lepsze niby czemu miałabyś mnie zatrudniać?. - wypytał.

- Ponieważ wątpię, że chcesz wracać za kraty, Logan musi mieć jakieś wytłumaczenie na swoje usprawiedliwienie, a czemu bym zatrudniła?. Coś czuję, że dogadalibyśmy - puściła oczko. Nie poznawała samej siebie - Jestem właścicielką tego hotelu, wraz z Loganem otwieramy wkrótce nowy - mówiła całkiem poważna i czuła, jakby zawierała kolejną umowę na nowy biznes.

- Wiem - przerwał - Odniósł sukces, po tym, jak ja chroniłem jego dupę dosłownie i przenośnie - dodał zbulwersowany.

- W czym byłeś dobry?. - zapytała - Jeszcze przed tym?. - zastanawiała się do czego go użyć. Nie wiedziała, czy dobrze robi, przecież kompletnie go nie znała, ale nie widziała teraz innego wyjścia.

- Gotowałem - odparł pogrążony myślami.

- Kucharz?. - rozszerzyła oczy w szoku. Nie tego spodziewała się, prędzej sztuki walk.

- To nie istotne - pokręcił głową przecząco i podniósł się z kanapy.

- Istotne, jeśli masz zamiar tu pracować - skrzyżowała ręce na piersiach.

- Skąd ta pewność?.- wymierzył znów w nią czarny pistolet.

- Znając moją matkę wezwała wszelkie służby miejskie. Budynek pewnie już jest otoczony przez policje. Wydaje mi się, że nie masz lepszego rozwiązania - odparła wypijając do dna zawartość szklanki. Może była zbyt odważna?. - Mogę wysłać cię na kurs. Mogę ci pomóc, doszkolił byś się w tej dziedzinie. Byś był szefem kuchni w drugim hotelu, sądzę, że to jest godna posada?. - popatrzyła się na niego pytająco. Szach mat, może i wygrała?.

- Czemu?. - zapytał kompletnie zbity z tropu, na co wzruszyła ramionami.

- Ponieważ chcę jeszcze zobaczyć Logana - odpowiedziała nieśmiało - I mam zbyt dobre serce - dodała poważniejąc. Mężczyzna popadł w zadumę, ponownie usiadł - To jak wchodzisz w to?. - nalegała z propozycją, a on bardziej denerwował się. Widziała w nim dobrego człowieka, który widocznie kiedyś zbłądził na złą drogę. Ciekawiła się za co siedział, ale to najwidoczniej wyjdzie w praniu. Czuła teraz nad nim przewagę, mimo to ona nie miała żadnej broni.

39. Logan.

Był na miejscu lada chwila, budynek był już okrążony. Dwóch osiłków w mundurach uniemożliwiło mu wejście na co zwyzywał ich.

- Kurwa!. - warknął - Tam jest dziewczyna!. - wskazał na drzwi, w dodatku jego. W sumie nie jego, ale lubił, wciąż tak myśleć.

- Robimy, co możemy - jeden z nich oznajmił - Proszę uspokoić się!. - dodał widząc, jaki jest roztrzęsiony i zbulwersowany.

- Sam uspokój się!. - wrzasnął po czym kopnął srebrny wąski śmietnik, w którym wystawały zgaszone papierosy. Zerknął na zegarek dochodziła pierwsza popołudniu.

- Panie dyrektorze?!. - podbiegła do niej recepcjonistka poruszona całym tym wydarzeniem - Co się dzieje?!. Mówią coś o okupie!?. W środku jest Sophie - mówiła roztrzęsiona.

- Wiem!. - burknął drapiąc się po głowie. Popatrzył na nią i na dwóch mężczyzn, którzy nie odchodzili od swojej pozycji.

- Zrób coś - powiedział, a Sara przełknęła ślinę wyczuwając niepokój. Wpadł na żałosny pomysł, ale tylko to przychodziło mu do głowy. Tam na górze była Sophie, która pewnie bała się okropnie. Nie zamierzał czekać. Schylił się nad nią i mówił coś na ucho. Rozszerzyła oczy w szoku, po czym kiwnęła głową za zgodę. Po chwili podeszła do funkcjonariuszy, którzy stali przy drzwiach. Wkrótce i samochód Alice Hetfield pojawił się na parkingu. Widząc, że pomału wychodzi mu jego plan, on przymierzał się do ataku. Młoda kobieta zagadywała właśnie obcych facetów. Może nawet i flirtowała, ponieważ ściskała figlarnie z ramiona jednego z nich, a im najwidoczniej podobało się, iż przyjmowali to z uśmiechem.

- Pieprzeni ochraniarze - burknął pod nosem - Robią, co mogą - dodał pełny irytacji. Po czym szybkim tempem, gdy byli rozkojarzeni rozmową z recepcjonistką, on wbiegł do środka ignorując ich krzyki. Nie czekał na windę najszybciej, jak potrafił wbiegał po schodach. Zdyszany, zdecydowanym kopnięciem wyważył drzwi. Dostrzegł ich siedzących na kanapie, ona z wyciągniętą do niego dłonią, a on właśnie ścisnął ją.

- Zostaw ją!. - huknął od razu rzucając się w jego kierunku. Na jego drodze raptownie znalazła się ona. Patrzył na nią, jak wyryty.

- Wszystko uzgodnione - powiedziała nieco go uspokajając. On cholernie bał się, o nią, a ona tak po prostu stanęła w obronie tamtego?. I tak zwyczajnie coś z nim uzgodniła?. Czy wiedziała z kim w ogóle rozmawia?. Doskonale znał Camerona, widział, co potrafił zrobić drugiemu człowiekowi, to cud w ogóle, że za kumplowali się. Był teraz całkowicie zdezorientowany i zmieszany - Idę na dół uspokoić matkę, a wy porozmawiajcie - zaleciła ruszając się z miejsca. Wzięła swój płaszcz i torebkę. Dostrzegł również cwaniacki uśmiech znajomego, na co przeklną w myślach. Odwróciła się przed wyjściem i popatrzyła na nich chłodnym wzrokiem - Tylko grzecznie, chłopcy. Chce mieć swoje biuro w całej okazałości - zagroziła i wyszła.

- Coś ty zrobił?!. - rzucił się na niego chwytając za jego kołnierz - Ona nie jest, byle jaką?!...

- Radzę ci opanować się - chrząknął, po czym Jeffey poczuł metalowa rurę na brzuchu. Zerknął na niego i zauważył czarną broń. Puścił go gwałtownie i odsunął się prostując - Zawarłem umowę z twoją dziewczyną - powiedział uśmiechnięty - Konkretna kobieta, nie cacka się - mruknął.

- Czego chcesz?. - warknął.

- Choćby i przeprosin Logan?!. - huknął na niego porywając się na nogi - przynajmniej na to zasługuję!.

Logan Jeffey przełknął ślinę, nie sądził, że Cameron Burton to wszystko mu odpuści. Co, Sophie Hetfield, zrobiła, że zmienił tak szybko zdanie?.

- Wyszedłem stamtąd, ale nie mogłem opuszczać na metr Portland - zaczął mówić - Zabronili mi zbliżać się do tamtego miejsca. Czy chciałem wrócić do ciebie?. Pewnie. Czemu nie zrobiłem tego?. Bo był we mnie jeszcze egoista. Teraz, gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym cokolwiek, by ci tam pomóc nie patrząc na prawnika mojej matki. Jestem winny ci przeprosiny i przepraszam - powiedział opierając się pośladkami o biurko Sophie wzdychając ciężko. Przetarł sobie twarz, czując, jak nerwy go opuszczały. Drugi z nich podszedł do niego i stanął obok w ten sam sposób.

- Sądziłem, że zapomniałeś o mnie - wyznał uspokojony - Złożyłeś obietnice, jeszcze ścisnąłeś dłoń tuż przed wyjściem, a potem nigdy nie pojawiłeś się - przełknął ślinę - Nie miałem już nikogo, rodziny sam wiesz - spojrzał na niego, a on kiwnął głową

- Zapomniałem o tamtym miejscu, musiałem - odrzekł - Rok później wiedziałem, że wyszedłeś, ale nie wiedziałem, gdzie podziewasz się, a ja wciąż nie mogłem opuszczać Portland - wytłumaczył. Przez chwile milczeli.

- Ta Sophie - mruknął po chwili Cameron - Jest tą jedyną?.

- Tak - poparł go bez zastanowienia, wracając myślami do niej.

- Więc, masz tego nie spierdolić, bo ja ci wpierdolę - zagroził, na co Jeffey lekko zarechotał, po czym uścisnęli się niedźwiedzimi ramionami jak bracia.

***

- Nieoczekiwany zwrot akcji - pomyślał siedząc w samochodzie. Zdumiała go postawa Sophie Hetfield, tak po prostu zawarła układ z Cameronem. Z opowiadań dowiedział się, jaka była odważna, cóż zawsze była, bynajmniej w interesach. Uśmiechnął się na samą myśl, jak dobrze do tego podeszła, był przekonany, że będzie trzęsła się ze strachu, a ona po prostu zaskoczyła go kolejny raz i to pozytywnie. Będzie musiał się z nią rozmówić w końcu i zrobi to, jutro z samego rana. Wsiedli do samochodu po skończonej robocie. . Przez ostatnie lata Cameron Burton, zazwyczaj dorabiał w kasynie w samej Kanadzie, a także przez krótki czas w Portland zarabiał na zmywaku. Ten facet miał ciężkie życie od zawsze, mógł liczyć tylko na siebie.

- Gdzie cię zawieźć?. - zapytał - Zatrzymałeś się, gdzieś w ogóle?. - wypytywał, mężczyzna tylko podrapał się pogłowie i od razu zrozumiał tą aluzje. Pokręcił głową - Dobra zatrzymasz się u mnie. dopóki nie ogarniesz się - sam odpowiedział na swoje pytanie. Zapoznał go ze swoim synem i był nawet zaskoczony, jaką ma rękę jego przyjaciel do dzieci, Liam od razu polubił nowego współlokatora domu i z chęcią słuchał o najsłynniejszych komiksach z postaciami, którzy byli bohaterami. Jego myśli, wciąż wracały do jego sąsiadki, zastanawiał się, jak ujarzmiła swoją matkę. Policja mogła w każdej chwili zapukać do jego drzwi po Burtona, jednak wciąż nie zjawiała się, a wszystko to za sprawą jednej Sophie Hetfield.

39. Sophie:

Po wyjściu z hotelu wszystkim było trudno uwierzyć jej, że wszystko w porządku. Musiała dwa razy tłumaczyć się dla dowódcy policji, że to po prostu pomyłka i wszystko już załatwiła. Choć starszy mężczyzna nie dowierzał, to odpuścił w końcu tą sprawę i zażyczył sobie, by więcej nie robić takich pomyłek, za to z matką było, o wiele gorzej. Do rana wałkowała jej, że musi zgłosić to na policje.

- Mamo, daj spokój, to pomyłka i tyle - jęknęła bezsilnie popijając herbatę.

- On chciał cię zabić, na miłość boską! - zawołała.

- Ale tego nie zrobił. Jestem tu!. - pomachała ręką, by w końcu zauważyła.

- W dodatku zatrudniłaś go, chcesz z hotelu zrobić przytułek?. Najpierw Jeffeyowie, teraz on?!. - wyliczała sobie na palcach.

- Mam do tego prawa, więc robię, co mi podoba się - wzruszyła ramionami - Choć raz coś chcę zrobić po swojemu - zmrużyła oczy, jakby chciała przypomnieć, kiedy ostatni raz robiła co chciała.

- W dodatku Logan, powinien za to też odpowiedzieć!. - warknęła zła patrząc się przez okna w dom sąsiadów.

- Jego w to nie mieszaj!. - zagroziła palcem. Cokolwiek chodziłoby o Logana, będzie i tak go strzegła. Nie jeden za pewne, by nazwał ją szaloną.

- Co, on takiego ma, Sophie?!. - chlipnęła - Na świecie tyle dobrych facetów jest, czemu akurat Logan Jeffey?!. - dodała z żalem w głosie.

- Jasne, na przykład, Cole Cerventes, prawda?!. - prychnęła z uśmiechem boleśnie - Sama zadaję to pytanie, odkąd go zobaczyłam po raz pierwszy, po tak długiej przerwie - odpowiedziała z lekką zadumą - Mamo,.on jest niezwykły - dodała w końcu z lekkim uśmiechem, na co kobieta złagodniała trochę i westchnęła - On nie jest zły matko, to ty go oczerniłaś przed całym światem pamiętasz?. - wypomniała jej odstawiając pusty kubek do zlewu.

- Ponieważ zabił...

- Mamo, nie zabił - przerwała, wymierzając jej chłodny wzrok - Dobrze, o tym wiesz, jeżeli ktoś tu jest winny, to ty i tata - oskarżyła i dostrzegła, jak jej rodzicielka jeszcze bardziej się puszy - Bo puściliście Willa na tamtą przeklętą imprezę i pozwalaliście mu na wszystko - dodała surowo i odeszła zostawiając starszą kobietę, która złość w zaskakujący sposób, która zmieniała się w lekkie zamieszenie.

Jechała do pracy w dobrym humorze, przestała przejmować się matką. Zastanawiała się nad tym całym kolegą Logana, czy mogła mu zaufać?. Jednak dowiedziała się od Sary, że jej biuro pozostawili w nienaruszonym stanie, więc wywnioskowała, że dogadali się po ludzku. Uśmiechnęła się zadowolona ze swojego planu. Weszła do hotelu i podeszła do recepcji stawiając cztery kubki z kawą. Podeszła do windy przyciskając przycisk wzywając ją na dół i podeszła znów na chwilę do lady, za którą stała druga dziewczyna w oficjalnym ubiorze.

- Co dzisiaj nam, Sophie, przygotowała okup już był więc, napad, porwanie?. - zapytała rozbawiona, chwytając za swój podpisany kubek.

- Mam nadzieję, że nic - uśmiechnęła się lekko, w trakcie ich rozmów do środka wszedł nikt inny, jak Logan Jeffey. Spodziewała się go tutaj, ale sądziła, że uda jej sie uniknąć, jakiejkolwiek konfrontacji z nim.

- Rozdaj kawy! - pisnęła i myknęła szybko do windy.

- Sophie?!.- zawołał dostrzegając, że właśnie przed nim ucieka. Nim zdążył drzwi zamykały się, a ona mu pomachała zadowolona. Warknął po cichu i odwrócił się do drugiej dziewczyny, która roześmiana patrzyła się na nich i wzruszyła ramionami. Pokręcił głową i ruszył na schody, których zaczynał nie lubić. Zdążyła wbiec do swojego biura. Nim zdążyła usiąść, ciężkim i dumnym krokiem wszedł do jej biura. Zdjęła lekki beżowy płaszcz z ramion i spojrzała na niego.

- Czemu nie poczekałaś?. - zapytał - Wołałem cię - sprostował. W końcu ją miał przed sobą, aż trudno mu było w to uwierzyć.

- Wiem, ale to było zabawne - uśmiechnęła się, wzruszając ramionami.

- Zabawne - chrząknął. Zacisnął usta i wypuścił powietrze z ust, by nie złościć się nie potrzebnie. Przyjrzał się jej całej i od razu rozchmurzył się - Wiele razy próbowałem z tobą porozmawiać, prosiłem Kimberly nawet, żeby przekazała - zaczął mówić.

-I przekazała - skinęła głową pamiętając dzień, w którym była zdzwiona odwiedzinami Logana - Problem w tym, że ja niekoniecznie chcę z tobą rozmawiać - chrząknęła zmieniając swój wyraz na o wiele chłodniejszy. Przełknął ślinę i spuścił wzrok. Podszedł do niej i uklęknął przed nią. Rozszerzyła oczy z zaskoczenia.

- Sophie, ja nigdy nie chciałem cię zranić - mówił zamykając jej dłonie w swoje ręce, a jej krew zaczęła pulsować. Ten mężczyzna działał na nią z niezwykłą siłą i nie umiała panować nad swoim ciałem, gdy tylko był tak blisko niej.

- Ale to zrobiłeś - wypowiedziała, na co przełknął ślinę ponownie. Wydawał się na zestresowanego, ale także na skruszonego, powinna mu ufać?.

- Wiem i żałuję, bo posłuchałem się twojej matki - wyznał.

- Mojej matki?!. - pisnęła w szoku, na co skinął głową przytakując.

- Przyszła do mnie tamtego ranka - przetarł sobie twarz, jakby wciąż go to bolało - Zagroziła mi i Liamowi, a ja znów poczułem się tak bezradny i bezsilny, jakbym miał znów osiemnaście lat - ponownie chwycił ją za ręce, a ona słuchała go roztrzęsiona. Jak mogła jej własna matka posunąć się do takiego czegoś?. - Dopiero, jak cię zobaczyłem potem, całą...- nie umiał tego wypowiedzieć, znów przeżywając jej widok pobitej - Twój widok wtedy, gdy on cię tak... Dopiero zrozumiałem, że jestem już na tyle silny, że mogę sam bronić się. Proszę wybacz mi - spojrzał w jej oczy, a ona przełknęła ślinę - Proszę wróć do mnie. Przy tobie jestem lepszym sobą - łkał, a jej to miażdżyło serce. Miała w to wierzyć?. A potem znów rozbije serce na milion kawałków.

- Nie wierzę - chlipnęła, zabierając ręce, którymi posłużyła się, aby włosy założyć za uszy zdenerwowana. Miała na sobie dłuższą spódnicę, którą pogładziła poprawiając.

- To uwierz jemu - złapał znów jej dłoń i przyłożył na klatce piersiowej na wysokości serca. Czuła wyraźne przyśpieszone bicie serca, na które zabrakło jej tchu - Dobrze wiesz, Sophie, że przy tobie ledwie mówię.

- Mhm - mruknęła wątpliwie.

- Twoja uroda - pogładził ją czule po policzku. Miała wrażenie, że wciąż te miejsce grzeje, nawet, gdy jego dłoń jej już nie pieściła - Każdego dnia brak mi słów, na twój wdzięk i piękno... Epitetów nie starczy - wyjaśnił - Proszę, wybacz mi - poprosił z minął poszkodowanego szczeniaczka. Dotknął jej ud, za którymi tęsknił, na co spięła się.

- a Phoebe?. - zapytała - Mam być twoja kochanką czy...?. - skrzywiła się żałośnie.

- Ahh… Moja matka ją akurat wykorzystała, nie chciała wcale cię ranić, ale również i jej zagroziła - spuścił wzrok, czując wstyd za rodzicielkę.

- Więc, nasze mamy są wszystkiemu winne?. - upewniła się analizując wszystko.

- Na to wygląda - kiwnął głową, zataczając nie wielkie kółka na jej gładkiej skórze, przy okazji zadając jej masaż. Krew zaczęła w jej organizmie wrzeć, a serce przyspieszać obroty. Nie umiała trzeźwo przy nim myśleć. - Wybaczysz mi?.

- zapytał jeszcze raz. Dostrzegł chyba, że walczy ze sobą. Podjechał dłońmi trochę dalej, przy tym odwijając jej spódnicę nieco wyżej. Robiło jej się gorąco, w dodatku te przyjemne łaskotanie na dole w podbrzuszu. Oddech stawał się, coraz cięższy.

- Zastanowię się - wybełkotała. Westchnął ciężko.

- A długo?. - zapytał się, a jego duże dłonie powędrowały jeszcze wyżej. Rozszerzyła oczy w szoku.

- Może!. - pisnęła z niedowierzeniem, ciężko było powstrzymać się jej od uśmiechu, więc zdradziła się właśnie teraz, widząc, jak również ukazał swój cwaniacki uśmieszek. Zerknął na swój zegarek, który obejmował jego nadgarstek. Gładził tym razem wewnętrzną stronę ud, miała wrażenie, że robi się już wilgotna. Jego ręce powędrowały wyżej i nim zorientowała się on obejmował jej biodra, po części również jej pośladki.

- Już?. - chrząknął niecierpliwiąc się. Ścisnął delikatnie i pociągnął gwałtownie do siebie, tak że zsunęła sie z piskiem swobodnie z krzesła obrotowego, prosto na jego kolana.

- Baran!. - krzyknęła - Łotr, drań, dureń i złamas - burknęła ściszając coraz bardziej swój ton mając go naprzeciwko siebie.

- Wiem - mruknął przykładając czoło do jej czoła. Nie umiała przed nim już bronić się, oplotła go ramionami wokół szyi - Wybaczysz?. - szepnął. Uśmiechnęła się łagodnie i zaśmiała się krótko. Skinęła głową za zgodą.

- Wybaczę - odszeptała - Ale nie rań mnie więcej. Nie zniosę tego więcej - poprosiła z bólem. Rozczulił się na te słowa, które również i jego zabolały.

- Obiecuję - odrzekł, po czym złączyli się długo wyczekiwanym pocałunkiem. Gładził ją po lędźwiach, a ona odczuwała wreszcie przyjemny dreszcz po całym ciele. Pobudzał każdy nerw w jej niewielkim ciele. Pogłębił pocałunek, wplatając swoje palce w jej gęste włosy. Jego czułe pocałunki wędrowały po jej szyi. Stęsknił się za nią ogromnie, kosztował jej skórę ze smakiem i niecierpliwością. W końcu, dzięki niej oddychał, w końcu ją miał, swoją Sophie.

- Ale nie myśl, że będziemy tu kochać się - burknęła zarumieniona, cała ona. Pogładził ją jeszcze raz po twarzy zachwycony.

- To się okaże - odpowiedział z lekką chrypką, przewracając ją na plecy.

- Logan! - zdołała wykrzyczeć. Byli zakryci całkowicie biurkiem, za którym w końcu oddawali się niezwykłej namiętności i czułości. Wreszcie razem, Nareszcie szczęśliwi.

Sophie

To było wszystko szalone pomyślała wychodząc wraz z nim pracy. Jeszcze z rana była przekonana, że nigdy już nie będą razem, a teraz trzymali się właśnie z ręce, jak para zakochanych. Spojrzała na niego był taki rozluźniony. Dopilnował, by wsiadła do swojego samochodu bezpiecznie i poczekał, aż odjechała kawałek, wsiadł do swojego i ruszył tuż za nią. Razem choć oddzielnie wracali do domu, tylko do którego?.

40. Logan:

Chciał ją mieć tylko dla siebie, niemal nalegał, by szła do niego, jednak ona rękoma i nogami zapierała się. Scena musiała wyglądać komicznie, a przy tym uroczo..

- Niee, Logan. Wolę pójść do siebie - zatrzymała go na podwórku Jeffeyów.

- Sophie, chcę spędzić z tobą noc, a po za tym nie zostawię cię teraz samej - powiedział stanowczo, na co uśmiechnęła się nieśmiało.

- Nie sądzę, by twoja mama była zadowolona, że jestem u was - zamarudziła, znów zatrzymując ich zapierając się nogami.

- Sophie, zostaw to mnie, okay?. - podszedł do niej ujmując jej twarz w dłonie spoglądając w oczy. Nie zamierzał tym razem odpuścić, za bardzo brakowało mu jej obecności. Na razie ten koszmar już kończył się. Westchnął rozmarzony podziwiając ją.

- Nie chcę kłócić się już - posmutniała.

- Wiem, nie dopuszczę do tego - pocałował ją w czoło, a następnie w skroń dodając jej otuchy i bezpieczeństwa - Czy mogę zabrać cię już na górę, by kosztować każdy milimetr twojego słodkiego ciała?. Skoro mi nie pozwoliłaś dzisiaj w biurze- zapytał uwodząco, na co poczerwienia się, a na końcu zaśmiała - Chcę cię mieć na wyłączność - szepnął na ucho, gdy już wchodzili do domu. Krzyki i hałas od razu usłyszeli oboje, w salonie rozgrywał się mecz rugby z udziałem jego syna, a także Emily i Carmerona, w tle nastawiona dość głośna muzyka dawała sobie również po sobie znać.

- Nie mówiłeś, że masz imprezkę - parsknęła rozbawiona.

- Bo nie wiedziałem - chrząknął niezadowolony.

- Dołączycie?. - zapytał Cameron.

- Pewnie!, - zawołała radośnie Sophie. Odwróciła się do niego wyczuwając, że jest zniesmaczony.

- Potem obiecuje, że będziesz miał mnie na wyłączność - szepnęła mu na ucho. Pocałowała go w policzek i z podskokiem pobiegła do pozostałych. Przywitała się czule i wesoło z Liamem, który wtulił się w brzuch dziewczyny. Ściskała dziecko z dość dużą siłą, aż chłopczyk udawał, że dusi się. Roztrzepała jego czuprynę tak, jak zawsze ze śmiechem, a następnie dołączyła do wspólnej zabawy. Sądził, że będzie brała jego kolegę na dystans, ale tu Sophie również zaskoczyła. Traktowała go jak dobrego znajomego, co również zaskoczyło najwidoczniej Burtona. Cała Sophie, pełna niespodzianek. Uśmiechnął się na ten widok.

- Pójdę przygotuje coś do picia - oznajmiła zdyszana Emily chowając się w kuchni. Choć pragnął czego innego, ten widok go też satysfakcjonował. W tym momencie grali ona z dzieckiem, na przeciw jednemu. Radość emanowała w tym pomieszczeniu. Oparł się o poręcz od schodów, za sobą wyczuł kogoś obecność.

- A co, ona tu robi?. - usłyszał głos matki, na co westchnął.

- Po prostu jest, mamo - odpowiedział pewny siebie - I już będzie - dodał pewny siebie, jakby chciał odpowiedzieć na kolejne pytania.

- Lepiej, żeby wyszła - burknęła.

- Nie, matko - pokręcił głową - Sophie, jest moim szczęściem, jeśli to ci nie odpowiada, to twój problem - powiedział spoglądając na nią.

- Logan - zaczęła.

- Masz zakaz do niej zbliżania się - zastrzegł groźnie, starsza kobieta oburzyła się i w pośpiechu ruszyła na górę. Obserwował jeszcze grę, a po chwili podszedł do niego również kumpel.

- Stary, twoja siostra jest seksowna! - stwierdził widząc, jak przynosi szklanki, a następnie znów schowała się do kuchni.

- Stary, wciąż to moja siostra - upomniał.

- Serio, seksowna - oblizał się po ustach.

- W dodatku ma chłopaka - ostrzegł go.

- Nie ma - odpowiedział mu, na co uniósł brwi zaskoczony - Albo z którym nie jest szczęśliwa - spojrzał na niego całkowicie inaczej nastwiony.

- Co?. - zapytał upewniając się, czy dobrze usłyszał.

- Gdy rozmawialiśmy o nim, była wyraźnie spięta, smutna, zmieszana - wzruszył ramionami - Kto lepiej zaleczy serce, jak nie Cameron?. - klepnął go po ramieniu.

- Nie chcę, by cierpiała - zagroził mu surowo palcem.

- Kto tu mówi o cierpieniu?. - uśmiechnął się łagodnie - Dzięki za błogosławieństwo, stary - poklepał go znów po ramieniu i wrócił do najlepszej zabawy w tym domu. Czemu jego siostra nic nie mówiła?. Był zajęty swoimi problemami, ale jakoś pomógłby jej. Zawiódł ją kolejny raz. Przełknął ślinę i zatrzymał ją w locie, odciągając na bok

- Emily - zwrócił się do niej.

- Logan - uśmiechnęła się, była zaczerwieniona na twarzy od wysiłku, jaki już zrobiła z towarzyszami.

- Czemu nie mówiłaś nic o Davidzie?. - zapytał zmieszany.

- Oo.. Skąd wiesz?. - wyprostowała się, Widziała, że wciąż czeka na odpowiedź, więc westchnęła rozluźniając się - Ponieważ nie chciałam cię wciągać w swoje problemy, wystarczająco masz swoich - odpowiedziała biorąc chipsa z salaterki, a następnie zjadając.

- Jestem twoim bratem, powinienem cię bronić, albo...

- Logan, okres ten już minął - zaśmiała się - Doceniam, że chcesz pomóc, ale tu nie ma w czym. Davida przenieśli do zupełnie innej jednostki, rozeszliśmy się w pogodowej atmosferze, ale nie zamierzam wiecznie na niego czekać - wyjaśniła.

- Nie cierpisz?. Nie skrzywdził cię?. - zapytał dziwiąc się, że tak dobrze to znosi?. On mało, co nie umarł bez Sophie.

- Z każdym dniem będzie, coraz lepiej - odrzekła łagodnie.

- Emily, pomóż mi!. - zawołała Sophie, która próbowała doskoczyć do uniesionej wysoko ręki Camerona, by zabrać piłkę - Sama nie dam rady - dodała śmiejąc się.

- Lepiej dołącz do nas - poklepała go po ramieniu siostra i po odstawieniu tacki z przekąskami dołączyła do gry.

- Logan, pokaż na co cię stać!. - zachęcił drugi mężczyzna rzucając mu prosto w ręce piłkę.

- Jak sobie życzycie - uśmiechnął się cwaniacko. Był znakomity w tym sporcie, reprezentował drużynę w szkolnych czasach. Teraz mógł znów poczuć ten stan, gdy kiedyś stał będąc nastolatkiem na boisku szkolnym. Teraz grali dwóch na dziewczyny i Liama, o dziwo dla dziewczyn wcale tak kiepsko nie szło, pomimo, że walczyły z większymi mężczyznami. Po pewnym momencie, gdy przechwycił piłkę, podeszła do niego z zalotnym spojrzeniem. Schował swoją zdobycz za swoje plecy, wiedząc, że i tak nie przegra.

- Jeśli mi oddasz piłkę, sprawię, że dzisiejszej nocy będziesz jęczał moje imię - szepnęła mu na ucho, wspinając sie na palce. Zarechotał rozbawiony, czując radość, że w końcu tu jest. Czuł również olbrzymie pożądanie. Jego krocze pękało w szwach, mimo to nachylił się do jej ucha.

- I tak będę - odrzekł, odrzucając piłkę to współzawodnika, który zdobył punkt.

- Gbur!.- burknęła oburzona, ale wciąż wesoła. Miał wrażenie, że cofnął się w czasie. Po skończonej grze, gdy każdy już opadł z sił, a Liam wciąż z uśmiechem na buzi spał, on w końcu miał ją nagą w ramionach. Uwielbiał te elektryzujące uczucie przy niej. Zarumienioną i rozgrzaną całował po jej słodkim obojczyku, na co chichotała. Gładził po ciepłej i delikatnej skórze na udzie, które miała oparte o jego biodro. Tak, jak obiecała jęczał jej imię z rozkoszy. Nigdy, by nie przypuszczał, że ta kobieta znajdzie się w jego życiu, a co lepsze w ramionach i nie żałował tego. Te wspaniałe uczucie czuł dzięki niej. Nosem wodził po jej nagiej szyi słuchając jej oddechu.

- Kocham cię, Logan - wyznała nieśmiało, na co spojrzał na nią. Brakowało mu tego widoku, ona na tej poduszce. Taka, jaką zapamiętał. Ukazał swoje dołeczki przez ten miażdżący od środka uśmiech.

- Wiem - odrzekł. Zmarszczyła brwi. Zauważył, że niezadowolona była z tej odpowiedzi, na co lekko uśmiał się - Ja ciebie też, Sophie - odpowiedział w końcu blisko jej ust, na co w końcu uśmiechnęła się. Korzystając, gdy ona była w łazience, wstał zakładając bokserki i szlafrok. Wyciągnął paczkę papierosów i podpalił jednego na tarasie. Pewnie już wyczuła dym nikotynowy i zdecydowanie miała rację, raczej już powinien to rzucić. Nie tak łatwo mu wbiegać na te trzecie piętro w Great Grant Hotel. Zaciągnął się i wzdrygnął, gdy poczuł, jak czyjeś ręce otulają jego szyje.

- Chcesz, żebym na zawał zszedł? - wykrztusił prostując się, zaśmiała się słodko.

- Nie waż odchodzić z tego świata beze mnie, Loganie Jeffey - odparła wesoło, siadając prosto w jego ramiona, gdy on zrobił specjalne miejsce. Miał Deja Vu i był znów szczęśliwy.

- Zmarzniesz - mruknął, widząc, że ma na sobie tylko jego elegancką koszule.

- To mnie ogrzejesz - powiedziała uwodząco, przegryzając dolną wargę blisko jego ust. Okrył ją swoim wielkim odzieniem, a ona wtuliła się w jego ciało. Zabrała tak, jak kiedyś mu papierosa po czym poczęstowała się.

- Twoja mama może zobaczyć, jak palisz - powiedział zdumiony, wciąż wpatrując się w nią.

- Moja mama może mnie zobaczyć prawie nagą w twoich ramionach, mój kochany - odrzekła rozbawiona - Więc, ten papieros to pikuś - dodała oddając mu jego własność - Nie boję się i tak jej, bardziej obawiam się twojej - wyznała spoglądając w jego oczy, w których utonęła rozmarzona.

- I vice versa, ja boję się bardziej twojej - odrzekł spokojnie. Uśmiechnęła się gładząc go po policzku czule. Tęsknił za tą pieszczotą, przymknął nawet oczy na chwilę, by otworzyć ponownie i upewnić się, że to nie sen.

- Ochronie cię przed całym światem, jeśli będę musiała - zadeklarowała, na co zaśmiał się.

- Raczej, ja powinienem ciebie - odrzekł wypuszczając dym w bok - Tym bardziej przed Colem - dodał wyczuwając swoje i jej spięcie. Skinęła głową przygnębiona.

- Nie myślmy teraz o nim - poprosiła, na co przygarnął ją bardziej do siebie i pocałował w głowę ze zrozumieniem. Tamten człowiek skrzywdził ją wystarczająco, że nie zasługiwał, na jakiekolwiek wspomnienie o nim. Choć go szlak ogarniał, gdy wiedział, że wciąż tu gdzieś może być. Najważniejsze było to, że była tu z nim bezpieczna i to mu, jak najbardziej odpowiadało.

- Kończ tą fajkę, chcę mieć cię w łóżku - zażyczyła, całując czule w jego szyję. Miał ją nareszcie przy sobie. Szczęście, jakie czuł nie był w stanie opisać. Leżała wtulona w jego ciało, a on jeszcze chwilę czuwał nad nią nie mogąc sie nacieszyć. Miał gdzieś już wszelkie zasady i umowy, uczucie te było silniejsze. Nareszcie mógł spać spokojnie, bynajmniej na razie. Ich ciała spleceni w jedność były otulone ciepłą i puszystą pościelą, a ich umysły pogrążone w spokojnym i przyjemnym śnie.

***CDN***

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania